czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział XX

- Kochanie, już  nam nie zostało dużo. Jeszcze tylko jeden dział. - Powiedziałam wesoła, widząc skwaszoną minę mojego kochanka.
- Nigdy więcej, takich zakupów. Następnym razem zamówimy wszystko z dostawą do domu. Nie będę się włóczył po marketach. - Podeszłam do niego i pocałowałam na pocieszenie.
- Przepraszam. Ostatnio nie miałam okazji zrobić większych zakupów. Wynagrodzę ci to, a teraz chodź.
- Za ile wrócimy do domu?
- Nie wiem, to zależy jak szybko zrobimy zakupy w galerii. Nim szybciej zrobimy je tu, tym szybciej pojedziemy tam i wrócimy do domu.
- Jesteś niemożliwa, ale i tak cię kocham.
Po godzinie wyszliśmy z marketu i byłam zadowolona z zakupów. Kupiłam wszystkie artykuły. Jeszcze dziś zacznę gotować.
Teraz staliśmy przed drzwiami galerii. Tak jak zwykle mięliśmy założone nerdy.
- Mam nadzieję, że szybko nam pójdzie, a tak w ogóle zjadłbym coś.
- Serio? Możemy iść do tej restauracji na tarasach. Podają dobre sałatki wegetariańskie oraz mięso.
- Okej, możemy iść. - Wtulona w jego bok, ruszyłam na trzecie piętro. Cała galeria była ubrana świątecznie, w sumie od święta dziękczynienia były już choinki. Zero uroku świąt. W Anglii, przygotowywaliśmy się do nich tydzień przed Wigilią, a w samą noc ubieraliśmy choinkę. To w sumie był jedyny dzień, który spędzaliśmy z całą rodziną, a ojciec nie okazywał do mnie nienawiści. W sumie Nikki robiła to samo.
Usiedliśmy przy stoliku który zawsze zajmowałam, gdy byłam tu ze znajomymi. Boże, kiedy ja tu ostatnio byłam?
Podszedł do nas znajomy kelner, który patrzył na mnie flirciarsko, a Chester zaczął się denerwować, jednak złapałam go za dłoń, aby się uspokoił. Zabrał zamówienie i odszedł.
- On na ciebie patrzył, bardzo nachalnie patrzył.
- Kotku, na ciebie stada napalonych dziewczyn patrzą każdego dnia, nawet teraz to robią. Więc nie mówmy, kto tu powinien być zazdrosny.
- Ale on cię pożerał wzrokiem. Czy nie zdaje sobie z tego sprawy, że jesteś moją kobietą?
- One też sobie z tego nie zdają sprawy, a mimo wszystko się do nich zalotnie uśmiechasz. Czasami nawet je komentujesz.
- O czym mówisz?
- Przy wejściu, gapiłeś się na jakąś laskę z sylikonem zamiast cycków i rzuciłeś komentarz "Jaka dupa". Powiedziałeś to dosyć cicho, ale nie na tyle, abym nie usłyszała.
- Serio to powiedziałem? Nawet nie brałem sobie tego pod uwagę.
- Dupę miała niezłą. Delikatnie krzywe nogi, ale za to miała czym oddychać.
- Też na nią patrzyłaś?
- Tak. Patrząc na inne zastanawiam się, czego mi brakuje, aby być taka jak one. Dziewczyny, które kręcą facetów samym wyglądem.
- Nawet nie próbuj. Jesteś taka śliczna, mądra, inteligentna - jesteś ideałem.
- A i tak się oglądasz za innymi. - Powiedziałam ze smutkiem. Przecież, gdybym była na prawdę taka idealna to nie pieprzył by się z Samnthą, prawda? Nigdy nie byłam jego wymarzoną kobietą i nadal nią nie jestem. Może gdybym była starsza, bardziej stanowcza? To mnie boli, bardzo mnie boli, ale nie potrafię odejść. On jest czymś w rodzaju mojego tlenu. Nie umiem żyć bez niego.
- No bo one same tak jakoś mi... Wiesz o co mi chodzi. - Przytaknęłam i uśmiechnęłam się widząc, że go zapeszyłam. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam  Av z Carlą i Brianem, oni spojrzeli na mnie i ruszyli biegiem w naszym kierunku.
- Kochana, gdzieś ty się zaszyła? - Zapytała Av, która zaczęła mnie przytulać. Car i Brian również mnie uścisnęli.
- No wiesz. Nauka, dom, dzieci. Mogliście do mnie wpaść.
- Nadrobimy to. Boże, jak ty wyładniałaś.
- Ona promienieje przy swoim facecie, Av. - Teraz Carla zbliżyła twarz do mojego ucha i szepnęła: - Kochana, dokonałaś dobrego wyboru.
- Wiem, Car. Jestem taka szczęśliwa. Dosiądziecie się do nas?
- Nie, my w zasadzie już lecimy. Musimy się spotkać i wszystko ci opowiedzieć co słychać na wydziale. Powiem ci, że mamy takie ploteczki. Musimy koniecznie to wszystko nadrobić. Wiesz, że przyjechał do nas profesor z Hiszpanii? Kochana, jaki jest on seksowny. Może się zakręcę koło niego. - Zaśmiałyśmy się na te słowa. Ona i jej pomysły, aj.
- Nadrobimy to. Gdzie macie resztę chłopaków?
- Tom wyjechał do Hiszpanii, Logan z Danielem są na meczu footballu, Lukas się trochę zatracił i nas olewa.- Powiedział Brian. Jeśli on zaczął brać? Boże, jak oni mogli do tego dopuścić.
- Co zrobił? - Powiedziałam przerażona.
- No wiesz, wciągnął jedną, później kolejną kreskę, a teraz go nie widzieliśmy.
- Brian, ty to mówisz z takim spokojem? On was teraz potrzebuje, spróbujcie do niego dotrzeć. Jest twoim kumplem z podwórka, więc jesteście coś sobie winni.
- Nawet nie wiem gdzie jest.
- Musicie poszukać w czarnej dzielnicy, tam mógł znaleźć towarzystwo. Wieczorem na pewno wróci do domu, spróbuj z nim pogadać.
- Okej, tylko się nie denerwuj. My nie będziemy przeszkadzać. Cześć wam. - Pożegnaliśmy się i oni poszli w swoją stronę, a ja usiadłam przy stoliku.
- Przepraszam, ale dawno ich nie widziałam. - Posłałam przepraszający uśmiech.
- Nic się nie stało. Kim jest Lukas?
- Znajomym ze szkoły, jeden chłopak z paczki, do której kiedyś należałam. On ma problemy w domu i ciężko do niego dotrzeć. Martwię się.
- Jest ktoś o kogo się nie martwisz? - Przytaknęłam, a on uniósł śmiesznie brew.
- To mój ojciec i Nikki. Ich mam głęboko w poważaniu, a zresztą oni już dla mnie nie istnieją.
- Oszukujesz samą siebie. Chciałabyś, aby byli z wami.
- Nie Chez, nie chcę znać kogoś, kto mną gardzi i nie chciał, abym żyła. Czternaście lat mnie gnębił. Może gdyby nie robił tego z taką pasją, traktowałabym go teraz inaczej. Spieprzył mi całe dzieciństwo, musiałam szybciej dorosnąć niż powinnam. Nie mam zamiaru go usprawiedliwiać, ani wybaczać, bo tego nie da się zrobić. Od zawsze był zimnym sukinsynem i na zawsze taki pozostanie.
- Nie rozmawiajmy o tym. Co masz zamiar upichcić na świąteczny obiad? - W tej chwili podszedł kelner i przyniósł nam zamówienie. Ja jak zwykle postawiłam na wegetarianizm, a Chez na kawał mięsa. Jak my się różnimy, a mimo to ciągnie nas do siebie. Na deser zamówiłam sobie pucharek lodów czekoladowych z truskawkami. Cholerne zachcianki.
- Hmm, chciałabym zrobić pieczonego indyka, ale według przepisu mojej babci. Oczywiście nie może zabraknąć domowego chleba, chociaż innego niż wszystkie, słodkie ziemniaki pie, jabłecznik, ciasto z owocami oraz pierniczki. Zrobię też sałatkę, o której wspominała Anna oraz danie z przepisu Linsey. Chyba jeszcze o czymś zapomniałam.
- A ta niespodzianka, o której sobie wczoraj mówiłaś?
- To niespodzianka. Nie możesz wiedzieć, kotku. Myślisz, że coś jeszcze powinnam dodać? Oczywiście najpierw podam przystawki, czyli lekką sałatkę z owocami morza oraz rukolą. Daniem głównym będzie indyk z sosem żurawinowym. Deser będzie niespodzianką dla wszystkich. Nadal mi czegoś brakuje.
- Kotku, my tego nie zjemy.
- Wątpię. Ludzie, Linkini potrafią zachowywać się jak zwierzęta, więc o czym my rozmawiamy?
- Jak zwierzęta, powiadasz? W takim razie, jakim zwierzęciem jestem ja?
- Kotem. - Powiedziałam, a on wybuchł śmiechem, aż ludzie na nas spojrzeli.
- Kotem?
- Kotem. Lubisz leniuchować, chcesz ciągłych pieszczot, jesteś zazdrosny, często stroisz fochy, chodzisz własnymi ścieżkami, mam wymieniać dalej?
- Za to ty jesteś... Cholera nie da się ciebie do żadnego zwierzęcia porównać. A nie, już wiem - mrówka. Mała, pracowita, zaradna - to cała ty.
- Za tę mrówkę, śpisz osobno. - Skończyłam swój posiłek i wstałam od stołu.
- Cholera, no nie obrażaj się. Jesteś tak cholernie perfekcyjna.
- I tak śpisz osobno. Możemy iść na dalsze zakupy? - Zmieniłam temat. On przytaknął, zapłacił za nasz obiad i ruszyliśmy.
- Kochanie, odezwij się wreszcie. Są święta, powinniśmy rozmawiać.
- Tak, powinniśmy oraz porozmawiajmy o mrówkach. - Rzuciłam sarkastycznie.
- Cholera, powiedziałem to pieprzone porównanie i teraz mnie olewasz. Przepraszam. - Podszedł do mnie i objął mnie z tyłu. Pocałował mój kark, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. On wie, że ja ubóstwiam subtelne pocałunki, dlatego robi to ciągle.
- Nie będziesz się już gniewać?
- Nie. A teraz chodźmy, bo ludzie zaczynają się patrzeć.
- I niech się patrzą. Kocham cię i nie będę się ukrywał.
- Też cię kocham. - Ruszyliśmy na dalsze zakupy. Nawet Chester przestał marudzić i udało nam się kupić potrzebne rzeczy.
Koło godziny szóstej pojechaliśmy odebrać naszego szkraba. Zakupy już rozpakowaliśmy, a Chez zawiózł Mikowi bombkę, którą miał pomalować. Jak się ma przyjaciela artystę to trzeba go wykorzystać. Jestem zajście okropna. Buahahaha.... Co się ze mną stało, w ogóle się nie poznaję. Skąd u mnie w głowie ten złowieszczy śmiech? Może to święta tak na mnie działają, a może po prostu mam dobry humor? Chociaż, stawiałaby i na to, i na to. Kocham święta.
U mojej mamy spędziliśmy kilka minut, w sumie to dawno się z nią nie widziałam i chciałam koniecznie wiedzieć co u niej słychać. W święta również się nie spotkamy, gdyż razem z Christopherem jedzie do Polski na cały tydzień. Niech korzystają, póki są jeszcze młodzi.
Zaczęliśmy się zbierać do domu, kiedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
Poszłam otworzyć, a tam zobaczyłam Ethana.
- Kochanie, co ty tutaj robisz o tak później porze?
- Uciekłem z domu. - Powiedział szczerze. Przytuliłam chłopca, który i tak był wyższy ode mnie.
- Dlaczego, kotku?
- Jest mi tam źle. Wolę wrócić do sierocińca niż do domu. Przybrany ojciec ma ciągle do mnie pretensje. Paula, ja nie chcę tam wracać.
- Spokojnie, dziś zabiorę cię do siebie, ale mimo wszystko musimy zadzwonić do twoich opiekunów.
- Dobrze. - Pogładziłam chłopca po poliku.
- Wejdźmy do domu. - Przepuściłam go w drzwiach, a później skierowaliśmy się do kuchni, gdzie rozmawiała moja mama z Chesterem, a Jack spał.
- Dobry wieczór. - Uprzejmie się przywitał.
- Chazzy, mamo to jest Ethan. Ethan, to mój narzeczony Chester, a to moja mama Evelin. Mój syn Jack - śpi.
- Miło mi cię poznać chłopcze. - Powiedziała mama i czule się uśmiechnęła.
- Mnie również.
- Chez, możemy zamienić słowo? - Zwróciłam się do ukochanego, a on przytaknął. - Ethan, usiądź, my zaraz wrócimy.
Skierowałam się do salonu, a Chester razem ze mną.
- O czym chciałaś rozmawiać?
- Mam prośbę. Możemy zabrać go do domu? Uciekł od opiekunów, bo źle się tam czuje.
- Kochanie, ale mimo wszystko, oni powinni wiedzieć, gdzie jest.
- Wiem, dlatego do nich zadzwonię. Proszę, weźmy go na noc.
- Dobrze, możemy go wziąć. Wygląda na miłego chłopaka.
- Bo taki jest. Pamiętasz jak opowiadałam ci o nim, kiedy jeszcze pracowałam w sierocińcu?
- To on? - Przytaknęłam. - Chyba powinniśmy wracać do domu.
- Mam nadzieję, że się nie będziesz na mnie gniewał. Wiesz, że bardzo go polubiłam.
- Nie mam za co się gniewać, kochanie.
Więc w czwórkę wróciliśmy do domu. Czułam się teraz jak prawdziwa matka. Chez z Ethanem znaleźli wspólny język jakim była koszykówka i muzyka. Chłopiec grał na fortepianie. Grał bardzo dobrze.


_________
Witam,
A o to kolejny rozdział, który napisałam, ale nie sama. W pracy pomogła mi Pani Ciemności. Mimo, że nie chciała się mieszać do tego opowiadania, to delikatnie ją przymusiłam. Jestem zła.
Rozdział nie jest jakimś cudem i czymś, co jest moim dużym osiągnięciem. Jednak ostatnio nie mam czasu i raczej nie będę go miała do samego wyjazdu, a może i nawet do końca wakacji.

Na koniec coś, czym chciałabym się pochwalić to...(werble)... byłam na koncercie Iron Maiden w Poznaniu! A to jest takie tam zdjęcie. Cóż, wolałabym pojechać na 30 Second to Mars, ale tutaj też się świetnie bawiłam. Ponad 30 tys. ludzi, którzy tak jak ja pojechali posłuchać heavy heavy metalu. Ironi dali czadu, w sumie ich supporty, Ghost i Slayer, również.


Z tego co się orientuję to VampireSoul była na Marsach, więc pytanie: Jak się bawiłaś?













Pozdrawiam,
Lilith.

PS. Dziękuję za komentarze oraz zwrócenie uwagi na WAŻNE INFORMACJE 5! (w zasadzie apel), które coś poskutkowały i Anonimowi się uspokoili:).

5 komentarzy:

  1. Taki fajny i lekki rozdział. Nie mogę się doczekać świąt :D Nie mam weny na komentarz, więc zostawię taki krótki ;/ Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty rozdział :)
    Czekamy na nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Byłam na Marsach i było zajebiście, jakżeby inaczej. Cały koncert byłam w odległości jakiegoś metra od Jareda, gdy śpiewał na podeście. Ostatni raz na ich koncercie byłam 5 lat temu, więc teraz byłam tym bardziej podekscytowana. Fakt, nie było Shannona, ale panowie dali radę, a Jared jest w świetnej formie.

    Co do rozdziału. Kurcze, trochę literówek wyłapałam. Ale nie chce mi się ich teraz wypisywać, więc proszę przeczytaj na spokojnie, dokładnie rozdział raz jeszcze i popraw te błędy. Jest też kilka powtórzeń.
    Co do samej treści. Jak chodzę z moim facetem po mieście, czy gdziekolwiek to razem komentujemy panny :D Facet, to facet nie przestanie się gapić, a ja mu nie będę tego broniła. A razem komentując, mamy do siebie i całej sprawy dystans ;)
    Hm. Ethan w ich domu. Takie to nagłe, ciekawe co pociągniesz z tym dalej.
    Zakupy, czyli męka dla Chestera :D
    Weny kochana!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja Ci tu wjadę z spamem :D Nowy na Impossible ;) I miłego pobytu w LA!

    OdpowiedzUsuń
  5. I dobry wieczór pani (odbija mi na noc) xD Nowy na UIG, jak i Numb :p

    OdpowiedzUsuń