Chester od kilku dni chodzi podminowany oraz bardzo nerwowy. Wiem, że spowodowane jest to porodem Kate, która niedawno nas odwiedziła i powiedziała, że nosi dziecko Cheza. On wierzy, że to jego dziecko i obwinia się za to. Nie chce mnie stracić. Przecież ciągle go zapewniam, że nawet jeśli to będzie jego dziecko, ja go nie zostawię, a mimo to mi nie wierzy. Chcę, aby skończyło się to jak najszybciej. Nie mogę znieść tej napiętej atmosfery między nami. Nawet teraz, Chester siedzi zamknięty w sypialni, a ja znów wypłakuję oczy. Przecież nie tak to miało wyglądać. Nie chcę go zostawiać samego, bo tak to bym pojechała do siebie do domu. Jednak martwię się, że zrobi coś głupiego. Siedzę i zastanawiam się co zrobiłam źle, że nie może mi uwierzyć. Nigdy go nie okłamałam, zawsze dotrzymywałam złożonych obietnic. Może to są tylko moje urojenia, ale to tak cholernie boli. Nie dziwie się mu, on jest dorosły, a ja mam tylko osiemnaście lat. Starłam kolejne łzy i nakryłam się szczelniej kocem. Usłyszałam szybkie zbieganie po schodach, co nie wróżyło nic dobrego.
- Paula, dzwonili ze szpitala. Kate zaczęła rodzić, proszę pojedź ze mną. - Powiedział, klękając pzed kanapą i intensywnie się we mnie wpatrywał.
- Dobrze, zbierajmy się. - Chciałam wstać, ale mi to uniemożliwił.
- Znów płakałaś? - Nie odpowiedziałam.
- Znów przez mnie, prawda? - Znów nic nie odpowiedziałam. - Kochanie, baardzo cię przepraszam. Przepraszam, że cię zaniedbuję, że jestem taki egoistą, że nie poświęcam ci czasu, ale zrozum...
- Rozumiem. Denerwujesz się, ze to twoje dziecko, a ja tylko udaję, że cię nie zostawię. Doskonale o tym wiem i chcę, abyś mi zaufał. Nigdy nie miałam zamiaru cię opuszczać. - Dotknęłam jego policzka, a on ucałował moją dłoń.
- Kocham cie, wiesz?
- Wiem. Ja ciebie też kocham, Chester. - Wstaliśmy i w mgnieniu oka byliśmy gotowi do drogi. Postanowiłam, że ja będę prowadzić, bo on był zbyt zdenerwowany oraz podekscytowany ty zdarzeniem.
Po kilku minutach byliśmy już pod szpitalem. Wbiegliśmy do środka, a recepcjonista powiedziała, że poród jest w toku i musimy czekać na korytarzu. Zaprowadziła nas pod odpowiednią salę, a my opadliśmy na krzesła w poczekalni. Nasze emocje sięgały zenitu, zupełnie tak samo jakbym to ja rodziła, a nie Kate. Po ponad półgodzinnym oczekiwaniu usłyszeliśmy płacz dziecka oraz krzyki lekarzy. Coś musiało być nie tak. Czułam to, doskonale to czułam. Chester chyba też coś podejrzewał, bo zaczął się kręcić po korytarzu. W końcu wszystko ucichło. Otworzyły się drzwi od sali i wyszli lekarze.
- Co z nią? - Zapytał Chester podbiegając do jednego z lekarzy.
- Pan Bennington? - On przytaknął.
- Pańska żona była chora, ale nie chciała usunąć dziecka. Tak mi przykro. Chłopiec jest cały i zdrowy, ale pańska żona nie żyje. - Zamarłam. Wszystko przestało się liczyć. Wolała uratować dziecko, niż samą siebie. Była prawdziwą matką, którą podziwiałam. Moja matka też nie uległa presji ojca i nie usunęła mnie. Dała mi życie, za które jestem jej wdzięczna. Chez też powinien być dumny z Kate.
Ktoś podbiegł i mocno mnie przytulił, a później była ciemność.
***
Obudziła się przypięta do jakiejś aparatury, która tykała i tykała. Powoli zaczęłam przypominać sobie ostatnie zdarzenia. Poród Kate. Śmierć Kate. Silne ramiona. Ta kobieta nic nie znaczyła dla mnie, a mimo to sprawiła, że czułam tak wiele emocji z nią związanych.
- Paula, wreszcie się obudziłaś. - Powiedział mój facet. - Bardzo mnie wystraszyłaś. Nawet ja podeszłem mniej emocjonalnie do śmierci Kate niż ty.
- Co z dzieckiem?
- Jack, jest zdrowy i wszystko z nim w porządku.
- Jack?
- Kate chciała aby się tak nazywał. Uszanowałem jej decyzję.
- Co teraz z nim będzie?
- Nie wiem. - Powiedział, patrząc mi w oczy.
- Chester, nie pozwól mu trafić do domu dziecka. Jestem w stanie zrezygnować ze szkoły, aby się nim zająć. Nie chcę, aby za kilka lat cię znienawidził, kiedy się dowie, że go porzuciłeś.
- Dziecko to bardzo duża odpowiedzialność.
- Jestem dojrzalsza ponad swój wiek. Jeśli ty tego nie zrobisz, ja go zaadoptuje. - Powiedziałam bardzo poważnie. Nie chciałam, aby to dziecko cierpiało. Ono miało przecież jednego rodzica, a ja mogłam mu zastąpić drugiego, chociaż wiedziałam, że to będzie nie możliwe, to jednak chciałam spróbować. Nie chciałam by Chez miał wyrzuty sumienia, że go nie zabrał ze sobą.
- Kochanie, a co z twoim życiem?
- Nie chcę się obwiniać za to, że zabrałam mu rodzica. Jeśli nie bierzesz Jacka, to o mnie też zapomnij. - Postawiłam mu ultimatum, które było bardzo ciężkie tak samo dla mnie jak i dla niego. Jednak podjęłam decyzję i nie zamierzałam od niej odstępować.
- Nie mogę wybierać między wami.
- Nie każę ci wybierać. Albo bierzesz mnie i Jacka, albo nikogo. Wybór jest prosty i należy tylko do ciebie.
- Jeśli tak stawiasz sprawę, to jestem skłony zabrać was obydwoje do domu. - Powiedział z uśmiechem, a ja go mocno do siebie przytuliłam.
- Jest jeden warunek. - Powiedział bardzo poważnie, co niekoniecznie mi się podobało.
- Słucham.
- Wyjdź za mnie. - Powiedział to tak pewnie, a mnie zabrakło tlenu w płucach. Byłam tym bardzo zszokowana, ale tak bardzo szczęśliwa.
- Tak. Zostanę twoją żoną oraz zastępczą matką, twojego dziecka. - Rzekłam. Wtedy on uczynił coś, czego bym się nie spodziewała. Wyjął pierścionek i założył mi go na palca.
- Teraz jesteś już zapieczętowana i na zawsze moja. - Pocałował mnie w usta. Byłam najszczęśliwszą osobą pod słońcem.
- Widziałeś już Jacka?
- Nie. Cały czas siedzę przy twoim łóżku i myślę nad wszystkim, co spotkało mnie dzięki tobie. Doszedłem do wniosku, że chcę być z tobą już na zawsze, dlatego zadzwoniłem do Mika i kazałem przywieźć mi pierścionek zaręczynowy.
- Dziękuję. Mogę iść z tobą, do twojego syna?
- Do naszego syna, kochanie. Do naszego. - Do mojej sali weszli lekarze i po sprawdzeniu mojego stanu zdrowia, odłączyli ode mnie wszystkie kabelki, a później pielęgniarka przyniosła małego chłopca. On się uśmiechał i miał takie piękne oczy, które należały do Chestera. Nie byłby w stanie się wyprzeć, że to nie on jest ojcem. Pielęgniarka podała mi dziecko, a ja przytuliłam je do swojej piersi i pokochałam jak własne dziecko.
- Cześć, maleńki. - Powiedziałam tak cichutko, że tylko noworodek mógł mnie usłyszeć.
- Boże, jaki on malutki. - Zachwycałam się dzieckiem. Chester otrzymał jakiegoś sms'a, po którym musiał wyjść z sali. Zostałam tylko ja i malutki człowiek, który było owocem przygody Chestera i Kate. Nie miałam mu tego za złe, bo mimo wszystko zgodził się go wychowywać. Do mojej sali wbiegła moja mama.
- Kochanie, tak się martwiłam, kiedy Chester zadzwonił, że zemdlałaś.
- Już jest wszystko dobrze. Mamo, poznaj Jacka - syna Chestera oraz panią Bennington. - Pokazałam jej mój pierścionek zaręczynowy.
- Kochanie, jaka jestem z ciebie dumna! - Delikatnie mnie przytuliła, a później wzięła swojego przybranego wnuczka na ręce.
- W tak młodym wieku zostałam babcią, ale jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa i dumna z ciebie, że nie pozwoliłaś go zostawić.
- Nie miałam serca tego zrobić. Wiesz, że pochodzimy z rodu silnych kobiet i zawsze dopinamy do założonego celu.
- Wiem. Co będzie ze szkołą? Już tak niewiele ci zostało.
- Postanowiłam, że będę brała prywatne lekcje. Nie chcę jej zawalić, ale nie chcę też zostawiać małego Jacka. Mamo, ja już go pokochałam jak własnego syna.
- Masz prawdziwe, matczyne serce.
- Mam to samo serce, które masz ty. Dzięki tobie żyję i mogę dawać swoją miłość innym.
Popatrzyłam na nią i dopiero teraz zobaczyłam, że jest ubrana w wieczorowa suknie.
- Mamo, byłaś na randce?
- Tak. Wiesz mój i Christophera związek chyba wkroczył na wyższy poziom. Jesteśmy dla siebie stworzeni.
- Gratuluję, że znalazłaś szczęście. Zasłużyłaś na nie. Gdzie jest teraz twój lowelas?
- Czeka na korytarzu. Nie wiedziałam jak zareagujesz, kiedy go zobaczysz.
- Poproś go do nas. - Przytaknęła i zawołała go, a on po chwili stanął w drzwiach.
- Cześć Paula. - Przywitał się.
- Witam, pana. Chciałam ci podziękować za to, że opiekujesz się moją mamą i sprawiasz uśmiech na jej twarzy. Dobrze, że znalazła szczęście, którego szukała przez bardzo długie lata. Jest za waszym związkiem i mam nadzieję, że razem będzie wam dobrze. Tylko pamiętaj, jeśli będzie przez ciebie cierpiała, stuninguję ci dupę. - Zaśmiałam się widząc jego minę.
- Nie jesteś zła, że zabieram ci mamę?
- Nie. Nadszedł czas, kiedy muszę się nią z kimś podzielić. - Wstałam z łóżka i przytuliłam się do Christophera. - Witaj w naszej rodzinie. - Szepnęłam mu do ucha, na co on się uśmiechnął. Do sali zaczęły napływać nowe osoby. Wpadli Linkini ze swoimi drugimi połówkami oraz uradowany Chez. Ten ostatni podszedł do mnie, kiedy brałam Jacka od mamy, a później się przytulił do nas i powiedział;
- Drodzy państwo, przedstawiam wam moją narzeczoną Paulę oraz mojego syna Jacka.
Ludzie zaczęli bić brawo i składać nam gratulację. Było naprawdę miło. Cóż, wszyscy stanowimy jedną rodzinę. Rodzinę, która zawsze będzie trzymała się razem.
Ten dzień minął nam bardzo miło. Później zostałam sama z Chezem.
- Chez, wracaj do domu. Jest już późno, a ty jesteś zmęczony.
- A ty?
- Zostaję z Jackiem, aż do jego wypisu. Nie zostawię go samego.
- Dobrze. Przyjadę z samego rana do was.
- Dobrze. - Pocałowałam go krótko w usta, a on wyszedł.
Pozdrawiam,
Lilith.
Hm, wszystko tak szybko się potoczyło. Poród, śmierć, oświadczyny. Szybka akcja. Jedyne co mi się nie zgadza to to, że pozwolono zostać jej z dzieckiem w szpitalu, a nie jest ani matką biologiczną, ani prawnym opiekunem (jeszcze). To chyba trochę wbrew prawu, aby obca praktycznie osoba od razu dostała opiekę nad dzieckiem ;>
OdpowiedzUsuńAle nie jest źle. Dobrze, że opowiadanie będzie dalej kontynuowane. ;)
Weny :)
@VampireSoul, fakt, że akcja potoczyła się szybko, ale chyba lepsze to niż monotonia, która by zniszczyła to opowiadanie. Szanuję twoją opinię i sama również mam zastrzeżenia co o szybkiej akcji, ale myślę, że ujdzie.
UsuńTo, że Paula została w szpitalu z Jackiem, chyba tylko dlatego tak napisałam, bo sama się w nim znajdowała. Może źle wyjaśniłam o co mi chodziło...
Mniejsza z tym...
Pozdrawiam, Lilith:)
Fajnie ;) Ale tak jak mówiła wcześniej VampireSoul. Za szybko. Ale da się to przeoczyć :p Pozdrowienia i życzę weny! + Zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńFajnie, brak problemow z interpunkcja i wgl. Wspomnialas ze Paula ma juz 18 lat. Moglas opisac jak minely jej urodziny ;) no i koncert, ktory mieli zagrac i Chazz dedykowac piosenke przyjaciolom Pauli. Ale to juz nie twoja wina, lecz Pani Ciemnosci ;)
OdpowiedzUsuń@Bogna Kurczewska co do komentarza o Pani Ciemności, myślę, że nie chciała was zanudzić i opisywać czegoś, co w sumie nic nie wnosi do tej historii. Uważam, że zrobiła to specjalnie.
UsuńW Stanach obchodzi się "słodkie" szesnaste urodziny, które pozwalają wkroczyć w świat dorosłych, dlatego osiemnastak była zbędna, bo to normalne urodziny.
To tylko tyle co chciałam sprostować.
Pozdrawiam, Lilith:)