niedziela, 5 października 2014

Epilog

Dziś nadszedł ten upragniony dzień, kiedy to miałam stać się mężatką. Od samego rana krzątałam się razem z moimi pięcioma druhnami. Dziewczyny Linkinów pomagały mi w przygotowaniach i chyba były bardziej zdenerwowane niż ja. Dlaczego mam aż sześć druhen? Nie mogliśmy się z Chesterem zdecydować, która para będzie naszymi światkami, tak więc postanowiliśmy, że wszystkie i oto zadowoliliśmy wszystkich. Dziewczyny były ze mną przy wyborze sukni, której Chez jeszcze nie widział na oczy, ale myślę, że mu się spodoba. Kobiety wybrały sukienki w żywych kolorach oraz o takim samym kroju.
Linsey ma sukienkę o kolorze fuksji, Susan - niebieską, Anna - zieloną, Monica - żółtą, a Heidi czerwoną. Faceci mięli garnitury, które były takie same. Aby Chester miał inny, ale nie pozwolił mi go zobaczyć. Już za kilka godzin i tak zobaczę.
- Paula, mamy mało czasu. Zostało nam trzy godziny, a ty jesteś w rozsypce. Siadaj, zaraz ułożę ci włosy. - Powiedziała Anna i zabrała się za czesanie i modelowanie. One już były prawie gotowe, zostało im tylko założyć sukienki. Teraz zaczęły się zajmować mną. Ich stres udzielił się również i mnie, z czego nie byłam zadowolona. Jutro wszystkie brukowce będą o nas pisać. Nienawidzę być w centrum uwagi. Miał być kameralny ślub i przyjęcie, a jednak nam się nie udało. Mamy tak wielu przyjaciół i duże rodziny. A takie wydarzenie jest jedno.
- Kochanie, nie denerwuj się. Będzie wszystko dobrze, chyba że on ucieknie spod ołtarza. Mike by go zabił, zresztą Joe również. - Pocieszała mnie Heidi.
- Chyba mi tego nie zrobi.
- Tylko żartuję. - Uśmiechnęła się do mnie, co podniosło mnie na duchu.
Po dwóch godzinach byłam bóstwem. Długa suknie sunęła za mną. Dziewczyny spisały się znakomicie. Suknia była prosta. Pierwsza warstwa była perfekcyjnie dopasowana do mojego ciała, ale za to koronkowa warstwa, swobodnie opadała. Sukienka nie miała ramiączek, a mimo to trzymała się idealnie i nie opadała. Nie pokazywała za wiele, co bardzo mi się podobało. Na koniec założyłam zwykłe, białe obcasy, aby mieć te kilka centymetrów więcej. Ludzie, sto sześćdziesiąt centymetrów to kara. W tych butach byłam wyższa o jakieś osiem centymetrów.
Moje długie włosy były upięte w dużego koka, a na głowie miałam kapelusik z woalką. Wyglądałam jak królowa. Makijaż podkreślał moje niebiesko-zielone oczy, które w tym momencie niebezpiecznie błyszczały. Byłam gotowa.
Po mnie przyjechał Christopher, który miał mnie wprowadzić do kościoła przed ołtarz. Mój ojciec nie zechciał się pojawić, mimo iż został zaproszony przeze mnie osobiście. Chciałam się z nim pojednać, a on znów stał się dla mnie oziębły. Trudno, może kiedyś zrozumie swój błąd.
Dziewczyny pojechały z szoferami, razem z moją mamą i dzieciakami. Jack i Sophia mięli przynieść nam obrączki. Ethan, postanowił stać z Aidenem i bliźniaczkami, które mimo, że miały dopiero dziesięć miesięcy, rozumiały bardzo dużo.
Weszłam do kaplicy przy Marszu Mendelskona. Kurczowo trzymałam się Chrisa, aby nie upaść. Spojrzałam na ołtarz, przy którym stał już Chester wraz z naszymi świadkami. Uśmiechał się do mnie zachęcająco. Emocje były tak duże, że chciało mi się krzyczeć.
- Opiekuj się nią. - Powiedział mężczyzna mojej mamy, podając moją dłoń Chesterowi.
- Oczywiście. - Ujął ją i pocałował.
Zaczęła się uroczystość. Patrzyłam głęboko w oczy mojemu mężowi i powiedziałam 'TAK'. Dzieci przyniosły obrączki. Chester delikatnie wsunął mi ją na palec, a później ja zrobiłam to samo.
Byłam szczęśliwa nie do opisania jak bardzo byłam szczęśliwa.
- Ogłaszam was mężem i żoną. - Oto zakończyliśmy w tym momencie jeden etap, a zaczęliśmy drugi. Będziemy już zawsze przy sobie i nic nas nie rozdzieli.
Wyszliśmy na zewnątrz, a ludzie zaczęli sypać nas ryżem i kwiatami.
Wszyscy składali nam życzenia, a paparazzi robili zdjęcia. Nawet mi to nie przeszkadzało.
- Pani Bennington, uczyniłaś Pana Benningtona najszczęśliwszym człowiekiem.
- Cała przyjemność po mojej stronie, mężu. - Pocałowaliśmy się, a wszyscy zaczęli klaskać.
Pojechaliśmy limuzyną do sali, którą wynajęliśmy.
Sala była urządzona z klasą. Fioletowo - biało - kremowe elementy dodawały szyku całej sali. Byliśmy jak para królewska.
Na środku stał tort. Tort był biały z niebieskimi różami oraz granatowymi wstążkami. Był idealny, tak samo jak nasz ślub.
Zaczęła się zabawa. Ciągle byłam wyrywana przez mężczyzn, a Chez przez kobiety, dopiero koło ósmej dostałam się w objęcia mojego ukochanego.
- Wiesz jak ja cię bardzo kocham? - Zapytał i pocałował mnie w usta.
- Wiem. Kocham cię równie mocno. Ten dzień jest dla mnie najwspanialszym dniem. Od dziś jesteśmy już na zawsze razem. Nic tego nie zmieni.
- Tak, nic tego nie zmieni. - Zatopieni w namiętnym pocałunku i kołyszący się w rytm muzyki, świętowaliśmy nasz ślub.
KONIEC.

______
Takim oto sposobem dobrnęliśmy do końca opowiadania.
Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali, czytali i zostawiali po sobie miłe komentarze.

A TERAZ TROCHĘ STATYSTYK:
Blog został odwiedzony przez was 6295 razy.
Zostawiliście tu 136 komentarzy.

Jeszcze raz serdecznie dziękujemy za wasze wsparcie.
Jeśli chcielibyście dalej być z nami, to zapraszam na ANIOŁEK Z PIEKŁA RODEM.

Pozdrawiam,
Lilith.

6 komentarzy:

  1. O nie jak to już koniec? Ech wszystko, co dobre kiedyś się kończy i właśnie to opowiadanie się skończyło. :(
    Chez i Paula mieli ślub niczym z bajki. Fajnie, że zakończyłaś/łyście? to radośnie, bo jakbyś zakończyła smutno, to było by się ciężej jakoś rozstać.
    Dziękuję, że pisałyście to opowiadanie. Można było się pośmiać (i w tym momencie przypomina mi się 'ta' Wigilia, co Mike i Chester... xD), powściekać na Chestera, czy po prostu zrelaksować. Nie wiem czy wiecie, ale dokładnie jutro będą 2 miesiące odkąd czytam to opowiadanie.
    Dziękuję za wszystko jeszcze raz i do zobaczenia w 'Aniołku z Piekła Rodem", na którego kolejny rozdział już czekam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja... nie wiem co napisać. Byłam tu (można powiedzieć) od samego początku i teraz nie wiem.. Jak to koniec? Już tak szybko?Ja się tak nie bawię. Serio. No cóż, dziękuję za zwalczenie nudy, za emocje, płacz jak i uśmiechy na twarzy. Hm, co jeszcze. Zaobserwowałaś mnie! :D Ja Ciebie też :3 A teraz wracamy do Twojego Bloga. No szkoda... Nie czytam waszego drugiego Bloga, bo jakoś nie przydał mi do gustu. Ale jak tylko coś u mnie ukaże to Ci dam znać. Albo jak coś innego TY wykombinujesz to też mi daj znać! No.. to chyba tyle..
    A u mnie musi się coś spieprzyć, bo aż mi się chcę rzygać tęczą xD Pozdrawiam, weny i miłego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie kolejne opowiadanie o LP? to byłoby bardzo fajne. Fajnie piszesz ale jeśli już o nich nie chcesz pisać to szkoda, mam nadzieję że tak nie jest. Nie będę zmuszała :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku :C Uwielbiałam tego bloga, aż nie mogę uwierzyć, że to koniec.W tych rozdziałach wcisnęłyście tak dużo :O To takie odległe, jak Paula poznawała Chazza, jak była taka mroczna xDD
    Ten rozdział jest perfekcyjny! xD
    Wenywenyweny
    Będe tesknić za tym blogiem :C

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej tak bardzo tęsknię za tym blogiem ;/
    Może jakiś nowy pomysł na nowego bloga ? :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Za pierwszym razem nie udało mi się napisać komentarza. Nieważne, teraz chyba się uda.
    Piękna historia, cudownie napisana. Niezwykle wciągająca. Śmiałam się, płakałam, wkurwiałam. Wszystko na raz. Obie macie niezwykłe talenty.
    To w sumie tyle.
    Pozdrawiam i zapraszam na mojego nowiutkiego bloga.
    http://grzdylowe-linkinfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń