niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział XVII

Hej kochani,
Uprzedzam, że rozdział jest pisany na szybko i w dodatku w czasie przerw na "kawę i ciastko".
Jaki zrobiłam dziś przypał. Ostatnio jestem zapracowana i w sumie nawet nie miałam czasu spojrzeć na kalendarz. Otwieram laptop, a tam powiadomienie, które kiedyś sobie ustawiłam.
Pani Ciemności ma urodziny! Cholera, nie ma to jak zapomnieć o urodzinach przyjaciółki... 
W ogóle dziś mamy naszą szóstą rocznicę przyjaźni. Jestem wyrodną przyjaciółką...

Już koniec narzekań. Zapraszam na rozdział:)
Pozdrawiam, Lilith


Rozdział XVII
Chez wyszedł się spotkać z Mikiem, a ja zostałam z Jackiem. Cholera, on coraz częściej wychodzi na spotkania, ale nie chcę robić mu wyrzutów. Chcę, aby było spokojnie. Chociaż, wolałabym by spędzał czas ze mną i Jackiem, a nie po za domem. Nie mogę mu jednak zabronić spotkań z kumplami. Zaczynam się denerwować, a przecież nie mam czym, prawda? Boże, nie wiem co zrobiłam źle. Ostatnio mam coraz więcej wątpliwości, że Chez na prawdę chce być ze mną. Jestem tylko gówniarą, która dopiero skończyła liceum i dostała się na studia. Nie chcę aby mnie ranił, jednak nie potrafię zaprzeczyć i się postawić. On daje mi wszystko czego pragnę, a jednak brakuje mi go przy moim boku. 
Dzwonek do drzwi, wyrwał mnie z rozmyśleń. 
- Już, otwieram. - Podeszłam do drzwi, a tam zobaczyłam uśmiechniętego Mika.
- Jest Chez? 
- Powiedział, że idziecie gdzieś razem na męski wieczór. Wyszedł do ciebie jakieś dwie godziny temu. 
- Do mnie? Chciałem go właśnie wyrwać z domu, bo ostatnio trzymasz go na kluczu.
- To wy go tak trzymacie. W domu bywa jak w hotelu. Może wejdziesz?
- Nie, będę leciał. Do zobaczenia. - Pożegnaliśmy się i wyszedł. 
Okłamuje mnie. Powinnam z nim skończyć.  Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie. 
Może poszedł po resztę chłopaków?
Cholera, okłamuje się sama. Przecież Mike nie wiedział, że go nie ma w domu. 
Usłyszałam płacz dziecka, więc szybko do niego pobiegłam. Jack, nie wyglądał dobrze. Stał się blady, a jego usta posiniały.
- Kochanie, co ci jest? - Wzięłam go na ręce i przytuliłam do swojej piersi. Nie wiedziałam co się z nim dzieje, dlatego zadzwoniłam po pogotowie. Łzy ciekły mi strumieniami po policzkach. 
- Kochanie, zaraz przyjedzie lekarz i cię zbada. Kotku, wytrzymaj jeszcze trochę. - Tuliłam go i uspakajałam, aby nie płakał. Jednak nie chciałam pozwolić, aby zasnął. Rozległ się dzwonek do drzwi. 
- Na górze! - Krzyknęłam i usłyszałam tupot stóp. Do pokoju weszli sanitariusze. Lekarze przejęli ode mnie chłopca i zaczęli go badać.
- Musimy zabrać go do szpitala, proszę jechać z nami. - Wynieśli go, a ja w biegu złapałam portfel i komórkę. Muszę zadzwonić do Cheza, ale teraz nie mam do tego głowy.
Wsiedliśmy do karetki i ruszyliśmy do szpitala.
- Co mu jest?
- Drobna niewydolność płuc. - Powiedział lekarz. - Nic mu nie będzie, proszę nam zaufać.
- Jak do tego doszło? Przecież urodził się zdrowy, a w domu ciągle go pilnuję. 
- Dziecko mogło się zachłysnąć powietrzem, albo to jego wada wrodzona. Jest pani bardzo młoda i może odziedziczył to po pani, albo po pani mężu.
- To nie jest mój biologiczny syn, a mój narzeczony jest zdrowy.
- Po biologicznej matce?
- Nie wiem, Kate nie żyje. - Znów zaczęłam płakać. Zatrzymaliśmy się i ruszyliśmy biegiem do szpitala. Nie pozwolili mi wejść do sali. Trzęsącymi się dłońmi wybrałam numer Cheza, ale on nie odbierał. Spróbowałam jeszcze raz i kolejny - znów rozczarowanie. 
Boże, gdzie on jest? 
Z sali wyszedł lekarz.
- Stan pani syna jest stabilny, potrzebujemy tylko jego dokumentów, czy ma je pani przy sobie?
- Nie. Zaraz je dostarczę. 
- Chłopiec zostanie na obserwacji na dzień, może dwa. 
- Rozumiem, czy mogę go teraz zobaczyć? 
- Tak, proszę wejść. - Biegiem wpadłam do sali, a tam on leżał w łóżeczku, podpięty do jakiejś aparatury.
- Jack, jak się czujesz słonko? - Usiadłam na krześle i dotknęłam jego rączki. - Zostanę tu z tobą, ale najpierw muszę przywieźć twoje dokumenty. Z domu wezmę ci Tediego, aby czuwał przy tobie. - Ucałowałam go w czółko i wyszłam. Chłopiec zasnął. 
Szybko udałam się do wyjścia i zamówiłam taryfę. Piętnaście minut później byłam już w domu. Zapłaciłam za usługę, a później poszłam spakować Jacka. Wzięłam kilka jego ubranek, pieluszki oraz ulubione zabawki. Wzięłam również dokumenty, które miałam dostarczyć. Na sam koniec napisałam kartkę dla Cheza;
Chez, 
Jestem z Jackiem w szpitalu. Wiedział byś wcześniej, gdybyś odebrał telefon. Jak byś chciał przyjechać, to jesteśmy w tym samym szpitalu, w którym urodził się Jack. 
Kocham, Paula.

Kartkę położyłam na stole, a później wsiadłam w swój samochód i z piskiem opon udałam się do mojego syna. Byłam zmęczona tym wszystkim. Teraz wiem co to znaczy - życie mi się pieprzy. Właśnie tego doświadczyłam. Chez mnie zdradza oraz okłamuje, a mój syn leży teraz w szpitalu. Mam dosyć, a nie mogę się poddać, muszę walczyć dla swojego syna. 
Było już około północy, a ja siedziałam z Jackiem w sali szpitalnej. Lekarz pozwolili mi zostać z nim na całą noc. Zalewałam się łzami, kiedy pomyślałam sobie, że on mógłby nie przeżyć. Ja skończyłabym ze sobą i nie obchodziłby mnie nikt. Jestem tak bardzo związana z tym szkrabem. Nawet z własną rodzicielką nie jestem tak złączona jak z nim. 
Później chyba zasnęłam. 

Oczami Chestera;
Wszedłem do domu. Znów spotkałem się z Sam i znów się z nią przespałem, a przecież nic do niej nie czuję. W domu było tak cicho, tak pusto jak kiedyś, kiedy nikt tu nie mieszkał. Teraz w tym domu były osoby, które kocham. Kocham ją, a mimo wszystko znalazłem się w ramionach innej. Muszę to skończyć, bo nie wyobrażam sobie, aby Paula się o tym dowiedziała. Zegarek w kuchni wskazywał godzinę drugą dwadzieścia. Zaświeciłem światło, a w oczy rzuciła mi się kartka na blacie wyspy. Podszedłem szybko do niej i to co tam zobaczyłem, wstrząsnęło mną. Ja się zabawiam, a ona jest z Jackiem w szpitalu. Nie zważając na nic wybiegłem z domu i skierowałem się do szpitala. Kiedy wpadłem do recepcji, byłem tak nabuzowany, że nie dawałem sobie rady z emocjami.
- Dobry wieczór, gdzie leży Jack Bennington? 
- Godziny odwiedzin się już skończyły, proszę pana. Proszę wrócić rano.
- Kobieto, to mój syn. Gdzie on leży? 
- Sala sto osiemnaście. Proszę zachowywać się cicho.
- Dziękuje. - Udałem się pod wskazaną salę. Zobaczyłem Jacka w łóżeczku, a na łóżku obok Paulę, która również była przypięta do aparatury. 
- Co się stało, że leżą obydwoje? - Pytałem sam siebie. Usiadłem na krześle przy łóżeczku Jacka, a jednocześnie obok łóżka Pauli. Jej oddech był miarowy, a mimo wszystko aparatura pykała niespokojnie. Jej serce biło w nienaturalnym rytmie. 
- Kochanie, przepraszam, że nie było mnie kiedy mnie potrzebowałaś. Jestem skończonym idiotą, ale miałem chwile zapomnienia. Zdradziłem cię. Paula, nie wiem jak mogłem to zrobić, a teraz jest już za późno by cofnąć czas. Jednak daj mi jeszcze jedną szansę. - Mówiłem do niej, a z jej oczu popłynęły łzy. Aparatura zaczęła intensywnej pykać. Ona mnie słyszała. Mogłem nic nie mówić, a teraz jest jeszcze gorzej.

Moimi oczami;
Chciałam się obudzić, ale wtedy on zaczął swój monolog. 
- Kochanie, przepraszam, że nie było mnie kiedy mnie potrzebowałaś. Jestem skończonym idiotą, ale miałem chwile zapomnienia. Zdradziłem cię. Paula, nie wiem jak mogłem to zrobić, a teraz jest już za późno by cofnąć czas. Jednak daj mi jeszcze jedną szansę. - Nie wytrzymałam i z moich oczu popłynęły łzy. Wiedziałam, że mnie okłamuje, ale dalej się łudziłam, że to tylko moje wyobrażenia. Zdradzał mnie za każdym razem, kiedy mówił, że idzie z chłopakami zaszaleć. Jestem skończoną idiotką, że zawsze mu wierzyłam, przecież okłamywał mnie od samego początku. 
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego. Nie chciałam go widzieć. Chciałam wstać, ale jakieś rurki mi to uniemożliwiły. 
- Chez, proszę wyjdź. 
- Przepraszam.
- Wyjdź, proszę wyjdź. - Łzy ciekły coraz bardziej, a serce pękało na drobne kawałeczki.
- Co się stało, że leżycie tu oboje?
- Jack ma niewydolność płuc. Teraz wyjdź. - Nie ruszył się z miejsca, dlatego to ja postanowiłam zareagować. Wyciągnęłam igły z swojego ciała, a później ostrożnie wstałam. Miałam bardzo słabe czucie, jednak nie pozwoliłam sobie upaść.
- Co ty robisz? Wracaj na łóżko! 
- Śmiesz mi rozkazywać? Wybacz, nie masz takiego prawa. - Zdjęłam pierścionek i rzuciłam w niego, a później ostrożnie skierowałam się do wyjścia. Nie patrzyłam na Jacka, ani na Cheza. Nienawidziłam tego drugiego. Zniszczył mi życie. Chciałam wyjść na korytarz, ale w drzwiach pojawił się lekarz.
- Co pani robi? Jest pani za słaba, aby sobie wędrować. 
- Muszę stąd wyjść. Nie mogę tu dłużej zostać.
- Chce pani zaszkodzić sobie i ...
- Nic nie mów. 
- To proszę się położyć. - Siłą zaprowadził mnie do łóżka, a po chwili pielęgniarka mnie przypięła do aparatury. 
- A więc jak się pani czuje?
-  Dobrze, dlaczego jestem podpięta do tych rurek?
- Wpadła pani w anemię. Nie zauważyła pani, że straciła na masie?
- Coś tam zauważyłam. Co z Jackiem?
- Pani syn jest w dobrej formie, o wiele lepszej niż pani. Zostanie jeszcze na obserwacjach, ale jesteśmy dobrej myśli. Niestety pani poleży dłużej. 
- Nie mogę tu zostać. W dzień wypisu Jacka, wychodzę i ja. 
- Wychodzi pani na własne żądanie. Jest pani za słaba, a powinna się pani oszczędzać zwłaszcza w tym stanie. Proszę spróbować zasnąć, a pana poproszę o opuszczenie sali.
- To są jedyne osoby, na których mi zależy. Zostaję z nimi. - Oznajmił hardo, a ja tak cholernie chciałam, aby wyszedł.
- Przyjdzie pan później, teraz pacjentka będzie miała badania. Proszę zaczekać na korytarzu.
Wyszedł, a ja odetchnęłam z ulgą. 
- Proszę mi powiedzieć co mi dolega, tylko bez owijania w bawełnę. - Zażądałam.
- Popadła pani w anemię oraz jest pani w ciąży, dlatego zalecane jest, aby pani została w szpitalu na dłużej. - Te słowa zraniły mnie jeszcze bardziej. Nie mogę być matką. Nie teraz, kiedy życie mi się pieprzy.
- Proszę nikogo nie informować o moim stanie. W szczególności pana Benningtona.
- Rozumiem. Dobrej nocy. - Wyszli, a mnie chciało się krzyczeć. To dziecko nie jest niczemu winne. Nie chcę aby wychowywało się bez ojca, a jednak będzie musiało to zrobić. Ja mu nie wybaczę, ale powiem o dziecku. 
Drzwi się otworzyły i wszedł on. Nie chciałam nawet na niego patrzeć. 
- Paula powiedz, co się z tobą dzieje? - Klęknął obok mojego łóżka. Uparcie nadal na niego nie patrzyłam, tylko gapiłam się w okno.
- Nie powinno cię to interesować. Od dziś łączą nas tylko dzieci i wspomnienia. Wyprowadzę się najszybciej jak tylko będę mogła, Jacka zabieram ze sobą. - Udawanie twardej bardzo dużo mnie kosztowało. Jednak wolałam to załatwić szybko i mieć z głowy.
- Nigdzie się nie wyprowadzasz, a Jack zostaje ze mną. 
- Nie masz dla niego czasu. Nie miałeś ostatnio czasu dla mnie, dla Jacka, ani nawet dla kumpli. I nie chcę słyszeć, że to z nimi wychodziłeś, bo dziś był u mnie Mike, z którym rzekomo bawiłeś się już od dwóch godzin. 
- To prawda byłem z nią. Byłem z nią dziś i przez ostatnie wieczory.
- Dlatego to ja zajmę się dziećmi. Będziesz mógł go zabierać na weekendy i odwiedzać, kiedy tylko zechcesz, ale to ze mną zamieszka.
- Nie zostawiaj mnie. Nie zabieraj mi dzieci. Dzieci?
- Jestem w ciąży, wybacz.
- W ciąży? Jak to możliwe?
- No wiesz, kiedy chłopak i dziewczyna kochają się bez zabezpieczeń w dni płodne dziewczyny, powstaje dziecko. Myślałam, że wiesz jak one powstają.
- Kiedy?
- Myślę, że było to w weekend, kiedy moja mama wzięła Jacka do siebie.
- To było jakiś miesiąc temu.
- Tak. Teraz się tak bliżej zastanawiając, to nie dostałam ostatnio okresu, a powinnam. Przepraszam, że spierdoliłam ci życie. Nigdy nie powinniśmy być razem. 
- Żałujesz tego, że byliśmy razem?
- Nie. To był najlepszy okres czasu, jakie kiedykolwiek przeżyłam.  Żałuję tylko tego, że mnie zdradziłeś z inną. Kim ona jest?
- Samantha. 
- Życzę wam szczęścia, nie stanę wam na drodze.
- Ja jej nie kocham! Przespałem się z nią od tak po prostu. To ciebie pragnę. Proszę, nie zostawiaj mnie. 
- Znów mam ci wybaczyć, a ty znów mnie okłamiesz? 
- Nie. Nigdy tego nie zrobię.
- Ostatnio też to obiecywałeś. 
- Nie ma jakiejkolwiek nadziei?
- Nadzieja umiera ostatnia. Zawiodłeś mnie, a ja nie potrafię ci nie wybaczyć. Jednak nic nie obiecuję. 
- Wrócimy razem do domu. Odejdę z zespołu i będę czas spędzał tylko z wami. 
- Nie rezygnuj z zespołu. Zawiedziesz swoich przyjaciół oraz miliony fanów na świecie. Dla mnie jest ważne, abyś oddzielał dom od pracy. 
- Jesteś dla mnie zbyt dobra. Ja jestem takim bydlakiem, a ty dla mnie aniołem.
- Potrzebujesz dyscypliny. Ja ją miałam w domu do czternastego roku życia. Nieczuły ojciec, ciągle chce rządzić i nic mu nie pasuje. 
- Jak mam się wkupić w twoje łaski.
- Celibat, aż do odwołania. - Powiedziałam pewna siebie. Mam wątpliwości, czy dobrze zrobiłam wybaczając mu, ale to on będzie ojcem mego dziecka i to jego pokochało moje serca. Nie mam żadnego wyboru. Abym mogła być szczęśliwą, muszę być z nim.
- Celibat? Umiem hamować popędy.
- Właśnie to udowodniłeś. - Nie chciałam być zgryźliwa, ale nie mogłam oprzeć się pokusie by to powiedzieć. Jeśli myśli, że umie hamować popędy, ja mu to uniemożliwię. Na początek seksowna bielizna i kocie ruchy. 
- Przepraszam za to co zrobiłem. Dziękuję, że mi wybaczyłaś i pozwalasz w ogóle przebywać w swoim towarzystwie.
- To ty będziesz ojcem mojego dziecka. Chcę, aby oni mieli wspaniałą rodzinę.

3 komentarze:

  1. Uff.. Dobrze, że Paula z nim nie "zerwała". (?) Mniejsza oto. Rozdział fajny. I Boże... Wprowadziłaś Samanthe. Jak ja jej nie lubię... Ale pech z tym, co nie? Oby nic nie narobiła więcej, ale jeśli to... to... przestanę czytać tego Bloga! Tak, dobrze widzisz! Przestanę! Dobra, koniec z grożeniem :D I co jeszcze...? U mnie na Numb może się pojawić dzisiaj nowy rozdział. Na nowo coś zaczyna się dziać i dzięki Bogu! Nie miałam żadnych pomysłów, atu BUM! I mam pełną głowę pomysłów :) Ale dlaczego piszę o sobie? Eh... Mnie nie ogarniesz. No to ten tego... Wiem, że to pierwszy mój komentarz w takim stylu, ale inaczej nie potrafiłam go skonstruować. Pozdrowienia i życzę weny! :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Yh no nieeee... Kurde, Chester ty kretynie. Chyba pierwsze opowiadanie, w którym go w sekundzie znielubiłam. Pójdziesz za to do piekła dziewczyno. Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału. Szkoda mi Jacka, jestem zaskoczona ciążą. Na miejscu Pauli kopnęłabym go w dupę. Co jak co, ale zdrady bym nie wybaczyła. Kurde no. Oj Chazy, Chazy (właśnie kręcę, zdegustowana głową.)
    No cóż, jestem ciekawa i tak co dalej. Ale jeśli dalej będziesz z niego robiła takiego gnojka, to się pogniewam :P
    Weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń