Obudziłam się koło południa. Obudziłam się, ja nadal nie kontaktuje, co się dzieje. Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni, gdzie mama siedziała z kawą.
- Kawy? - Wiedziała, co jej córa potrzebuje z samego rana.
- Tak. - Nalałam sobie i usiadłam do stołu. Mader zrobiła pyszne kanapki. W sumie takie, jak zawsze - wegetariańskie, ale pyszne.
- Mamuś - zaczęłam rozmowę. - Wczoraj zapomniałam powiedzieć, że dziś idę do clubu hip-hopowego.
- Ty nawet takiej muzyki nie słuchasz. Charles, musi na ciebie dobrze działać. - Zaśmiała się.
- Nie idę z nim, tylko z Cameronem. - Sprostowałam. Niech za dużo sobie nie wyobraża.
- Cameron, Cameron. Wiem! To ten chłopak z dojo z twoich zajęć. Jego matką jest Tiffany.
- Ta od kolorowej rodzinki?
- Tak. Jakiś miesiąc temu urodziła białe dziecko. Wygląda ono jak amerykańskie. Nie odziedziczyło po niej, koreańskich cech.
- To ona już wyszła za mąż?
- Tak, to już będzie dobry rok. - Zaśmiałyśmy się z naszego plotkowania.
- Gdzie jest ten club? - Zapytała po chwili.
- A jak myślisz? W czarnej dzielnicy.
- Ostatnio tam zginęło czworo chłopaków w jakiejś strzelaninie.
- Mamuś, będę w clubie, a później Cameron mnie odwiezie do domu. Nie martw się.
- Ufam ci, nie rób niczego głupiego.
- Oczywiście. W co ja się ubiorę? - Nagle sobie przypomniałam, że nie mam takich luźnych ubrań.
- Zajrzyjmy do mojej szafy, bo w twojej to zapewne same czarne ciuchy.
- Okej. - Ruszyłyśmy do jej sypialni. Otworzyła szafę na oścież i zaczęłyśmy szukać. Moja mama miała bardzo dużo, różnych ubrań z różnych styli. Tu można było znaleźć wszystko. Zaczynając na klasycznych sukienkach, a kończąc na afrykańskich spodniach.
- Mam! - Rzekła po chwili, dając mi białą bluzkę, która miała rozcięcie na brzuchu i było wiązana z tyłu. Plecy miała do połowy zasłonięte.
- Nie to, że chcę abyś wyglądała jak suka, ale w tym będziesz wyglądać bardzo dobrze. Nie odsłania ona tak dużo, a twój brzuch jest godny pokazania. Do tego te spodnie. - Rzuciła we mnie ubraniem. Spodnie zaś były czarne, luźne i były biodrówkami.
- Okej. Ubrania masz, chociaż... przydałoby się coś założyć na włosy. Ja ci zrobię fryzurę. - Uradowana mama, opuściła pokój.
***
O umówionej godzinie, podjechał po mnie kolega z zajęć karate. Zszokowałam go swoim wyglądem, bo zawsze widział mnie w czarnych ubraniach lub kimonie, a nigdy w tak luźnym ubiorze.
Podjechaliśmy pod club, gdzie już roiło się od ludzi. Wszyscy byli czarni, a ja się tak cholernie od nich różniłam.
Czułam na sobie wzrok facetów, którzy mnie pożądali oraz nienawistne spojrzenia kobiet.
- Zatańczymy? - Zapytał mój towarzysz.
- Oczywiście. - Muzyka była bardzo porywająca, a jednocześnie leniwa oraz taka chellautowa. Od razu zaczęłam kręcić biodrami w rytm muzyki, która mną kierowała. Ocierałam się o swojego towarzysza, a on trzymał ręce na moich biodrach. Podeszła do nas dziewczyna, która zaczęła tańczyć z Cameronem, a ja zatańczyłam z jakimś innym facetem.
Przetańczyłam masę piosenek, które były całkiem dobre. Postanowiłam udać się do baru i zamówić jakiegoś drinka.
- Zachciało ci się wyrywać czarnych facetów, suko? - Rzuciła jakaś czarnulka, która usiadła obok mnie i nienawistnie na mnie patrzyła.
- Nie. Przyszłam się tylko zabawić. Masz z tym problem?
- Mało masz białych? Nie należysz do naszego świata i nigdy nie będziesz. Masz odpieprzyć się od naszych chłopców.
- A jeśli nie, to co zrobisz? Naskarżysz mamusi?
- Jak śmiesz! - Dosłownie się na mnie rzuciła. Byłam jednak sprytniejsza i uchyliłam się od ciosu, a później jej oddałam. Obok nas zrobiło się straszne zbiegowisko. Nie dziwie się, dwie laski się biją, z czego biała daje dobry wycisk czarnej.
- Nigdy nie podnoś na mnie ręki. - Wysyczałam, kiedy unieruchomiłam ją na podłodze. - Jeden ruch i masz kręgosłup w kawałkach. Teraz przeproś.
- Nigdy suko cię nie przeproszę. - Nacisnęłam mocniej.
- Przeproś. - Nakazałam władczym tonem.
- Przepraszam. - Bąknęła coś ledwo dosłyszalnie.
- Głośniej i wyraźniej.
- Przepraszam. - Krzyknęła, a ja z niej zeszłam.
Nagle w pomieszczeniu pokazała się policja.
- Panie pójdą ze mną. - Powiedział jeden z funkcjonariuszy, łapiąc mnie za łokieć.
- Łapy przy sobie! - Wyrwałam się.
- Odwieziemy cię na komendę, tam mają cię odebrać rodzice. - Powiedział i znów mnie złapał. Wyprowadził mnie z clubu. Na zewnątrz zaczęłam ich wyzywać po japońsku, aby nie zamknęli mnie na dwadzieścia cztery godziny, za obrazę.
- Nogi szeroko.
- Na obmacywanie, jeszcze za wcześnie! - Flirciarko na niego spojrzałam, a on mnie przycisnął do maski samochodu.
Usłyszałam jakiś śmiech, który dobiegał z drugie strony ulicy. Spojrzałam na tę osobę i zmroziłam ją wzrokiem. Był to facet z urodą japońską, ostatecznie koreańską. Uśmiechnęłam się i posłałam mu faka, na co on się jeszcze bardziej zaśmiał.
- Jesteś czysta. Zero alkoholu. Odstawimy cię do domu. Jednak jeśli ta panna złoży zeznania, przeciwko tobie, to cię przymkniemy.
- Chyba was pojebało. Nie będę jechała tą gabaryną. Odejdę dobrowolnie i więcej się tu nie pokaże.
- Zmykaj. - Klepnął mnie jeszcze w tyłek i sobie poszedł. Ruszyłam na drugą stronę, gdzie patrzył na mnie Koreańczyk.
- Z czego idioto rżysz? - Warknęłam.
- Serio biłaś się z tą laską? - Wskazał na murzynkę, której nie udało się wymknąć policji.
- Tak. Nawet wygrałam. Pa. - Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. On zaczął kroczyć ze mną.
- Odwiozę cię. Nie wyglądasz jakbyś była z okolic.
- Ta. Zapakujesz, wywieziesz, zgwałcisz i zostawisz. Nie ufam nieznajomym.
- Nie jestem z tych. Jestem Joe, a ty?
- Nie powinno cię to obchodzić. Żegnam. - Ruszyłam biegiem. Po godzinie, siedziałam w taksówce i jechałam do domu.
Oczami Charlesa;
Siedzieliśmy w studiu. Tak cholernie chciałem zobaczyć się z Paulą, a nie tu z nimi siedzieć. W tej dziewczynie jest coś, co mnie pociąga. Nie mówię o tanich plastikach, które są zabawką na jedną noc. Ona jest taka inna. Jest taką sprzecznością. Niby delikatna, a jakże silna. Potrafi być miła jak i pokazać pazurki. Ona jest kimś, koga chciałbym mieć tylko dla siebie. Boje się jednak, że poleci na kasę. Wszystkie zawsze robiły to samo. Omamią mnie, a później zostawią, kiedy się ustawią w życiu. Mam dwadzieścia pięć lat i brak kobiety.
- Kurwa, gdzie ten Joe. - Wrzasnął zdenerwowany Mike.
- Nie uwierzycie co się stało. - Joe, ma wyczucie.
- Miałeś być pół godziny temu! - Spike, się znów spina.
- Wiesz, z czarnej dzielnicy do wytwórni jest kawałek.
- Po co tam byłeś? - Wtrącił się Rob.
- Musiałem coś załatwić. Co za akcja tam była, chłopaki.
- Mów. - Rzuciłem, bo wiedziałem, że jak nie powie, to nie uda nam się próba.
- W tym hip-hop clubie, biły się dwie laski. Jakaś murzynka i biała. Policja je wyprowadziła, z czego biała zaczęła wyzywać ich po japońsku, swoją drogą mówiła płynnie i szybko. Później zaczęła docinać policjantom, a ja zacząłem się z tego śmiać. Jej spojrzenie mało co mnie nie zabiło. Funkcjonariusz ją puścił wolno, a ona podeszła do mnie i mnie opieprzyła za to, że się śmiałem. "Z czego idioto rżysz?" - rzuciła do mnie. Jak zaproponowałem jej, odwiezienie do domu to sobie poszła. Nawet nie powiedziała jak ma na imię. Jednak z niej to była dupa. Zielono - niebieskie tęczówki, idealne ciało. Rzeźbiony brzuch, ach to była kobieta.
Mr. Hanh się rozmarzył. Paula też taka jest. Zgrabne ciało, takie same oczy i czarne włosy, które swoją drogą muszą być przefarbowane. Jest i tak idealna.
Bennington, wpadłeś po uszy. - Zaczęliśmy próbę, a ja ani na chwilę nie zapomniałem o niej. Muszę ją zdobyć, nawet kosztem mojego złamanego serca. Kiedy się dowie, że ją okłamuję, może nie być zbyt wesoło. Nie mam zamiaru jej ukrywać przed przyjaciółmi, ale muszę poprosić, aby nic jej nie mówili, kim jesteśmy. Powiem jej, kiedy będę gotowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz