piątek, 13 czerwca 2014

Rozdział XVI + WAŻNE INFORMACJE 4!

Witajcie kochani, 
Cóż na początek muszę coś zakomunikować. Mianowicie, wczoraj wieczorem dostałam propozycję od mojej ciotki ze Stanów, abym przyjechała do niej na wakacje. Może tydzień, dwa, albo całe wakacje, to będzie zależało tylko i wyłącznie ode mnie. Jako, że wyjazd do USA, to moje marzenie, a chcę je spełniać, więc się zgodziłam. Całe wakacje mam mieszkać w East Los Angeles! Co do bloga, to Pani Ciemności nie będzie kontynuowała tego bloga, bo jedzie tam ze mną. Myślę, że będziemy się dobrze bawiły.
Wyjeżdżamy w poniedziałek (30.06). Lot z opóźnieniami, przesiadkami i ogólnie z dojazdem do domu cioci będzie trwał około czterdziestu godzin, to rozdział powinien pojawić się może w czwartek, ewentualnie w piątek (3.07 - 4.07).
Jednak do czasu mojego wyjazdu, blog będzie bardziej aktywny. Rozdziały będą pojawiać się może trzy razy w tygodniu, albo i cztery. Chociaż, dodając tyle rozdziałów bardzo szybko dobiję do końcówki i opowiadanie się skończy na jakiś czas.
      Kolejny rozdział już dodałam, bo nauczyciele wkręcili mnie w wolontariat w niedzielę. Mam pomóc w opiece nad dzieciakami w szpitalu. W sumie lubię to zajęcie, więc nie ma dla mnie przeszkód. A w sobotę jadę na OGÓLNOPOLSKĄ NOC PROFILAKTYKI (cała sobota zajęta), najpierw na ósmą na karate, później na lekcje zumby, a po piętnastej na Noc Profilaktyki. 

Podsumowując tę gmatwaninę myśli i wiadomości:
1. do 27.06, rozdziały będą dodawane częściej (chyba, że będę cierpiała na brak weny; mam nadzieję, że mnie za to nie zlinczujecie)
2. przez wakacje, nie wiem jak będzie z nowymi rozdziałami. Chociaż Blogspot jest dostępny na całym świecie, co raczej nie utrudni mi dodawania nowych fragmentów
3. mimo, iż będę na wakacjach nie mam zamiaru Was opuszczać i obiecuję czytać każde wasze nowe notatki. Nie wiem, czy będę miała na tyle czasu, aby wszystkie skomentować, ale na pewno będę czytała
4. przepraszam, że wykręcam Wam taki numer, ale zrozumcie - takie wakacje mogą się więcej nie powtórzyć. Będąc w East LA, mam zamiar odwiedzić Miasto Aniołów, może przypadkiem uda mi się wyhaczyć jakiegoś Linkina (szczerze w to wątpię), ale nadzieję trzeba mieć do samego końca.
5. pozdrawiam wszystkich bardzo gorąco w ten jakże paskudny dzień (przynajmniej u mnie), życzę dużo weny, która zapewne się kiedyś tam przyda
6. przepraszam za rozdział, który nie jest do końca dopracowany, ale pisałam go szybko w szkole na lekcjach (zajęcia od 11 do 16:30 - są najgorszą rzeczą z możliwych); za to, że jest bardzo krótki i nic nowego nie wnosi
7. mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Nie chciałam dodawać rozdziału w poniedziałek, gdyż nie jestem pewna czy znalazłabym chociaż chwilę czasu
8. już ostatni punkt - ZAPRASZAM NA KOLEJNY ROZDZIAŁ:) 

PS. Do tego rozdział, ze swoimi genialnymi pomysłami wtrąciła się moja kumpela z ławki, Gabi. Serdecznie jest dziękuję! 
_________

Rozdział XVI
Zabawa była przednia. Wszyscy poszli spać w naszym domu, bo bałam się ich puścić. Może dziewczyny nie tak były pijane jak chłopcy, ale mimo wszystko wypiły. Towarzystwo rozeszło się około drugiej nad ranem. 
Teraz mamy coś około piątej nad ranem. Trzeba ogarnąć ogród oraz cały dół mieszkania. Na szczęście Jack śpi spokojnie w łóżeczku w salonie, więc będę miała na niego oko przy sprzątaniu. 
Nasz piękny ogród był w opłakanym stanie. Wszędzie walały się puszki oraz butelki po procentach. Narzekając na bałagan, zaczęłam go sprzątać. Jestem obrotną dziewczynką, więc nie zajęło mi dużo czasu posprzątanie po imprezie. Nie zajęło dużo czasu, tylko jakieś cztery godziny. Jednak dom był wypucowany perfekcyjnie. 
Na podjeździe usłyszałam samochód. Moja mama przyjechała po Jacka.
- Jack, dziś pobędziesz z babcią. Tylko bądź grzeczny. - Powiedziałam do chłopca, a on zaczął się uśmiechać. Spakowanego malca, odpowiednio ubrałam. Kiedy moja mama weszła do środka, wyglądała na taką szczęśliwą. 
- Co u was taka cisza?
- Linkini śpią, po wczorajszej imprezie. 
- Nie wygląda jakbyście balowali. - Rozejrzała się po pomieszczeniach.
- Jestem zaradną dziewczynką. Mamuś, odbiorę go w niedziele wieczorem. 
- Dobrze. Wpadnij na długie pogaduchy, muszę ci tyle opowiedzieć. 
- Dobrze. Napijesz się czegoś?
- Nie, ja już będę jechała do siebie. Chcę spędzić trochę czasu z wnukiem i Christopherem. Wiesz, on nie ma dzieci, ale je bardzo lubi.
- Test, czy nadaje się na ojca?
- Po moich przeżyciach, dziwisz się? - Pokręciłam głową, jeszcze chwilę pogadałyśmy, a później ona pojechała do siebie.
Cała ferajna wstanie około południa, co oznacza, że będą potrzebowali jedzenia. Wodę oraz tabletki przeciwbólowe zaniosłam im do pokoi i położyłam na stolikach. Przy okazji sprawdziłam, czy dziś będą w stanie funkcjonować. Nie było z nimi tak źle. 
W kuchni zaczęłam przygotowywać kanapki, bo jakoś nie chciało mi się za specjalnie gotować. Kiedy narobiłam całe talerze jedzenia, postanowiłam poćwiczyć karate. Założyłam swoje spodnie od kimono oraz top i wyszłam do ogrodu. Muszę poćwiczyć pokazy z Boo. Rzucając sobie komendy, wykonywałam ćwiczenia. Poczułam się wreszcie wolna i połączona z siłami natury. Sensei powinien być ze mnie dumny, bo osiągnęłam równowagę. Szkoda, że ostatnio zaniedbałam treningi w dojo, ale Jack jest dla mnie ważniejszy niż moja kariera w sztukach walki. 
- Futatabi!¹ - Znów zaczęłam pokaz. Powtarzałam sobie zasady, których muszę przestrzegać. W sumie zawsze ich przestrzegam, ale przy ich powtarzaniu, o wiele lepiej się trenuje. 
- Jinkaku kansei ni tsutomuru koto².- Mój charakter jest już doskonały.
- Makoto no michi wo mamoru koto³. - Prawda, była, jest i będzie dla mnie najważniejsza.
- Doryoku no seishin wo yashinau koto⁴. - Jestem mocna w duchu. Potrafię działać i się nigdy nie poddaję. 
- Reigi wo omonzuru koto⁵. - Zasady są najważniejsze. Przestrzeganie ich mam we krwi.
- Kekki no yū wo imashimuru koto⁶. - Moje decyzje są zawsze przemyślane. Nie postępuje pochopnie. 
Zakończyłam i coś mnie natchnęło, aby się obrócić. Zobaczyłam za sobą wszystkich Linkinów oraz ich dziewczyny, którzy siedzieli przy stole i objadali się śniadaniem. Gapili się na mnie w skupieniu, co mnie zapeszyło. Po cholerę ja sama do siebie mówiłam. Całe szczęście, że nie wszyscy zrozumieli, a ja powtarzałam tylko zasady, a nie moje przemyślenia. 
- Długo tu siedzicie? - Odezwałam się po chwili, kiedy wróciła mi zdolność mówienia.
- Yyy nie. - Spróbował mnie okłamać Joe.
- Tak. - Rzucił Dżej.
- Dokładniej?
- Kiedy zaczęłaś drugi pokaz. Pierwszego zdążyłem zobaczyć końcówkę.
- Okej. Proszę to co wiedzieliście, zostawić dla siebie. Zero komentarzy, bo nie jestem w formie i nie wyszło mi tak, jak zamierzałam.
- To było wyjście z formy? Boże, to jak ty ćwiczysz, kiedy w niej jesteś? - Zapowietrzył się Joseph. 
- Bardziej skutecznie. Jak po wczorajszym?
- Dobrze. Jakiś dobry duszek zostawił nam wodę i tabletki przy łóżkach. - Uśmiechnął się Mike. 
- Dobry duszek posprzątał i zrobił śniadanie. - Dokończył Chez. 
- Gdzie jest Jack? Byłam w jego sypialni, ale go nie zastałam. - Powiedziała Anna.
- Moja mama wzięła go na weekend.
- Dziewczyno, o której ty wstałaś? 
- Coś około piątej. Teraz mamy - spojrzałam na zegarek. - Dwunastą. Dobrze obstawiałam, że wstaniecie przed południem. - Podeszłam do nich. Z oparcia wzięłam bluzę, bo nie miałam zamiaru paradować z odkrytym brzuchem przed facetami. Szkoda tylko, że tak późno się zorientowałam w czym jestem.
- Wiesz, kiedy masz przy sobie ten kij i wiem, co z nim potrafisz robić to czuję się zagrożony. - Powiedział Joe.
- To nie kij tylko Boo, a tak po za tym, nie mam zamiaru atakować. W walce wręcz, też bym cię położyła. Wiesz osiem lat robi swoje. 
-Chez, jesteś najlepiej chronionym gwiazdorem, który jednocześnie jest w największym niebezpieczeństwie. Teraz wiem dlaczego ty tak jej słuchasz. - Powiedział bardzo mądrze Rob, na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem. 
- Też zacznę trenować, skoro to pomaga. - Powiedziała Susan, a on się wystraszył.
- Tej sztuki nie używa się do zastraszania. Tak jak mówi piąta zasada, trzeba umieć się hamować. Karate używa się tylko po to, aby połączyć się duchowo z naturą lub w samoobronie, ale nigdy do ataku. - Wyjaśniłam. 
- Mam taką mądrą kobietę. - Chez mnie do siebie przyciągnął i posadził na kolanach, a później pocałował. 
- Chazy, ludzie patrzą. - Odsunęłam się od niego, chociaż w rzeczywistości nie chciałam, aby przerywał. 
- Ona nigdy nie lubiła być w centrum uwagi. - Dżej przypomniał sobie jakąś ciekawą anegdotkę o mnie, bo miał zamyślony wyraz twarzy.
- Opowiedz coś o niej, bo sama nie lubi tego robić.
- Chester, ona była niezłym ziółkiem. Wiecznie wpadała w tarapaty. Zawsze była ponad wszystkim i wszystkimi. Ludzie chcieli wpaść w jej względy, a ona ich olewała. Za tą dziewczynką oglądali się wszyscy, a ona i tak nie mogła znaleźć przyjaciół.
- Nie wszyscy się za mną oglądali.
- Wszyscy. Twoje brzdąkania na gitarze podziwiały tłumy, a kiedy się zorientowałaś, że zebrali się wokół ciebie to uciekałaś.
- Boże, jak ja wtedy fałszowałam! Myślę, że oni musieli być głupi, kiedy tego nie słyszeli.
- Wcale tak źle nie było. Czasem pomyliłaś jedną, czy dwie nuty.
- I o te dwie nuty za dużo.
- Daj spokój. Twoja perfekcja była strasznie frustrująca. 
- Bez przesady. 
- Pamiętasz graffiti na murze?
- Pamiętam. 
- Ile razy poprawiałaś to pieprzone oko tej dziewczyny z mangi?
- Kilka.
- Chyba kilkanaście. Mówiłem, żebyś odpuściła, ale ty nie i przez ciebie wylądowaliśmy na komendzie. 
- Trzeba było uciekać, a nie czekać na mnie. Ja bym dała radę się wywinąć.
- Zapewne, tak jak w czarnej dzielnicy. - Rzucił Joe od niechcenia.
- Na pewno nie w taki sposób, Joe. Nie w taki sposób.
- Cholera, ile rzeczy ja o tobie nie wiem, a oni wiedzą? - Oburzył się Chez. 
- Zauważ, że moja przeszłość jest zagadkowa dla wszystkich. Jason zna ją tylko z jakiś trzech lat do czasu, kiedy wyprowadziłam się z Anglii, a Joe tylko jedną przygodę, o której zapewne wam opowiedział. 
- Rzeczywiście mówił. Ta dziewczyna, co biła się z jakąś czarną o facetów i coś tam, a później olała Joego, kiedy zaproponował jej podwiezienie do domu. - Powiedział Mike.
- Okej, mówił. Jednak nadal nie wiem, co robiłaś przez resztę lat. 
- Ja też nie wiem, co robiłeś wcześniej, więc chyba jesteśmy kwita.
- Dobra, nie wnikam, na razie. Dokończymy to kiedyś. - Zakończył tę bezsensowną kłótnię.  
Dzień do pory obiadowej spędziliśmy z całą paczką, a później postanowiliśmy zaszaleć i spontanicznie pojechać do Vegas. 

¹ Zaczynamy (jpn. - wolne tłumaczenie z pomocą słownika)
² Po pierwsze rzecz w tym, aby doskonalić charakter.
³ Po pierwsze rzecz w tym, aby rozwijać siłę ducha.
⁴ Po pierwsze rzecz w tym, aby bronić prawdziwości drogi.
⁵ Po pierwsze rzecz w tym, aby szanować etykietę.
⁶ Po pierwsze rzecz w tym, aby gorącość nie przesłaniała męstwa. / Pięć zasad karate.


_______
Pozdrawiam, Lilith.

2 komentarze:

  1. Troszkę nudnawy, ale fajny :) Za bardzo nie wiedziałam kiedy kto co mówi, ale jakoś to przetrwałam. I jacie... Jak Ci zazdroszczę! Jechać do Los Angeles! Boże mój *.* Zabierz mnie! :D Pozdrowienia i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz więcej opisów, bo to tylko doda uroku do Twojego opowiadania.
    Pozdrawiam i życzę weny. :)

    OdpowiedzUsuń