Spakowana, szykowałam się do wyjścia z domu. Nie chciałam się tu pokazywać przez czas, który oni mięli tu spędzić. Postanowiłam, że znajdę sobie pracę z dziećmi. Muszę coś robić przez ten czas. Nie chcę, siedzieć sama w pokoju, ani bezcelowo włóczyć się po mieście. Oczywiście, mogę
- Mamuś, wychodzę. Obiecuję, że będę dzwoniła trzy razy dziennie. - Powiedziałam przytulając swoją rodzicielkę.
- Kiedy tylko wyjadą, od razu masz się do mnie wprowadzić z powrotem. Och, tak będzie mi ciebie brakowało.
- Mamuś, mi też. Zobaczymy się za jakiś czas.
- Dobrze. Ja jadę po nich na lotnisko.
- Ja też się już zbieram. Pa. - Pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Mama zarezerwowała mi pokój w jednym z lepszych trzygwaizdkowych hoteli. Blisko centrum, a jednocześnie zaciszne miejsce.
Wsiadłam do mustanga i pognałam do mojego, chwilowo nowego, domu. Nie chciało mi się rozpakowywać, więc zostawiłam wszystko na środku pokoju i ruszyłam do pierwszego sierocińca, który znalazłam na mapie.
Skierowałam się do sekretariatu, gdzie siedziała jakaś starsza pani.
- Dzień dobry. - Powiedziałam, a ona uniosła wzrok na mnie.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Chciałabym zapytać, czy nie potrzebujecie opiekunki.
- Tak. Szukamy osoby, która zajmie się artystycznym rozwojem naszych pociech. Jest pani zainteresowana?
- Tak.
- Jakieś kwalfikacje? - Zaczęłyśmy rozmawiać. Powiedziałam, że nigdy nie zajmowałam się szerokim gronem dzieci, ale chętnie bym spróbowała. Nie była przekonana, a kiedy powiedziałam, że nie chcę za to pieniędzy - zgodziła się od razu. Miałam zacząć pracę od dziś. Od tej chwili. Postanowiła mnie przydzielić do dzieci w wieku od dziesięciu do dwunastu lat. Wprowadziła mnie do sali, w której siedziały dzieci.
- Proszę o uwagę. Panna Paulina, będzie z wami spędzać czas na zajęciach artystycznych. Zachowujcie się grzecznie. - Powiedziała i mnie zostawiła.
- Hej. Może dziś, porozmawiamy o waszych zainteresowaniach. - Usiadłam pomiędzy nimi na dywanie, a oni usiedli dookoła mnie. Opowiadali o tym, że chcieliby zrobić mini koncert, aby ktoś ich zabrał do domu. Stwierdziłam, że to bardzo dobry pomysł. Całe szczęście, że wzięłam ze sobą gitarę i mogłam z nimi pośpiewać. Dzieciaki mięli talent, który nie mógł się zmarnować.
Poprzednia nauczycielka nauczyła ich kilku piosenek, które nie wszystkim odpowiadały. Postanowiłam napisać razem z nimi piosenkę, która miała być myślą przewodnią naszego koncertu.
- Mam już koncepcję, jak będzie wyglądało nasze widowisko. - Powiedziałam zadowolona. Oni słuchali uważnie.
- Na początku zaczniemy od klasycznej muzyki w chórach. Musimy zrobić przesłuchanie. Niech każdy z was, znajdzie do jutra jakąś piosenkę, której się nauczy i mi zaśpiewa. Później was pogrupujemy i zaczniemy próby. Kiedy będziecie gotowi, przedstawimy projekt pani dyrektor. Do zobaczenia. - Pożegnałam się ze wszystkimi podaniem dłoni i zakończyłam zajęcia. Między dziećmi spędziłam cztery godziny, które były najlepszymi godzinami wśród ludzi jakie przeżyłam.
Siedząc w samochodzie, dostałam telefon od Charlesa.
- Hej. - Powitałam się, serdecznie uśmiechając do telefonu.
- Miałabyś ochotę, aby się ze mną spotkać?
- Ochotę bym miała, ale nie mam zbyt dużo czasu. Muszę wymyślić piosenkę dla dzieci.
- Dla dzieci?
- Tak. Znalazłam sobie pracę w sierocińcu. Zajmuje się edukacją muzyczną.
- Mógłbym ci pomóc, jeśli tylko chcesz.
- Oczywiście. Będzie miło.
- Przyjedziesz do mnie?
- Okej. Za dziesięć minut będę.
- Czekam. - Rozłączyłam się, bo akurat wjechałam w drogę pełną zakrętów. Specjalnie wybrałam tę, która prowadzi obrzeżami miasta, a nie centrum. Zapewne stałabym teraz w kilometrowym korku, a tak to mijam jakiś samochód sporadycznie.
Z zegarkiem w ręku, była dziesięć minut później. Jaka ja jestem punktualna. Zaśmiałam się sama na tę myśl. Szkoda, że do szkoły wiecznie się spóźniam. W moim starym mieście, brakowało mi już wymówek na spóźnienia. W tym roku postaram się nie spóźniać.
Dobre żarty. - Zadzwoniłam dzwonkiem, a po chwili otworzył mi właściciel. Boże jaki on przystojny... A ten idealny ubiór i fartuch. Chwila! Fartuch? - Popatrzyłam na niego i zaczęłam się śmiać.
- Bardzo śmieszne. Gotuję jeśli ci o to chodzi. - Już prawie byłam opanowana, ale przypominałam sobie o fartuszku i znów wybuchłam śmiechem.
- Wejdziesz, czy będziesz tak stała i się śmiała?
- Przepraszam. - Wzięłam głęboki wdech i się ogarnęłam.
Weszliśmy do środka, a ja poczułam bardzo smaczną potrawę. Mam nosa do potraw. Jeśli to tak samo smakuje jak pachnie, to Charles jest wyśmienitym kucharzem.
- Co dobrego gotujesz?
- Coś, co podobno uwielbiasz.
- Skąd wiesz, co lubię?
- Wspominałaś o swoim blogu, a nie jest trudno go znaleźć, kiedy jest tak popularny.
Usiadłam na wysokim stołku obok wyspy kuchennej, a mistrz poszedł gotować.
- Wiesz, kiedy poszłaś, chłopaki o tobie ciągle mówili.
- Coś ciekawego?
- Spodobałaś się im. Nie mówię tylko o wyglądzie, ale i osobowości.
- Miło słyszeć. Osobiście obchodzi mnie zdanie tylko jednego z was. A jego opinii nie usłyszałam jak do tej pory. - Rzuciłam prosto z mostu.
- Którego z nas? Mike się wypowiedział, Brad próbował, Rob też coś dorzucił, Joe wyglądał jakby cię skąś dobrze znał. David i ja się tylko nie wypowiedzieliśmy. Na kogo opinii ci zależy?
- Zazwyczaj nie zastanawiam się, co o mnie inni myślą, ale pewien Pan w Fartuszku mnie zaciekawił i chciałabym wiedzieć na czym stoję.
- Ten Pan w Fartuszku, polubił cię w dzień, kiedy na siebie wpadliśmy.
- Czyli mnie lubisz, ja też cię lubię. - Czuję o wiele więcej, ale nie powiem mu tego, jeszcze nie. Uśmiechnął się do mnie triumfalnie. O co chodzi?
- Powiadasz, że pracujesz z dziećmi.
- Tak powiadam. Boże jakie te dzieciaki są zdyscyplinowane. Musi tam panować odpowiedni rygor.
- Sierocińce to nie takie domy, w których masz sielankę.
- Wiem. Chciałabym mieć jakoś im pomóc, ale nie wiem jak. Jak wrócę do domu, to poproszę mamę, aby zasugerowała prasie jakieś charytatywne przedsięwzięcie.
- Widziałaś się z ojcem? - Zmienił temat, ja tylko pokręciłam głową.
- Nie chcę go widzieć. Siedząc ostatniej nocy w swoim pokoju, zastanowiłam się nad tą sytuacją. Stwierdziłam, że mój ojciec umarł z dniem, kiedy się mnie wyrzekł. Jeśli bym go spotkała, zwróciłabym się per Pan. Mówiąc szczerze, to ja nawet nie wiem jak wygląda. Wszystkie zdjęcia na których był, powycinałam jego osobę, albo spaliłam w całości. Po części wymazałam go z pamięci.
- Może się zmienił i chce to naprawić?
- Już za późno. Nie było go kiedy potrzebowałam jego bliskości. Teraz, cholera nadal mi brakuje faceta, ale na pewno nie jego.
- Nigdy nie jest za późno na naprawę swoich błędów. Kiedyś ćpałem, a teraz jestem czysty, bo zrozumiałem i naprawiłem swój błąd. Nigdy nie popełniłaś błędu?
- Popełniłam. Jednak nigdy nie sprawiłam zawodu innym ludziom tylko sobie. Podcięłam sobie żyły, ale sama zadzwoniłam po pogotowie. Jak popełniać samobójstwo to z klasą, a nie przez podcięte żyły. Dlaczego to zrobiłam? Bo czułam się tak cholernie samotna, bo nie dawałam sobie już rady. Mama była w delegacji, nawet o tym nie wie, że takie coś zrobiłam. Do dziś żałuję, że wpadłam na tak głupi pomysł. Przecież zostawiłabym moją mamę samą. Ona o mnie walczyła, a ja co? - Odpięłam pieszczocha z prawej ręki i przejechałam palcami po ranie. To wspomnienie tak cholernie mnie boli, nawet po latach.
- Nigdy więcej tego nie rób. - Powiedział, zbliżając się do mnie. Blado się uśmiechnęłam. On podszedł i mocno mnie do siebie przytulił. Potrzebowałam tego, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo tego potrzebowałam.
- Nie chcę robić ci wykładów o tym, że zrobiłaś źle. Sama to doskonale wiesz. Ja też nie jestem idealny i wiem, co to znaczy samotność. Może i mam przyjaciół, ale brakuje mi kobiety. Brakuje mi jej fochów, czułych uśmiechów. Nie czuję takiej miłości, dla której jestem się w stanie poświęcać. Mam ponad dwadzieścia pięć lat, a mimo to nie osiągnąłem tego, czego tak bardzo pragnąłem od zawsze.
- Ja mam ponad siedemnaście, a jestem zbyt dojrzała jak na swój wiek. Moim priorytetem jest dom, w którym będę słyszała tupot małych stóp. Będę stała przy kuchni i gotowała obiad dla mojego męża, który przyjdzie z pracy zmęczony, a mimo wszystko znajdzie czas dla dzieci i dla mnie. Będzie nas kochał i stworzy to, czego ja nigdy nie miałam. Charles, jak ja bym to wszystko chciała osiągnąć, a jak na razie jestem w kropce. - Przytuleni tak do siebie, posiedzieliśmy jeszcze przez jakiś czas, aż poczułam, że coś się przypala. Szybko zerwałam się w miejsca i ruszyłam do garnka. Moje warzywa się spaliły.
- Wiesz, chyba jednak nici z twojego gotowania. Ale liczą się chęci i ja je doceniam. - Uśmiechnęłam się do Charlesa i popatrzyłam mu w oczy. Widziałam tak wiele uczuć, które były kierowana pod moim adresem.
- Zabrało nam się za czułości. Mike wygra zakład, cholera.
- Przecież nie musi wiedzieć, że obiad się nie udał. Był bardzo pyszny, tylko brakowało mu odrobiny soli oraz wody w garnku, ale to szczegół.
- Następnym razem, ugotuję ten cholerny obiad i o niczym nie zapomnę. - Spalone warzywa wrzuciłam do kosza na śmieci, a do garnka nasypałam soli z cytryną, aby się ładnie umył spód.
- Nie lepiej włożyć do zmywarki?
- Geniuszu, dziesieciocentymetrowa warstwa raczej sama nie zejdzie. Jeśli pozwolisz mi trochę zaszaleć w kuchni to za godzinkę będziemy mięli ucztę.
- Proszę bardzo, ja już nie gotuję. - Zdjął fartuch i rzucił we mnie.
- Szkoda. Lubię mieć pomoc w kuchni. Proszę, tak ładnie proszę.
Znów oczy kota ze Shreka. Widziałam jak ze sobą walczy.
- Zgoda. - Wygrałam.
- Na co masz ochotę?
- Zaskocz mnie.
- Uczulony na coś? Wiesz nie chcę cię wywozić do szpitala w razie gdyby.
- Nie.
- Co preferujesz w jedzeniu, jaką kuchnię?
- Szybką, prostą i dobrą.
- Jadłeś kiedyś curry?
- Nie.
- To będziesz miał okazję spróbować. Nie chwaląc się, ale robię bardzo dobre wschodnie curry. - Zabrzęczał dzwonek do drzwi.
- Kogo znów niesie? - Powiedział Charles i poszedł otworzyć. Ja zaczęłam szukać potrzebnych mi produktów. W framudze zobaczyłam sześciu facetów. Chłopaki jak zwykle się na mnie lampili, ale miałam to gdzieś.
- Cześć. - Przywitałam się, dalej werterując szafki.
- Co ona robi? - Zapytał Joe, Charlesa. Mógł zapytać mnie, ale skoro wolał zadawać potajemne pytania, to okej.
- Będziemy gotować curry. - Powiedziałam, na co Joe się speszył. - Mam bardzo dobry i wyczulony słuch, więc dlatego usłyszałam. Idźcie do salonu, albo coś, a ja jak skończę, to was zawołam?
- Nie. Moja babcia robiła wyśmienite curry, ciekawe czy ty też takie zrobisz. Ja tam chętnie zostanę i pomogę. - Zaoferował się Koreańczyk.
- Cóż, my właściwie też byśmy mogli pomóc. - Rzucił David.
- Chętnie przyjmę każdą pomoc. - I tak zaczęło się nasze gotowanie. Szeptałam sobie cały przepis po japońsku, bo tak się go nauczyłam, a nie chciałam nic pomylić.
- Jak długo mówisz po japońsku? - Zapytał Spike.
- Kilka lat. Zaczęłam się uczyć, kiedy mi się nudziło i tak jakoś poszło. Później zapisałam się na karate, a teraz staram się o wyjazd do Tokio na kolejne nauki.
- Tokio, to bardzo piękne miasto.
- Tak słyszałam, dlatego chętnie je zobaczę. - Odwróciłam się w stronę Joego, a ten podjadał.
- Szanowny kolego, rozumiem, że nie możesz się doczekać, ale nie wyjadaj mi z garnka!
- Sorry. Czegoś jeszcze brakuje.
- Tajnego składnika. - Powiedziałam tajemniczo. Oczywiście nie było takiego, ale kiedy zazwyczaj tak mówiłam, nawet po "dosypaniu" niewidzialnego składnika, danie było lepsze.
- Co to za tajny składnik?
- Jak sama nazwa mówi jest tajny. Abym mogła go dosypać, musicie opuścić kuchnie. - Posłusznie wyszli, a ja zamieszałam danie, spróbowałam i kiedy widziałam, że nie podglądają dodałam swój składnik. Muszę powiedzieć, że z chłopakami jest bardzo miło gotować. Jeszcze pięć minut i już będzie gotowe. W tym czasie wzięłam nakrycie stołu do jadalni i po przygotowaniu wszystkiego, ściągnęłam chłopaków do jadalni.
Oni zasiedli, a ja zaczęłam elegancko podawać do stołu. Nauczyłam się tego wszystkiego od mojej babci, która bardzo szanowała kulturę przy stole. Zgrabnie chodziłam między nimi i zostawiałam posiłki. Na samym końcu usiadłam i ja.
- Kto odmówi dzisiejszą modlitwę? - Zapytałam, a oni popatrzyli na mnie jak na kosmitkę.
-Okej ja to zrobię. - Wyciągnęłam ręce do siedzących po moich stronach, Charlesowi i Mikowi, a oni je ujęli i tak każdy trzymał się za ręce.
- Panie, dziękuję za to, że pozwoliłeś mi zjeść kolejny posiłek z tak wspaniałymi ludźmi. Dziękuję, za te produkty, którymi raczysz nas obdarzać. Proszę też o to, aby inni ludzie też mogli spędzić czas obiadu ze swoimi bliskimi. Amen. - Puściłam ich dłonie.
- Smacznego. - Powiedziałam i każdy zabrał się do jedzenia. Przy posiłku bardzo wesoło sobie gawędziliśmy, a Joe koniecznie chciał dowiedzieć się, co to za składnik którego użyłam. Chłopaki zorientowali się, że robię sobie z ich kolegi żarty i ledwo co po wstrzymywali się od śmiechu.
Po obiado-kolacji, zaczęłam sprzątać ze stołu. Chłopaki poszli, a Charles postanowił mnie wyręczyć.
- Zostaw to. Jesteś moim gościem, a zdążyłaś już zrobić mi obiad, umilić czas i pomóc z przypalonymi warzywami, a ty jeszcze chcesz sprzątać.
- To jest zadanie kobiety. Chyba nie zmieniłeś płci?
- Zabawne. - Poszliśmy na kompromis. On pozanosił do kuchni naczynia, a ja się wzięłam z ich mycie. Widząc to, postanowił powycierać naczynia i poustawiać je w szafce.
- Dziękuję za miłe popołudnie. - Powiedziałam, przerywając cieszę.
- To ja dziękuję. Czuje, że cię dziś wykorzystałem.
- Daj spokój. Gotowanie to dla mnie przyjemność. Nie napisałam tylko piosenki, ale zrobię to jeszcze dziś.
- Pomogę ci.
- Miło z twojej strony, ale ja muszę już wracać.
- Zostań ze mną. Wreszcie czuję się za kogoś odpowiedzialny i nie muszę siedzieć sam i myśleć.
- Nie chcę się narzucać. Zresztą wyglądasz na bardzo zmęczonego.
- Zmęczonemu się nie odmawia. Wiedząc, że jesteś przy mnie, będę lepiej spał.
- Wiesz jestem obca i nie wiem, czy to będzie działało uspokajająco.
- Będzie. Zostań. - Odłożyliśmy naczynia na miejsce, a on na mnie patrzył tymi swoimi brązowymi oczami.
- No nie wiem, nie wiem. - Oparłam się o blat, a on stanął przede mną opierając dłonie obok moich łokci.
- Zostań ze mną. - Powiedział przybliżając swoją twarz. Czułam jego delikatny oddech na swojej twarzy, a później na szyi. Złożył on bardzo delikatny pocałunek, który był tak bardzo subtelny, ale i namiętny.
- Zostań. - Szeptał przechodząc coraz wyżej i wyżej po mojej szyi i żuchwie.
Nie stawiałam oporu, bo bardzo podobały mi się te pieszczoty, ale nie chciałam, aby to skończyło się w łóżku.
- Zostanę. - Powiedziałam. Poczułam jak się uśmiecha. Nadal mnie całował po szyi, a pode mną ugięły się kolana. Było mi tak błogo. Mimowolnie zarzuciłam swoje ręce na jego barki.
- Proszę, już wystarczy. - Szepnęłam z wielkim trudem, kiedy przestał, wtuliłam się w jego tors.
- Nie opierałaś się. - Powiedział z satysfakcją.
- Wiesz, lubię takie pieszczoty, a jeśli robi to tak przystojny facet, umm - odpływam.
- Wiedziałem, że działam na kobiety, ale żeby na taką twardą laskę jak ty. Jestem zaszczycony.
- Teraz wiesz, że nawet ja mam swoje słabości.
- Czyli po takich ekscesach, jesteś bardzo uległa?
- Powiedzmy. - W głowie zagrała mi muzyka rodem z jakiegoś romansidła. Dlaczego w rzeczywistości tak nie ma? No ja się pytam, dlaczego?
Tak miłą chwilę przerwał mój telefon. Odsunęłam się od Charlesa i odebrałam.
- Halo? - Zapytałam z uśmiechem, kierując się do drzwi wyjściowych.
- Miałaś dzwonić trzy razy dziennie, a nie zadzwoniłaś ani razu. - Powiedziała moja mama z wyrzutem.
- Wiem, przepraszam. Wcześniej pracowałam w sierocińcu, a teraz jestem u Charlesa.
- Wybaczam.
- Co ciekawego dziś robiłaś?
- Odebrałam ich z lotniska. Nikki zmieniła swój styl, na bardziej mroczny, ale i tak zachowuje się jak dziecko. Joseph wygląda starzej. Pytają ciągle o ciebie.
- Nieważne. Jutro z rana chcę wpaść po konsoletę.
- Przyszła twoja gitara. Muszę powiedzieć, że robi wrażenie. Zaniosłam ją do twojego pokoju, który stoi zamknięty. Oczywiście, wpadaj kiedy tylko chcesz. - Powiedziała z radością.
- Mamuś, muszę się do czegoś przyznać...
- Przespałaś się z Charlesem, wiedziałam.
- Mamo, nie. Nie spałam z nim. - Zaoponowałam.
- Co się stało?
- Ja chyba, chyba... Nie wiem jak to powiedzieć.
- Zakochałaś się, prawda?
- Nie, znaczy tak, nie wiem. Przy nim czuję się tak inaczej. Jestem z nim taka bezpieczna i mogę być sobą.
- Nie podejmuj pochopnych decyzji. Jak ja się cieszę. Moja mała córeczka się zakochała. Jeśli on też coś czuje, to na nic nie będzie nalegał. Dajcie sobie szansę.
- Znam się z nim tak krótko. Zobaczę co da się zrobić. Muszę kończyć.
- Dobrze. To jutro cię widzę w domu. Pa, kochanie.
- Pa. - Rozłączyłam się i przysiadłam na schodkach werandy. W głębi duszy przyznałam się sama przed sobą, że się w nim zakochałam i to tak na poważnie. Jestem beznadziejna w tym. On jest o wiele starszy, a mimo to coś go przy mnie trzyma. Nie chcę się później rozczarować, ale też nie chcę zaprzepaścić tej szansy. Muszę dać nam szansę. Ostatecznie wyjdę na głupią nastolatkę, która zakochała się w dwa razy starszym facecie.
Wstałam i weszłam do mieszkania.
Charles siedział na sofie i patrzył w przestrzeń. Usiadłam obok i robiłam to samo. Między nami była taka cisza, która na swój sposób była przyjemna.
- Nad czym myślisz? - Zapytał mój towarzysz, uważnie się mi przyglądając.
- O wszystkim i o niczym, a ty?
- Nad przyszłością.
- Mam nadzieję, że wymyśliłeś coś sensownego, bo moje rozmyślania spełzły na niczym.
- Rozważyłem kilka możliwości, ale nie znalazłem tej właściwej.
- Najlepiej się przespać z problemami, podobno rano się lepiej myśli.
- Masz rację, chodźmy spać. - Podał mi swoją dłoń, a ja ją ujęłam.
Weszliśmy po schodach na piętro.
- Ten pokój jest wolny, ten, ten i ten. Tutaj śpię ja, ale jeśli tylko chcesz możesz spać ze mną. Mam bardzo duże i wygodne łóżko. - Poruszał śmiesznie brwiami. - Tutaj jest łazienka. Zaraz przyniosę ci jakąś koszulkę oraz ręczniki i szczoteczkę. Oczywiście korzystaj z czego tylko chcesz. - Puścił moją dłoń, a ja poczułam, że czegoś mi brakuje.
- Dziękuję. - Powiedziałam, znikając za drzwiami łazienki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zobaczyłam bardzo szczęśliwą osobę. Rozpuściłam włosy, zdjęłam kolczyki, bransoletki, pierścionki oraz naszyjniki i usłyszałam pukanie.
- Wejdź. - Powiedziałam mimochodem i zabrałam się za usuwanie makijażu. Nie był on jakiś specjalnie mocny, a mimo to to dawał mi kilka lat. Kiedy już go zmyłam, popatrzyłam w lustro, a tam zobaczyłam Charlesa.
- Śliczna jesteś.
- Dziękuję. Coś jeszcze?
- Nie, już wychodzę. - Odwrócił się, a ja zabrałam się za zdejmowanie koszulki, w lustrze zobaczyłam, że akurat w tym momencie się odwrócił i zobaczył mój tatuaż. Wyszedł.
Koszulę oraz bieliznę, włożyłam do prania i nastawiłam na sport, aby po piętnastu minutach mieć czyste ubrania na jutro.
Weszłam pod prysznic i szybko się ogarnęłam.
Dwadzieścia minut później, suszyłam bieliznę oraz swoje włosy suszarką. Całe szczęście, że koronki suszy się bardzo szybko, tak więc po kolejnych dziesięciu minutach, stałam już ubrana w o wiele za dużą koszulkę i swoje majtki. Włosy zaplotłam, aby było wygodniej spać. Koszulkę powiesiłam na suszarce do ubrań i wyszłam. Miałam taki cholerny dylemat, gdzie mam spać. Chciałabym spać z Charlesem, ale nie obiecuję, że nie rzucę się na niego. Samej zaś nie chcę spać. Skierowałem się do sypialni Charlesa i zapukałam, po usłyszeniu "proszę" weszłam.
- Mogę z tobą spać? - Powiedziałam, spuszczając wzrok. Speszyłam się, bo pakowałam mu się do łóżka.
- Oczywiście. - Przysunął się na łóżku. Dopiero teraz zobaczyłam, że leży bez koszulki, w samych spodniach od pidżamy.
- Peszysz mnie, będąc w połowie nagi.
- Ty też w połowie jesteś naga. Jesteśmy kwita. - Usiadłam po turecku na łóżku i patrzyłam na jego tatuaże. Fascynowały mnie. Tyle historii na całym ciele.
- Jakieś szczególne historie łączą się z tymi dziarami?
- Tak. Twój tatuaż też jest interesujący. - Nagle odwrócił wzrok, jakby zorientował się, że powiedział za dużo.
- Wiem, że odwróciłeś się, wychodząc.
- Mówisz to z takim spokojem. Inne dziewczyny, na pewno by krzyczały.
- Nie jestem jak inne. Mam do ciebie prośbę.
- Jaką?
- Możesz mnie przytulić? - Przytaknął, a ja położyłam się obok niego i wtuliłam. Było mi błogo, dlatego po krótkiej chwili - odpłynęłam.
____
Hej:D
Przepraszam, że tak późno, ale byłam na dodatkowych zajęciach.
Pani Ciemności.
Mmm Przytulili się uhuhuhuuuuhuuu Świetny rozdział Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuń