niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział VII

Zajechałam pod posesję Charlesa. Byłam zmęczona, bo spałam raptem trzy godziny. Odeśpię sobie jeśli nie teraz, to za dwadzieścia cztery godziny. Mniejsza z moim spaniem. Wreszcie go zobaczę. Ta noc była ciężka, mimo, że rozmawialiśmy do szóstej nad ranem, to brakowało mi go, nawet bardzo mi go brakowało. 
Zadzwoniłam do drzwi i ledwo przytomna oczekiwałam na otwarcie drzwi. 
- Hej. - Powiedział zadowolony. 
- Cholera, ty nie wyglądasz jakbyś nie przespał całej nocy. Ja jestem kompletnym zombie. 
- Często zarywam noce, wejdź. - Uczyniłam to, o co mnie poprosił. Weszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie. 
- Kochana, coś ty robiła w nocy? - Powiedział z perfidnym uśmiechem.
- Rozmawiałam z chłopakiem. Jak on mnie namęczył. - Powiedziałam, opierając się o niego. Charles przygarnął mnie do siebie i posadził sobie na kolanach. Wtuliłam się w jego pierś. 
- Jak mi wygodnie. - Zamruczałam jak kotka. 
- Mnie też. - Powiedział całując mnie w czoło. Uniosłam delikatnie głowę i to ja zaczęłam go całować. Stałam się tak bardzo ożywiona i cholernie podniecona. Boże, co on ze mną robi. Zawsze grzeczna dziewczynka, stała się istną diablicą. Jego dłonie błądziły po moim ciele, przyciągając mnie bliżej i bliżej. Jego pocałunek był namiętny i taki delikatny. Podobało mi się to. Czułam się tak wyjątkowo. 
Oderwaliśmy się od siebie, kiedy brakło nam tchu.
- Wspaniałe pobudzenie. - Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Dla mnie to sama przyjemność. 
- Ja nadal czekam na to, co powiedziałeś mi dzisiejszej nocy. 
- Nie mam zamiaru cię przelecieć. Najważniejsze byłyby twoje odczucie i pragnienia, chciałbym cię zaspokoić i podgrzać do maksimum.
- Jaki z ciebie romantyk. - Znów go pocałowałam. 
- Che... - Usłyszałam jakiś głos i momentalnie oderwałam się od Charlesa. Minęłam tę osobę i wyszłam z domu. 
Gdyby nie ten ktoś, przespałabym się z nim. Jaka ze mnie kretynka. Nie dam mu tej satysfakcji i nie skończy się to w łóżku. Od dziś muszę ograniczyć z nim kontakt fizyczny. Mimo, że się w nim zakochałam, wiem o granicy jaka między nami istnieje. Nasz wiek jest tą pieprzoną granicą, której może i nie uznaję, ale jest. On ma zapewne inne podejście do przyszłości. Nie mogę, po prostu nie mogę.

Oczami Charlesa;
- Ty idioto, nic do ciebie nie dotarło z naszej wczorajszej rozmowy. Jak mogłeś coś takiego zrobić?! Rozumiem przyjaźń z małolatą, ale nie to, co tu zobaczyłem. Ona będzie kolejną? Dlaczego nie możesz być z kimś ze swojego wieku? Kurwa, Sami jest wolna, a ty idziesz do niej? 
- Mike... - Próbowałem mu przerwać, ale był jak w transie, nic do niego nie docierało.
- Jeśli kiedyś zobaczę, że płacze przez ciebie, to osobiście skopie ci dupę. Ona jest młoda, może wszystko, a tobie akurat jej się zachciało? Wyglądasz na jej ojca, a nie na faceta, z którym mogłaby być.
- Nigdy nie mów o jej ojcu. Nie waż się nawet wspominać tego słowa przy niej. Ona nigdy nie miała ojca i nie będzie miała. Potrzebuje kogoś starszego od siebie, aby się nią zaopiekował.
- Akurat ty musisz być tym dobroczyńcą? Zmarnujesz jej życie. Na ile ci nocy starczy, jedną? Dwie? A może już ją zwodzisz?
- Nie przespałem się z nią! Nie zależy mi tylko na szybkim numerku i do widzenia. Chcę czegoś więcej, ale ty nie możesz tego uszanować.
- Nie mogę zrozumieć, że ją mamisz. Nigdy nie byłeś typem faceta, który zapewni szczęście kobiecie. Traktowałeś je zawsze jak zabawki. 
Mike krzyczał, ja też to robiłem. On nic nie rozumie. 
- Cholera, Mike. Byłem taki, ale teraz się zmieniłem, bo właśnie ją poznałem. Od tygodnia nie patrzyłem na żadną laskę. Całe myśli zajmuje tylko ona. 
- Udajesz. Chester, ja cię znam. Nigdy się nie zmienisz. Nikt cię nie zmieni.
- Paula mnie zmieniła. Gdybym jej wtedy nie poznał, nie rozmawialibyśmy teraz. Skończyłbym ze sobą.
- Co ty pieprzysz?! Jak mógłbyś coś takiego zrobić? Pomyślałeś o nas?
- Tak. Przy was nic mnie nie trzyma, a przy niej wszystko. 
- Każdy twój związek kończył się po maksymalnie tygodniu. Albo laska liczyła na twoją kasę i sławę, albo tobie znudziła się w łóżku. 
- Paula nigdy mi się nie znudzi. Nie liczę tylko na seks, zrozum to!
- Nie. Zrozum, że ona nie jest dla ciebie. 
- Nie wpieprzaj się w nasze sprawy! Ja wspierałem każdy twój związek. Nigdy nic złego nie powiedziałem o jakiejkolwiek twojej dziewczynie. Zawsze w ciebie wierzyłem, a ty? - Nie hamowałem się, chciałem mu wszystko wykrzyczeć, ale weszła Paula, która stanęła między nami.
- Dosyć! - Jej dźwięczny głos zabrzmiał w naszych uszach.
- Nie chcę stawać między przyjaciółmi, nie takimi jak wy. Charles zawsze dobrze o tobie mówił, zawsze cię chwali. Jesteście jednością, a jeśli ja mam was poróżnić to wolę odejść. - Z jej oczu popłynęły łzy. Widziałem jej ból, który czułem w swoim sercu. Spike też to poczuł, jego twarz złagodniała.
- Przepraszam, że narobiłam takiego zamieszania. - Odwróciła się i już chciała wyjść, ale ja nie mogłem jej pozwolić. Złapałem jej dłoń i mocno ją do siebie przyciągnąłem, czule obejmując.
- Przepraszam. To nie tak. - Chciałem jej to wytłumaczyć, ale zabrakło mi słów. Jestem skończonym kretynem. 
- Charles, nie widzisz, że jestem przeszkodą w twoim życiu? Kłócisz się z najlepszym kumplem prze mnie. - Spojrzałem w jej zapłakane oczy i zobaczyłem ten pieprzony żal i poczucie winy.
- To nie jest twoja wina. - Odezwał się Spike. - To ja nie potrafię zaakceptować wyboru Charlesa. Przepraszam was. Nie powinienem był się wtrącać. Jednak jeśli on cię skrzywdzi, to nie daruje mu. 
- Ja też cię przepraszam. - Powiedziałem, co wcale nie sprawiło, że poczułem się lepiej. Nadal widziałem zapłakaną dziewczynkę, która za wszystko się obwiniała. 
- Między nami dobrze? - Zapytał, a ja przytaknąłem. Powiedział, że zadzwoni, a później się ulotnił.
- Paula, przepraszam. To co mówił Mike jest prawdą, nigdy nie umiałem żyć w związkach. Wszystko się psuło po kilku tygodniach, ale czuję, że z tobą jest inaczej. Czuję, że jesteś kimś dla mnie tak bardzo ważnym. 
- Charles, ty też jesteś kimś bardzo ważnym dla mnie, ale to jeszcze za wcześnie. Najlepiej dla nas będzie, jeśli będziemy spotykać się jako przyjaciele i ograniczymy pieszczoty. Ty znów będziesz mógł dojść do porozumienia z chłopakami, a ja wszystko przemyślę. 
- Jeśli tego chcesz, dobrze. Tylko nie odtrącaj mnie. Mów mi o wszystkim, bo chcę cię poznawać. Chcę wiedzieć co czujesz i myślisz. 
- Dobrze, tego samego oczekuję od ciebie. - Powiedziała pewnie i wtuliła się we mnie. Dziś chciałem jej wszystko powiedzieć, ale tego nie zrobię. Dopiero ją odzyskałem, nie chcę znów stracić. Mike miał rację, powinienem powiedzieć od razu. 
- Wiesz, obiecałem ci miły dzień, a jak na razie tylko przeze mnie płaczesz. Dlatego powiedz co byś chciała robić? 
- Obejrzeć jakiś film, najlepiej straszny. - Powiedziała z takim cudownym uśmiechem.
- Hmm, może być ciekawie. - Usiedliśmy na kanapie, szybko znalazłem jakiś straszny film i zrobiłem popcorn. Delikatnie objąłem ją ramieniem, aby było nam wygodniej i zaczęliśmy oglądanie. 
Ona się niczego nie boi, nawet krwawych scen, na których każda dziewczyna by krzyczała. Bennington - ona nie jest jak inne. Jest wyjątkowa i tego się trzymaj. Jeśli to spieprzysz, Mike cię zabije, a ona znienawidzi. Już nie wiem co jest gorsze, to że jak się dowie kim jestem to odejdzie ode mnie, czy to, że ją okłamuję. 
Powiedziała przecież, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa, ale ja nie chcę, aby lubiła mnie za to kim jestem. Chcę, aby pokochała mnie za to jaki jestem i co mogę jej dać. 


____
Hej, rozdział dodałam w wcześniejszym terminie. 
Nauka mnie wykańcza, a to był jedyny sposób na szybkie odreagowanie.
Przepraszam, że tak krótko, ale zaczyna brakować mi pomysłów.
Pozdrawiam, Pani Ciemności.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział VI

W sierocińcu spędziłam bardzo mile czas. Z dziećmi ułożyłam piosenkę, którą zaśpiewają na najbliższym koncercie. Pani dyrektor, była zadowolona ich zawziętością i chęcią wystąpienia. Najbardziej zainspirował mnie pewien chłopiec o imieniu Ethan. Był bardzo pilnym uczniem, który chłonął jak gąbka wszystko, co do niego mówiłam. Sam był bardzo kreatywny i sprawiał wrażenie dobrego przyjaciela. Łączyła nas jakaś więź, ale nie byłam w stanie powiedzieć jaka.
Stanęłam przed klubem, w którym serwowali najlepsze drinki, a barman był znajomy, więc sprzedał mi jednego lub dwa. Zasiadłam przy barze i czekałam na barmana. 
- Hej, piękna. -  Powiedział jak zwykle słodkim głosem. Przebywam tu od pierwszego dnia, kiedy przyjechałam do LA. Już trzeci tydzień dobiega końca.
- Witaj, Jayden. Zrobisz mi drinka takiego jak zwykle? 
- Tak. Ciężki dzień, wyglądasz na zmęczoną.
- Można tak powiedzieć. Mój ojciec przyjechał z Nikki. 
- Ja bym chyba nie dał rady mieszkać z nim pod jednym dachem.
- Kto powiedział, że z nimi mieszkam? Wyprowadziłam się na jakiś czas.
- Gdzie mieszkasz?
- W hotelu. Nie gadajmy o tym. - Upiłam łyk mojito. - Jak tobie minął dzień?
- Spokojnie. Zero jakichkolwiek akcji. 
- Przynajmniej nie napracowałeś się.
- Ta. - Dopiłam do końca i zapłaciłam.
- Muszę już lecieć. Padam, potrzebuje snu. - Pożegnaliśmy się i ja poszłam do hotelu. Po jaką cholerę ja szłam pieszo taki kawał drogi. 
Przynajmniej nie pada i jest ciepło. - Pomyślałam na pocieszenie i ruszyłam do hotelu. Do klubu szłam szybciej niż do swojego mieszkania. 
Postanowiłam sobie ponucić jakąś piosenkę, którą usłyszałam w radio i wpadła mi w ucho. Niby jakiś popularne, a pierwszy raz słyszę. Nawet tytułu i autora nie znam. Melodia jednak była ujmująca i łapała za serce. 
Po ponad półgodzinnej drodze powrotnej, weszłam do hotelu i od razu udałam się do łóżka. Byłam bardzo zmęczona, ale nie chciało mi się spać. Czegoś, a raczej kogoś mi brakowało. 
Charles. - To imię od razu przyszło mi na myśl. Najpierw niewyraźna, ale z każdą chwilą ostrzejsza postać zawładnęła całym moim umysłem.
Brązowe, ciepłe oczy, które patrzyły na mnie i ciągle się uśmiechały.
Usta, które jeszcze dziś składały pocałunki na moich ustach.
Silne ramiona, oplatające mnie i mocno przytulające.
Delikatne dłonie, które trzymały moje biodra i delikatnie nimi poruszały.
Ogniste tatuaże, które podsycały we mnie żar pożądania. 
Boże, ja się już od niego uzależniłam. Potrzebuję go. Chcę aby był tu ze mną, aby mnie przytulił, szepnął coś miłego do mojego ucha. 
Z kieszeni wyjęłam telefon i nawet wybrałam jego numer, ale nie dałam rady zadzwonić. Nie mogę pokazać, że mi zależy. Jeszcze za wcześnie. Odłożyłam telefon na szafkę nocną i poszłam pod prysznic. Ciepła woda rozluźniała moje mięśnie i sprawiła, że czułam się błogo. W ciało wmasowałam pomarańczowy żel, który dodatkowo mnie uspokajał. Pozwoliłam sobie tak postać i patrzeć jak woda spływa po moim ciele, tworząc niewidzialną mgiełkę, która oddziela mnie od reszty świata. Tego właśnie potrzebowałam. 
Moje ekscesy trwały by dłużej, gdyby nie zadzwonił telefon. Szybko wyszłam i obijając się ręcznikiem ruszyłam do niego. Moje serce zabiło szybciej, gdy zobaczyłam kto dzwoni.
- Halo? - Powiedziałam.
- Hej. Obudziłem cię?
- Nie, właśnie brałam prysznic. 
- Prysznic powiadasz? - Oczami wyobraźni zobaczyłam jak rusza śmiesznie brwiami.
- Tak, prysznic. 
- Nadal stoisz w kabinie? 
- Nie. Stoję w ręczniku na środku pokoju.
- Ile ja bym dał, aby cię zobaczyć w takim stanie.
- Weź, bo się zarumienię. - Powiedziałam zgodnie z prawdą. Delikatnie położyłam telefon na łóżku i zaczęłam się przebierać.
- Ty się rumienisz? 
- Tak. Może i jestem suką, ale take słówka poruszają moją wyobraźnie. 
- Nigdy cię za sukę nie uważałem. Dla mnie zawsze byłaś małą dziewczynką, która umie bronić swoich racji i poddaje się mojemu urokowi osobistemu.
- Wiesz, że ja nie patrzę na wygląd? Dla mnie liczy się wnętrze.
- Wiem. Jednak musisz przyznać, że jestem przystojny. 
- Jesteś przystojny. - Znów powiedziałam szczerze, to co myślę. Kiedyś tego pożałuję i nie będzie zmiłuj. - Tak z czystej ciekawości, dzwonisz bo...
- Nie mogę spać. Kogoś mi brakuje.
- Mam to samo. Kurczę, nie lubię spać sama.
- Przyjedź do mnie, skoro nie lubisz spać sama, a mnie kogoś brakuje. Będziemy czerpali podwójne korzyści.
- Chętnie, ale nie mogę. Piłam alkohol, więc nie wsiądę do auta. Ty przyjedź.
- Nie mogę. Z Mikiem dziś zabalowaliśmy i nie wsiądę w takim stanie za kółko. 
- Czyli samotna noc. - Podsumowałam.
- Jutro ci wynagrodzę. Calutki dzień spędzisz ze mną. 
- Chyba, że ci się znudzę i nie będziesz chciał mojego towarzystwa.
- Myślę, że nigdy mi się nie znudzisz. Tak, tak właśnie myślę. - Uśmiechnęłam się na te słowa. Położyłam głowę na poduszce i patrzyłam w sufit.
- Miło to słyszeć. - Powiedziałam z uśmiechem. 
- Cholernie chcę, abyś była przy mnie. Brakuje mi ciebie. Może to głupie i niepoprawne. Różni nas tak duża różnica wieku, a mimo wszystko potrzebuje twojego towarzystwa.
- Wiek to tylko liczby, które nic nie znaczą. Ważna jest dusza. 
- A jaką ja mam duszę?
- Nie jestem w stanie obiektywnie cię ocenić. Musisz sam to odkryć. 
- Podoba mi się ta psychologiczna rozmowa. Jesteś lepsza niż Mike. 
- Cóż, dziękuje. Co dziś ciekawego porabiałeś? - Zmieniłam temat.
- Tworzyłem sztukę. Próbowałem napisać jakąś sensowną piosenkę, ale na niczym nie mogłem się skupić. To takie frustrujące. A tobie jak minął dzień?
- Interesująco. Stworzyłam piosenkę dla dzieciaków, porozmawiałam z Ethanem, który mnie zafascynował. Jest taki uroczy. Ach, polubiłam go.
- Mam być zazdrosny? 
- Tak. Konkurujesz z dwunastolatkiem, który jest taki przystojny. - Udałam rozmarzony głos, a on coś niezrozumiałego powiedział do słuchawki.
- Jestem zazdrosny. Podoba ci się to?
- Kręci, podnieca. Lubię być dla kogoś ważna. - Nie wiem dlaczego, ale powiedziałam to na głos i wcale nie kłamałam.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział V

Oczami Charlesa;
Obudziłem się, a ona nadal we mnie wtulona spała. Spałem z nią. Boże Bennington, co ty do cholery robisz. Ona jest taka młoda, a ty ją omamiasz. Oszukujesz ją, a ona tak ci ufa. Nie wyjdzie z tego nic dobrego. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Kogo o tej porze niesie.  Delikatnie wyswobodziłem się z jej objęć  i pocałowałem w czoło. Pospiesznie wstałem, bo ktoś nie miał zamiaru ustąpić. 
- Już. - Powiedziałem, przekręcając klucz w drzwiach.
- Stary, już wstałeś? - Mike jest opóźniony rozwojowo - zanotować w kalendarzu.
- Skoro myślałeś, że śpię, to po cholerę się dobijasz?
- Zobaczyłem jakiś samochód na podjeździe i dlatego. Paula do ciebie przyjechała? 
- A kto powiedział, że ona w ogóle pojechała?
- Przespałeś się z nią? 
- Tak. - Postanowiłem go poddenerwować.
- Czyś ty zdurniał do reszty!? Ona jest taka młoda, a ty sobie z nią pogrywasz. Na ile nocy z tobą zostanie? Przelecisz ją i zostawisz?!
- Chwila. Spałem z nią w jednym łóżku, ale do niczego nie doszło. Mów ciszej, bo ona jeszcze śpi. - Zganiłem chłopaka.
- Okej. Zrób jekieś śniadanie, bo raczej nie zamówisz chińszczyzny. 
- Oczywiście. Dziś wpadnę do studia po południu. 
- Spoko. - Pożegnaliśmy się. On wyszedł, a ja poszedłem się ogarnąć do łazienki. 

Ja;
Obudziłam się bardzo wyspana, ale nistety sama. Wstałam z łóżka i udałam się do kuchni. Potrzebowałam kawy, czarnej i mocnej kawy. 
Słyszałam szum wody, więc postanowiłam zrobić nam śniadanie. 
- Co my tu mamy? - Zapytałam otwierając lodówkę. Muszę powiedzieć, że była zaopatrzona, a on przecież nie gotuje. Postanowiłam, że zrobię mu jajecznicę z grzankami i bekonem. Cóż on jest mięsożerny, więc mam nadzieję, że mu zasmakuje. Dla siebie postanowiłam zrobić tylko kawę, bo jakoś nie jestem głodna. Zabrłam się za gotowanie, cichutko podśpiewując.
Kiedy już grznki i odpowiednio uprażyłam bekon, poczułam ręce na biodrach. Mimowolnie podskoczyłam. 
- To tylko ja. - Powiedział Charles, przytulając się do mnie. 
- Przepraszam, że trochę pomyszkowałam w kuchni, ale chciałam zrobić ci śniadanie. Problem w tym, że kompletnie nie wiem co jadasz i postawiłam na tradycyjne danie. 
- Możesz mi codziennie robić śniadania, obiady i kolacje. Ty tak dobrze gotujesz. - Z przytulonym Charlesem do moich pleców, zaczęłam smażyć jajka. 
- Dziękuję za miłą noc. Muszę ci przyznać rację, masz bardzo wygodne łóżko. - Powiedziałam z uśmiechem. Charles, cmoknął mnie w kark, a później w policzek. 
- Mi również było bardzo wygodnie. Zajmowałaś tak mało miejsca, że czułem iż śpie sam. Musiałam się co jakiś czas budzić, aby zobaczyć czy jeszcze jesteś. 
- To dobrze, czy źle, że zajmuję mało miejsca? 
- Są plusy, ale i minusy. Plusem jest to, że oboje się wyspaliśmy, a minusem, że nie czułem cię. 
- Z tego co pamiętam, zasnęłam przytulona do twojej klaty. Znając mnie spałam w jedej pozycji, więc zapewne kiedy wstawałeś też leżałam wtulona w ciebie.
- Wyglądałaś jak mała dziewczynka. Bardzo mała dziewczynka.
- Masz coś do mojego wzrostu? - Wyłączyłam jajecznicę i przełożyłam ją na tależ tuż obok grzanek i bekonu. 
- Nie, nie mam nic do tych twoich stu sześćdziesięciu centymetrów.
- Jesteś złośliwy. Ja tu robię śniadanie dla ciebie, a ty zamiast być kulturalnym śmiejesz się z mojego wzrostu. - Podałam mu jego śniadanie, a sama wzięłam kubki z kawą. 
- Przepraszma. 
- Okej. Nie było tematu, ale jeśli jeszcze raz... - Pocałował mnie w usta, abym nie dokończyła. Był to krótki pocałunek, ale bardzo przyjemny. Kąciki moich ust od razu podniosły się do góry.
- Już nie będę. Nie jesz? 
- Nie jestem głodna. Zresztą muszę się ogarnąć i pojechać do domu, aby wziąć konsolete i gitarę, przebrać się i pojechać do sierocińca.
- Myślałem, że zostaniesz ze mną cały dzień. - Powiedział smutny.
- Chciałabym, ale mam swoje obowiazki, ty zapewne też je masz. Pzezemnie zaniedbujesz swoich kumpli, a ja nie chcę abyś wybierał między mną, a nimi. - Wytłumaczyłam, popijając gorzką kawę. 
- Boże, dziękuję ci, że zesłałeś mi taką wspaniałą kobietę, jaką jest Paula. Żadna, moja była nie powiedziała takiego czegoś. Zawsze teksty; Oni są ważniejsi odemnie?; Do czeego ci jestem potrzebna, skoro cały czas spędzasz z chłopakami?! - Udawał damskie głosy, na co zachciało mi się śmiać.
- Nie jesteśmy jeszcze ze sobą. - Zauważyłam. 
- Dobrze powiedziane, jeszcze. 
- Okej. Ja idę się szybko ogarnąć, a później zmykam. - Wstałam od stołu i skierowałam się do kuchni. Zostawiłam tam swój kubek po kawie, a naczynia włożyłam do zmywarki. Będąc nachylona, poczułam jak ktoś wchodzi do kuchni i opiera się o blat tuż obok mnie. 
- Spotkamy się dziś? 
- Raczej nie dam rady. Mam sporo spraw do załatwienia. Co myślisz o jutrzejszym dniu? 
- Dla ciebie zawsze snajdę czas. - Powiedział z uśmiechem.
- Miło. To jesteśmy umówieni na jutro. 
- Obiecaj, że cały dzień i noc spędzisz ze mną. - Mówił poważnym tonem.
- Obiecuję spędzić z tobą całe dwadzieścia cztery godziny. - Popatrzyłam mu w oczy, które tak cholernie mnie przyciągały. Kiedy w nie patrzyłam, czułam, ze wpadam w pułapkę i nie mogę się z niej uwolnić.
On zrobił pierwszy krok i zbliżył swoje usta do moich. Był suptelny, delikatny i taki uroczy. Nie robił tego nachalnie, ale tak abym poczuła się wyjątkowo. Takiego to tylko kochać. Zawsze i wszędzie kochać. 
Musnęliśmy się ustami, a kiedy nie zobaczył sprzeciwu, pogłębił pocałunek. Podniusł mnie za biodra i posadził na blacie, aby było nam wygodniej. Swoje dłonie oparłam na jego klatce piersiowej i rozkoszowałam się pzyjemnością. Po kilku minutach, zabrakło nam tchu, dlatego oderwaliśmy się od siebie. 
- Teraz, obietnica jest już w szczególności ważna i nie do zerwania. - Powiedział, na co się tylko uśmiechnęłam.
- Nie miałam zamiaru jej zrywać. - Zeskoczyłam z blatu i ruszyłam na górę. Szybko się ubrałam, ułożyłam włosy i powkręcałam kolczyki. Popatrzyłam na siebie i dostrzegłam dziewczynę, która się zakochała. Nie powiem mu o tym, jeszcze tego nie zrobię, bo boje się odrzucenia. 
Wróciłam na dół i uśmiechnęłam się na pożegnanie. Odwzajemnił ten gest, a ja wyszłam i wsiadłam do samochodu. Teraz tylko pojechać do domu, zabrać konsolete i pojechać do pracy. Wieczorem udam się do jakiegoś baru na drinka. Muszę sobie wypić, aby lepiej mi się myślało.
Nawet nie wiem, kiedy pokonałam drogę do domu. Jeśli spotkam tam "ojca i siostrę" to będę udawała, że ich nie znam. Nie powiem do niego Ojcze. 
Weszłam do środka.
- Mamo! Przyszłam po część rzeczy! - Krzyknęłam wchodząc do kuchni, gdzie wszyscy siedzieli.
- Dzień dobry. - Uprzejmie się przywitałam i zaczęłam rozmawiać z mamą.
- Mamuś, wiem już na sto procent, że się w nim zakochałam. On też coś do mnie musi czuć, ale nie o tym. Ja tylko po konsoletę i gitarę, muszę jechać do pracy. 
- Córko, jak ja się stęskniłem. - Powiedział On. Popatrzyłam z pogardą i zapytałam;
- My się znamy? Nie sądzę. - Powiedziałam, a on się zdenerwował. 
- Jak ty się do mnie zwracasz? Jestem twoim ojcem!
- Nie proszę pana. Mój ojciec umarł trzy lata temu. Musiało coś się panu pomylić. 
- Gówniaro, jak śmiesz tak mówić!
- To ty ze mnie zrezynowałeś. Powiedziałeś, że nigdy mnie nie chciałeś i żyję tylko dlatego, że mama nie chciała mnie usunąć. Przez całe życie robiłeś wszystko, abym źle się czuła w domu. Nigdy nie pochwaliłeś mnie za osiągnięcia, tylko mną gardziłeś. Nie powiedziałeś do mnie, że mnie kochasz. Traktowałeś mnie gorzej niż zwierzę. Gdzie byłeś przez te lata? Teraz zachciało ci się udawać troskliwego ojca? Wybacz, ja go nie mam. W dzień, kiedy skończyłam szesnaście lat, w dowodzie napisałam sobie, że ojciec jest nieznany. Nigdy nie miałam, nie mam i nie będę miała ojca. 
Wyrzuciłam wszystko, co leżało mi na sercu. Poszłam na górę. Szybko odkluczyłam drzwi, aby zabrać to, po co przyszłam i ubrać jakieś nowe ubrania. Po skończonych czynnościach zeszłam na dół. 
- Mamuś, zadzwonię później. Muszę z tobą poważnie porozmawiać. - Przytuliłam się do niej i po pożegnaniu wyszłam z domu. 


____
Witam, dziś tak jakoś krótko i powiem, że nie jestem zadowolona. Mam straszny nawał pracy, co skutkuje gorszymi tekstami. 
Mam nadzieję, że kolejny rozdział umieszczę w święta, kiedy znajdę trochę odskoczni od szkoły i problemów. 
Pani Ciemności.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział IV

Spakowana, szykowałam się do wyjścia z domu. Nie chciałam się tu pokazywać przez czas, który oni mięli tu spędzić. Postanowiłam, że znajdę sobie pracę z dziećmi. Muszę coś robić przez ten czas. Nie chcę, siedzieć sama w pokoju, ani bezcelowo włóczyć się po mieście. Oczywiście, mogę
- Mamuś, wychodzę. Obiecuję, że będę dzwoniła trzy razy dziennie.  - Powiedziałam przytulając swoją rodzicielkę.
- Kiedy tylko wyjadą, od razu masz się do mnie wprowadzić z powrotem. Och, tak będzie mi ciebie brakowało.
- Mamuś, mi też. Zobaczymy się za jakiś czas.
- Dobrze. Ja jadę po nich na lotnisko.
- Ja też się już zbieram. Pa. - Pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Mama zarezerwowała mi pokój w jednym z lepszych trzygwaizdkowych hoteli. Blisko centrum, a  jednocześnie zaciszne miejsce.
Wsiadłam do mustanga i pognałam do mojego, chwilowo nowego, domu. Nie chciało mi się rozpakowywać, więc zostawiłam wszystko na środku pokoju i ruszyłam do pierwszego sierocińca, który znalazłam na mapie.
Skierowałam się do sekretariatu, gdzie siedziała jakaś starsza pani.
- Dzień dobry. - Powiedziałam, a ona uniosła wzrok na mnie.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Chciałabym zapytać, czy nie potrzebujecie opiekunki.
- Tak. Szukamy osoby, która zajmie się artystycznym rozwojem naszych pociech. Jest pani zainteresowana?
- Tak.
- Jakieś kwalfikacje? - Zaczęłyśmy rozmawiać. Powiedziałam, że nigdy nie zajmowałam się szerokim gronem dzieci, ale chętnie bym spróbowała. Nie była przekonana, a kiedy powiedziałam, że nie chcę za to pieniędzy - zgodziła się od razu. Miałam zacząć pracę od dziś. Od tej chwili. Postanowiła mnie przydzielić do dzieci w wieku od dziesięciu do dwunastu lat. Wprowadziła mnie do sali, w której siedziały dzieci.
- Proszę o uwagę. Panna Paulina, będzie z wami spędzać czas na zajęciach artystycznych. Zachowujcie się grzecznie. - Powiedziała i mnie zostawiła.
- Hej. Może dziś, porozmawiamy o waszych zainteresowaniach. - Usiadłam pomiędzy nimi na dywanie, a oni usiedli dookoła mnie. Opowiadali o tym, że chcieliby zrobić mini koncert, aby ktoś ich zabrał do domu. Stwierdziłam, że to bardzo dobry pomysł. Całe szczęście, że wzięłam ze sobą gitarę i mogłam z nimi pośpiewać. Dzieciaki mięli talent, który nie mógł się zmarnować.
Poprzednia nauczycielka nauczyła ich kilku piosenek, które nie wszystkim odpowiadały. Postanowiłam napisać razem z nimi piosenkę, która miała być myślą przewodnią naszego koncertu.
- Mam już koncepcję, jak będzie wyglądało nasze widowisko. - Powiedziałam zadowolona. Oni słuchali uważnie.
- Na początku zaczniemy od klasycznej muzyki w chórach. Musimy zrobić przesłuchanie. Niech każdy z was, znajdzie do jutra jakąś piosenkę, której się nauczy i mi zaśpiewa. Później was pogrupujemy i zaczniemy próby. Kiedy będziecie gotowi, przedstawimy projekt pani dyrektor. Do zobaczenia. - Pożegnałam się ze wszystkimi podaniem dłoni i zakończyłam zajęcia. Między dziećmi spędziłam cztery godziny, które były najlepszymi godzinami wśród ludzi jakie przeżyłam.
Siedząc w samochodzie, dostałam telefon od Charlesa.
- Hej. - Powitałam się, serdecznie uśmiechając do telefonu.
- Miałabyś ochotę, aby się ze mną spotkać?
- Ochotę bym miała, ale nie mam zbyt dużo czasu. Muszę wymyślić piosenkę dla dzieci.
- Dla dzieci?
- Tak. Znalazłam sobie pracę w sierocińcu. Zajmuje się edukacją muzyczną.
- Mógłbym ci pomóc, jeśli tylko chcesz.
- Oczywiście. Będzie miło.
- Przyjedziesz do mnie?
- Okej. Za dziesięć minut będę.
- Czekam. - Rozłączyłam się, bo akurat wjechałam w drogę pełną zakrętów. Specjalnie wybrałam tę, która prowadzi obrzeżami miasta, a nie centrum. Zapewne stałabym teraz w kilometrowym korku, a tak to mijam jakiś samochód sporadycznie.
Z zegarkiem w ręku, była dziesięć minut później. Jaka ja jestem punktualna. Zaśmiałam się sama na tę myśl. Szkoda, że do szkoły wiecznie się spóźniam. W moim starym mieście, brakowało mi już wymówek na spóźnienia. W tym roku postaram się nie spóźniać.
Dobre żarty. - Zadzwoniłam dzwonkiem, a po chwili otworzył mi właściciel. Boże jaki on przystojny... A ten idealny ubiór i fartuch.  Chwila! Fartuch? - Popatrzyłam na niego i zaczęłam się śmiać.
- Bardzo śmieszne. Gotuję jeśli ci o to chodzi. - Już prawie byłam opanowana, ale przypominałam sobie o fartuszku i znów wybuchłam śmiechem.
- Wejdziesz, czy będziesz tak stała i się śmiała?
- Przepraszam. - Wzięłam głęboki wdech i się ogarnęłam.
Weszliśmy do środka, a ja poczułam bardzo smaczną potrawę. Mam nosa do potraw. Jeśli to tak samo smakuje jak pachnie, to Charles jest wyśmienitym kucharzem.
- Co dobrego gotujesz?
- Coś, co podobno uwielbiasz.
- Skąd wiesz, co lubię?
- Wspominałaś o swoim blogu, a nie jest trudno go znaleźć, kiedy jest tak popularny.
Usiadłam na wysokim stołku obok wyspy kuchennej, a mistrz poszedł gotować.
- Wiesz, kiedy poszłaś, chłopaki o tobie ciągle mówili.
- Coś ciekawego?
- Spodobałaś się im. Nie mówię tylko o wyglądzie, ale i osobowości.
- Miło słyszeć. Osobiście obchodzi mnie zdanie tylko jednego z was. A jego opinii nie usłyszałam jak do tej pory. - Rzuciłam prosto z mostu.
- Którego z nas? Mike się wypowiedział, Brad próbował, Rob też coś dorzucił, Joe wyglądał jakby cię skąś dobrze znał. David i ja się tylko nie wypowiedzieliśmy. Na kogo opinii ci zależy?
- Zazwyczaj nie zastanawiam się, co o mnie inni myślą, ale pewien Pan w Fartuszku mnie zaciekawił i chciałabym wiedzieć na czym stoję.
- Ten Pan w Fartuszku, polubił cię w dzień, kiedy na siebie wpadliśmy.
- Czyli mnie lubisz, ja też cię lubię. - Czuję o wiele więcej, ale nie powiem mu tego, jeszcze nie. Uśmiechnął się do mnie triumfalnie. O co chodzi?
- Powiadasz, że pracujesz z dziećmi.
- Tak powiadam. Boże jakie te dzieciaki są zdyscyplinowane. Musi tam panować odpowiedni rygor.
- Sierocińce to nie takie domy, w których masz sielankę.
- Wiem. Chciałabym mieć jakoś im pomóc, ale nie wiem jak. Jak wrócę do domu, to poproszę mamę, aby zasugerowała prasie jakieś charytatywne przedsięwzięcie.
- Widziałaś się z ojcem? - Zmienił temat, ja tylko pokręciłam głową.
- Nie chcę go widzieć. Siedząc ostatniej nocy w swoim pokoju, zastanowiłam się nad tą sytuacją. Stwierdziłam, że mój ojciec umarł z dniem, kiedy się mnie wyrzekł. Jeśli bym go spotkała, zwróciłabym się per Pan. Mówiąc szczerze, to ja nawet nie wiem jak wygląda. Wszystkie zdjęcia na których był, powycinałam jego osobę, albo spaliłam w całości. Po części wymazałam go z pamięci.
- Może się zmienił i chce to naprawić?
- Już za późno. Nie było go kiedy potrzebowałam jego bliskości. Teraz, cholera nadal mi brakuje faceta, ale na pewno nie jego.
- Nigdy nie jest za późno na naprawę swoich błędów. Kiedyś ćpałem, a teraz jestem czysty, bo zrozumiałem i naprawiłem swój błąd. Nigdy nie popełniłaś błędu?
- Popełniłam. Jednak nigdy nie sprawiłam zawodu innym ludziom tylko sobie. Podcięłam sobie żyły, ale sama zadzwoniłam po pogotowie. Jak popełniać samobójstwo to z klasą, a nie przez podcięte żyły. Dlaczego to zrobiłam? Bo czułam się tak cholernie samotna, bo nie dawałam sobie już rady. Mama była w delegacji, nawet o tym nie wie, że takie coś zrobiłam. Do dziś żałuję, że wpadłam na tak głupi pomysł. Przecież zostawiłabym moją mamę samą. Ona o mnie walczyła, a ja co? - Odpięłam pieszczocha z prawej ręki i przejechałam palcami po ranie. To wspomnienie tak cholernie mnie boli, nawet po latach.
- Nigdy więcej tego nie rób. - Powiedział, zbliżając się do mnie. Blado się uśmiechnęłam. On podszedł i mocno mnie do siebie przytulił. Potrzebowałam tego, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo tego potrzebowałam.
- Nie chcę robić ci wykładów o tym, że zrobiłaś źle. Sama to doskonale wiesz. Ja też nie jestem idealny i wiem, co to znaczy samotność. Może i mam przyjaciół, ale brakuje mi kobiety. Brakuje mi jej fochów, czułych uśmiechów. Nie czuję takiej miłości, dla której jestem się w stanie poświęcać. Mam ponad dwadzieścia pięć lat, a mimo to nie osiągnąłem tego, czego tak bardzo pragnąłem od zawsze.
- Ja mam ponad siedemnaście, a jestem zbyt dojrzała jak na swój wiek. Moim priorytetem jest dom, w którym będę słyszała tupot małych stóp. Będę stała przy kuchni i gotowała obiad dla mojego męża, który przyjdzie z pracy zmęczony, a mimo wszystko znajdzie czas dla dzieci i dla mnie. Będzie nas kochał i stworzy to, czego ja nigdy nie miałam. Charles, jak ja bym to wszystko chciała osiągnąć, a jak na razie jestem w kropce. - Przytuleni tak do siebie, posiedzieliśmy jeszcze przez jakiś czas, aż poczułam, że coś się przypala. Szybko zerwałam się w miejsca i ruszyłam do garnka. Moje warzywa się spaliły.
- Wiesz, chyba jednak nici z twojego gotowania. Ale liczą się chęci i ja je doceniam. - Uśmiechnęłam się do Charlesa i popatrzyłam mu w oczy. Widziałam tak wiele uczuć, które były kierowana pod moim adresem.
- Zabrało nam się za czułości. Mike wygra zakład, cholera.
- Przecież nie musi wiedzieć, że obiad się nie udał. Był bardzo pyszny, tylko brakowało mu odrobiny soli oraz wody w garnku, ale to szczegół.
- Następnym razem, ugotuję ten cholerny obiad i o niczym nie zapomnę. - Spalone warzywa wrzuciłam do kosza na śmieci, a do garnka nasypałam soli z cytryną, aby się ładnie umył spód.
- Nie lepiej włożyć do zmywarki?
- Geniuszu, dziesieciocentymetrowa warstwa raczej sama nie zejdzie. Jeśli pozwolisz mi trochę zaszaleć w kuchni to za godzinkę będziemy mięli ucztę.
- Proszę bardzo, ja już nie gotuję. - Zdjął fartuch i rzucił we mnie.
- Szkoda. Lubię mieć pomoc w kuchni. Proszę, tak ładnie proszę.
Znów oczy kota ze Shreka. Widziałam jak ze sobą walczy.
- Zgoda. - Wygrałam.
- Na co masz ochotę?
- Zaskocz mnie.
- Uczulony na coś? Wiesz nie chcę cię wywozić do szpitala w razie gdyby.
- Nie.
- Co preferujesz w jedzeniu, jaką kuchnię?
- Szybką, prostą i dobrą.
- Jadłeś kiedyś curry?
- Nie.
- To będziesz miał okazję spróbować. Nie chwaląc się, ale robię bardzo dobre wschodnie curry.  - Zabrzęczał dzwonek do drzwi.
- Kogo znów niesie? - Powiedział Charles i poszedł otworzyć. Ja zaczęłam szukać potrzebnych mi produktów. W framudze zobaczyłam sześciu facetów. Chłopaki jak zwykle się na mnie lampili, ale miałam to gdzieś.
- Cześć. - Przywitałam się, dalej werterując szafki.
- Co ona robi? - Zapytał Joe, Charlesa. Mógł zapytać mnie, ale skoro wolał zadawać potajemne pytania, to okej.
- Będziemy gotować curry. - Powiedziałam, na co Joe się speszył. - Mam bardzo dobry i wyczulony słuch, więc dlatego usłyszałam. Idźcie do salonu, albo coś, a ja jak skończę, to was zawołam?
- Nie. Moja babcia robiła wyśmienite curry, ciekawe czy ty też takie zrobisz. Ja tam chętnie zostanę i pomogę. - Zaoferował się Koreańczyk.
- Cóż, my właściwie też byśmy mogli pomóc. - Rzucił David.
- Chętnie przyjmę każdą pomoc. - I tak zaczęło się nasze gotowanie. Szeptałam sobie cały przepis po japońsku, bo tak się go nauczyłam, a nie chciałam nic pomylić.
- Jak długo mówisz po japońsku? - Zapytał Spike.
- Kilka lat. Zaczęłam się uczyć, kiedy mi się nudziło i tak jakoś poszło. Później zapisałam się na karate, a teraz staram się o wyjazd do Tokio na kolejne nauki.
- Tokio, to bardzo piękne miasto.
- Tak słyszałam, dlatego chętnie je zobaczę. - Odwróciłam się w stronę Joego, a ten podjadał.
- Szanowny kolego, rozumiem, że nie możesz się doczekać, ale nie wyjadaj mi z garnka!
- Sorry. Czegoś jeszcze brakuje.
- Tajnego składnika. - Powiedziałam tajemniczo. Oczywiście nie było takiego, ale kiedy zazwyczaj tak mówiłam, nawet po "dosypaniu" niewidzialnego składnika, danie było lepsze.
- Co to za tajny składnik?
- Jak sama nazwa mówi jest tajny. Abym mogła go dosypać, musicie opuścić kuchnie. - Posłusznie wyszli, a ja zamieszałam danie, spróbowałam i kiedy widziałam, że nie podglądają dodałam swój składnik. Muszę powiedzieć, że z chłopakami jest bardzo miło gotować. Jeszcze pięć minut i już będzie gotowe. W tym czasie wzięłam nakrycie stołu do jadalni i po przygotowaniu wszystkiego, ściągnęłam chłopaków do jadalni.
Oni zasiedli, a ja zaczęłam elegancko podawać do stołu. Nauczyłam się tego wszystkiego od mojej babci, która bardzo szanowała kulturę przy stole. Zgrabnie chodziłam między nimi i zostawiałam posiłki. Na samym końcu usiadłam i ja.
- Kto odmówi dzisiejszą modlitwę? - Zapytałam, a oni popatrzyli na mnie jak na kosmitkę.
-Okej ja to zrobię. - Wyciągnęłam ręce do siedzących po moich stronach, Charlesowi i Mikowi, a oni je ujęli i tak każdy trzymał się za ręce.
- Panie, dziękuję za to, że pozwoliłeś mi zjeść kolejny posiłek z tak wspaniałymi ludźmi. Dziękuję, za te produkty, którymi raczysz nas obdarzać. Proszę też o to, aby inni ludzie też mogli spędzić czas obiadu ze swoimi bliskimi. Amen. - Puściłam ich dłonie.
- Smacznego. - Powiedziałam i każdy zabrał się do jedzenia. Przy posiłku bardzo wesoło sobie gawędziliśmy, a Joe koniecznie chciał dowiedzieć się, co to za składnik którego użyłam. Chłopaki zorientowali się, że robię sobie z ich kolegi żarty i ledwo co po wstrzymywali się od śmiechu.
Po obiado-kolacji, zaczęłam sprzątać ze stołu. Chłopaki poszli, a Charles postanowił mnie wyręczyć.
- Zostaw to. Jesteś moim gościem, a zdążyłaś już zrobić mi obiad, umilić czas i pomóc z przypalonymi warzywami, a ty jeszcze chcesz sprzątać.
- To jest zadanie kobiety. Chyba nie zmieniłeś płci?
- Zabawne. - Poszliśmy na kompromis. On pozanosił do kuchni naczynia, a ja się wzięłam z ich mycie. Widząc to, postanowił powycierać naczynia i poustawiać je w szafce.
- Dziękuję za miłe popołudnie. - Powiedziałam, przerywając cieszę.
- To ja dziękuję. Czuje, że cię dziś wykorzystałem.
- Daj spokój. Gotowanie to dla mnie przyjemność. Nie napisałam tylko piosenki, ale zrobię to jeszcze dziś.
- Pomogę ci.
- Miło z twojej strony, ale ja muszę już wracać.
- Zostań ze mną. Wreszcie czuję się za kogoś odpowiedzialny i nie muszę siedzieć sam i myśleć.
- Nie chcę się narzucać. Zresztą wyglądasz na bardzo zmęczonego.
- Zmęczonemu się nie odmawia. Wiedząc, że jesteś przy mnie, będę lepiej spał.
- Wiesz jestem obca i nie wiem, czy to będzie działało uspokajająco.
- Będzie. Zostań. - Odłożyliśmy naczynia na miejsce, a on na mnie patrzył tymi swoimi brązowymi oczami.
- No nie wiem, nie wiem. - Oparłam się o blat, a on stanął przede mną opierając dłonie obok moich łokci.
- Zostań ze mną. - Powiedział przybliżając swoją twarz. Czułam jego delikatny oddech na swojej twarzy, a później na szyi. Złożył on bardzo delikatny pocałunek, który był tak bardzo subtelny, ale i namiętny.
- Zostań. - Szeptał przechodząc coraz wyżej i wyżej po mojej szyi i żuchwie.
Nie stawiałam oporu, bo bardzo podobały mi się te pieszczoty, ale nie chciałam, aby to skończyło się w łóżku.
- Zostanę. - Powiedziałam. Poczułam jak się uśmiecha. Nadal mnie całował po szyi, a pode mną ugięły się kolana. Było mi tak błogo. Mimowolnie zarzuciłam swoje ręce na jego barki.
- Proszę, już wystarczy. - Szepnęłam z wielkim trudem, kiedy przestał, wtuliłam się w jego tors.
- Nie opierałaś się. - Powiedział z satysfakcją.
- Wiesz, lubię takie pieszczoty, a jeśli robi to tak przystojny facet, umm - odpływam.
- Wiedziałem, że działam na kobiety, ale żeby na taką twardą laskę jak ty. Jestem zaszczycony.
- Teraz wiesz, że nawet ja mam swoje słabości.
- Czyli po takich ekscesach, jesteś bardzo uległa?
- Powiedzmy. - W głowie zagrała mi muzyka rodem z jakiegoś romansidła. Dlaczego w rzeczywistości tak nie ma? No ja się pytam, dlaczego?
Tak miłą chwilę przerwał mój telefon. Odsunęłam się od Charlesa i odebrałam.
- Halo? - Zapytałam z uśmiechem, kierując się do drzwi wyjściowych.
- Miałaś dzwonić trzy razy dziennie, a nie zadzwoniłaś ani razu. - Powiedziała moja mama z wyrzutem.
- Wiem, przepraszam. Wcześniej pracowałam w sierocińcu, a teraz jestem u Charlesa.
- Wybaczam.
- Co ciekawego dziś robiłaś?
- Odebrałam ich z lotniska. Nikki zmieniła swój styl, na bardziej mroczny, ale i tak zachowuje się jak dziecko. Joseph wygląda starzej. Pytają ciągle o ciebie.
- Nieważne. Jutro z rana chcę wpaść po konsoletę.
- Przyszła twoja gitara. Muszę powiedzieć, że robi wrażenie. Zaniosłam ją do twojego pokoju, który stoi zamknięty. Oczywiście, wpadaj kiedy tylko chcesz. - Powiedziała z radością.
- Mamuś, muszę się do czegoś przyznać...
- Przespałaś się z Charlesem, wiedziałam.
- Mamo, nie. Nie spałam z nim. - Zaoponowałam.
- Co się stało?
- Ja chyba, chyba... Nie wiem jak to powiedzieć.
- Zakochałaś się, prawda?
- Nie, znaczy tak, nie wiem. Przy nim czuję się tak inaczej. Jestem z nim taka bezpieczna i mogę być sobą.
- Nie podejmuj pochopnych decyzji. Jak ja się cieszę. Moja mała córeczka się zakochała. Jeśli on też coś czuje, to na nic nie będzie nalegał. Dajcie sobie szansę.
- Znam się z nim tak krótko. Zobaczę co da się zrobić. Muszę kończyć.
- Dobrze. To jutro cię widzę w domu. Pa, kochanie.
- Pa. - Rozłączyłam się i przysiadłam na schodkach werandy. W głębi duszy przyznałam się sama przed sobą, że się w nim zakochałam i to tak na poważnie. Jestem beznadziejna w tym. On jest o wiele starszy, a mimo to coś go przy mnie trzyma. Nie chcę się później rozczarować, ale też nie chcę zaprzepaścić tej szansy. Muszę dać nam szansę. Ostatecznie wyjdę na głupią nastolatkę, która zakochała się w dwa razy starszym facecie.
Wstałam i weszłam do mieszkania.
Charles siedział na sofie i patrzył w przestrzeń. Usiadłam obok i robiłam to samo. Między nami była taka cisza, która na swój sposób była przyjemna.
- Nad czym myślisz? - Zapytał mój towarzysz, uważnie się mi przyglądając.
- O wszystkim i o niczym, a ty?
- Nad przyszłością.
- Mam nadzieję, że wymyśliłeś coś sensownego, bo moje rozmyślania spełzły na niczym.
- Rozważyłem kilka możliwości, ale nie znalazłem tej właściwej.
- Najlepiej się przespać z problemami, podobno rano się lepiej myśli.
- Masz rację, chodźmy spać. - Podał mi swoją dłoń, a ja ją ujęłam.
Weszliśmy po schodach na piętro.
- Ten pokój jest wolny, ten, ten i ten. Tutaj śpię ja, ale jeśli tylko chcesz możesz spać ze mną. Mam bardzo duże i wygodne łóżko. - Poruszał śmiesznie brwiami. - Tutaj jest łazienka. Zaraz przyniosę ci jakąś koszulkę oraz ręczniki i szczoteczkę. Oczywiście korzystaj z czego tylko chcesz. - Puścił moją dłoń, a ja poczułam, że czegoś mi brakuje.
- Dziękuję. - Powiedziałam, znikając za drzwiami łazienki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zobaczyłam bardzo szczęśliwą osobę. Rozpuściłam włosy, zdjęłam kolczyki, bransoletki, pierścionki oraz naszyjniki i usłyszałam pukanie.
- Wejdź. - Powiedziałam mimochodem i zabrałam się za usuwanie makijażu. Nie był on jakiś specjalnie mocny, a mimo to to dawał mi kilka lat. Kiedy już go zmyłam, popatrzyłam w lustro, a tam zobaczyłam Charlesa.
- Śliczna jesteś.
- Dziękuję. Coś jeszcze?
- Nie, już wychodzę. - Odwrócił się, a ja zabrałam się za zdejmowanie koszulki, w lustrze zobaczyłam, że akurat w tym momencie się odwrócił i zobaczył mój tatuaż. Wyszedł.
Koszulę oraz bieliznę, włożyłam do prania i nastawiłam na sport, aby po piętnastu minutach mieć czyste ubrania na jutro.
Weszłam pod prysznic i szybko się ogarnęłam.
Dwadzieścia minut później, suszyłam bieliznę oraz swoje włosy suszarką. Całe szczęście, że koronki suszy się bardzo szybko, tak więc po kolejnych dziesięciu minutach, stałam już ubrana w o wiele za dużą koszulkę i swoje majtki. Włosy zaplotłam, aby było wygodniej spać. Koszulkę powiesiłam na suszarce do ubrań i wyszłam. Miałam taki cholerny dylemat, gdzie mam spać. Chciałabym spać z Charlesem, ale nie obiecuję, że nie rzucę się na niego. Samej zaś nie chcę spać. Skierowałem się do sypialni Charlesa i zapukałam, po usłyszeniu "proszę" weszłam.
- Mogę z tobą spać? - Powiedziałam, spuszczając wzrok. Speszyłam się, bo pakowałam mu się do łóżka.
- Oczywiście. - Przysunął się na łóżku. Dopiero teraz zobaczyłam, że leży bez koszulki, w samych spodniach od pidżamy.
- Peszysz mnie, będąc w połowie nagi.
- Ty też w połowie jesteś naga. Jesteśmy kwita. - Usiadłam po turecku na łóżku i patrzyłam na jego tatuaże. Fascynowały mnie. Tyle historii na całym ciele.
- Jakieś szczególne historie łączą się z tymi dziarami?
- Tak. Twój tatuaż też jest interesujący. - Nagle odwrócił wzrok, jakby zorientował się, że powiedział za dużo.
- Wiem, że odwróciłeś się, wychodząc.
- Mówisz to z takim spokojem. Inne dziewczyny, na pewno by krzyczały.
- Nie jestem jak inne. Mam do ciebie prośbę.
- Jaką?
- Możesz mnie przytulić? - Przytaknął, a ja położyłam się obok niego i wtuliłam. Było mi błogo, dlatego po krótkiej chwili - odpłynęłam.


____
Hej:D
Przepraszam, że tak późno, ale byłam na dodatkowych zajęciach. 
Pani Ciemności.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział III

Dzień nie widziałam się z Charlesem. Nie pisaliśmy, nie rozmawialiśmy. Może to i dobrze, bo dzięki temu skupiłam się na pisaniu i napisałam kolejną nutę, która już jest opublikowana na blogu i zarabia pieniądze. Kurczę, jednak kogoś mi brakuje. 
- Mamo! - Krzyknęłam schodząc z góry. Powiedziałam jej o akcji w klubie, a ona na to; "Trzeba było jej mocniej przyłożyć." - ona jest nieobliczalna.
- Co się stało? - Przerwała prasowanie i spojrzała na mnie ciepłym wzrokiem. 
- Nudzi mi się. Dziś masz wolne, powiedziałaś, że mogę zrobić tatuaż. Pojedziemy do salonu? - Oczy, kota ze Shreka i mam już względy mamy.
- W sumie, chcę przy tym być. Wyjedziemy za piętnaście minut. - Uśmiechnęła się promiennie. Uściskałam ją i wbiegłam na górę się przygotować. Założyłam luźną koszulką, bo wiedziałam, że może mnie później urażać w plecy. Tak, mój tatuaż będzie na plecach. Postawiłam na klucz wiolinowy. Mama też nie miała sprzeciwów, dlatego taki będę miała tatuaż. 
Wsiadłyśmy do mojego mustanga i ruszyliśmy do jednego z salonów. Wcześniej zarezerwowałam sobie miejsce, ale nie byłam na sto procent pewna, czy go dziś zrobię. 
Po uprzejmościach, wypełnieniu formularzy, przeszliśmy do tatuowania. Pierwsza godzina minęła bardzo miło, później mama dostała telefon i na chwilę wyszła, aby porozmawiać z kimś. Po jej minie wnioskowałam, że to nie jest ktoś, z kim chciałaby rozmawiać. Po piętnastu minutach wróciła z nieodgadnioną miną.
- Co się stało? 
- Dzwonił twój ojciec. Chcą nas odwiedzić. 
- Zgodziłaś się, prawda?
- Nie miej mi tego za złe. Chcę wreszcie zobaczyć Nikki. Ojciec jest tylko w pakiecie.
- Nie mam ci tego za złe. Masz prawo zobaczyć córkę.
- Dobrze, że mnie rozumiesz. Wiem jednak, że nie chcesz ich widzieć, dlatego na czas ich przyjazdu, możesz się wyprowadzić. Nie musisz nawet się z nimi witać.
- Nawet jakbyś mi nie pozwoliła się wynieść i tak bym to zrobiła. - Uścisnęłam jej dłoń, posyłając jej uśmiech. 
- Kiedy przyjeżdżają? 
- Za dwa dni. Zamieszkają u nas.
- Okej. Ja pomieszkam w hotelu. Tylko mój pokój zostaje zamknięty na cztery spusty, tak samo jak strych. Nie pozwolę im obejrzeć mojego królestwa.
- Dobrze. Nie wyprowadzę ich tam bez twojej obecności i zgody.
Siedziałyśmy tak w ciszy, aż do końca tatuowania. Zapłaciłam za usługę i pojechałyśmy do domu. Na naszym podjeździe stał jakiś samochód, którego wcześniej nie widziałam. 
Driftując zaparkowałam równolegle do krawężnika, a moja mama wybuchła szczerym śmiechem. Lubiła szaleć w samochodzie tak jak ja. Byłyśmy maniakami szybkości i popisów. 
- Udało mi się! Jest idealnie równo! - Popatrzyłam na zaparkowany wóz.
- Za bardzo nas rzuciło. Trzeba poprawić sprężyny i będzie doskonale. Żebym ja jeszcze tak umiała robić. - Rozmarzyła się mamuśka.
- Nie jesteś taka stara, nauczysz się. A później każdy parking nasz. 
- Każdy facet. Każde łóżko. Wszyscy nasi! - Krzyknęła. Z samochodu wysiadł chłopak. Na początku nie poznałam kto, bo słońce nieźle dawało po oczach. Później zobaczyłam, że to Charles. 
- Witam, panie. - Uśmiechnął się.
- Mamo, to jest Charles, ten który wziął cię za moją przyjaciółkę. Charles, to maja mama - Evelin.
- Miło mi, panią poznać. 
- Mi pana, również. - Uścisnęli sobie dłonie. 
- Miałaby pani, coś przeciwko, gdybym porwał pani córkę?
- Oczywiście, że nie. Tylko w jednym kawałku ma wrócić. - Udała surowy ton, na co się zaśmiałam. Nigdy nie umiała tego robić. - Ja i tak miałam zobaczyć się z Tiffany i popracować. Bawcie się dobrze! - Krzyknęła na odchodnym i otworzyła drzwi domu.
- Porwać mnie miałeś w sobotę. Jak się nie mylę, dziś poniedziałek.
- Stęskniłem się za tobą.
- Awww... Jak słodko. - Zaśmialiśmy się. - Myślałam, że to ja pierwsza wymięknę i zadzwonię, a tu taka niespodzianka. Gdzie mnie zabierasz?
Zapytałam wsiadając do Lexusa. Lubiłam te samochody, ale mustangi były mi bliższe. Mój pierwszy samochód to mustang, mój ojciec też miał mustanga, a później zamienił go na jakiegoś japońskiego. Nie to, że mam coś do Japonii, ale mustang był ładniejszy niż mitsubishi. 
- Chciałbym przedstawić cię moim znajomym. Nie mogą się doczekać, kiedy cię poznają. 
- Nie mogłeś powiedzieć, zanim ruszyliśmy? Źle wyglądam! Daleko masz do centrum?
- Nie.
- To mnie tam zawieź. Obiecuję, piętnaście minut i możemy jechać. 
- Piętnaście minut? Nie dasz rady.
- Dam. Ile twoim zdaniem będę kupowała bluzkę i spodnie?
- Kilka godzin? - Zasugerował.
- Mylisz się. - Podjechaliśmy pod centrum. - Piętnaście minut i jestem! 
Wybiegłam, kierując się do sklepu dla metalowców. Szybko werterowałam półki. Na szczęście pracowała tam moja znajoma i razem szybko się uwinęłyśmy. Przepuściła mnie bez kolejki, pobrała należną zapłatę z karty i szybko się przebrałam. Ubrana w nowe rurki, czarną koszulkę, wysokie szpilki oraz ramoneskę, wybiegłam jak strzała. 
- Jestem! - Powiedziałam wsiadając.
- Spóźniłaś się minutę. Kupiłaś więcej niż zamierzałaś, więc wybaczam. 
- Mój nowy rekord. Jedźmy. - Powiedziałam i ruszyliśmy gdzieś. Nie powiedział, gdzie ma mnie zamiar zabrać, co mnie zirytowało, ale nie chciałam tego pokazywać. Irytować i denerwować, będę się za tydzień, gdy moja "kochana rodzinka" przyjedzie. Co ich nakłoniło do wizyty, skoro nie odzywali się od trzech lat. Wyrzuty sumienia? Oni go nie mają, więc to nie to. Zresztą, ja i tak nie chcę ich widzieć. Nie widzę w tym, żadnego problemu. Będę żyła tak, jakby ich nie było.
- Zamyśliłaś się. - Powiedział Charles.
- Przepraszam. Myślałam o przyjeździe Nikki i mojego ojca. Dziś zadzwonili, kiedy byłam z mamą w salonie tatuażu.
- Twoja mama robiła sobie tatuaż? 
- Nie. Ja go robiłam. Mniejsza z tym. Powiedzieli, że przyjadą za dwa dni. Mama się zgodziła, bo dawno nie widziała córki, a mi pozwoliła się wyprowadzić na ten czas. 
- Gdzie zamieszkasz? 
- Myślałam o naszym starym domu w Vancouver, albo w jakimś hotelu. 
- Do Vancouver jest szmat drogi, a w hotelu łóżka niewygodne. Zamieszkaj ze mną! 
- Na tyle to my się jeszcze nie znamy.
- Mam osobne pokoje, więc co ci szkodzi? 
- Nie. Nie chcę żyć na czyimś utrzymaniu. I tak chciałam odwiedzić swoje starem miasto. - Nie chciałam, aby pomyślał, że lecę tylko na jego kasę, bo to jest absurd. Mam swoją i nie potrzebuję jego. 
- Zostawisz mnie samego? 
- Jesteś dużym chłopcem, na pewno sobie poradzisz. 
- A jeśli sobie nie poradzę? Uzależniłem się od ciebie. - Zrobił bardzo smutną minę. Nie chciałam go zostawiać, ale nie chciałam też widzieć ojca. 
- Zostanę, ale i tak nie mieszkam z tobą. - Powiedziałam z satysfakcją. On tylko westchnął zrezygnowany. 
Zaparkowaliśmy pod jakimś mega, wypasionym domem. Dobra pozycja w firmie, albo bogaci rodzice. Znajdowaliśmy się w jednej z tych dzielnic, w których mieszkają sami bogacze. Nie przepaałam nigdy za takimi miejscami, dlatego w duchu dziękowałam sobie, że nie uległam i postanowiłam zamieszkać gdzieś w hotelu.
- Bardzo duży metraż, robi wrażenie. - Wysiliłam się na miły uśmiech, aby nie pokazać swoich negatywnych emocji, jakimi darze takie miejsca. 
- Jest duży, ale jak wpadną znajomi, to wydaje się tak dziwnie mały. Chłopaki już są w środku. Zapraszam. - Poprowadził mnie do werandy, a później otworzył mi drzwi. W środku słychać było śmiechy i nieudolny wokal jednego z chłopaków. 
- Jednemu z twoich znajomych szwankuje wokal, albo nie umie śpiewać. - Szepnęłam do Charlesa, na co on wybuchł śmiechem. 
- Joe się wygłupia. - Weszliśmy do salonu gdzie na kanapie siedzieli sami faceci. Wnętrze było urządzone stylowo, ale i z klasą. Było interesujące.
- Hej. - Powiedziałam widząc Jeogo. To ten sam Koreańczyk, który chciał mnie odwieźć do domu. - Joe, miło cię znów widzieć. 
- Tak. Co sama robiłaś... 
- Byłam na spacerze. - Powiedziałam, wymownie na niego patrząc. Na szczęście zrozumiał przekaz.
- Znacie się? - Zapytał Charles.
- Tak. Poznałam go w czarnej dzielnicy. - Szepnęłam. 
- Okej. Chłopaki to jest Paula. Paula to jest Rob, Brad, David, Mike i Joe, którego znasz. - Przedstawił nas sobie, wskazując na każdego z chłopaków. Dziwnie się czułam, będąc z tyloma nieznajomymi, ale jestem odważna i nie pokażę strachu.
- Miło mi, was poznać. - Usiadłam na fotelu na przeciwko nich i uśmiech sam wykwitł mi na twarzy.
- Okej. Ja rozumiem, że nie da się obok mnie przejść obojętnie, ale to trochę krępujące, że wszyscy się na mnie gapicie i zaczynają wam błyszczeć oczy. Zaczynam się stresować? 
- Sorry. Po prostu usiłuję rozgryźć co w tobie pociąga Charlesa.
Bez żadnych ceregieli odparł Mike. 
- I do czego doszedłeś? 
- Jesteś intrygująca. On potrzebuje takiej kobiety.
- Ja tu jestem! - Oburzył się Charles.
- Przepraszam. - Powiedziałam i promiennie się do niego uśmiechnęłam. Postanowiłam zacząć jakiś neutralny temat.
- Charles mówił, że interesujecie się muzyką. Na czym gracie?
- Jestem mistrzem perkusji. - Zaczął Rob. - Brad to dobry gitarzysta, Phoenix wirtuoz instrumentów szarpanych, Joe jest Dj-m, Spike jest wszechstronnie uzdolniony, ale klawisze i wokal to jego atuty. Cheza zapewne poznałaś. A ty?
- Wiesz, umiem na wszystkim zagrać. Jednak wolę gitary i miksery. Ostatnio nabyłam nową konsoletę.
- Śpiewasz? - Wtrącił się Mike, który znów mnie obserwował.
- Tak. Podobno jestem dobra. Żaden rodzaj nie stanowi dla mnie wyzwania. 
- Zanuć coś. - Nalegał Joe. 
- Jakaś propozycja? - Rob wstał i po chwili przyniósł gitarę akustyczną.
- Pokaż co potrafisz. 
- Okej. - Wzięłam instrument i po chwili usłyszeli pierwsze dźwięki. Postanowiłam zanucić ulubioną piosenkę mamy, która tak dużo zmieniła w naszym życiu. Dwie minuty później skończyłam, a im opadła szczęka.
- Dziewczyno... - Uprzedziłam wypowiedź Brada.
- Nie dokańczaj. Wiem co masz na myśli. Nie lubię być chwalona. To sprawia, że tracę wenę.
- Skąd pewność, że chciałem cię pochwalić?
- Pomyślmy. - Udałam zastanowienie. - Twoje oczy nienaturalnie się powiększyły i wyglądają jakby miały wyjść z orbit. A przed chwilką zamknąłeś usta. To, że miałam zamknięte oczy, nie znaczy, że nie czułam tego spojrzenia. 
- Przebiegła jesteś. 
- Wiem. - Zaśmialiśmy się wszyscy. 
- Nie wiem jak wy, ale ja jestem głodny. Zamówmy coś. - Marudził Joe. 
- Ty tylko o jedzeniu, ale ja też zrobiłem się głodny. - David się odezwał. 
- To ja pojadę coś kupić. - Zadeklarował się Joe. - Kto co chce? 
- To co zwykle. Paula, co chcesz?
- Sałatka wegetariańska, bez pieczywa.
- Serio nie jadasz mięsa? Charles będzie miał z tobą ciężko, bo on bez niego nie funkcjonuje. - Mówił rozbawiony Koreańczyk.
- Ja nie jadam, ale nie przeszkadza mi jak ktoś je. 
- Całe szczęście. Za pół godziny będę! - Rzucił na odchodne, a po chwili usłyszeliśmy tylko trzask drzwi. 
Zaczęłam z chłopakami prowadzić luźną rozmowę, aż przerwał mój dzwonek telefonu.
- Przepraszam, to mama dzwoni. Muszę odebrać. - Odeszłam od nich i odebrałam.
- Hej, mamuś. Co się stało? 
- Twój tatuś dzwonił.
- Znów?
- Ich lot został przesunięty na wcześniejszy termin. Będą jutro. Najbliższy lot do Vancouver jest za dwa dni. Nie uda ci się wyjechać. 
- Miałam i tak zostać w Los Angeles. Załatw mi jakiś hotel. Wrócę za kilka godzin to się spakuje i wyprowadzę. 
- Skarbie tak mi przykro.
- Niepotrzebnie. Przecież nie będą mieszkali wiecznie. Jeśli jednak gdzieś na nich wpadnę, to wyjadę z tego miasta. 
- Zarezerwuje ci jakiś pokój.
- Dzięki. Nie martw się o mnie, poradzę sobie. Kocham cię. 
- Ja ciebie też, skarbie. Pa. - Rozłączyła się. Wróciłam do chłopaków. Nawet Koreańczyk już wrócił.
- Kto dzwonił? - Zapytał Charles, który popatrzył na mnie takim pełnym troski wzrokiem.
- Mama. Tata z Nikki ma przyjechać jutro.
- Nie cieszysz się? - Zapytał Mike. 
- Nie. Tata się mnie wyrzekł, a moja siostra nie chce mnie znać. Nie mam powodu do uśmiechu. 
- Przykro mi. 
- Niepotrzebnie. Zaakceptowałam to i mam ich gdzieś. Przepraszam, ale ja muszę już wracać. Miło było was poznać. 
- Odwiozę cię. - Zaproponował Charles.
- Nie, dziękuję. Chcę się przejść i pomyśleć. Dziękuję za miłe popołudnie.
Pożegnałam się z chłopakami i ruszyłam do domu. W sumie, nie chciałam iść do domu. Chciałam zrobić coś szalonego, ale pożytecznego. Coś, co nikomu nie zaszkodzi, a mi pomoże się odstresować. 
- Nie, jednak nie mam ochoty. - Powiedziałam do siebie, a później ruszyłam biegiem do domu. Włożyłam słuchawki w uszy i puściłam piosenki Nirvany. Biegłam, biegłam i trafiłam do domu.

Oczami Charlesa;
Wyszła. Była smutna. Nie znaliśmy się długo, ale wiedziałem jak bardzo nienawidzi ojca i swojej siostry. Rozumiałem, że chciała pobyć sama, że potrzebuje pomyśleć. 
- Co myślicie o nowej zabawce Cheza? - Zapytał Joe. 
- Ona nie jest kolejną zabawką. - Zaoponowałem. Boże, z kim ja się zadaje. 
- Zwij jak chcesz. Więc, co myślicie?
- Ładna. Lekko zwariowana i nieokiełznana. Myślę, że do niego pasuje. - Rzucił BBB. 
- Ja już się wypowiedziałem. - Powiedział Mike. 
- Jest okej, ale wegetarianka? Ludzie, my to nie króliki aby jeść marchewkę i sałatę. My to drapieżnicy, potrzebujemy mięsa. 
- Mr. Hanh, powiedziała ci, że nie przeszkadza jej jak ktoś je mięso, więc co ci robi za różnice, co ona jada?
- Mike, ale jak można jest te biedne roślinki? 
- Jak można jeść zwierzęta. Skończmy ten głupi temat. - Opanowany Mike, stracił cierpliwość. 
- Ma dziewczyna talent. Ciekawe, czy w łóżku też jest taka utalentowana jak muzyczne. - David. Czy on nie myśli o niczym innym, niż sex?
- Jak jesteś taki ciekawy to sprawdź. - Powiedziałem wkurzony. Miałem dosyć przebywania z tymi półgłówkami. Nawet Glue dał się wciągnąć w tę głupią dyskusję. Wyszedłem do kuchni, aby ochłonąć.
Dziewczyno, co ty ze mną zrobiłaś? - Zapytałem sam siebie. Wcześniej miałem gdzieś to, co myślą chłopaki o moich byłych, a teraz tak bardzo mnie wnerwiają. Zakochałem się w niej i to nie jest tylko zauroczenie. Cholera. 

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział II

Obudziłam się koło południa. Obudziłam się, ja nadal nie kontaktuje, co się dzieje. Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni, gdzie mama siedziała z kawą.
- Kawy? - Wiedziała, co jej córa potrzebuje z samego rana.
- Tak. - Nalałam sobie i usiadłam do stołu. Mader zrobiła pyszne kanapki. W sumie takie, jak zawsze - wegetariańskie, ale pyszne. 
- Mamuś - zaczęłam rozmowę. - Wczoraj zapomniałam powiedzieć, że dziś idę do clubu hip-hopowego.
- Ty nawet takiej muzyki nie słuchasz. Charles, musi na ciebie dobrze działać. - Zaśmiała się.
- Nie idę z nim, tylko z Cameronem. - Sprostowałam. Niech za dużo sobie nie wyobraża.
- Cameron, Cameron. Wiem! To ten chłopak z dojo z twoich zajęć. Jego matką jest Tiffany.
- Ta od kolorowej rodzinki?
- Tak. Jakiś miesiąc temu urodziła białe dziecko. Wygląda ono jak amerykańskie. Nie odziedziczyło po niej, koreańskich cech. 
- To ona już wyszła za mąż?
- Tak, to już będzie dobry rok. - Zaśmiałyśmy się z naszego plotkowania.
- Gdzie jest ten club? -  Zapytała po chwili.
- A jak myślisz? W czarnej dzielnicy.
- Ostatnio tam zginęło czworo chłopaków w jakiejś strzelaninie. 
- Mamuś, będę w clubie, a później Cameron mnie odwiezie do domu. Nie martw się. 
- Ufam ci, nie rób niczego głupiego.
- Oczywiście. W co ja się ubiorę? - Nagle sobie przypomniałam, że nie mam takich luźnych ubrań. 
- Zajrzyjmy do mojej szafy, bo w twojej to zapewne same czarne ciuchy.
- Okej. - Ruszyłyśmy do jej sypialni. Otworzyła szafę na oścież i zaczęłyśmy szukać. Moja mama miała bardzo dużo, różnych ubrań z różnych styli. Tu można było znaleźć wszystko. Zaczynając na klasycznych sukienkach, a kończąc na afrykańskich spodniach. 
- Mam! - Rzekła po chwili, dając mi białą bluzkę, która miała rozcięcie na brzuchu i było wiązana z tyłu. Plecy miała do połowy zasłonięte.
- Nie to, że chcę abyś wyglądała jak suka, ale w tym będziesz wyglądać bardzo dobrze. Nie odsłania ona tak dużo, a twój brzuch jest godny pokazania. Do tego te spodnie. - Rzuciła we mnie ubraniem. Spodnie zaś były czarne, luźne i były biodrówkami. 
- Okej. Ubrania masz, chociaż... przydałoby się coś założyć na włosy. Ja ci zrobię fryzurę. - Uradowana mama, opuściła pokój. 

***
O umówionej godzinie, podjechał po mnie kolega z zajęć karate. Zszokowałam go swoim wyglądem, bo zawsze widział mnie w czarnych ubraniach lub kimonie, a nigdy w tak luźnym ubiorze.
Podjechaliśmy pod club, gdzie już roiło się od ludzi. Wszyscy byli czarni, a ja się tak cholernie od nich różniłam. 
Czułam na sobie wzrok facetów, którzy mnie pożądali oraz nienawistne spojrzenia kobiet. 
- Zatańczymy? - Zapytał mój towarzysz.
- Oczywiście. - Muzyka była bardzo porywająca, a jednocześnie leniwa oraz taka chellautowa. Od razu zaczęłam kręcić biodrami w rytm muzyki, która mną kierowała. Ocierałam się o swojego towarzysza, a on trzymał ręce na moich biodrach. Podeszła do nas dziewczyna, która zaczęła tańczyć z Cameronem, a ja zatańczyłam z jakimś innym facetem. 
Przetańczyłam masę piosenek, które były całkiem dobre. Postanowiłam udać się do baru i zamówić jakiegoś drinka. 
- Zachciało ci się wyrywać czarnych facetów, suko? - Rzuciła jakaś czarnulka, która usiadła obok mnie i nienawistnie na mnie patrzyła.
- Nie. Przyszłam się tylko zabawić. Masz z tym problem?
- Mało masz białych? Nie należysz do naszego świata i nigdy nie będziesz. Masz odpieprzyć się od naszych chłopców. 
- A jeśli nie, to co zrobisz? Naskarżysz mamusi?
- Jak śmiesz! - Dosłownie się na mnie rzuciła. Byłam jednak sprytniejsza i uchyliłam się od ciosu, a później jej oddałam. Obok nas zrobiło się straszne zbiegowisko. Nie dziwie się, dwie laski się biją, z czego biała daje dobry wycisk czarnej. 
- Nigdy nie podnoś na mnie ręki. - Wysyczałam, kiedy unieruchomiłam ją na podłodze. - Jeden ruch i masz kręgosłup w kawałkach. Teraz przeproś.
- Nigdy suko cię nie przeproszę. - Nacisnęłam mocniej.
- Przeproś. - Nakazałam władczym tonem.
- Przepraszam. - Bąknęła coś ledwo dosłyszalnie.
- Głośniej i wyraźniej. 
- Przepraszam. - Krzyknęła, a ja z niej zeszłam. 
Nagle w pomieszczeniu pokazała się policja. 
- Panie pójdą ze mną. - Powiedział jeden z funkcjonariuszy, łapiąc mnie za łokieć.
- Łapy przy sobie! - Wyrwałam się. 
- Odwieziemy cię na komendę, tam mają cię odebrać rodzice. - Powiedział i znów mnie złapał. Wyprowadził mnie z clubu. Na zewnątrz zaczęłam ich wyzywać po japońsku, aby nie zamknęli mnie na dwadzieścia cztery godziny, za obrazę. 
- Nogi szeroko. 
- Na obmacywanie, jeszcze za wcześnie! - Flirciarko na niego spojrzałam, a on mnie przycisnął do maski samochodu. 
Usłyszałam jakiś śmiech, który dobiegał z drugie strony ulicy. Spojrzałam na tę osobę i zmroziłam ją wzrokiem. Był to facet z urodą japońską, ostatecznie koreańską. Uśmiechnęłam się i posłałam mu faka, na co on się jeszcze bardziej zaśmiał.
- Jesteś czysta. Zero alkoholu. Odstawimy cię do domu. Jednak jeśli ta panna złoży zeznania, przeciwko tobie, to cię przymkniemy.
- Chyba was pojebało. Nie będę jechała tą gabaryną. Odejdę dobrowolnie i więcej się tu nie pokaże.
- Zmykaj. - Klepnął mnie jeszcze w tyłek i sobie poszedł. Ruszyłam na drugą stronę, gdzie patrzył na mnie Koreańczyk.
- Z czego idioto rżysz? - Warknęłam.
- Serio biłaś się z tą laską? - Wskazał na murzynkę, której nie udało się wymknąć policji.
- Tak. Nawet wygrałam. Pa. - Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. On zaczął kroczyć ze mną.
- Odwiozę cię. Nie wyglądasz jakbyś była z okolic.
- Ta. Zapakujesz, wywieziesz, zgwałcisz i zostawisz. Nie ufam nieznajomym.
- Nie jestem z tych. Jestem Joe, a ty?
- Nie powinno cię to obchodzić. Żegnam. - Ruszyłam biegiem. Po godzinie, siedziałam w taksówce i jechałam do domu.

Oczami Charlesa;
Siedzieliśmy w studiu. Tak cholernie chciałem zobaczyć się z Paulą, a nie tu z nimi siedzieć. W tej dziewczynie jest coś, co mnie pociąga. Nie mówię o tanich plastikach, które są zabawką na jedną noc. Ona jest taka inna. Jest taką sprzecznością. Niby delikatna, a jakże silna. Potrafi być miła jak i pokazać pazurki. Ona jest kimś, koga chciałbym mieć tylko dla siebie. Boje się jednak, że poleci na kasę. Wszystkie zawsze robiły to samo. Omamią mnie, a później zostawią, kiedy się ustawią w życiu. Mam dwadzieścia pięć lat i brak kobiety. 
- Kurwa, gdzie ten Joe. - Wrzasnął zdenerwowany Mike.
- Nie uwierzycie co się stało. - Joe, ma wyczucie. 
- Miałeś być pół godziny temu! - Spike, się znów spina. 
- Wiesz, z czarnej dzielnicy do wytwórni jest kawałek.
- Po co tam byłeś? - Wtrącił się Rob.
- Musiałem coś załatwić. Co za akcja tam była, chłopaki. 
- Mów. - Rzuciłem, bo wiedziałem, że jak nie powie, to nie uda nam się próba.
- W tym hip-hop clubie, biły się dwie laski. Jakaś murzynka i biała. Policja je wyprowadziła, z czego biała zaczęła wyzywać ich po japońsku, swoją drogą mówiła płynnie i szybko. Później zaczęła docinać policjantom, a ja zacząłem się z tego śmiać. Jej spojrzenie mało co mnie nie zabiło. Funkcjonariusz ją puścił wolno, a ona podeszła do mnie i mnie opieprzyła za to, że się śmiałem. "Z czego idioto rżysz?" - rzuciła do mnie. Jak zaproponowałem jej, odwiezienie do domu to sobie poszła. Nawet nie powiedziała jak ma na imię. Jednak z niej to była dupa. Zielono - niebieskie tęczówki, idealne ciało. Rzeźbiony brzuch, ach to była kobieta. 
Mr. Hanh się rozmarzył. Paula też taka jest. Zgrabne ciało, takie same oczy i czarne włosy, które swoją drogą muszą być przefarbowane. Jest i tak idealna. 
Bennington, wpadłeś po uszy. - Zaczęliśmy próbę, a ja ani na chwilę nie zapomniałem o niej. Muszę ją zdobyć, nawet kosztem mojego złamanego serca. Kiedy się dowie, że ją okłamuję, może nie być zbyt wesoło. Nie mam zamiaru jej ukrywać przed przyjaciółmi, ale muszę poprosić, aby nic jej nie mówili, kim jesteśmy. Powiem jej, kiedy będę gotowy.