niedziela, 30 marca 2014

Rozdział I:

Obudziłam się rano w swoim czarnym pokoju, który mimo, że jest ponury to i tak nie zmieniłabym go na żaden inny. Znów się zastanawiam, czy jakby rodzice byli razem byłabym inna. I nagle zdaję sobie sprawę, że zaczynam pieprzyć głupoty.
Wstałam już uśmiechnięta, założyłam na nogi kapcie tygrysy i poszłam do kuchni. Moja mama jak zwykle tańczyła i robiła naleśniki.
- Dzisiaj koncert Green Day, szkoda, że nie mogę pójść z tobą. - Powiedziała z szczerym smutkiem.
Teraz na pewno się zastanawiacie, czego ona żałuje? Otóż już wyjaśniam. Moja mama jest bardzo szalona, tak jak ja. Słuchamy takiej samej muzyki, rozmawiamy o wszystkim, tylko ubieramy się inaczej. Ja ciągle na czarno, a ona na różne kolory. Od kiedy pamiętam, była zawsze blisko mnie i zawsze się dogadywałyśmy. Mojemu tacie, kompletnie się nie podobało, że jesteśmy takie dziecinne i rozwiódł się z mamą. Mam też siostrę, która mnie nie chce znać i z wzajemnością. Ja mieszam z mader, a sister z padrem. Oni w Anglii, a my w Stanach. Nie widzieliśmy się już trzy lata, a mamuśka wcale tak za nimi nie tęskni, co nie znaczy, że nie kocha Nikki - mojej siory. Powiedzieli nam, że nie chcą nas znać,  my wyjechałyśmy i razem szalejemy. Moja mama jest moją przyjaciółką i wcale nie wygląda na trzydzieści pięć lat, dałabym jej dwadzieścia z hakiem. Jesteśmy takie podobne. Niektórzy myślą, że jesteśmy siostrami, na co my ciągle wybuchamy śmiechem. 
- Nom. Co ja sama pocznę. Nie przelecisz nikogo z kapeli. - Zaczęłyśmy się śmiać. Jak już mówiłam, rozmawiamy o wszystkim. Mamuśka czasem opowiada jakie to 'dupy' pracują razem z nią w biurze i jak szef się na nią gapi. Ja też opowiadam o swoim życiu prywatnym. Nie mamy żadnych tajemnic i nie krępujemy się niczym.
- Ach. Za miesiąc pojedziemy na inny koncert rockowego zespołu. Tylko masz mi tam uważać. Zabezpieczyć się, aby nie zrobić czegoś głupiego.
- Tak, będę pamiętać. 
- To dobrze. - Uśmiechnęłyśmy się do siebie i zaczęłyśmy jeść naleśniki. 
- Mamuś, tak sobie pomyślałam, że chcę przefarbować włosy, zrobić kilka nowych dziurek w uchu i jakąś dziarę. - Popatrzyła na mnie z zaciekawieniem.
- Kolor włosów i kolczyki okej, ale co do tatuażu to nie jestem jakoś przekonana. Wiesz jak jest je późnej źle usuwać i jak to boli. Miałam już jeden.
- Wiem, ale chciałabym to zrobić. Mogę obiecać, że bez ciebie nie pójdę        i sama go nie zrobię.
- Zastanowię się i jutro ci powiem, co postanowiłam. Teraz mam do ciebie kilka próśb. - Przytaknęłam. - Zrób zakupy, lista na lodówce. Ogarnij mieszkanie, a później baw się dobrze. Jeszcze jedno, wejdź na aukcję i przelicytuj ich. Zarobiłaś na nową gitarę.
- Dzięki mamuś, kocham cię! - Przytuliłam się do niej. 
- Pozwoliłam sobie zajrzeć na twoje blogi i jestem pod wrażeniem tego co tam piszesz. Tak też sobie pomyślałam, że zgłoszę cię do gazety, abyś napisała jakiś artykuł.
- Okej. Tylko daj mi jakiś wywiad, albo recenzje o muzyce. Wiesz, że na sporcie się nie znam, moda leży, a muzyka to całe moje życie.
- Wiem. Podsunę szefowi twoją kandydaturę do wywiadu z jakimś muzykiem. Kogo by chciała?
- Obojętnie. Tylko artysta muzyczny. - Spojrzałam na zegarek, a godzina mnie zaszokowała.
- Mamuśka, nie powinnaś być w pracy za piętnaście minut? - Powędrowała za moim wzrokiem i w biegu zaczęła zakładać buty i ogarniać się. Śmiałam się, że mało co, nie spadłam z krzesła. Rzuciła tylko coś w stylu 'bardzo śmieszne i cześć' - Zakluczyłam później drzwi i zaczęłam sprzątać po śniadaniu. Tak jak mi radziła mama, przebiłam ich w ostatniej chwili i gitara była moja! Dziewiąta już niebawem zawisi na mojej ścianie. Kocham takie kolekcje. 
Ubrałam się w czarną koszulkę, czarne szorty, czarne zakolanówki, czarne trampki i włosy związałam w kitkę. Delikatnie się pomalowałam, a późnij ruszyłam do kosmetyczki oraz później na pocztę, aby wysłać kasę za przesyłkę. Wsiadłam do swojego czarnego jak noc Mustanga z '99 roku. Mimo, że nie był najmłodszy, to i tak go kochałam, a teraz po poprawie silnika, mruczał jak kotek. Kocham go!
Po dwudziestu minutach byłam już u znajomej kosmetyczki i zrobiłam kolejne cztery dziurki w prawym uchu. Chwilę z nią porozmawiałam i  ruszyłam do fryzjera. Moje długie, blond włosy przefarbowałam na czarno i dodałam kilka granatowych pasemek. Jak mi się znudzi to znów się przefarbuję, albo obetnę włosy, które są do pośladków. Muszę coś zmienić w swoim wyglądzie. Może w ten sposób przyjdzie mi wena na nową piosenkę i znów sprzedam tekst i zarobię masę kasy. Jak mi się teraz poświęci to jeden z pokoi na piętrze zrobię swoim studiem do nagrań, aby piosenki na blogu były bardziej profesjonalnymi. Nienawidzę gwiazd, które są bardzo rozrzutne, a sama się taka staję. Kasa namieszała mi w głowie, ale od zawsze miałam wszystko, co chciałam. Chciałam kupić stare płyty winylowe, to je kupiłam. Potrzebowałam pianina, to je mam. Chciałam chodzić na karate, to chodzę i już zdobyłam czarny pas drugiego stopnia. Jestem rozpieszczona, ale nie ukazuję tego wszystkim, tak jak moje koleżanki ze szkoły. Chuj z nimi. Niech tlenione blondynki zejdą mi z drogi, bo je pokonam samym spojrzeniem. 
Chłopaki się za mną oglądają, ale to sami frajerzy. Jedni liczą na szybki numerek, a jedni są za mało interesujący, aby mogli być ze mną. Dlatego nie znalazłam przyjaciół przez siedemnaście lat. Miałam tylko jednego chłopaka, który mnie zdradzał na prawo i lewo, a wcześniej jeszcze i mnie przeleciał. Nie żałuję tego, bo dzięki niemu patrzę inaczej na świat i facetów. Po godzinie u fryzjera, zrobiłam zakupy i pojechałam do domu. Wzięłam się za ogarnianie i tak mi zleciał czas do piętnastej, kiedy zaczęłam się szykować do wyjścia na koncert. Lubiłam głośną muzykę, dlatego mam bilet przy samej scenie. Mam nadzieję, że zdobędę podpis dla Evelin - mówię tak w myślach na moją mamę, bo tak ma na imię. Jednak na głos nie jestem w stanie tak powiedzieć. Panie Smith to my. Ojciec się mnie wyrzekł, więc wzięłam nazwisko mojej mamy. Zresztą jego nazwisko mi się nie podobało. Moje jest bardzo popularne, ale przynajmniej ładne.
Wzięłam prysznic, założyłam obszerną koszulę oraz czarne spodenki, w które wpuściłam koszulkę. Czarne zakolanówki, które wystawały z moich kochanych, koncertowych glanów i czarna kurtka. Włosy lekko pofalowałam, paznokcie pomalowałam na czarny i zrobiłam makijaż. Był delikatny, ale stanowczy i drapieżny, podkreślał moje niebiesko-zielone oczy. Wzięłam też ze sobą najnowszą płytę Greenów i ruszyłam w drogę. Wybrałam się pieszo, bo jak zwykle będą tłumy i brak miejsca do zaparkowania. Fani pchali się drzwiami i oknami, aby zobaczyć artystów. Ja grzecznie stanęłam i poczekałam, aż ta hołota sobie pójdzie. Podeszłam do Amstronga, który kojarzył mnie ze wcześniejszych koncertów.
- Hej. - Powiedziałam podając mu płytę. - Dla Evelin.
- Dla Evelin? - Zdziwił się, bo zawsze brałam je tylko dla siebie.
- Moja mama. Akurat dziś musiała pracować do późna, czekała na wasz koncert dwa miesiące i już nie mogła się doczekać! - Uśmiechnęłam się, a on się zaśmiał.
- Miło mieć piękne fanki. - Rzekł, a ja tylko przytaknęłam i ruszyłam do środka, aby zająć swoje miejsce. Zacznie się za dwadzieścia minut plus minus dziesięć. Schowałam płytę do torebki i czekałam razem z szalejącymi ludźmi. Nawet nie wiem, kiedy mi minęły te minuty. 
Chłopcy dawali z siebie wszystko, a ja zaczęłam śpiewać razem z nimi. 
Bawiłam się tak dwie godziny, aż zdarłam sobie gardło - standard. Ludzie zaczęli wychodzić z hali koncertowej, a ja na kogoś wpadłam. Gdyby nie ta osoba, już dawno bym leżała.
- Przepraszam. - Powiedziałam zachrypniętym głosem.  Uniosłam wzrok do góry i zobaczyłam mega przystojniaka. Był bardzo wysoki - przy moim metr sześćdziesiąt wszyscy są wysocy. Miał takie brązowe oczy, które patrzyły na mnie z uśmiechem. Spodobał mi się. Jeszcze ten wiek. Zawsze lubiłam starszych, bo byli bardziej czuli i odpowiedzialni, a ja takiego kogoś potrzebowałam. 
- To ja przepraszam. Nie zauważyłem takiej małej kobietki. 
- Spadaj. - Odwróciłam się i poszłam do wyjścia. Co za palant, a ja już miałam ciche nadzieje na znajomość. We wszystkich romansach mamy, kończy się to wspólną przyszłością - cóż, to nie książka, ale prawdziwa rzeczywistość, gdzie jak przystojny to albo głupi, zajęty lub gej. Szlak.
- Nie chciałem cię urazić. Najpierw powiem, później myślę, a na końcu żałuję. Wybacz. - Popatrzył na mnie szczerym spojrzeniem. Uuu... i jak tu takich nie kochać, no ja się pytam - jak?
- Okej. Mniejsza z tym. Coś jeszcze? - Postanowiłam poudawać obojętną na to jego spojrzenie, pewnie wiele już się nabrało na te oczka.
- Konkretna dziewczyna. Może w ramach rekompensaty za zły początek, udamy się na drinka? - Najpierw drink, później kolejny, a na końcu wyląduje w jego łóżku.
- Powinnam wracać do domu.
- Nalegam. - Uśmiechnął się promiennie. 
Na pierwszy rzut oka, wygląda na porządnego mężczyznę. Pozory mylą, ale można zaszokować, w razie czego, umiem się sama obronić. 
- Zazwyczaj nie chodzę z nieznajomymi na drinki, ale ty nie wyglądasz na jakiegoś zboczeńca, więc się zgodzę.
- Uznam to za komplement. 
- Okej. Zacznijmy znajomość od podstaw. Mam na imię Paulina, ale wszyscy mówią mi Paula lub An - od mojego drugiego imienia Anna. A ty? 
- Jestem Charles. - Podaliśmy sobie dłonie.
- Sala już opustoszała, idziemy? - Zagadnęłam, a on przytaknął. 
- Muszę zadzwonić do mamy, aby się nie martwiła o mnie. 
- Spoko. - Wyjęłam telefon i wybrałam numer do mamuśki. Odebrała jak zwykle po trzecim sygnale. Czy ona ma akurat taki refleks?
- Halo? - Była dziwnie zadowolona, może z szefem poflirtowała.
- Mamuś, wrócę później. Poznałam przystojniaka i idziemy do baru. 
- Tylko się zabezpieczajcie. Zresztą sama o tym wiesz. W portfelu powinnaś znaleźć gumki. - Powiedziała ze śmiechem.
- Mamo, nie idę z nim do łóżka. 
- Tak, tak, dopiero na trzeciej randce. Wrócisz za trzy godziny, rano, czy po południu? 
- Za trzy godzinki, powinnam być.
- Czyli szybki numerek. - Jeszcze mówiła na tyle głośno, że Charles musiał to usłyszeć.
- Spieprzaj, mamuś. - Rozłączyłam się, a mój towarzysz wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
- Z czego rżysz? 
- Twoja przyjaciółka jest przezabawna. - Powiedział między napadami śmiechu.
- To moja matka. - Wyjaśniłam, a on natychmiastowo przestał, kiedy zobaczył mój poważny wyraz twarzy.
- Takie rozmowy z rodzicielką? - Nie dowierzał, wszyscy reagują tak samo.
- Tak. Mimo, że jest moją mamą jest również przyjaciółką. Możemy gadać o wszystkim i nie czujemy się skrępowane. - Weszliśmy do baru, w którym dosyć często przebywałam.
Usiedliśmy przy najbardziej oddalonym stoliku. Przyszła do nas kelnerka, aby zabrać zamówienie. Postawiliśmy na mojito. Odeszła kręcąc dupą. Nie lubię takich lasek.
- Opowiedz coś o sobie. - Zaproponował nowy znajomy.
- Co cię interesuje? 
- Twój wiek, pasja. Cała mnie ciekawisz. 
- Lat siedemnaście z hakiem. Interesuje się muzyką i projektowaniem. Pisze swoje teksty, prowadzę blogi i kolekcjonuje gitary. Teraz twoja kolej.
- Lat dwadzieścia pięć z hakiem. Ogólnie to wszystko co związane z muzyką mnie interesuje.
- Grasz na jakimś instrumencie?
- Na gitarze całkiem dobrze mi idzie, ale wolę śpiewać. 
- Ja kocham tworzyć. Pisać teksty, stworzyć muzykę i je zaśpiewać. Jak mi dobrze pójdzie, to będę miała jeszcze w tym miesiącu studio nagraniowe. 
Przyszły nasze zamówienia. Powoi zaczęliśmy pić i rozmawiać o wszystkim i o niczym. Spojrzałam na zegarek, za pół godziny powinnam być w domu.
- Miło się rozmawia, ale muszę wracać, Moja mama, może pomyśleć, że jednak śpię z tobą. - Zaśmiałam się.
- Nie mam nic przeciwko. - Szepnął mi do ucha. Boże, jaki on ma przyjemy głos. Można się rozmarzyć.
- Faceci. - Skwintowałam przewracając oczami.
- Odprowadzę cię do domu. Jest już późno, a  wracanie samemu jest niebezpieczne.
- Umiem się doskonale bronić. Jednak chętnie skorzystam z propozycji. - Ruszyliśmy w stronę mojego domu. Mieszkałam bardzo blisko, więc długo nie porozmawialiśmy.
- Spotkamy się jutro? - Nagle wypalił, słodko się uśmiechając.
- Jasne. Mam czas od dwunastej do piątej.
- Przyjdę do ciebie po południu.
- Okej. - Wymieniliśmy się numerami telefonów i spontanicznie go cmoknęłam w policzek.
- Do zobaczenia. - Szepnęłam mu na ucho i pobiegłam do domu. Przez szybkę widziałam, że stał jeszcze przez chwile, a później sobie poszedł.
- Już jestem i mam dla ciebie niespodziankę! - Zbiegła szybko po schodach, a ja wręczyłam jej płytę. Zatkałam uszy, bo wiedziałam, że zacznie krzyczeć w niebogłosy.  Jak dobrze, że nie mamy sąsiadów. Nie zawiodła mojego toku myślenia. Jeszcze porozmawiałyśmy kilkanaście minut i poszliśmy spać. 
Następnego dnia wstałam z samego rana, jeśli godzinę jedenastą można tak nazwać. Więc, wstałam z samego rana i postanowiłam umyć swój samochodzik, a może i coś przy nim pomajstrować. Założyłam spodenki jak zwykle czarne, chociaż podniszczone, ale i tak je lubiłam nosić. Dobrałam sobie szarą koszulkę, którą związałam na brzuchu tworząc taki top. Miałam czym się pochwalić, bo miałam pięknie wyrzeźbiony brzuszek. Włosy zawiązałam w rozpadający się kok i zeszłam na dół. Kochana mamusia pomyślała o śniadaniu dla mnie, więc szybko zjadłam kanapkę i zakładając japonki na nogi, ruszyłam przed dom. W odtwarzaczu, który postawiłam na werandzie, zaczęła lecieć muzyka elektro, a ja skacząc i się śmiejąc, otworzyłam maskę, aby popatrzeć na cudowny silnik. Sprawdziłam poziom oleju oraz płyn hamulcowy - wszystko było w porządku. 
- Do roboty! - Powiedziałam na głos i zaczęłam myć samochód. Byłam cała w pianie, ale to mi nie przeszkadzało. Podśpiewując sobie weszłam na dach auta i zaczęłam tańczyć. Miałam bardzo dobry humor, który za nic w świecie mi się dziś nie popsuje. Zrzucając swoje japonki na bok, postanowiłam zrobić salto i perfekcyjnie wylądowałam. Jak poćwiczę, to zrobię podwójne. Opłukałam samochód z piany i zaczęłam podziwiać moje dzieło. Jeszcze tylko polerka i już razi po oczach. Ostatecznie mogłabym go zaprowadzić na woskowanie, ale jakoś mi się nie chce. Do ręki wzięłam płyn do szyb, aby je sobie odpowiednio przetrzeć, a kiedy siedziałam na masce, ktoś gwizdnął. Przestraszona straciłam równowagę i mało brakowało, a bym upadła.
- Kto śmie mnie straszyć? - Zapytałam, odwracając się w stronę podglądacza z zabójczą miną. Przy furtce stał Charles.
- Nie miałem zamiaru cię straszyć, ale mogłabyś się czasem porozglądać dookoła.
- Dziękuję za uwagę. Która godzina? - Spojrzał na zegarek.
- W pół do pierwszej. - Oznajmił z uśmiechem.
- Cholera, zapomniałam. Daj mi dwadzieścia minut, a się ogarnę. Zapraszam do domu. - Skłoniłam się pokazując na drzwi. Weszliśmy do środka, a później poszliśmy do mojego pokoju.
- Poczekaj tu na mnie, ja za sekundę wracam. Tak w ogóle to gdzie idziemy?
- Niespodzianka. 
- Nie lubię niespodzianek od dnia, kiedy usłyszałam, że urodzi mi się siostra. - Powiedziałam i z szafy wyciągnęłam ciemne rurki, czarną koszulkę z czaszką oraz kilka innych drobiazgów. 
- Czuj siejak u siebie. - Dodałam wychodząc. 
Szybko się uwinęłam z prysznicem i suszeniem włosów. Postanowiłam olać makijaż, bo i tak muszę iść na zajęcia z karate, więc on jest zbędny. W uszy włożyłam delikatne kolczyki i już wychodziłam z łazienki, kiedy usłyszałam brzdąkanie na jednej z moich gitar. W moim pokoju, unosił się również piękny śpiew piosenki, której nie znałam. Oparłam się w drzwiach i słuchałam tego anielskiego głosu. Widziałam ile daje mu to przyjemności. On musi ją kochać i poświęcać jej tak dużo czasu. Kiedy skończył, zaczęłam klaskać i weszłam do pokoju.
- Masz talent kolego. - Pochwaliłam go.
- Dzięki. Jesteś już gotowa?
- Nie zupełnie. - Otworzyłam szafę z butami i zaczęłam je przeglądać.
- Mamy zamiar dużo chodzić, tańczyć, czy coś w ten deseń? 
- Zgaduj. - Czyli prawdopodobnie gdzieś pójdziemy. Postawiłam na trampki do połowy łydek, które i do klubu i na spacer się nadają. - Z szafy wyjęłam kimono, które starannie złożyłam i schowałam do torebki. 
- Karate? - Zapytał, a ja się uśmiechnęłam.
- Tak. Czarny pas drugiego stopnia. Jeśli pokonam mistrza, pojadę na praktyki do Tokio. Jednak to dopiero w wakacje, a jak na razie muszę się przygotować do zawodów. - Patrzyłam na niego z satysfakcją. 
- Skoro karate, siły zen i te różne siły równowagi, to dlaczego taki styl w muzyce?
- Moja siostra jest tą spokojną. W sumie to nie wiem, czy jeszcze żyje. Od zawsze się nienawidziłyśmy. Ojciec mnie znienawidził, za to, że nie umiem się podstosować do niego. Powiedział też, że nigdy mnie nie chciał, tylko moja mama nie chciała mnie usunąć. Zawdzięczam jej życie. -  W moich oczach zagościł gniew do ojca i siostry, zawsze to czułam, kiedy o nich wspominałam. Dlatego ostatni raz, pomyślałam o nich rok temu na święta i później ich znienawidziłam jeszcze bardziej. Brzydziłam się ich.
- Zawsze, kiedy ktoś pyta o moją rodzinę, mówię, że siostra i ojciec umarli. Dla mnie oni nie żyją od pięciu lat, kiedy zaczęłam rozumieć, że mnie nie chcą. Od ponad trzech lat nie dali o sobie znać. Nie żebym tęskniła, ale chciałabym tylko wiedzieć czy jest im dobrze i aby mama zobaczyła Nikki. Josh mnie nie interesuje, ale chciałabym aby ułożyli sobie życie. Z dnia na dzień ich coraz bardziej nienawidzę. - Zdradziecka łza złości popłynęła po moim policzku, dlatego mój towarzysz mnie mocno do siebie przytulił. Poczułam się w jego ramionach tak bezpiecznie.
- Jeśli potrzebujesz, możesz się wypłakać w moje ramię. - Szepnął mi we włosy. 
Kiedy po paru minutach się uspokoiłam, oderwałam się od niego, co kategorycznie mu się nie podobało.
- Dziękuję, że byłeś przy mnie. Nie chciałabym zostać sama, bo większość rzeczy z tego pokoju, mogłaby nie przetrwać. 
- Nie ma za co. Jesteś już gotowa? 
- Tak. - Złapałam go za dłoń, a on automatycznie splótł palce z moimi. Nie przeszkadzało mi to, że znamy się tak krótko, a już trzymamy się za ręce, a ja mu się zwierzam dodatkowo.
Byliśmy już na zewnątrz, a on wyjechał z bardzo zabawnym tekstem.
- Pozwól, że założę okulary i poudaję gwiazdora. - Stanęłam na przeciwko niego i z ledwo hamującym śmiechem odrzekłam;
- Oczywiście. Pozwól, że i ja założę swoje, aby poudawać dziewczynę gwiazdora. - Założyłam swoje czarne okulary i popatrzyłam w jego piękne oczy, chowające się za szkiełkami.
- Dlaczego tylko poudawać? 
- Zazwyczaj, kiedy zaczynam z kimś się spotykać, mijają tygodnie, zanim rzucają taką propozycję. Aby mnie zdobyć, potrzeba dużo czasu, cierpliwości oraz oddania. Nie można też kłamać i mnie zwodzić, bo wtedy stajemy po różnych stronach barykady. - Albo mi się wydawało, albo smutno się uśmiechnął. 
- Dobrze wiedzieć. Nie odczepię się od ciebie, bo polubiłem cię.
- Ja też cię lubię, nawet bardzo cię lubię. - Uśmiechnęłam się i razem, znów trzymając się za ręce, ruszyliśmy przed siebie. Nie byłam zbytnio zorientowana w tym mieście, ponieważ jestem tu dopiero drugi tydzień, ale podstawowe budowle wiedziałam gdzie są.
- Dokąd mnie zabierasz? 
- Myślę, że to będzie niespodzianka. - Szepnął mi uwodzicielsko do ucha. Jego głos był taki przyjemy i podniecający.
- Nawet nie szepniesz mi słówkiem, gdzie mnie zabierasz?
- Wybacz kochanie, ale nie. 
- Opowiedz mi coś o sobie, skoro nie chcesz powiedzieć gdzie mnie zabierasz.
- Irytująca jesteś, wiesz? - Przytaknęłam. - Co chcesz wiedzieć?
- Chce wiedzieć o wszystkim. O twoich planach, marzeniach i przeszłości.
- Chcę się ustatkować oraz nagrać płytę. 
- Wow, jak dużo powiedziałeś. - Rzekłam z aprobatą.
- Moja przeszłość nie jest interesująca, dlatego o niej nie mówię. Ja już chyba wyrosłem z marzeń, bo wiem, że się nie spełniają.
- Każde marzenie się spełnia. To od ciebie zależy, czy pomożesz mu, czy go olejesz. Na przykład ja, chciałam tworzyć sztukę i robię to. Od zawsze pragnęłam innej siebie. Szczytem moich marzeń było, abym chociaż w jakiejś części była piękna i jestem. - Chciał coś powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam. - Jeśli to zgryźliwy komentarz, to nie radzę go mówić. 
- Chciałem powiedzieć, że jesteś bardzo piękną osóbką. Taka malutka, ale co małe jest śliczne.
- Co masz do mojego metr sześćdziesiąt? Przynajmniej, kiedy założę dwudziestocentymatrowe obcasy, to nie jestem wyższa od partnera. Zaakceptowałam się i taką jaka jestem. 
- Ty jednak nie chodzisz na tak wysokich obcasach.
- Jeszcze nie chodzę, to nie znaczy, że nie zacznę. 
- Dlaczego rozmawiamy o twoim wzroście?
- Hmm, niech zgadnę. Jakiś palant zaczął mówić, że jestem malutka. Kto to był? Już wiem! Charles! - Powiedziałam z udawaną radością, a on zaczął się śmiać. 
- Masz charakterek. 
- Wiem. Jestem ogniem, który potrafi wszystko spalić. Nic mnie nie ugasi. 
- Nawet ja? - Poruszył śmiesznie brwiami.
- Nawet ty. Jestem zbyt silna emocjonalnie, aby się poddać. Dużo przeszłam w życiu. Znam się na psychologi i dlatego mam zamiar ją studiować. 
- Co ze sztuką?
- To jest moje hobby i dorywcza praca. Jednak nie uważam, że dobrym pomysłem byłoby pracować na scenie. Kiedyś może, ale jeszcze nie teraz. 
- Jeśli to daje ci przyjemność, to dlaczego tego nie robić?
- Bo jestem jeszcze młoda i mogę wszystko. 
- Dobrze, że masz plany i ambicje. Takich ludzi nam potrzeba. - Przygarnął mnie ramieniem do siebie, a ja objęłam go w pasie i razem szliśmy przez miasto. Ludzie na nas patrzyli, bo wyglądaliśmy jak para. Zazdrościli nam, chociaż nie mięli czego. Będąc na ich miejscu, też bym sobie zazdrościła.
- Powiesz mi, gdzie idziemy? - Uniosłam głowę, aby na niego spojrzeć. Pieprzony, wyrośnięty facet.
- Do mojego ulubionego miejsca. Lubię chodzić tam, gdzie będę mógł być sam.
- Taki odludek z ciebie? Mimo, że lubię się bawić między ludźmi, równie nie przeszkadza mi samotność.
- Jak my się różnimy. Kocham przebywać z ludźmi, a w samotności wariuję. Jednak i tak czasami jestem sam, aby wszystko przemyśleć, a później wracam do świata.
- Rozmawiając z tobą, mam wrażenie, że jesteśmy bardzo dobrymi znajomymi z dużym stażem.
- Ja też mam takie wrażenie.
Doszliśmy do jakiejś polany, która była idealna. Puściłam dłoń Charlesa i pobiegłam przed siebie. Czułam się tu tak beztrosko, tak samo jak kilkanaście lat temu z babcią Stephani. Ona zabierała mnie na wakacje i często chodziłyśmy na takie spacery. Pokazywała mi wspaniałe miejsca w Londynie oraz po za nim. Kiedyś zawiozła mnie na taką polanę, na której rósł ogromny dąb. W jego cieniu rozłożyłyśmy kocyk, a ona zaczęła mi opowiadać o życiu na wojnie. Była panią generał oraz kochaną babcią .
Rzuciłam się na trawę i zasłoniłam oczy. Zaczęłam cicho szlochać, bo to była ostania nasza wspólna wyprawa. Ona zginęła na moście, który się zawalił. Jej ciała nigdy nie odnaleziono. 
Poczułam jak ktoś siada obok mnie.
- Dlaczego płaczesz? - Zapytał zatroskany głos mojego towarzysza.
- Ta polana przypomina tę, na której ostatni raz widziałam swoją babcię. Dwa dni później zginęła. Ona była moją ostoją i dzięki niej byłam zawsze najlepsza z historii drugiej wojny światowej. Była generałem przez pięć lat, później poznała dziadka komandosa i zakończyła karierę wojskową. Do dziś wspominam jej przygody, kiedy musiała uciekać z Anglii i przeprowadzić się na jakąś walijską wieś, bo hitlerowcy mięli za zadanie ją zgładzić. Przeżyła tak dużo, a zginęła w zwykłe katastrofie. - Znów się rozpłakałam. Tak bardzo chciałam, aby ona ze mną była. 
- Bardzo dużo przy mnie płaczesz. Źle na ciebie wpływam.
- Przy tobie jestem sobą i nie muszę udawać. Mam wahania nastrojowe to zapewne wina tego, że nigdy nie miałam normalnego domu. Jeśli ojciec cię nie chce, robi wszystko by było ci źle. Teraz kiedy mieszkam z mamą, nadal odczuwam brak mężczyzny w domu. Nie mamy takiej złotej rączki, która przykręci półkę, naprawi kran. Od pewnego czasu robimy to same. Brakuje mi ojca, ale jeśli teraz bym go spotkała, to wygarnęłabym mu wszystko i zniszczyła tak, jak on zniszczył mnie. - Łzy nadal ciekły po polikach, ale już się uspakajałam. Charles mnie przytulił i dawał mi takie uczucie bezpieczeństwa.
- Nigdy nie miałem łatwo, ale nigdy się nie poddałem. Jesteś młoda, masz tyle możliwości i nie musisz się z niczym kryć. Posłuchaj, każdy w swoim życiu nie ma tylko sielanki, ty przeszłaś już swoje i teraz może być tylko lepiej. Masz kochaną mamę, która cię będzie wspierać. Masz mnie. Nie pozwolę ci upaść, a jeśli to zrobisz, wyciągnę się z tego. - Objął mnie mocno ramieniem. Wtuliłam się w jego ramię, tak jak mała dziewczynka, ale doskonale wiedziałam, że mogę mu zawierzyć swoje odczucie. Mimo, że znamy się tak krótko, czuję się, jakbyśmy się znali od wieków. 
Wtuleni w siebie, spędziliśmy kilka godzin na milczeniu. Byliśmy w swoich światach, ale jednocześnie blisko siebie. Nie było to wymuszone milczenie, to było to, czego oboje potrzebowaliśmy. 
- Dziękuję. - Przerwałam ciszę, a on na mnie spojrzał.
- Za co?
- Za miło spędzony czas, dobre towarzystwo, za to, że mnie rozumiesz i nie zadajesz niepotrzebnych pytań. Za to, że teraz jesteś ze mną. - Uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Wracamy? - Zapytał, a ja podniosłam się z ziemi. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, która jest godzina.
- Sensej mnie zabije. - Jęknęłam. Zegarek pokazywał godzinę czwartą piętnaście. 
- Co się stało?
- Mam zajęcia na siedemnastą. Moglibyśmy się delikatnie pośpieszyć?
- Oczywiście. - Ruszyliśmy. Charles postanowił mnie odprowadzić do dojo, bo sam miał po drodze, a przynajmniej tak powiedział. Kiedy stanęłam przed drzwiami budynku, ucieszyłam się, że nie jestem spóźniona.
- Dziękuję, za bardzo miły dzień. - Znów mu podziękowałam.
- Chętnie to powtórzę. W przyszłą sobotę, jesteś zajęta?
- Nie mam jeszcze planów. 
- Porywam cię na cały dzień. 
- Nie godzę się na porwanie. - Zaczęłam się śmiać, widząc jego rozbawioną minę, która próbowała zachować powagę.
- I tak to zrobię.
- A później wywieziesz do jakiejś chatki w lesie, zabawisz się i mnie poćwiartujesz? - Udałam totalne przerażenie, a on się zbliżył, szepcząc mi do ucha;
- Rozgryzłaś mnie, teraz muszę zmienić plany. - Wspięłam się na palcach i dałam mu buziaka w policzek. 
- Lubię niegrzecznych chłopców, ale to już lekka przesada. 
- Czepiasz się szczegółów. 
- Muszę iść, ale w sobotę będę cała twoja. - Zaoferowałam.
- Cała? - W oczach zobaczyłam wesołe iskierki.
- Czepiasz się szczegółów. - Odwróciłam się i weszłam do sali ćwiczeń. Zobaczyłam przez okno, że Charles się powoli oddala. Skłoniłam się, później ruszyłam do szatni, aby założyć swoje kimono. Przebrana, ruszyłam na trening. Moi znajomi z grupy, stali przy Cameronie, który o czymś zawzięcie opowiadał.
- Hej. - Przywitałam się z zebranymi.
- Może chciałabyś pójść ze mną do clubu hip-hop, jutro wieczorem? - Powiedział, dziwnie zadowolony.
-  Czemu nie? Jakaś odskocznia mi się przyda. Wpadniesz po mnie?
- Naturalnie. Będę o osiemnastej.
- Okej. Kto dziś ze mną walczy? - Zapytałam reszty, zgłosił się jakiś nowy chłopak. Czarny pas oznaczał, że musiał już być w jakimś dojo. 
- Jestem Jack. - Przedstawił się, podając mi dłoń. Zły ruch. Chwyciłam za nią i już biedak leżał na macie.
- Paula, miło mi poznać. Kto następny? 
- To nie była równa walka, wzięłaś mnie z zaskoczenia. - Oburzył się wstając z maty.
- Okej, możemy jeszcze raz. Jak to mówią, do dwóch razy sztuka. 
Walcząc z Jackiem, zobaczyłam, że jestem naprawdę dobra w tym, co robię. Ani razu dziś nie leżałam, a nowy się zawstydził. Dlatego mam zamiar wyjechać do Tokio i od lat pięciu uczę się japońskiego. Na początku było trudno, a teraz mówię i nawet dobrze piszę. W szczególności pomaga w kłótniach, kiedy się zezłoszczę, przeklinam właśnie po japońsku. Nie zapomnę dnia w starej szkole.
- Smith, ty znów rozmawiasz! Nikt cię kultury nie nauczył? - Krzyczała nauczycielka. 
- Nie rozmawiam. Nikogo nie ma przede mną, ani obok, ani nawet za mną. Schizy też nie mam, więc ja się nie odzywam. 
- Teraz pyskujesz! Marsz do dyrektora. - Otworzyła drzwi na oścież i kazała mi wyjść. 
- Meinu! - Krzyknęłam do niej.
- Coś powiedziała?
- Meinu! 
- Słucham? 
- Anata ga rikai shite inai baai, nazena no ka o tanomu ka? - Robiłam to specjalnie. Wyprowadziłam ją z równowagi i siłą zaprowadziła mnie do dyrektora. Tutaj już było trudniej, bo on był w połowie Japończykiem. I tak nie zrozumiała, więc jemu mogę powiedzieć coś innego.
- Dzień dobry. - Powiedział starszy pan. - Co panie do mnie sprowadza?
- Uczennica sobie ze mnie kpi. Mówi niezrozumiałe rzeczy.
- Co powiedziałaś?
- Mōshiwake arimasen. - Znów skłamałam, a on się uśmiechnął.
- Ona panią przeprosiła. Uczennica ... 
- Paulina. - Powiedziałam, a on się wdzięcznie uśmiechnął.
- Paulina, powiedziała przepraszam po japońsku. Widać dziewcze jest zdolne, skoro takiego języka się nauczyła. Jednak nie wszyscy to rozumieją, dlatego proszę zwracać się do nauczycieli po angielsku.
- Oczywiście. Przepraszam. - Wyszłyśmy. 
Jak ja dobrze pamiętam ten dzień. Tego dni pierwszy raz użyłam wulgaryzmu w innym języku, a teraz robię to ciągle. 
Doszłam do mieszkania. Byłam tak zmęczona, że po krótkim przywitaniu z mamą, zasnęłam.


____
Mam nadzieję, że dobrze się czytało. 
Każdą krytykę, przyjmę i postaram się poprawić. 

piątek, 28 marca 2014

Prolog

Myślisz, że twoje życie jest inne.
Myślisz, że ludzie cię zmienili.
Myślisz, że wszystko jest bezsensu.
Myślisz, że miłość umarła.
Chcesz się zmienić - już to zrobiłeś.
Chcesz poznać miłość, która zostanie już na zawsze.
Nie wiesz tylko, że jeden głupi błąd i już po tobie.
Tracisz wszystko, co uzyskałeś. 
Jednak przychodzi taki dzień, kiedy znów gościsz szczęście pod swoim dachem.


_____
Witam, a o to prolog. Notki mam nadzieję, że będą dodawane regularnie, chyba, że nie będę miała weny:)
Pozdrawiam, Pani Ciemności.