sobota, 12 lipca 2014

"A jaką śmierć wymarzyła sobie Lilith?'' - odpowiedź na komentarz Soledier Julka

Jeśli umrzeć, to tylko z pompą!

Droga Julio, 
moja śmierć musi być epicka! 
Jakiś rok temu, grałam w teatrze i tam była właśnie taka scenka z moją śmiercią. Byłam Królową Elizabeth, która miała zostać po cichu zgładzona podczas snu za swoje występki. Niestety, odkryła cały spisek i to ona zabiła swojego dręczyciela. Razem ze swoim kochankiem rozmawiali o jej śmierci, a wtedy on powiedział: 
Taka królowa jak ty, nie może umrzeć cichaczem. Umiera się tylko raz. Zrób to w taki sposób, aby cię zapamiętali. Abyś była wysławiana w poematach. Świat musi to zobaczyć!
- tak więc, to musi być doniosłe wydarzenie. Jak by to wyglądało: uduszona za niepoprawny tekst...
Skoro mam umierać tylko raz, to zróbmy to należycie. Chcę, aby to było epickie. Takie na przykład w stylu Romeo i Julia - śmierć za ukochanego. Sztylet w serce to chyba bolesna sprawa. Brrrr....
Może też być jakieś tragiczne zdarzenie, ale abym tylko ładnie w trumnie wyglądała. Proszę, abyś nie masakrowała mojej twarzy. Pośmiertnie też muszę jakoś wyglądać. (HAHAHAHAHA)
Jako, że jestem fanką Pamiętników Wampirów, a w szczególności Damona Salvatore^^. To, to musi być coś w stylu s-f.
"Damon: Przebijemy ją kołkiem, albo urwiemy łeb. Coś poetyckiego, zobaczy się."
Chociaż lubię swoją głowę i niekoniecznie chciałabym się jej pozbywać. 
Albo sama coś wymyśl, bądź kreatywna. 
Moja świętej pamięci babcia zawsze mówiła: 
Bo jeśli umrzeć to z gracją i klasą. Niech ludzie wiedzą w zaświatach, że żyłaś dostojnie.
Cóż mogę powiedzieć, jest tyle możliwości, a tylko jedna może być sprawdzona. To zajście tragiczne, nieprawdaż?

To chyba tyle. Uprzedzając pytanie, tak mam nierówno pod sufitem. Podobno jak byłam mała, miałam spięcie w inkubatorze (taki tam dowciap mojego przyjaciela). Chociaż dziś stawiam na słońce i kaca. Kac morderca, zaatakował. Słońce też mnie nieźle przygrzało na plaży, więc zapewne plotę bzdury. Czy ja jestem jakaś inna? No ja się pytam?

Pozdrawiam, 
Lilith.

PS. Jak coś wymyślisz, to daj znać. Chcę wiedzieć na co mam się szykować:)
(Boże, jestem nienormalna. Panie wynagradzaj wszystkim ludziom moje egzystowanie)

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział XXIII

Od świąt minęły już dwa miesiące. Bardzo dużo tego czasu spędziłam na dyskusjach z Chesterem. Postanowiliśmy, że adoptujemy Ethana. Nie, to źle powiedziane. Mięliśmy go zabrać pod swój dach, a kiedy będzie tylko taka możliwość - zaadoptować. Na początku Chester patrzył na t sprawę bardzo krytycznie. Obawiał się, że nie dam rady, a jednak udało się nam. Ethan to złoty chłopak. Pomocny, pracowity, solidny i uzdolniony. Był zaszokowany, kiedy dowiedział się, że będzie należał do naszej rodziny. Pokochałam go już kilka lat temu, kiedy pracowałam w sierocińcu. A teraz jest moim synem. Chociaż nie różni nas wcale taka duża różnica wiekowa, to i tak zwraca się do mnie "Mamo", to słowo jest zawsze wypowiadane z szacunkiem. Myślę, że cieszy się iż mieszka z nami. 
Miesiące mijały szybko, nadzwyczaj szybko. A ja czułam się spełnioną matką, bo miałam przy sobie wszystkich. Ethan z nami mieszka i jest moim kolejnym, przybranym synem. Podoba mi się rola matki i kochającej kobiety.
Chez wrócił zadziwiająco wcześnie ze studia, ale to i dobrze. Lubię, kiedy tak wraca i ma czas dla mnie i dla dzieci. Dzieci, kurczę dobrze to brzmi. Cieszę się, że Ethan mieszka z nami i miewa się dobrze. Chester go polubił, zresztą jak reszta Linkinów. Miły z niego chłopak. 
- Cześć kochanie. - Podeszłam do swojego narzeczonego, a już w bliższym czasie i męża, aby go pocałować na przywitanie, ale on odwrócił twarz. Coś było nie tak.
- Coś się stało? 
- Gdzie dzieciaki? - Zmienił temat. Coś się stało i to coś poważnego.
- Jack uciął sobie drzemkę, Ethan w szkole, bliźniaki na swoim miejscu. - Dotknęłam swojego, ogromnego brzucha.
- Musimy porozmawiać i to poważnie. 
- Rozmawiajmy. - Poszliśmy do salonu i usiedliśmy na fotelach na przeciwko siebie.
- Gdzie byłaś wczoraj i dziś?
- Wczoraj byłam u Av, a później z nią i jej bratem na spacerze. Jack wyszedł z taką propozycją, więc poszliśmy. Dziś byłam z Shinodą w kawiarni. Coś się stało?
- Dlaczego mnie okłamujesz? - To pytanie zbiło mnie z pantałyku
- Nie rozumiem. 
- Z kim byłaś tak naprawdę wczoraj? 
- Z Av i Carlsem do południa, a później siedziałam w domu i pomagałam Ethanowi w lekcjach. 
- Rob widział cię z jakimś facetem i nie wyglądaliście jak znajomi. On cię obejmował. Jak długo to trwa?
- O co ci chodzi? 
- Nie udawaj. Zdradzasz mnie z kimś? Chcę wiedzieć. 
- Nie zdradzam cię. 
- Mike stanął po twojej stronie, kiedy wysunąłem taki pomysł. A może i z nim się bzyknęłaś? 
- Nigdy ci czegoś takiego nie zrobiłam. Chcę ci przypomnieć, że to nie ja kłamię od początku znajomości i to nie ja miałam romans z jakąś lalą. Ty się pieprzyłeś z Sam, kiedy cię potrzebowałam. Co drugi wieczór spędzałam płacząc, bo byłam samotna. Miałeś gdzieś mnie i swojego syna. Poszedłeś do innej. Do dziś mnie to boli, ale staram się tego nie okazywać. Nie pokazuję, tego. Nie wiesz jak to jest, kiedy pomyślę, że tak samo zabawiałeś się z nią, a teraz dotykasz mnie. Ja ci wybaczyłam i nigdy nie wyciągnęłam przeszłości. - Łzy napłynęły mi do oczu. - Wiesz, jest mi przykro, że o coś mnie posądzasz, chociaż nie masz do tego podstaw. To, że Rob zobaczył jak Carls objął mnie w pasie, bo się słabo poczułam, nie świadczy o tym, że z nim sypiam. Od kiedy jestem z tobą, na żadnego faceta nie patrzę. Nie zawracam sobie nimi myśli, bo mam w głowie tylko ciebie i dzieci. 
Wstałam z fotela i udałam się do sypialni. Nie do naszej wspólnej, ale tej, która znajduje się najdalej od niej. Kiedy tylko przekroczyłam próg i zakluczyłam drzwi - osunęłam się po nich, płacząc. Cierpiałam. Moje serce pękło i nie miało zamiaru się poskładać. Nie byłam w stanie przestać płakać, a obiecałam sobie, że już nigdy nie uronię łzy przez Chestera. Nie powinnam płakać. Nie powinnam, ale nadal to robię.
Miałabym go zdradzić? - Jak on mógł mi wbić nóż w plecy. Żyję jak zakonnica. Nigdzie praktycznie nie wychodzę. Zajmuję się dzieciakami i całym domem. Uczę się i próbuję zakończyć studia z dyplomem. Zawsze znajduję czas, aby zadzwonić do Chestera i zapytać jak mu mija dzień, a on oskarża mnie o zdradę? Zawiodłam się na nim, bardzo się zawiodłam. 
Kiedy po ponad dwóch godzinach się uspokoiłam, wyszłam z pokoju. Swoje kroki skierowałam do pokoju Jacka, aby sprawdzić, czy się już nie obudził. On jednak słodko spał. Wejściowe drzwi się otworzyły i usłyszałam rzut plecaka o ścianę. Zeszłam na dół. Cheza nigdzie nie było. Może to i dobrze, bo potrzebuję wszystko przemyśleć. Jeśli jest mu ze mną źle - odejdę. 
- Hej, mamo. 
- Cześć Ethan, jak minął dzień w szkole?
- Dobrze. Nie pisaliśmy jednego sprawdzianu i w przyszłą sobotę mam zawody w koszykówkę. Przyjdziesz z tatą?
- Ja będę na pewno. W końcu to twój debiut. Jesteś głodny? Zrobiłam lazanie.
- To ja chętnie zjem. - Poszedł do łazienki umyć ręce, a ja podgrzałam obiad. Kolejny raz otworzyły się drzwi. Tym razem do domu wszedł Chez. Wszedł do kuchni i usiadł przy stole.
- Odgrzewam obiad. Jesteś głodny? - Mimo, że udawałam niewzruszoną, to cholernie cierpiałam. 
- Nie, nie jestem głodny. - Przytaknęłam. Wrócił Ethan i on również usiadł, zaczynając rozmowę z Chezem. Nie chciałam się odzywać. Potrzebowałam spokoju. 
Podałam obiad, a sama poszłam do Jacka, bo wydawało mi się, że już się obudził. Miałam racje, siedział w łóżeczku i bawił się misiami. 
- Już się słonko wyspało? 
- Tak. - Odpowiedział grzecznie. Wyjęłam go z łóżeczka i usiadłam z nim na dywanie. Zaczęłam się z nim bawić, tak jak miałam to w zwyczaju. 
Do pokoju wszedł Ethan. 
- Mamo, pomożesz mi z matmą?
- Tak. Jack, chodź pomożemy bratu odrobić zadania domowe. - Podałam chłopcu dłoń, a on ją ujął i razem poszliśmy na dół. Mimo wszystko, najlepiej matmę odrabia się przy wyspie kuchennej. 
- Co masz ciekawego?
- Pierwiastki. 
- To jest zło w czystej postaci. Nigdy ich nie lubiłam.
- To mi się nigdy nie przyda. 
- Jednak to, co masz w głowie jest twoje i nikt ci tego nie zabierze. Trzeba się uczyć, aby zajść wysoko. 
-Okej. - Jack bawił się samochodzikami, a ja próbowałam wytłumaczyć Ethanowi pierwiastki. Na początku szło nam bardzo opornie, ale później już rozumiał i robił sam. 
- Jack, zrobiłam ci obiad. - Chłopiec wstał i zaczął iść w moją stronę. Podziwiałam go za determinację. Podszedł do mnie, a później razem udaliśmy się do kuchni. Jack zaczął jeść zupkę, która po części wylądowała na jego śliniaczku. 
Drzwi znów się otworzyły. Pewnie Chezy wrócił, swoją drogą mógłby powiedzieć gdzie idzie, chyba, że nie chce mnie widzieć. 
Nie zwracałam na niego uwagi. Zabrałam się za gotowanie kolacji. Gotowanie to jedyna pasja, której sobie nie odmówiłam. Wcześniej karate było dla mnie ważne, a teraz nie ćwiczyłam już ponad pół roku. Zawsze interesowałam się muzyką, tworzeniem tekstów i śpiewaniu, a teraz nie mam czasu. Było tyle zajawek, które chciałam realizować przez całe życie, a zostało mi tak niewiele. 
- Cześć Jack. - Przywitał się Chez z swoim synem. Jego obecność zaczęła sprawiać, że znów poczułam ból w okolicy serca. Chociaż, gdyby mnie przeprosił, zapewne znów bym mu wybaczyła. On jest mi potrzebny do życia jak tlen, a kiedy go nie ma - umieram. Teraz też tak się czuję. Dusza ze mnie uleciała, serce jest w kawałkach. Mój umysł nie przyjmuje do wiadomości, że mogłoby go zabraknąć. Nie lubię takich dni. W ogóle nie lubię Chestera, bo jest pieprzonym egoistą i dupkiem, ale kocham go za wszystko. Za jego wady i zalety. Jest jak najlepszy towar w mieście. Jest moją własną heroiną.
Ocknęłam się z myśli i zaczęłam robić ciasto na pizzerinki. Chłopaki je uwielbiają. 
Po kilku minutach odłożyłam je do wyrośnięcia i podeszłam do Jacka. 
- Kochanie, bardzo ładnie zjadłeś obiad, teraz czeka cię pyszna nagroda. - Uśmiechnął się i razem z nim podeszłam do pudełeczka z ciasteczkami. Otworzyłam je, a chłopczyk wziął ciasteczko-samochodzik z czekoladą. 
- Co my tu mamy? Samochód? - Przytaknął i ugryzł biszkopt. 
- Mama pić. Sok chce. 
- Dobrze. Napijemy się soku. Dziś masz ochotę na pomarańczowy, brzoskwiniowy, czy jabłkowy?
- Ten. - Wskazał brzoskwiniowy, a ja nalałam mu go do jego kubeczka. Chłopiec się napił, a później oddał mi kubek.
- Jack, jaki ty jesteś grzeczny i duży. - Postawiłam go na ziemię, bo mimo wszystko, nie mogłam zbyt długo niczego dźwigać. 
Spojrzałam na pozostałą cześć rodzinki. Chester rozmawiał z Ethanem o najbliższym meczu koszykówki. Widziałam zaangażowanie obydwóch panów, co bardzo mnie ucieszyło. Jednak mimo wszystko czułam w sercu pustkę. Miałam dosyć wszystkiego, nawet to co zawsze sprawiało mi przyjemność, teraz mnie nie cieszyło. 
- Chcesz się Jack pobawić?
- Ja się nim zajmę! - Oznajmił trzynastolatek. Podał dłoń swojemu młodszemu bratu i razem poszli do salonu. Zostałam sama z Chezem. Przelotnie na niego spojrzałam, a później odwróciłam się, bo łzy napłynęły mi do oczu. Starłam je wierzchem dłoni, a one uparcie napływały mi do oczu. 
Było mi najzwyczajniej w świecie źle. Chciałam uciec, ale nie mogłam zachować się jak małolata. Powinnam być silna. Muszę być silna. - Wyszłam z pomieszczenia i udałam się do sypialni. Kolejny raz tego dnia osunęłam się po drzwiach i zaczęłam płakać. 
W głowie kłębiło mi się od różnych myśli. Pragnęłam tak dużo, a nadal nic nie dostałam. Za każdym razem, kiedy znajdowałam się na wyżynach, spadałam z głośnym hukiem. 

Oczami Chestera;
Spieprzyłam wszystko kolejny raz. Nie powinienem jej o nic osądzać, tym bardziej, że ja zdradziłem ją pierwszy. Jestem kompletnym idiotą, ale nie mogę znaleźć w sobie tyle siły, aby iść i ją przeprosić. Nawet jeśli to zrobię, to i tak mi nie wybaczy tych słów. Za mocno ją zraniłem. Jedynym wyjściem jest odejść, ale nie chcę jej zostawiać. W takich chwilach zawsze rozmawiałem z Mikiem, a teraz nie mogę się do niego odezwać. Po jaką cholerę, powiedziałem te kilka niepotrzebnych słów? Muszę z nim porozmawiać, nawet jeśli nie będzie mnie chciał słuchać, to powinienem z nim wyjaśnić wszystko.
- Ethan, powiesz mamie, że pojechałem do Mika. 
- Okej. - Wziąłem klucze do auta i wyszedłem. Kiedy siedziałem już w samochodzie, próbowałem poskładać myśli, a później odpaliłem silnik. 
Zaparkowałem pod jego domem. Głęboki wdech i zadzwoniłem do drzwi. Otworzyła mi Anna.
- Cześć, jest Mike?
- Jest w swoim gabinecie, wejdź. - Chwilę zamieniłem z nią kilka słów, a później poszedłem do przyjaciela. Zapukałem, aby nie pogorszyć jeszcze bardziej sytuacji, a kiedy powiedział "wejść", wszedłem. 
- An, mówiłem, żebyś mi nie przeszkadzała. - Rzekł, zawzięcie coś rysując.
- To nie Anna. 
- Co ty tutaj robisz? - Widziałem zawód na jego twarzy. Patrzył tak samo jak Paula. 
- Stary, przepraszam. Byłem zdenerwowany i powiedziałem za dużo. Wiem, że nie zrobiłbyś mi czegoś takiego. 
- Spoko. Co cię sprowadza?
- Spieprzyłem sprawę. Gadałem z Paulą.
- Powiedziałeś jej?! - Zrobił wielkie oczy. Wiedziałem, że źle zrobiłem. Cholera - po rak kolejny. 
- Tak. Byłem zdenerwowany. Cholera, ona traktuje mnie jak powietrze. 
- Dziwisz się jej? To ty przespałeś się z laską, a nie ona. Ty ją okłamywałeś, a nie ona. Nie dała ci żadnego powodu, dla którego miałby teraz cierpieć.
- Powiedziała mi to samo. Ona mi nie wybaczy.
- Wyprowadziła się? - Zapytał z żalem. Mike, nigdy nie chciał dla mnie źle. Zawsze starał się mnie wyciągnąć z najgorszych bagien w jakie kiedykolwiek wpadałem. 
- Nie. 
- Próbowałeś z nią rozmawiać? - Pokręciłem głową.
- Co ja mam jej powiedzieć? Sorry, głupio wyszło, obiecuję się poprawić?
-Wiesz, że tym razem sama obietnica poprawy i przeprosiny mogą nie wystarczyć? Paula słyszy to za każdym razem, kiedy coś spieprzysz. Jest już na to odporna. Może musisz zrobić coś wyjątkowego i błagać ją o wybaczenie, a kiedy to zrobi - już nigdy jej nie zawieść.
- Co mogę zrobić? Mike, pomóż mi. - Zakryłam twarz dłońmi. Chciałem, aby wszystko wróciło do normy. Gdybym mógł cofnąć czas o te kilka godzin, to na pewno nie oskarżyłbym jej o coś takiego.

Moimi oczami;
Razem z Ethanem zrobiłam pizzerinki. W sumie, dobrze, że mam na kim polegać. Chester rzekomo pojechał do Mika, ale nie byłam tego tak stu procentowo pewna. W dzień, kiedy dowiedziałam się o zdradzie, też niby był u niego. Nie to, że mu nie ufam, ale on sam zasiał jakieś ziarenko niepewności w naszym związku. Może oskarżył mnie o zdradę, bo sam ma coś jeszcze na sumieniu? A może to są tyko moje wyobrażenia. 
Uśpiłam Jacka, bajką na dobranoc, którą tak bardzo uwielbiał. Znałam ją już na pamięć, bo prawie codziennie przy niej usypia. 
Ethan również poszedł spać. A ja poszłam wziąć szybki prysznic. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam całkiem inną osobę. W moich oczach nie było już blasku, ale smutek i ten pieprzony żal.
Znów napłynęły mi do oczu łzy, a przecież obiecałam, że już nigdy nie będę przez niego płakać. Moja silna wola, widocznie ma mnie w wysokim poważaniu. 
Ciepła woda koiła moje zmysły i odprężała ciało, ale robiła to tylko pozornie. Tak na prawdę to nic się nie zmieniło.
Weszłam do swojej nowej sypialni i otworzyłam pamiętnik.

Wiesz, to dziwne, że wracam do ciebie, kiedy mam doła i kryzys życiowy. Ostatni wpis zrobiłam przed swoją próbą samobójczą, a może powinnam wtedy ze sobą skończyć? Dziś byłabym po Tamtej stronie Raju i nie miałabym żadnych zmartwień. Przecież było tak blisko. Wystarczyła silna wola i już bym cię nie zamęczała problemami. 
Ja już umarłam.
Straciłam człowieka, którego tak cholernie kocham. Dziś przyszło mi do głowy, że poszedł znów do Sam. Może znów się pieprzą, a ja zalewam się łzami. Jestem beznadziejna w tym, co robię. Oczywiście w moim życiu pojawiły się osoby wyjątkowe. Taką osobą jest Jack - syn Cheza i Kate, która zmarła przy porodzie. Taką osobą jest Ethan, którego adoptowaliśmy z sierocińca. Takimi osobami są bliźniaki, które noszę pod sercem. Prawdopodobnie tylko moje dzieci zostały mi z związku z Chesterem. Jeśli on mi nie ufa, to jak możemy zbudować solidny dom na tak kruchym fundamencie. Przecież nie dałam mu powodów do żadnych podejrzeń, a jednak je ma. 
O co ja walczę od niespełna dwóch lat, skoro los nam nie sprzyja? Może powinnam się poddać. Może tamtego dnia powinnam oddychać ostatni raz? Ja nie mam już siły, aby dalej walczyć. Skoro Chez nie chce tego związku ja też nie powinnam chcieć. Powinnam zniknąć i już nigdy więcej nie powrócić, ale nadal coś mnie tu trzyma. To on mnie trzyma przy sobie, mimo zadawanego bólu. To bez niego umieram. Jednak ja już nie chcę walczyć, dlatego muszę się poddać. 
Wyprowadzę się stąd i zamieszkam w Vancouver. Tak chyba będzie najlepiej dla wszystkich. Przecież nie można być z kimś, kto cię nie chce, prawda? 
Boże, ja nadal go kocham mimo bólu i cierpienia. Niech pozwoli mi żyć, albo zginąć. Bóg nigdy nie wysłuchał mojej prośby o szczęście. Widział, że walczę, a mimo to kładł mi kłody pod nogi i sprawił, że znów zaczynałam od niczego. Dlatego to się zmieni. A jeśli nie, to ja skończę ze sobą. 

Zamknęłam pamiętnik i odłożyłam go na szafkę nocną. Przykryłam się kołdrą i zasnęłam z wiarą, że jutro będzie lepiej, a to jest tylko koszmar.

Oczami Chestera;
Około dziesiątej wszedłem do domu. Było bardzo cicho, co oznacza, że wszyscy śpią. Po cichu poszedłem na górę do naszej sypialni z nadzieją, że zobaczę Paulę. Chciałem ją przeprosić, ale jej tam nie było. Łóżko było idealnie zaścielone, tak jakby tam nikt nie spał. Zajrzałem do kolejnej sypialni i znów nic. W kolejnej widziałem postać na łóżku, która spała. Podszedłem do łóżka i ją zobaczyłem. Księżyc oświetlał jej twarz, na której był smutek. Opuchnięte oczy, świadczyły, że płakała kolejny raz przeze mnie. Usiadłem w fotelu i się jej przyglądałem. Nie byłem zmęczony, więc tak postanowiłem spędzić noc. Na szafce zobaczyłem jakiś gruby i bardzo poniszczony zeszyt, bezwstydnie po niego sięgnąłem i otworzyłem na jakiejś stronie.

Moje myśli, mnie przytłaczają. W domu jest coraz gorzej, jedyne czego pragnę to śmierć. Tak, dobrze napisałam. Chcę śmierci, bo nie mam życia. Nie chcę nikogo zranić, ale to najlepsze wyjście. Ojciec zapewne będzie się cieszył, kiedy będzie rzucał grudki ziemi na moją trumnę. On mnie tak cholernie nienawidzi, a przecież nic złego nie zrobiłam...

Przekręciłem kilka kartek dalej.

Dziś mam zamiar ze sobą skończyć. Nie chcę żyć. Pragnę odejść i już nigdy nie wrócić. Ja już sobie z niczym nie radzę. Nie mam z kim porozmawiać, a ja potrzebuję kogoś. Dlaczego to wszystko uderzyło z tak mocną siłą? Kim byłam w przeszłości, że od początku mam przejebane? 
Tak więc, żegnaj.

Czytając jej słowa, byłem zdruzgotany. W każdym słowie było mnóstwo cierpienia. A ja jej dokopałem nawet dziś. Ma rację, kiedy mówi o mnie EGOISTA. Jestem nim i już na zawsze pozostanę. Robię to wszystko, bo chcę się zemścić za przeszłość? A może nie potrafię być z kimś, kto kocha mnie, a nie moją kasę?
Otworzyłem na kolejnej stronie, a tam zobaczyłem następny wpis. 
To co przeczytałem, bardzo mną wstrząsnęło. Czyli to dziś ma takie myśli. Nie pozwolę jej ze sobą skończyć. Nie może zostawić mnie. Nie może ode mnie odejść.
Jak to - skończy ze sobą? Przecież obiecała, że nigdy więcej nie będzie targać się na własne życie. Obiecała mi to.
Ja też obiecywałem, że nigdy więcej nie będzie przeze mnie płakała, a ciągle daje jej powody. Jednak ona mnie kocha. Kocha mnie mimo wszytko i to dla tej wiadomości powinienem być lepszy. Powinienem się starać naprawić błąd i dać jej zasłużone szczęście. Chcę, aby było dobrze, abyśmy wymazali wszystkie przykre sytuacje, których nie powinno być. Jeśli nam się nie uda, to ja pierwszy skończę ze sobą. 
Spojrzałem na nią, a późnij odłożyłem zeszyt i pocałowałem ją w czoło. Wyszedłem do swojej sypialni, chociaż powinienem zostać z nią. 




_______
A tak w ogóle, to witam:)
Znów nie mogłam się powstrzymać i zajrzałam do was. Postanowiłam, że dodam kolejny rozdział.
Nie jestem z niego jakoś specjalnie zadowolona, ale wszelkie sprawy, które się komplikują nie są moją mocną stroną. 

Chciałam też odnieść się do poprzedniego rozdziału i opinii o Jasonie. Nie wiem dlaczego, wszyscy myślicie, że on coś spieprzy.... To przecież taki dobry chłopak ^^. Mówiąc szczerze nie zastanawiałam się dłużej nad jego rolą w tym opowiadaniu, ale skoro chcecie, aby coś namieszał to jeszcze go wplączę:)
Tylko proszę, nie gniewajcie się za to. 
Nawet jeden komentarz mną wstrząsnął. 
@Soldier Julka - zaczynam się bać... Chcesz mnie udusić? A ja wymarzyłam sobie o wiele piękniejszą śmierć. Niszczysz moje marzenia:) - niestety plan się nie ziści, ona go nie zdradzi z Jasonem... Jeszcze tego nie zrobi... (Buahahahahaha - złowieszczy śmiech)

Kolejną kwestię chcę poruszyć, a mianowicie coraz więcej osób wchodzi na bloga. Jestem z was taka dumna. Jak... jak matka z własnych dzieci. Dziękuję wam, to wiele dla mnie znaczy i motywuje do pisania na wakacjach.

Dziś sobie piszę, bo nie jestem w stanie wyjść na dwór. Strasznie się wczoraj spiekłam na plaży w Santa Monica. Nie polecam zaśnięcia na słońcu. Wyglądam jak rak. Jestem cała czerwona i wszystko mnie piecze. Moja ciotka i Pani Ciemności mają z tego straszny ubaw. Hahahaha.... JEST Z CZEGO SIĘ ŚMIAĆ, NAPRAWDĘ. To nie moja wina, że słońce mnie tak szybko złapało. 

W sumie to chyba tyle co chciałam wam powiedzieć. 
Pozdrawiam z zimnej pościeli w East LA,
Lilith.

Mniej więcej taki widok oglądałam wczorajszego dnia. Oto molo w Santa Monica. Szkoda, że nie mogłam wejść na młyńskie koło. Pieprzony lęk wysokości:(.

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział XXII

Dziś Sylwester, który spędzam sama z dzieckiem. Chester chciał zostać, ale jak mogliby zagrać koncert bez niego? Musiałam go bardzo, ale to bardzo długo namawiać, że mogę zostać sama i nie mam mu tego za złe. 
Chez stał się bardzo opiekuńczy, ale ja nie jestem pewne, czy właśnie taki mi się podoba. Nie chciałam go zmieniać. Wolałam, kiedy miał wybuchowy charakter i był po prostu sobą. Cholera, ta ciąża wykańcza. Hormony buzują, nowe myśli napływają do głowy. To jest męczące. I jeszcze te zachcianki... Teraz mam ochotę na lody truskawkowe, czekoladę i bitą śmietanę. Pójdzie w biodra, jak nic. Wolałabym w biust. Jakoś nie narzekam na swoją figurę, ale tu i ówdzie mogłoby być więcej, a gdzieniegdzie mniej.
Jack spokojnie śpi, a ja mam zamiar poczytać jakieś psychologiczne romansidło. Dawno nic nie czytałam, aż wstyd. 
Usiadłam wygodnie w fotelu, nakryłam nogi kocem i kiedy już otwierałam książkę, zadzwonił dzwonek do drzwi. 
Pospiesznie spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę ósmą. Jeszcze za wcześnie na Chestera. Poszłam otworzyć drzwi, a w nich zobaczyłam Jasona.
- Co ty tutaj robisz?
- I ciebie też miło widzieć. Mogę wejść? 
- Tak, jasne. - Zdjął płaszcz, który powiesił na wieszaku i razem udaliśmy się do salonu. Usiadł na kanapie, a ja na przeciwko niego w fotelu.
- Co tutaj robisz?
- Chester wariuje, że zostałaś sama w domu. A wiesz, że jeśli się nie ogarnie, to nie da rady zaśpiewać. Chłopaki postanowili przysłać mnie do ciebie, abyś nie musiała siedzieć sama.
- Nie jestem sama, Jason. Noszę pod sercem dwie istotki, a na górze śpi syn Chestera.
- Jesteś kobietą w ciąży, więc trzeba się tobą zająć. Chez zwariuje. 
- Nie przesadzaj. Chester jest nadopiekuńczy ostatnio. Nie poznaję swojego faceta. Za bardzo go zmieniłam, co nie koniecznie wyjdzie nam na dobre.
- Jesteśmy facetami, potrzebujemy zmian. Wiesz, że on przy tobie promienieje i stał się na prawdę innym facetem, któremu wreszcie na czymś zależy? Nigdy taki nie był. - Uśmiechnął się do mnie. 
- Właśnie, wszyscy widzą, że się zmienił. Ja przy nim też się zmieniłam.
- O tak. Bardzo się zmieniłaś. Zawsze powtarzałaś - ślub po trzydziestce, a później dzieci. - Zaśmiałam się na te wspomnienia. 
- Kochany, mówiłam bardzo dużo. Pamiętasz, kiedy zobaczyłam dziewczynę z tatuażem i powiedziałam, że dopiero po śmierci mogą mnie pomalować? - Przytaknął. - Zrobiłam całkiem spory tatuaż na plecach. Ile razy wspominałam, że skończę dobrą szkołę i będę zapracowaną europejką. Bardzo dużo się zmieniło od tego czasu. Stałam się inna i chyba lepsza.
- Tak. Wiesz, że strasznie się zdziwiłem, kiedy zobaczyłem cię wtedy w domu  Cheza? Pierwszą myślą było: jak ona mogła zamieszkać z takim idiotą?! - to pytanie nurtowało mnie bardzo długo i musiałem porozmawiać z Mikiem. Spike często umiał wyjaśnić mi różne sytuacje, ale to było chyba ponad jego siły. Kazał mi się z tym pytaniem zwrócić do ciebie. - Spojrzał na mnie wymownie. Czyżby na prawdę chciał, abym mu odpowiedziała na to pytanie?
- Wiesz, to jest coś w rodzaju twojego związku z Alison. Pochodziliście z dwóch różnych światów, a jednak znaleźliście jakiś wspólny pierwiastek. Ja i Chester to zupełnie to samo. On zbuntowany rockmen z nałogami i planami na przyszłość, a ja to zwykła dziewczyna, która chce skończyć szkołę i znaleźć dobrą pracę. Nigdy nawet nie myślałam, że mogę się z kimś tak dobrze dogadywać. On zastępuje mi ojca, przyjaciela i jest moim chłopakiem. Jest wszechobecny w moim życiu. Pomyśleć, że poznaliśmy się na koncercie. Boże, dziękuję ci, że wtedy wpadliśmy na siebie. - Zwróciłam oczy ku niebu i kolejny raz się uśmiechnęłam.
- Opowiedz o tym. Mike tylko wspomniał, że to była dosyć śmieszna sytuacja, ale bardzo szczęśliwa. - Przykryłam nogi kocem i odpłynęłam do krainy wspomnień i tego pamiętnego koncertu.
- W LA Greeni grali koncert. Mieszkałam dosyć blisko miejsca, gdzie miał się odbyć występ. Miałam tam iść z mamą, ale cóż, ona musiała pracować. Tak więc, znalazłam się na koncercie, krzyczałam, śpiewałam i zdarłam sobie gardło. Sala pustoszała, a ja wpadłam na niego. Te brązowe oczy, które tak pięknie błyszczały wpatrywały się we mnie. Nasza znajomość nie zaczęła się najmilej, bo zaczął czepiać się mojego wzrostu. Wszyscy czepiają się moich metrze sześćdziesiąt dwa. Nic na to nie poradzę, że nie urosłam. Jednak okazał się miły i przeprosił za swoje słowa. Poszliśmy razem na drinka. Chester nie przedstawił się jako Chez, ale jako Charles. Nie znałam go. Mimo, że lubiłam mocną muzykę, to nie kojarzyłam takiego zespołu jak LP. Poznałam resztę zespołu, ale żaden z nich nie wyjawił kim są naprawdę. Zaczęliśmy się dogadywać i wszystko  było pięknie, do czasu, kiedy miałam przeprowadzić wywiad z Linkin Park w Vegas. Przeczytałam w skrócie ich biografie, ale nie widziałam zdjęć, bo po prostu nie chciałam. Miała to być niespodzianka - i była. Przesłuchałam ich utwory. Czasami miałam wrażenie, że śpiewa je albo  Chester, albo Mike - jednak to dla mnie była kompletna głupota. Oni z tego co wiedziałam, mieli dopiero założyć jakiś zespół. Wróćmy do wywiadu. Weszłam do kawiarni, w której byłam z nimi umówiona i doznałam szoku, kiedy ich zobaczyłam. Doskonale znałam tę szóstkę, a jednak byli mi tak obcy. Nigdy nie lubiłam okazywać emocji, tak też było i tym razem. Zadawałam pytania i otrzymywałam odpowiedzi. Myślami byłam przy wyjeździe z Miasta Aniołów. Nie chciałam go więcej widzieć. Dałam mu szansę, aby mi to wszystko wyjaśnił i takim sposobem zaczęliśmy być parą.
Zakończyłam swój monolog i spojrzałam na Dżeja. Uśmiechał się i patrzył na mnie tymi swoimi oczami. Dawno go nie widziałam i zdążyłam zapomnieć jakie ma magnetyczne oczy. Kiedyś się w nim podkochiwałam, a teraz jest mi obojętny. Ach, ta moja wyobraźnia i głupia młodość. 
- Miałaś dobre serce, kiedy mu wybaczyłaś to kłamstwo. 
- Wiem, ja nadal mu wybaczam bardzo dużo. Wybaczyłam mu dziecko z Kate oraz zdradę z Samanthą. Wybaczyłam mu wszystko, co zrobił źle w naszym związku. 
- Ja nie wybaczyłem Alison zdrady. Z biegiem lat myślę, że mogłem z nią porozmawiać, a ja po prostu uciekłem. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, aby spróbować jej wybaczyć. - Smutny uśmiech wykwitł na jego twarzy. Doskonale znałam Alison. Oni byli dla siebie ważni, a później to wszystko odeszło. 
- Nie rozpamiętuj przeszłości. Jeśli będziesz to robił, nie odnajdziesz się w przyszłości. Gdybym wracała do zdrady Chestera to zwariowałabym. Mam czasami jakieś nieprzyjemne myśli związane z nimi, ale staram się wyrzucać to z pamięci. Jeśli się kogoś kocha, to umie się wybaczać. 
- Masz rację. Było, minęło. Jak się czujesz? 
- Dobrze. Czuję się cholernie nieatrakcyjnie, ale jak pomyślę, że za kilka miesięcy moje dzieci zobaczą świat od razu mi lepiej.
- Co ze szkołą?
- Pani Johanson przychodzi co drugi dzień i pomaga mi w nauce. Zaliczam wszystkie egzaminy i jestem w coraz lepszej formie. Brakuje mi tylko karate. - Pożaliłam się, a on zaczął się śmiać. 
- Co pana śmieszy, panie Shinoda?
- Karate. Przypomniałem sobie tego grilla, kiedy pokazałaś do potrafisz. 
- Tak, to było dosyć śmieszne. Byłam bez formy, a teraz to chyba bym uszkodziła siebie samą, jakbym dotknęła Boo. 
- Przesadzasz, mała. Mimo, że masz tu i ówdzie więcej to i tak jesteś seksowna. 
- Bo się zarumienię. Chcesz coś zjeść, albo się napić? Ja mam cholerną ochotę na czekoladę. 
- Z pianką?
- Jakżeby inaczej. Też się skusisz? - Przytaknął. Wyplątałam się z koca i poszłam do kuchni, aby przygotować nam napój. 

Dwunastoletnia dziewczynka siedziała w kuchni i patrzyła jak chłopak szesnastoletni przygotowuje czekoladę. On uwielbiał czekoladę w pochmurne wieczory. Londyn to wyjątkowo deszczowe miasto. W sumie cała Anglia jest krajem mglistym. 
- W samą porę zdążyliśmy uciec. Jeszcze kilka minut i mięlibyśmy duże problemy. 
- Nie przesadzaj Dżej. To ja bym miała przechlapane. Wiesz, że nie mogę malować graffiti tam, gdzie mi się podoba. Policja jest bardzo sztywna. Ja im upiększam mury, a oni co? Nie lubię malować w wyznaczonym miejscu, bo nie mam weny.
- Nie dąsaj się. Dobrze, że przynajmniej szybko przebierasz tymi małymi nóżkami. 
- Nienawidzę cię, zły człowieku. Moje nóżki nie są małe. Zobaczysz, jeszcze kiedyś cię przerosnę i to ja będę się z ciebie śmiała, mały. - Popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem i zaczęliśmy chichotać. 

Wróciłam do teraźniejszości i chichotałam jak nienormalna. Ach, od dwunastego roku życia urosłam o całe sześć centymetrów. A on? On jest nadal wysoki. To takie niesprawiedliwe...
- Z czego się cieszysz? - Zapytał mój towarzysz, opierając się o szafę obok mnie. 
- Przypomniałam sobie jak robiłeś gorącą czekoladę u mnie w domu. 
- Coś dokładniej? Często u ciebie gotowałam.
- Próbowałeś gotować. Nigdy nie umiałeś gotować. Mniejsza z tym. To było po naszej ucieczce przed glinami, bo znów pomalowałam mury. 
- Co cię tak śmieszy?
- "Zobaczymy, jeszcze kiedyś cię przerosnę i to ja będę się z ciebie śmiała, mały" - Zacytowałam siebie, udając głos małej dziewczynki. 
- Chyba od tamtego czasu nic nie urosłaś.
- Niszczysz moje ego. Urosłam aż sześć centymetrów. Nie jestem już mikrusem!
- Wmawiaj sobie, a poczujesz się lepiej. Nie oszukujmy się, ty zawsze byłaś mała i taka pozostaniesz. Jesteś stworzona do wyższych celów, kotku. - Posłał mi szelmowski uśmiech. Zawsze lubiłam się z nim kłócić, nawet o błahostki. Byliśmy od zawsze jak rodzeństwo, później kontakt nam się urwał i znów po latach się spotykamy. Jestem zadowolona z takiego obrotu sytuacji. 
Czekaliśmy razem na północ i późniejszy powrót chłopaków, ciągle żartując, ale ja byłam tak bardzo senna, że nawet nie wytrzymałam do nowego roku. Odpłynęłam w krainę snów i marzeń. 


_____
Cześć i czołem, 
W poprzednim poście pisałam, że przez wakacje chyba nie uda mi się nic dodać, ale ja tak nie umiem... W sumie ten rozdział został napisany w drodze do LA. dwadzieścia osiem godzin w samolocie i te przesiadki są katastrofalnie męczące. A zmiana czasowa to już w ogóle inny wymiar. 
Wczoraj wieczorem znalazłam trochę czasu, aby sprawdzić co u was słychać i jestem pozytywnie zaszokowana:) Kolejne znakomite rozdziały są już przez Was dodane.
Pogoda dopisuje, już od samego rana jest cieplutko. Miasto jest nadzwyczaj fantastyczne. Nie wyobrażałam sobie, że tutaj może być w rzeczywistości tak fajnie. Jestem podekscytowana tym wyjazdem i poznanymi tutaj ludźmi. Jedną z takich osób jest Carolina, która ma bzika na punkcie LP. Czekajcie, jak to ona powiedziała? : "Jeszcze trochę i dowiem się gdzie mieszkają." - rozbroiła system tym powiedzeniem. Trzymajmy za nią kciuki, aby w te wakacje to odkryła... 
Myślałam, że czasami ja się zachowuję jak obsesyjna fanka, ale ona już przegięła:)
Teraz siedzę sobie na hamaku i popijam lemoniadę... Pani Ciemności gdzieś wybyła i zostawiła mi tylko kartkę: "Poszłam spotkać się ze starymi znajomymi. Nie chciałam Cię budzić. Zadzwoń, kiedy wstaniesz. Poślę po ciebie Mika i Olivera. P.
PS. Zrobiłam śniadanie, mam nadzieję, że będzie smakowało.'' - miałam do niej dzwonić, ale postanowiłam opublikować kolejny fragment. Taki trochę sylwestrowy:)

Już nie będę się rozwodziła na różne tematy. Pozdrawiam wszystkich, życzę dużo słońca i bardzo udanych wakacji...
Tak właściwie, to jak wam one mijają, bo mi naprawdę dobrze. 
Do zobaczenia kiedyś tam, 
Lilith.