poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział XXX

Nadszedł piątek i koncert Greenów, na który bardzo chciał pójść Ethan. Postanowiłam mu towarzyszyć. Mama zabrała Jacka do siebie, a ja właśnie szykowałam się na imprezę. Ten pamiętny koncert Greenów. Jak on zmienił moje życie. Zmienił mnie i mam wrażenie, że Chestera również. Ale to już przeszłość. Było, minęło i już nigdy nie wrócą tamte wspomnienia. Za jakiś czas żal minie, po prostu potrzebuję czasu do tego. Potrzebuję bardzo dużo czasu, aby się pozbierać i stanąć na nogi. 
- Jesteś gotowa? 
- Tak, skarbie. Tak dawno nigdzie nie byłam. Mam wrażenie, że cię zaniedbuję.
- Nie. Masz trudny okres. Idziemy?
- Tak. - Wyszliśmy. Zakluczyłam drzwi i wsiedliśmy do auta. Wcześniej z miłą chęcią bym tam poszła na pieszo, ale w tym stanie to nie wskazane. W ogóle nie powinnam iść, ale chcę. Chcę trochę wziąć z tej wolności.
Zaparkowałam w podziemnym tunelu dla VIP'ów i ruszyliśmy do sali. Zajęliśmy swoje miejsca przy barierkach, czekając na widowisko. Ethan był podniecony tym koncertem, bo mimo wszystko bardzo lubił ich muzykę. Wcześniej słuchał Linkinów, ale teraz nie znosił Mogę się założyć, że to przez moje rozstanie z Chesterem. 
Zaczął się koncert. 
Dwie godziny wspaniałej zabawy. Byłam bardzo szczęśliwa, że tu przyszłam. Ethan zmył się po jakimś czasie ze swoim kumplem i poszli do reszty znajomych. Z tego co wiem, to Simon ma dziś u nas nocować. Chłopaków postanowiła odwieźć mama Simona, a ja miałam zamiar zdobyć dla nich autografy. 
Sala pustoszała, a ja szłam właśnie w stronę kulis, kiedy to na kogoś wpadłam. Pierdolone deja vu. 
- Przepraszam. - Powiedziałam i uniosłam oczy do góry. Przede mną stał Chez. 
- To ja przepraszam, za wszystko cię przepraszam. - Chciałam go minąć i sobie pójść, ale on mnie zatrzymał.
- Nie mogę sobie wybaczyć niektórych rzeczy. Uwierz mi, chociaż wiem jak to ciężko zrobić. Nie mogę wymazać tych przykrych wspomnień z twojego życia, bo nie mam takiej mocy, ale chcę abyś wiedziała, że zależy mi na tobie. Mam bardzo trudny charakter i doskonale o tym wiem. Jednak teraz mówię wszystko szczerze i to płynie właśnie stąd. - Ujął moją dłoń i położył na swoim sercu. Biło bardzo szybko i rytmicznie. Kiedyś biło tylko dla mnie.
- Ile było takich sytuacji, kiedy się rozchodziliśmy, aby do siebie wrócić? Jesteś dla mnie jak tlen, potrzebna do życia, nawet wtedy kiedy na mnie krzyczałaś lub po prostu się ze mną droczyłaś. Codziennie zakochuję się w tobie coraz mocniej i nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie. 
Zdradzieckie łzy płynęły po moim policzku. Tak bardzo go nienawidziłam, a jednocześnie kochałam. We mnie kumulowało się tyle emocji, które chciały znaleźć ujście. Nie wytrzymałam i uderzyłam go w twarz.
- Cholernie mnie zraniłeś. Nie umiem żyć, tak jak kiedyś przy twoim boku. Za wszelką cenę, chciałam zbudować nam dom, ale ty tego nie doceniłeś. Tak bardzo chciałabym odizolować się od przeszłości, ale nie umiem. Łączyło nas zbyt wiele, a teraz... teraz nie czuję nic oprócz nienawiści i miłości do ciebie. Nic więcej. Nie jestem w stanie ci zaufać. Za dużo razy wystawiłeś mnie na próbę. - Odwróciłam się do niego i zobaczyłam masę ludzi, którzy nam się przyglądają. 
- Ostatni raz daj się ponieść uczuciom i wróć do mnie. - Klęknął, a ludzie zaczęli skandować.
- Wy-bacz mu. Wy-bacz mu. 
- Ostatni raz. - Chciałam ulec presji, ale nie mogłam. Nie chcę znów cierpieć.
- Nie, Chez. Jest już za późno. - Pewnym krokiem odeszłam od niego. Tłum robił mi miejsce kiedy szłam. Byłam silna, dałam radę i nie uległam. 
- Paula, kocham cię, rozumiesz?! - Na te słowa łzy pociekły mi strumieniem. Nadal byłam silna i nie wróciłam do niego, chociaż tak bardzo chciałam.
Wyszłam z gmachu budynku i od razu uderzył we mnie chłodny wiatr, który dawał mi siłę do dalszej walki. 
_____
Tam, tam, tara ra ra...
Dodaję fragment trzydziesty. Dlaczego fragment? Cóż nie można tego nazwać rozdziałem. Po prostu to taka drobna cząstka opowieści. 

Muszę się pochwalić, byłam dziś w szkole! Wiem, nie ma się niby czym jarać, ale kurczę no - BYŁAM W SZKOLE!
Wyjazd integracyjny też był bardzo interesujący i już planujemy kolejny.

Kolejny rozdział już w czwartek. 
Zapraszam na Aniołek z Piekła Rodem, na którym już pojawił się pierwszy rozdział, a drugi zostanie dodany jutro.
Pozdrawiam, 
Lilith.

czwartek, 4 września 2014

Rozdział XXIX

Dziś mija sześćdziesiąt dni, odkąd ostatni raz widziałam Chestera. Dziś minęło równe sześćdziesiąt nocy, które przepłakałam w poduszkę. 
Od czasu, kiedy przywiózł Ethana, nie widziałam go. Powiedział, że tak będzie dla nas wszystkich lepiej. Ostatnio wydarzyło się tak wiele, a tego wcale nie chcę. Wole swoją monotonię. 
Jack pyta o ojca, a jednak kiedy zaproponowałam mu, że go mogę do niego zawieźć - odmówił. Czasami do niego każe zadzwonić, a później coś mu opowiada. Wiem, że tęskni. Chyba mi też udziela się ta melancholia. 
Ostatnio czuję się znacznie lepiej. Lepiej fizycznie, ale moja psychika pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Nie dziwię się. 
Są takie chwile, że chcę wybaczyć. Chcę wrócić do niego, ale wtedy przypominam sobie jego słowa: "Jeśli masz cierpieć przy mnie, to lepiej jeśli nie będzie powrotów" - już znudził się czekaniem. 
Czas zacząć układać sobie życie.
Jason dał mi do zrozumienia, że zależy mu. Chciałby spróbować, ale ja nie chcę próbować. Chcę znaleźć tego jedynego i zacząć żyć. Z czwórką dzieci nie będzie łatwo. Przecież dla chcącego nic trudnego. Chociaż, jeśli będę szukała na siłę, to może to się źle skończyć.
A Chester był idealny.
Co prawda okłamałam go, kiedy powiedziałam iż się z kimś spotykam. Nie uwierzył w to kłamstwo. Wściekł się, ale nie uwierzył, gdyby tak było nie pozwoliłby mi się zajmować Jackiem. 
Jak ja się cieszę, że wtedy odzyskałam Ethana. To dobry chłopak, ale zaczął błądzić. Nie mogę od niego wymagać, że będzie zachowywał się jak dorosły. Przecież to jeszcze dziecko, które potrzebuje opieki. Dużo miłości i poczucia bezpieczeństwa, a ja ostatnio nie skupiłam się na potrzebach dzieci, tylko na swoich. Są jednak plusy. Już nie słyszę tego znajomego głosu w głowie. Może dlatego, że zaczęłam układać sobie życie.
Zbyt długo go kocham i cierpię. Obiecuję, że to wszystko się zmieni. Jeszcze potrzebuję tylko kilku dni i wszystko wróci do normy. 
Zaczęłam optymistycznie myśleć. 
Okłamuje się. Nie będzie tak jak kiedyś. Może powinnam do niego wrócić tylko ze względu na dzieci? Przecież one są najważniejsze.
Nie. Jeśli ja będę nieszczęśliwa, nie dam im tyle miłości ile bym chciała.
Czas zacząć działać. Robić cokolwiek, aby było lepiej.
Nie wrócę do Chestera nawet jeśli miałabym nie znaleźć faceta do końca życia. To już rozdział zamknięty. Liczy się tylko przyszłość i teraźniejszość. 
Koniec i kropka. 
Starłam samotną łzę i zaczęłam robić porządki domowe. Jack bawił się na dywanie i odkładał do pudełka te zabawki, którymi nie miał zamiaru się bawić. Czas zacząć porządkować życie. A najlepiej zacząć od otoczenia.

Chester:
- Stary, jeśli czegoś nie zrobisz, to obydwoje na tym stracicie. Już straciliście. Pomyśl, za trzy miesiące urodzą ci się dzieci. A ty nic nie robisz, żeby ją odzyskać. - Mike znów na mnie wrzeszczał. W sumie, to on zawsze na mnie wrzeszczy. Robi to już dwa miesiące, od czasu, kiedy dowiedział się, że pozwoliłem jej odejść i nie zamierzam walczyć, a ona, że nie zamierza do mnie wrócić. 
Może i był chwilowo do niej źle nastawiony, ale szybko znów zaczął ją popierać. Myślę, że chce dla nas jak najlepiej, ale nie umie sobie poradzić z tą sytuacją. Po jednej stronie stoję ja, a po drugiej ona, która mu pomogła z Anną. To bezsensu. 
- Ona nie chce mnie widzieć. Co mogę zrobić? Mam znów obiecać, że się zmienię, chociaż pewnie znów coś zrobię. Kolejny raz mam ją okłamać?Wiesz, że prawda nie może być nieszczera. A jeśli jest jej lepiej beze mnie? 
- Jeśli tak by było, to nie płakałaby całymi nocami. - Usłyszałem głos Ethana. Nie spodziewałem się go zobaczyć. Żywił do mnie wielką urazę i dobitnie mi to powiedział. Nie ważne, że dla jego dobra okłamałem Paulę. Nie wybaczył mi przeszłości za jedną pomoc. Straciłem jego zaufanie.
- Skąd się tu wziąłeś?
- Nie zabrałem starych notatek z pokoju, dlatego przyszedłem. Zrób coś, cokolwiek. 
- Paula mnie nienawidzi. Po rozmowie, kiedy miałem wziąć Jacka do domu, powiedziała, że ma kogoś. Nie mogę się wpieprzać w jej życie.
- Ona cię kocha i czeka, aż się zjawisz. Jack ciągle o ciebie pyta. Na ulicach dziennikarze ją zaczepiają i pytają o was. Ona nie ma nikogo. Kiedy Jason ją pocałował, mało brakowało, a złamałaby mu szczękę. Raczej tak by się nie zachowała, gdyby cię nie kochała. - Mike zrobił wielkie oczy. 
- Jason ją pocałował? Mówisz o moim bracie? 
- Tak. Często u nas bywa, ale ostatnio to już przegiął. Nie obraź się Mike, ale spieprzył wszystko. 
- Wiedziałem, że ją kocha. Nie myliłem się, kiedy o niej opowiadał. 
- I ty mi nic nie powiedziałeś?! Ja się ciągle zastanawiam, z kim ona się spotyka, a ty ukryłeś taki istotny szczegół? 
- Chester, co by to dało? Co ci to dało, że wiesz? 
- Zabiję go. Jak on mógł ją dotykać, a żaby całować?! - Podniosłem się z fotela, ale Shinoda  po chwili mnie znów na niego pchnął. 
- Nigdzie nie idziesz, jasne? A Jasona zostaw w spokoju. Jakbyś nie spieprzył swojego związku, to nikt by się do niej nie kleił.
Miał rację, to znów była moja wina. Szlak. 
- Pomóż mi ją odzyskać. - Szepnąłem szczerze, patrząc w oczy Ethana. - Ten tylko przytaknął. 
- W najbliższy piątek jest koncert Greenów, wyciągnę ją tam. Wpadniesz na nią tak jak ostatnio i wytłumaczysz wszystko. Jeśli to nie pomoże, to nie ma już szans na odbudowanie tego związku. 
- Dzięki, Ethan. - On wzruszył tylko ramionami i poszedł na górę. Wziął co miał zabrać i wyszedł. 
- Dlaczego on chce mi pomóc?
- Bo zależy mu na Pauli i na jej szczęściu. Ona zapewniła mu dach nad głową i rodzinę, której nigdy nie miał. Jest jej wdzięczny, ale też nie może patrzeć jak ona cierpi. Ja już się zbieram. Bywaj. - Wyszedł. 
Zostałem sam w pustym mieszkaniu. Jeszcze tak niedawno było słychać tupot małych stóp, podśpiewywanie i śmiechy. Codziennie wracałem do domu, w którym czekała na mnie kochana rodzinka. Dopiero teraz doceniłem, jak wiele straciłem. Ona była moim azylem w tym popierdolonym życiu. Była najlepszym przyjacielem, który nigdy mnie nie zawiódł. Z tego co powiedział Ethan oraz co mówił Mike, wychodzi, że nie umiemy żyć bez siebie. Jesteśmy jak znak równowagi. Jedno nie istnieje bez drugiego, chociaż bardzo ciężko jest nam żyć razem. Tak wiele ran jej zadałem, które goiły się powoli i zostawiały blizny, a mimo wszystko dochodziliśmy do kompromisów. Jesteśmy jak dwa żywioły, jak dwa światy toczące ze sobą walkę. Wiem jak bardzo boli ją każde moje kłamstwo, każda zdrada, każda kłótnia, a mimo to nadal ją ranię. Oddałbym wszystko, aby wymazać wszystkie krzywdy i zostawić tylko te najlepsze chwile, ale nie mogę cofnąć czasu. Chociaż, zapewne zrobiłbym to jeszcze raz. Znów bym ją zranił, a ona mogłaby mi już nigdy nie wybaczyć.
Za każdym razem, kiedy ona przeze mnie płakała, to jakaś część mnie zaczynała umierać. Było tyle sytuacji, których nie powinno być. Tyle cichych chwil, kłótni i awantur. Tak bardzo ją kocham przecież nie jestem ze stali.
Muszę coś zrobić, bo jeśli jeszcze trochę poczekam, to ona naprawdę sobie kogoś znajdzie i już nigdy do mnie nie wróci. To będzie nasz koniec już na zawsze.

_____
Yooo,
Dodaję kolejny rozdział, bo mam zajebisty humor! 
O tak, oł je, oł je.
Dziś nadszedł dzień, który zmienił moje życie. Dowiedziałam się, że moja klasa jedzie na weekend za miasto w ramach integracji klasowej O.O. Lepsze jest to, że już nie mam usztywnienia na kostce! Pięknie! Mam tylko chodzić w takim stabilizatorze, który jest podobny do skarpety bez pięty i palców. Ale za miasto już jadę. Muszę wszystkich poznać:)

INFORMACJA DNIA!
Pani Ciemności dostała się na uniwersytet w Kalifornii!!! Wyjeżdża już za dwa tygodnie i zobaczymy się dopiero za rok :(. Smutam z tego powodu.

Co ważne jeszcze?
Rozdziały już będę dodawała regularnie. To znaczy w poniedziałki i czwartki. Zazwyczaj w godzinach wieczornych lub bardzo rano. Chyba, że w szkole będę miała informatykę i możliwość korzystania z internetu, to w godzinach okołopołudniowych.
Miłego wieczoru,
Lilith.

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział XXVIII

Boże, było mi tak dobrze, kiedy trzymałem ją w ramionach. Mimo, że nie była to najprzyjemniejsza rozmowa, ale i tak było miło. Czasami chciałbym, aby było tak jak kiedyś. Aby ona znów była przy moim boku. Jednak spieprzyłem. Ona nie umie mi zaufać tak jak dawniej i wcale się nie dziwię, też bym jej nie zaufał. A ona tak cierpi. Co ten Ethan najlepszego zrobił? Czyżby zaczął się buntować?
Całą drogę do Portland rozmyślałem to wszystko, co usłyszałem. Kiedy pomyślę o jej ufnym dotyku. Na samą myśl robi mi się ciepło. 
- Chez, pojedziemy tam i co dalej? - Z rozmyśleń wyrwał mnie Mike.
- Musimy go znaleźć, całego i zdrowego. Paula musi mieć kogoś przy sobie.
- Dlaczego jej pomagasz? Przecież nie jesteście razem. 
- Jestem jego prawnym opiekunem, Mike. Muszę się nim zająć. 
- A Jack?
- Na czas, kiedy ona jest w szpitalu, zajmuje się nim jej mama. Kiedy wziąłem Jack do siebie, myślałem, że to takie proste opiekować się dzieckiem. No wiesz, on już jest dużym chłopcem. Umie poprosić o to co chce, a mimo wszystko nie mogłem się nim odpowiednio zająć. Kobieta lepiej się zajmuje dzieckiem.
- Przecież powiedziałeś jej, że jest dla niego obca, a teraz jednak chcesz, aby to ona się nim zajmowała? - Widziałem kpinę w jego spojrzeniu. Miał rację. Zachowałem się jak skończony dupek, kiedy się z nią kłóciłem o opiekę nad dziećmi. Nie dałbym rady się nimi zajmować na dłużej. 
- Byłem zdenerwowany. Zależy mi na niej. Kurwa, ja wciąż ją kocham. 
- To dlaczego jej tego nie powiesz?
- Bo kiedy widzę, jak patrzy na mnie z bólem, to nie jestem w stanie tego powiedzieć. Wiesz jak to jest, kiedy kogoś się kocha. Powiedziała mi tego ranka, kiedy kolejny raz się kłóciliśmy, że jeżeli ją kocham to powinienem pozwolić jej odejść. Nie pozwoliłem, a później przyszła Sam. Nie przespałem się z nią tego dnia. Chciałem to wszystko zakończyć, ale wtedy na schodach ona mnie pocałowała. Znów zawładnęło mną pożądanie i gdyby wtedy nie to, że Paula nas zastała w tej jednoznacznej sytuacji, to bym ją przeleciał. 
- Powiedziałeś jej?
- Nie. Czy to coś zmieni? Przecież ona i tak nie chce moich przeprosin, nie chce znosić więcej upokorzeń. - Powiedziałem zdenerwowany. Przecież teraz chciałem się zmienić. Nadal chce, ale ona nie chce mi kolejny raz zaufać. Sam nie ufam sobie.
- Czasami mam wrażenie, że wpadliście w bardzo toksyczny związek. Tylko spójrz. Wybaczała ci tyle, że ją zdradziłeś, że okłamywałeś, że masz dziecko z inną kobietą, że znów ją zdradziłeś, i że nie umiesz prawdziwie jej kochać. A teraz nagle odpuściła. Może kogoś znalazła, a twój błąd był tylko podtekstem do odejścia?
- Nie waż się tak mówić. Już raz wpieprzałeś się na początku i nic z tego nie wyszło. Teraz nie posłucham cię kolejny raz. Ona nie może mieć nikogo.
- Wiesz, że nie jeden się nią zainteresuje.
- Nie. Ona tego by mi nie zrobiła. Skończmy ten temat. Muszę znaleźć Ethana i zabrać go do Kalifornii. 
To bezsensu, bo przecież ona nie prosiłaby mnie o pomoc. Mike zawsze stawał po jej stronie, a teraz? Coś musiało się stać, skoro zmienił zdanie. Czyżby coś wiedział?
***
Od pięciu godzin szukaliśmy Ethana. Rozmawiałem z Paulą, ale każda godzina niewiadomej zadaje jej ból. Już trzeci dzień nie mogą go znaleźć. Nikt go nie widział, ani nic nie wie. Denerwuje mnie ta ciągła niewiedza. Przecież nie mógł tak przepaść jak kamień w wodę. On musi gdzieś być. A co jeśli on nie żyje? Co jeśli będę musiał to jej powiedzieć? Nie wybaczy sobie. 
Nadal przebywa w szpitalu, a z nią Jason i Anna. Podobno jest nie do życia. Lekarze mówią, że zaczyna osłabiać organizm. Jeśli tak dalej pójdzie to straci nasze dzieci. 
Boję się o nią. Przecież nie może zrobić nic głupiego. Ona jest zbyt rozważna. 
- Chester, szukaliśmy już wszędzie. Nikt go nie widział. 
Strach przeszedł również na Mika, który tak jak ja zaczyna panikować. Nie możemy popaść w paranoje. Musimy się ogarnąć. Teraz.
- Nikt nie szukał przy opuszczonych magazynach. Ethan nie wyglądał nigdy jakby ćpał, ale nie możemy tego wykluczyć. Wiem jak to jest stracić kontrolę nad sobą. Tracisz orientację w terenie, a później padasz.
Przez głowę przebiegły mi wspomnienia mojej młodości. Często nie kontaktowałem. Po prostu była nicość. Nie pamiętam większość dni z tamtego okresu.
- Myślisz, że może być w takim miejscu? To trochę ryzykowne, aby tam iść.
- Jeszcze bardziej ryzykowne jest zostawić go w takim miejscu.
- Jedźmy tam.
Byliśmy zdeterminowani. Nie mogę zawieść Pauli. Ona mi zaufała. Może to coś pomoże w naszej sytuacji.
Pojechaliśmy do dzielnicy, która była opuszczona przez mieszkańców. Zapadał zmrok. Tu było tak bardzo obskurnie. Dawna dzielnica dla robotników fabrycznych. Nikt tu nie zagląda, jeśli nie ma potrzeby. W takich miejscach aż roi się od ćpunów i pijaków. 
Pewnym krokiem ruszyliśmy wzdłuż bloków. Jednak najbardziej przykuł moją uwagę jeden budynek. Wydawał się kompletną meliną. Takie właśnie środowisko lubią wyrzutki społeczne. Szybko wbiegłem po zewnętrznych schodach przeciwpożarowych na trzecie piętro. 
Było tam strasznie. Śmierdziało stęchlizną, a na podłodze walały się strzykawki oraz puste butelki. W rogu pomieszczenia leżały brudne materace. W głębi domu usłyszałem śmiechy. Nie takie naturalne śmiechy, ale te wymuszone narkotykami.
Wszedłem tam i zobaczyłem dwóch chłopaków. Jeden leżał nieprzytomny, a drugi palił. 
Spojrzałem na twarz palącego i zobaczyłem chłopca ze zdjęcia. Simon. Zapewne Ethan jest nieprzytomny.
- Simon? - Spokojnie zapytałem. On popatrzył na mnie i się wystraszył. - Nic ci nie zrobię. Odłóż blanta. 
Ostrożnie skierowałem się do niego. Chłopiec był już tak najarany, że nie był w stanie realnie myśleć. 
Podszedłem do Ethana. Oddychał. Widocznie musiał szybciej odlecieć. 
- Mike, znalazłem ich! - Po chwili Shinoda znalazł się w pomieszczeniu po kilku chwilach. 
- Co z nimi?
- Są zjarani. Co z nimi robimy?
- Musimy zawiadomić policję. 
- Jeśli wezwiemy gliny, będą mieli problemy. Chyba lepiej poczekać, aż dojdą do siebie. 
- Oni nadal ich szukają, ale chyba masz rację. Nie róbmy im teraz problemów. Co powiesz Pauli?
- Że są cali i zdrowi. Myślę, że powinniśmy to przed nią zataić. 
Tak, to będzie najrozsądniejsze posunięcie, jakie kiedykolwiek zrobiłem. Jeśli się dowie, to jej stan może się pogorszyć. Powinniśmy dać jej odpocząć, najwyżej kiedy jej powiem.
- Znów ją okłamiesz.
- Nie może się denerwować. Nie chcę, aby coś jej się stało.
Mike nic nie powiedział. Siedzieliśmy w ciszy, do czasu, aż chłopaki wrócili do świata żywych. 
- Chester, co ty tu robisz? - Zapytał Ethan, kiedy mnie zobaczył.
- Szukam cię. Nie wróciliście do hotelu. Szuka was cała okręgowa policja. Czy pomyślałeś o Pauli?! - Ostatnie zdanie wykrzyczałem. - Ona się załamała, kiedy dowiedziała się, że zniknąłeś!
- Po prostu się zgubiliśmy, kiedy byliśmy na mieście. Chciałem spróbować jak to jest zapalić i chyba mnie poniosło. 
Powiedział, opuszczając głowę. Simon milczał. Wydaje mi się, że bał się konsekwencji.
- Jesteś tu sam?
- Nie. Mike pojechał kupić wam coś do jedzenia. Za chwilę zawieziemy was do ośrodka. Uzgodniliśmy, że nie powiemy nic o waszym wybryku, ale musicie obiecać, że więcej się to nie powtórzy. - Przytaknęli. - I jeszcze jedno. Paula nie może o tym wiedzieć. Jej stan jest zbyt mało stabilny.
- Co z nią?
- Ma ciągle badania w szpitalu. Więcej nie wiem.
Mike wrócił z zakupami, a kiedy chłopaki wyglądali już dobrze, zawieźliśmy ich do ośrodka. Po drodze ustaliliśmy wspólną wersję wydarzeń, a następnie za rozkazem Pauli, zabrałem chłopaków do domu.
____
Rozdział, napisany przed chwilą został dodany.
Wiem Vilen, że rok szkolny się zaczął i wszystkim przyda się poprawa humoru, ale pisanie na szybko to nie mój styl, a szczerze mówiąc to opuściła mnie wena co do tego opowiadania. 
Nie jestem zadowolona z tego co się mi napisało, ale chyba nie jestem w stanie go napisać lepiej, tym bardziej, że już miałam napisane rozdział o podobnym wątku, ale mi się usunął...

Okej, koniec narzekania. Jaki by nie był, to go wstawiam. Przyjmę krytykę na klatę. Zmieniłam perspektywę na Chestera, bo chwilowo Paula poszła w odstawkę, ale kolejny rozdział, miejmy nadzieję, że lepszy będzie pisany w poprzednim spojrzeniu.

Na koniec, takie pytanie: Jak się wam podoba nowy rok szkolny?  
Mimo, że nie byłam na uroczystości, to Pani Ciemności załatwiła za mnie wszystko. Ze szczegółami opowiedziała o nowej klasie i ogólnie. Mam aż 35 osób w klasie, z czego tylko 6 chłopaków. Dziwnie, że tak mało chłopców. Chociaż podobno są bardzo przystojni^^. Plan lekcji też zapowiada się bardzo luźno, co oznacza, że będę mogła wziąć się w garść i zacząć pisać. 
Na dziś to koniec. Pozdrawiam, miłej nauki,
Lilith.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział XXVII

Podjechałam pod szpital. Bałam się tam wejść. Odetchnęłam i weszłam. W sumie nie miałam wyjścia. Nie chciałam aby coś stało się moim pociechą. Lekarze mi pomogą. Nam pomogą - poprawiłam się w myślach. 
W recepcji się przedstawiłam i pielęgniarka zabrała mnie do sali selekcji. Miałam tam poczekać na doktora Harrisa. Na sali leżało w sumie sześć osób. Był jakiś chłopak ze złamaną nogą, ale nie widziałam jego twarzy, bo ciągle kręcili się tam lekarze i pielęgniarki. Widocznie to było coś poważniejszego niż zwykłe złamanie. Współczuję biedakowi. 
- Pani Smith, dobrze, że pani przyszła. Zabierzemy panią do osobnej sali. Tam się pani rozpakuje, przebierze i zrobimy badania. 
- Dobrze. - Wstałam z łóżka i poszłam za lekarzem. Znaleźliśmy się w sali, w której już leżałam tego dnia, kiedy dowiedziałam się o ciąży. W tej sali przeżyłam zarówno te miłe jaki i te niechciane wspomnienia. 
Rozpakowałam się, a później przebrałam w koszulę do spania. Pojawiła się pielęgniarka, która przygotowała mnie do badań, a następnie pobrała mi krew. Zostałam przewieziona do gabinetu ginekologicznego. Zrobili mi jeszcze USG. Moje kruszynki wyglądały wspaniale. Były takie małe, ale za to bardzo ruchliwe.
- Jakim sposobem chce pani rodzić? - Zapytał doktor Harris, który jest moim lekarzem prowadzącym.
- Myślałam o naturalnym, ale nie jestem pewna czy dam radę.
- Cóż, poród w pani wieku może trwać nawet dziewiętnaście godzin. Cesarka zajmie nam pół godziny. Jest pani teraz osłabiona, a jeśli nie wróci pani do formy, będziemy musieli użyć drugiego wyjścia. 
- Rozumiem. Jeśli będzie taka potrzeba, to może być wykonana cesarka. A co z moimi wynikami?
- Cóż, ma pani anemię i to widocznie od dłuższego czasu. Podamy pani kroplówkę. 
Musi pani odpocząć. Jest pani przemęczona. 
- Zdaję sobie z tego sprawę. 
- Czy stosuje się pani do zaleceń?
- W zasadzie tak. Nie noszę nic ciężkiego, często odpoczywam, nie chodzę zbyt długo. Czułam się już coraz lepiej.
- Dobrze. Siostra zaraz się panią zajmie. - Przytaknęłam. On wyszedł. Chciało mi się płakać. To wszystko było takie trudne. 
Daj sobie pomóc. Ja zawsze ci pomogę.
Znów odezwał się głos. Popadam w paranoje, jeszcze tego mi brakuje.
Nie. Jesteś silna. Damy sobie radę ze wszystkim. Przemyśl sprawę Chestera. 
Tu nie ma o czym myśleć. To już skończony etap.
Kłamiesz. Pamiętasz dzień, kiedy go poznałaś? Pamiętasz swoje myśli i pragnienia? Co czułaś? Wasz pierwszy pocałunek. Wasze długie rozmowy telefoniczne, kiedy żadne z was nie chciało się rozłączyć. Pamiętasz łzy, kiedy Mike wpadł do jego domu z furią? Pamiętasz chwile, kiedy siedziałaś sama w święta, a on zamartwiał się o Kate? Wiesz, że zawsze miał na myśli ciebie? Ona go nie obchodziła. Chciał, abyś ty się dobrze czuła. 
Pieprzył się z Sam. To nie był jeden wyskok. Okłamywał mnie i to nie jeden raz. A ja mu tak cholernie wierzyłam. - Odpowiedziałam sama do siebie? Nie byłam pewna co do swoich myśli. Miałam wrażenie, że ten głos jest mi dziwnie znajomy. Może kiedyś już go słyszałam, ale to przecież niemożliwe. Nigdy nie rozmawiałam sama ze sobą. 
Brr. 
Leżąc na łóżku szpitalnym z kroplówką, zaczęłam z nudów czytać książkę. Boże, kiedy ja cokolwiek czytałam? Zapewne bardzo dawne temu. 
Naszła mnie ochota na coś odmiennego, coś co nie wiąże się nijak ze światem realnym. Takim sposobem czytałam 'Dracule' Brama Stokera. Często sięgałam do niej w dzieciństwie, tak samo jak i w czasach buntu. Zawsze odrywałam się z nią od tego wszystkiego, co mnie przytłacza. Od tej nudnej rzeczywistości. 
Książka mnie tak pochłonęła, że przeczytałam prawie połowę lektury. Przyszła pielęgniarka, która odpięła ode mnie kroplówkę witaminową. Czułam się o wiele lepiej. Widocznie potrzebowałam tego wszystkiego. 
Miałam już wychodzić z sali, kiedy odezwał się mój telefon. Dzwonił ktoś ze szkoły Ethana. 
- Halo? 
- Z tej strony Mikelson, wychowawca Ethana. Czy rozmawiam z panią Smith?
- Tak. 
- Mamy pewien problem z Ehanem.
- Co się stało? - Pobladłam. Boże, znów zaczyna się komplikować.
- Wraz z jego kolegą Simonem gdzieś zniknęli. Nie wrócili na noc. - Zaczęłam płakać. Mój syn zaginął.
- Jak to zaginęli? Przecież mieliście ich pilnować. 
- Proszę być spokojnemu, patrole ich szukają. 
- Mój syn zaginął, a pan każe mi być spokojnym?  Proszę mi podać adres, zjawię się najszybciej jak tylko będę mogła.
Pan Mikelson podał mi dokładny adres. Czeka mnie podróż do Oregonu. Może powinnam powiadomić Chestera? Przecież ma prawo wiedzieć, a ja nie wiem dokładnie kiedy wrócę. 
- Proszę mnie informować na bieżąco.
- Oczywiście. - Bez pożegnania rozłączyłam się. To było zbyt trudne jak dla mnie. 
Trzęsącymi się dłońmi wybrałam numer do Chestera. Nie odbierał.
On nigdy nie odbiera, kiedy jet mi potrzebny. Spróbowałam kolejny raz, tym razem się udało.
- Paula, coś się stało?
- Tak. To nie jest sprawa na telefon. Mógłbyś przyjechać do szpitala?
- Już tu jestem. Coś się stało?
- Przyjdź do sali sto osiem. - Usiadłam załamana na swoim łóżku. Po chwili do sali wszedł on. 
- Paula, co się dzieje? 
- Ethan zginął. Chester, co ja mam zrobić? - Objął mnie ramieniem i przytulił do swojej piersi. Mimo, że czułam do niego urazę, to w tej chwili było nieistotne. Potrzebowałam jego bliskości.
- Jak to zaginął? 
- Nie wrócił na noc wraz z Simonem do hotelu. Muszę tam jechać. Nie mogę siedzieć tu bezczynnie. 
- Nie pojedziesz sama, to ponad tysiąc mil. Dlaczego tu jesteś? 
- Mam badania. - Mówiłam już coraz spokojniej. Jego obecność działała na mnie kojąco. - Dlaczego ty tu jesteś?
- Jason miał wypadek. 
- Gdzie Jack? 
- Z Anną. Nie miej mi tego za złe, proszę. - Przytaknęłam.
- Chez, ja muszę działać. - Szepnęłam pewnym głosem. Nie mogę tak siedzieć, jestem za niego odpowiedzialna.
- Paula, Ethan jest w Oregonie. Samolotem nie polecisz w takim stanie, a samochodem jest za daleko. Wezmę ze sobą Mika i polecimy do tego ośrodka. Wiesz, że nie puszczę cię, abyś jechała taki kawał drogi.
- Dobrze. Obiecaj mi, że przywieziesz go całego. 
- Obiecuję, maleńka. - Jeszcze raz mnie do siebie przytulił. Kołysał mnie w ramionach. Tak bardzo tego potrzebowałam. Tak bardzo chciałam, aby już nigdy mnie nie wypuszczał z objęć i nigdy więcej mnie nie zranił.
_____
Fanfary, nowy (drętwy) rozdział został napisany z wielkim trudem, ale został napisany.

Hej, 
Pojawił się nowy rozdział, który nie należy według mnie do najlepszych. Jest nudny jak flaki z olejem, ale kolejne rozdziały powinny być o wiele lepsze. Trzeba spiąć dupę i pisać jak najwięcej i najszybciej nowe fragmenty. Rozdziały powinny pojawiać się już regularnie od 01.09.2014 r. 

Inna informacja!
Z dziewczynami założyłyśmy nowy blog: http://blogerkacompanyaniolekzpieklarodem.blogspot.com/ - Tak, to jest własnie nasze opowiadanie "Aniołek z Piekła Rodem".
Prolog opowiadania pojawi się dnia 02.09.2014 r. w godzinach 18:00 - 19:00.
Tak więc, zapraszam. 

Pozdrawiam,
Lilith.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Coś z innej beczki:)

Witam,
Dziś od samego rana czytam i komentuję wasze opowiadania. Chyba przeczytałam już wszystko, co miałam do przeczytania, a jeśli jeszcze o kimś zapomniałam to bardzo przepraszam i zapewniam, że dokończę.

Z informacji czysto blogowych, ogłaszam, że wszystko przepadło. Nie uda się nic odzyskać, a co z tym idzie muszę się zmobilizować do napisania kolejnych części od nowa.
Przynajmniej nie muszę pisać tego sama, bo Pani Ciemności zadeklarowała się mi pomóc, a w raz z nią jeszcze kilku moich znajomych. Tak więc każdy tworzy coś od siebie i prawdopodobnie zostanie mi tylko zredagowanie tego do jednolitej ciągłości.

Wczoraj/Dziś otrzymałam zalążek pomysłu ze Stanów. O tak, Kamilla zadeklarowała się coś napisać jako 'dodatkową pracę semestralną' - koleżanka wczuła się w rolę i dała zezwolenie na publikowanie jej fragmentów na naszym blogu. Do pomocy obrała sobie Pani Ciemności i może ja coś się dołączę do nowego opowiadania.
Tak więc, pojawi się już niedługo coś zupełnie z innej beczki. 
Zapowiada się, że będzie to jakieś opowiadanie z czarnymi charakterami, wyścigami, gangami oraz tajnymi służbami specjalnymi, gdzie to Mike Shinoda odegra dużą rolę. Pojawi się raczej dużo zboczonych scen i tekstów. Znajdzie się też kilka wątków erotycznych (tak sądzę). Rozważyłyśmy pozytywnie napisanie czegoś o Chesterze Seksoholiku i nawet w naszym planie pisania jest dużo napalonego Cheza:) ( Vilen Everett - szykuj się na bardzo zboczonego Chestera)
Zachęcam do czytania takiego miksu charakterów i pomysłów.

I pytanie do was: CZY NOWE OPOWIADANIA MA POJAWIĆ SIĘ NA TYM, CZY NA ZUPEŁNIE NOWYM BLOGU? 
Proszę o w miarę szybką odpowiedź, bo musimy zacząć się jakoś organizować.

Jeśli wszystko dobrze pójdzie to rozdział 'Pamiętnego Koncertu' zostanie dodany już w okolicach środy. 
Dziękuję za wsparcie i motywację, to naprawdę bardzo dużo pomaga i sprawia, że ma się jakąkolwiek ochotę do robienia czegokolwiek.

I na koniec mała prośba,
Jeśli macie jakieś wizje tego, co w tym opowiadaniu może się stać lub co chcielibyście, aby się stało to proszę, abyście mi o tym napisali. Postaramy się, aby wszyscy byli zadowoleni i znaleźli coś dla siebie.
(Słowa, które kazała mi przekazać P. Ciemności)

Pozdrawiam, życzę ładnej pogody (u mnie jest koszmarna) i rozsądnego wykorzystania ostatniego tygodnia wakacji:)
Ja jak na razie nie mogę ich inaczej spędzić niż leżąc na sofie z nogą na poduchach i wykorzystywaniu rodziny;). Oby wam się nic nie stało, bo podobno ja i moje słowa przynoszą cholernego pecha i nawet dzieciom urodzonym w niedziele szkodzę.
Lilith & Company.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Ogłoszenie! - Coś, co mi się nie podoba.

Witam was z wielkim żalem i smutkiem,
Nie będę dziś się rozpisywała, bo mam cholernego doła i to już sytuacja nie do opanowania w tej chwili.
Mieliście kiedyś takie coś, co zwie się 'brakiem weny', a później nagłe olśnienie?
No właśnie, dostałam takiego porządnego kopa energii i pomysłów. 
Odpalam laptopa, a tam czarny ekran O.O .
Pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy, to - co się znów spieprzyło? 
A więc, wszystkie dane z komputera zniknęły. Nie ma kompletnie nic. 
Wszystkie opowiadania, muzyka, filmy, zdjęcia zostały USUNIĘTE. A co z tym idzie? Wszystkie rozdziały 'Pamiętnego koncertu' zniknęły. Nie ma nic. Nie wiem kiedy cokolwiek odzyskam. Wszystkie rozdziały (do 45) poszły gdzieś i chyba nie wrócą - tak twierdzi facet z serwisu -,-. 
W obecnej chwili mam doła. Jestem wkurzona na cały świat. Nie będzie nowych rozdziałów do czasu, aż odzyskam te stare, albo się ogarnę i zacznę pisać nowe/stare od początku. 
Z tej bezsilności aż się spłakałam, bo już miałam praktycznie napisany cały ciąg historii i myślałam nad epilogiem. 
Bo paczemu ja nie zrobiłam kopii na pendriva, albo jakiejkolwiek kopii?! 

Tak więc, jedyne co mi zostaje to zawiesić bloga, aż do odwołania. Bo nie ma sensu pisania chwilowo czegoś od początku, jeśli jest się zbyt zdenerwowanym. 
Może za jakiś czas, pojawi się coś, ale nie wiem dokładnie kiedy. 
Co się z tym wiąże? - Nie będę zaglądać znów na żadne blogi. Przepraszam, ale to jest w tej chwili ponad moje siły.

Do zobaczenia kiedyś tam, 
Pozdrawiam,
Lilith.

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział XXVI

Nadszedł kolejny dzień, który zapowiadał się źle już od samego rana. Siedziałam na kanapie i ciągle myślałam o wszystkim. Dziś przyjedzie Chester po Jacka. Chester. Tak cholernie mi go brakuje, a mimo wszystko nie jestem w stanie do niego wrócić. On nawet nie stara się ze mną nawiązać dialogu. On po prostu czasem dzwoni, a ja odkładam słuchawkę. Jest mi ciężko. Wiem, że Chez wie co u mnie, bo Mike mnie czasami odwiedza. Jednak Chester i nasz związek to temat tabu. Nie rozmawiamy o tym, bo ja już nie mam siły. 
Ethan. Ethan jest kochanym synem. Zajmuje się mną i swoją nauką. Odnosi sukcesy sportowe i jestem z niego dumna. Bardzo dumna. Jest dla mnie wsparciem w trudnych momentach. Gdyby go przy mnie nie było, byłoby mi bardzo ciężko.
Jack - rośnie jak na drożdżach. Pyta ciągle gdzie tata, ale zręcznie omijam te tematy. Chyba rozumie, że nie chcę o tym rozmawiać. 
Nadal mieszkam w swoim dawnym mieszkaniu, bo mama przeprowadziła się do Christophera i widzę jak przy nim promienieje. Jestem szczęśliwa, że znalazła szczęście, którego ja nie odkryłam. 
A teraz pojawił się kolejny problem. Moje badania znów źle wyszły. Chcą abym poszła do szpitala, ale jak? Co zrobię z Jackiem i Ethanem? Moja mama chętnie by się nimi zajęła, ale ja nie chcę. Nie mogę obarczać ją swoimi problemami. Jest jeszcze Chez. Na pewno mógłby zabrać chłopców na tydzień, może dwa. A jeśli jest z Sam? Jeśli ona tego nie chce, to nie mogę się narzucać. Cóż, może muszę odpocząć. Zmęczenie bierze nade mną górę, a przecież nie mogę się poddać. Muszę być silna. 
Co ja mam ze sobą zrobić?  Nie umiem leżeć na kanapie i gapić się w telewizor. Tym bardziej, że co chwilę podają jakieś plotkarskie wiadomości. Nienawidzę plotek. 
Ethan na obozie, Jack z Christopherem w wesołym miasteczku, a ja siedzę od godziny i nie robię nic. 
Muszę się przejść. Ta. Pójdę się przejść, spotkam dziennikarzy i znów pojawią się plotki. Mam gdzieś ich wszystkich. Nie mogę siedzieć zamknięta w czterech ścianach, to jeszcze gorzej na mnie działa. 
Zadzwonił mój telefon. 
- Halo? 
- Czy tu pani Paulina Smith? - Zapytał mężczyzna.
- Tak. O co chodzi?
- Dzwonię ze szpitala w sprawie pani wyników badań.
- Tak, są fatalne. Nie idę do szpitala. - Od razu zapowiedziałam.
- Nie, tu nie o to chodzi. W recepcji był błąd. Nie dostała pani swoich wyników, tylko pani Amandy Smith. Bardzo przepraszam za ten błąd. Czy mogłaby pani odebrać swoje wyniki, a te nam przywieźć? 
- Tak, oczywiści. Za jakąś godzinę powinnam być.
- Dobrze, dziękuję.
- Do widzenia. - Rozłączyłam się. Przez trzy dni, żyłam w strachu, że moja ciąża jest zagrożona, a tu się okazuje, że to był błąd? Porządny opieprz by się przydał recepcjonistce. Nigdy więcej takiego stresu. 
Podniosłam się z sofy i udałam do kuchni, aby zabrać swoje wyniki. Wzięłam kartki i udałam się do samochodu. 
- Widzicie skarby, jednak nic wam nie jest. Jesteście cali i zdrowi. - Dotknęłam brzucha. Wsiadłam do swojego mustanga i powoli udałam się do szpitala.
Miałam nadzieję, że moja ciąża przebiega prawidłowo. Albo nie chcę wiedzieć. Tak byłoby lepiej dla mnie. Nie denerwowałabym się. 
Dwadzieścia minut później byłam już na miejscu. Zabrałam wyniki i udałam się do recepcji. 
- Dzień dobry, jestem umówiona z doktorem Harrisem. 
- Pani nazwisko? - Zapytała pielęgniarka. Była to starsza kobieta, która widocznie lubiła swój zawód.
- Smith. Paulina Smith. - Dopowiedziałam dla jasności. Miałam dosyć pomyłek.
- Tak. Doktor czeka. Gabinet osiemnasty.
- Dziękuję. - Poszłam pod wskazany gabinet. Zapukałam, a następnie weszłam. 
- Witam. Mam wyniki. - Podałam papier.
- Cóż, pani Smith przepraszamy za zamieszanie. - Spojrzał na moje badania i na mnie. Pokręcił głową z rezygnacją. - Musimy panią zatrzymać na obserwacjach. Badania pani Amandy były złe, ale pani są o wiele gorsze. Ma pani przemęczony organizm, za mało witamin. I chcemy zrobić nowe badania. Na tę chwilę, potrzebuje pani ciągłej opieki lekarskiej. 
Łzy zakręciły się w moich oczach.
- Jak długo musiałabym zostać? 
- Tydzień, to minimum. Chce pani narazić te dwie istoty, które nosisz pod sercem? Jeśli nie chcesz tu zostawać dla swojego dobra, to zrób to dla bliźniaków. Tak będzie dla was najlepiej.
- Dobrze, w sobotę rano pojawię się w szpitalu. 
- Rozumiem. Cieszę się, że pani wreszcie zmądrzała i chce zawalczyć o siebie i dzieci. Na dziś to wszystko.
- Dziękuję, do widzenia. - Podałam dłoń lekarzowi, a później wyszłam. Świat stał się zamazany. Łzy przysłaniały mi wszystko. Tak cholernie boję się o swoje dzieci. Co jeśli będę musiała je usunąć? Co się wtedy ze mną stanie, ja przecież nie dam rady. Jak ja to wytłumaczę Chesterowi? Boże, przecież nie możesz mnie tak karać. Ja też mam prawo aby być szczęśliwym. 
Kiedy już się uspokoiłam, pojechałam do domu. Najchętniej zakopałabym się w ciepłym kocu i odizolowała od wszelkich problemów. Gdzie się podziałam dawna ja? Przecież zawsze umiałam walczyć, a teraz? Teraz chcę powiesić białą flagę. Mam dosyć. Chociaż, zapewne jeszcze więcej spieprzy się w moim życiu.  Zawsze tak jest. 
Panie, jeśli tu jesteś, spraw, abym zaznała chociaż odrobiny spokoju. Pomóż mi to wszystko przetrwać. - Posłałam cichą modlitwę, ale ona i tak zapewne nie przyniesie mi ukojenia
Podjechałam pod mieszkanie. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Postanowiłam się spakować już na sobotę, aby później się ze wszystkim nie śpieszyć.
Zegarek wskazywał czwartą. 
- Dlaczego Christopher jeszcze nie przywiózł Jacka? 
Wybrałam jego numer, a po chwili odebrał.
- Tak?
- Cześć Chris, kiedy przywieziesz Jacka? Chester ma po niego za dwie godziny przyjechać. 
- Paula, już za chwilę będziemy. Twoja mama nie chciała nas wypuścić z domu, dopóki nie zjedliśmy obiadu. Uparta baba. - Zaśmiał się. 
- Okej. Czekam. - Rozłączyłam się. 
O tak, moja mama jest uparta. Nie zjesz - nie wyjdziesz. Przez tyle lat się nic nie zmieniła. 
Wzięłam z szafy małą walizkę i spakowałam podstawowe rzeczy, które mi się przydadzą. 
Christopher przywiózł Jacka, który był niezmiernie zadowolony z zabawy. 
- Kochana, Jack to aniołek. Evelin kazała cię zaprosić do nas na obiad. Po za tym, mogłabyś u nas zamieszkać przez kilka dni, abyś nie siedziała sama.
- To bardzo miło, ale ja już mam plany na ten tydzień. Powiedz, że na pewno przyjadę do was.
- Coś się dzieje? - Popatrzył na mnie troskliwym wzrokiem. Patrzył prawdziwie ojcowskim wzrokiem. Nigdy takiego nie spotkałam w swoim życiu. Ojciec nigdy tak na mnie nie spojrzał, ani nie spytał czy wszystko dobrze. Był dupkiem.
- Nie. Po prostu umówiłam się ze znajomymi, że spędzimy trochę czasu razem. Przeproś ją ode mnie.
- Dobrze, że chcesz gdzieś wyjść. Wracasz do siebie.
- Tak. - Skłamałam mu prosto w oczy. Nie wracam do siebie. Jest ze mną coraz gorzej. Boli mnie serce, a dusza jest rozbita na małe kawałeczki.
- To dobrze. Ja muszę już wracać. Dzwonili z wydawnictwa. No nawet dnia z rodziną nie można spokojnie spędzić. - Pokręcił głową z aprobatą. Na pożegnanie mocno mnie do siebie przytulił i odjechał. 
Jack był widocznie zmęczony bo zasnął w moich ramionach. Nie mogę go budzić, a po niego ma przyjechać Chester. Będę musiała z nim porozmawiać. Jeśli się nie zgodzi zająć Jackiem przez tydzień, będę musiała zostać w domu. Nie powiem mamie, że muszę iść do szpitala. 
W kuchni zrobiłam sobie herbatę, którą bardzo szybko wypiłam. Byłam załamana. Wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Zostałam z tym sama.
Nie jesteś sama, masz mnie. Zawsze jestem z tobą.
Usłyszałam głos, bardzo delikatny głos. Był wszechogarniający. Przeszył mnie dreszcz.
Dlaczego się mnie boisz? Nie skrzywdzę cię. Jesteś cząstką mnie.
Kolejne zdanie. Zwariowałam. Jeszcze tego mi brakowało. 
Możesz mi zawierzyć swoje problemy. Musisz się odprężyć. Niech twoje problemy przeją na mnie. Ja będę je o wiele lepiej znosić i dawkować ci je tak, abyś się nie przemęczała. Chestera zostawię ci już teraz.
Poczułam coś. Poczułam się lekko. Pierwszy raz od kilku dni mogłam spokojnie odetchnąć. Myśli nie kotłowały się w mojej głowie. Wszystko było na swoim miejscu.
- Dziękuję. - Szepnęłam, chociaż nie wiedziałam do kogo to mówię. Straszne.  Rozmawiam sama ze sobą. 
Przeraźliwy dzwonek wyrwał mnie z zamyślenia. Zapewne Chester przyjechał po swojego syna.
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Nie myliłam się. Zobaczyłam go. Był taki zmęczony, ale chował to wszystko pod maską.
- Cześć. Wejdź. - Powiedziałam cicho. Nie chciałam obudzić swojego syna, a i mój głos nie pozwalał mi na głośniejszy ton.
- Cześć. - Przeszliśmy do kuchni.
- Jack przed chwilą zasnął, nie chcę go na razie budzić, a ja muszę z tobą porozmawiać. - Wrócił mi już normalny głos. Usiedliśmy. -  Napijesz się czegoś?
- Nie. Jak się czujesz? 
- Dobrze, a ty?
- Też. - Nieszczerze się uśmiechnął, zresztą ja też. 
- Chez, wiem, że uzgadnialiśmy iż weźmiesz Jacka na weekend, ale czy byłoby problemem, aby został u ciebie do przyszłej niedzieli? Niespodziewanie wyskoczyło mi kilka spraw do załatwienia. Ale jeśli nie, to rozumiem. 
- Nie. Może być u mnie przez cały tydzień. Coś się stało?
- Nie. Przepraszam, że mówię to dopiero dziś. - Znów posłałam mu uśmiech, ale nadal unikałam jego spojrzenia. Dopóki nie spojrzałam w jego oczy, udawałam silną. Ale tylko do czasu. Kiedy wyjdzie, zaleję się łzami. 
- Nic się nie stało. Paula, co się z nami stało? Kiedyś mogliśmy rozmawiać ciągle, nikt się nie martwił, że powie coś nie tak, a teraz?
- Teraz się zmieniliśmy. Nie umiem mówić o czymkolwiek z tobą otwarcie. 
- A jeśli dałabyś mi jeszcze jedną szansę? 
- Nie jestem już zainteresowana taką opcją. Mam kogoś. - Wypaliłam. Kłamałam. Przelotnie spojrzałam na niego i zobaczyłam ból. Nie poczułam się z tym lepiej, ale nie chciałam drążyć tematu przebaczenia.
- Masz kogoś? - Zapytał, nie rozumiejąc.
- Mam. 
- Nie możesz mieć nikogo. - Powiedział ze złością.
- Mamy takie same prawa. Skoro ty możesz pieprzyć Sam, ja mogę mieć faceta.
- Nie chcę aby on wychowywał mojego syna. Zabieram Jacka do siebie. - Tym zdaniem wyprowadził mnie z równowagi. Nie ważne, że go kochałam. On nie ma prawa mi zabierać Jacka.
- I co zrobisz później? Kto się zajmie Jackiem, kiedy będziesz w pracy, kiedy pojedziesz w trasę? Ona będzie się nim zajmować? Jak długo? Ty odejdziesz z Linkinów? I kim będziesz? Jack i Ethan, są dla mnie kimś ważnym. Nie pozwolę ci zabrać Jacka.
- On jest moim synem, a ty dla niego jesteś obca. 
- Skoro jestem dla niego obca, to dlaczego pozwalałeś mi z nim zostawać, kiedy wychodziłeś? Dlaczego nie zabrałeś go do Samanthy, skoro ona nie jest dla ciebie obca. Powiem ci dlaczego, bo ona go nie będzie chciała. Ona liczy tylko na seks z tobą. Nic więcej od niej nie dostaniesz. 
- Nie jestem z nią. To się skończyło. Jeśli będzie trzeba odejdę od Linkinów. Chyba, że do mnie wrócisz.
- Popieprzyło cię do reszty. To już było i nie wróci. Sam do tego doprowadziłeś. 
- Wiem, nie jest mi z tym dobrze. Wciąż cię kurwa kocham, ale do ciebie to nie dociera. 
- Zbyt wiele razy mnie zwodziłeś. Zrozumiesz to kiedyś. Ja mam dosyć tego, że zawsze kiedy coś spieprzysz mówisz, że to naprawisz, że już nigdy nie będę przez ciebie krzywdzona i co? Znów dajesz ponieś się swoim żądzą! 
Naszą kłótnię przerwał płacz Jacka. Poszłam do niego. 
- Kochanie, tata po ciebie przyjechał. Cieszysz się, że spędzisz z nim cały tydzień? - Zapytałam synka. Nie byłam teraz pewna, czy to dobry pomysł, aby on pojechał do Chestera. Co jeśli nie będzie chciał mi go oddać?
- Tak. Tata. - Chłopiec się uśmiechnął i momentalnie przestał płakać. Podał mi rączkę, którą ujęłam i razem poszliśmy powoli do kuchni. 
Chester już się uspokoił. Wiedział, że mam rację, a każde sprzeciwienie się mi, działa na jego niekorzyść. Nie jest w stanie się opiekować Jackiem tak samo jak nie będzie umiał odejść z zespołu. Już to przerabialiśmy.  
Nakarmiłam syna, pożegnałam się z nim i pojechał do Chestera. Było mi ciężko, kiedy musiałam go pożegnać, chociaż wiedziałam, że tylko na kilka dni. Jednak mimo wszystko, to był dla mnie cios nożem i przekręcenie go o trzysta sześćdziesiąt stopni. 
Wzięłam prysznic, położyłam się w łóżku i z bezsilności zaczęłam płakać. Nic mi nie pozostało. 

_____
Cześć i czołem,
Przeczytałam wasz sugestie w komentarzach i postanowiłam z nich skorzystać:) 
Będzie coś z depresją Chestera, a w sumie już jest i tu uwaga: PANI CIEMNOŚCI TO NAPISAŁA...
Jako, że ja kompletnie nie mam pojęcia o stanach depresyjnych, więc się do tego nie garnęłam zbyt chętnie. Ale już rozdział jest.
Kolejna sprawa Jason. Jego też umieścimy w kilku fragmentach. Będzie taką czarną owcą, którą będzie zazdrosny facet chciał zabić. (Muahahaha)
W dalszej lub bliższej przyszłości idealny synek coś namąci, coś nielegalnego. Zbyt idealizują Ethana...
Jak już mogliście zobaczyć pojawił się tajemniczy głos... Będzie go więcej. Będzie strasznie, chociaż z tym powinnam poczekać do Halloween. 
U państwa Shinodów też się coś zadzieje. 
I chyba to są moje najbliższe plany na kolejne rozdziały.

A tak na koniec, założyli mi usztywnienie, dali zastrzyki i normalnie boli mnie brzuch. Co to za diabelskie wynalazki tych lekarzy O.o ?!
Wracam do Polski już 18 sierpnia. Tym razem lot bez przesiadek. Przy sprzyjających warunkach to około dziewiętnastu godzin ciągłego lotu. 

Rozmyślałam nad Chesterem seksoholikiem i muszę przyznać, że pisanie scenariuszy porno mi nie idzie. Chociaż gdybym tak bardzo się w sobie spięła to bym coś napisała. A może jakaś dobra znajoma mi pomoże?

Jeszcze coś. Czytam wasze opowiadania, ale nie nadążam komentować. 
Zobaczyłam jakąś Bennode i Bourdonne. Co tu się wyprawia podczas mojej nieobecności? No nie spodziewałam się ;D

Pozdrawiam was ze słonecznego LA,
Lilith.