niedziela, 28 września 2014

Rozdział XXXVI

- Tylko proszę, bądź ostrożny. Uważajcie na siebie, nie pakujcie się w żadne kłopoty. Pisz i dzwoń jak najczęściej. - Żegnałam się z Chesterem, który właśnie miał wsiadać do turnbusa. 
- Te dwa miesiące będą naprawdę długie bez ciebie. Już mi ciebie brakuje. 
- Nie lubię pożegnań. Zawsze się na nich rozklejam.
- Ja też ich nie znoszę. - Przytulił mnie do siebie. Pożegnał się jeszcze z dzieciakami, a Ethanowi kazał się mną opiekować. W sumie Ethan zawsze to robił, kiedy on wyjeżdżał. Jest kochanym synem.
Szybko pożegnałam się z chłopakami i oni ruszyli, a ja znów zostałam sama z piątką dzieci. 
Te dwa miesiące miną szybko, muszą minąć szybko. 
- Kochani, a teraz idziemy do domu. Kto pomoże mamie w sprzątaniu? - Sophia podniosła dłoń do góry, a za nią Jack. Ethan zadeklarował, że posprząta swój pokój i zajmie się bliźniaczkami.
- Jesteście kochani. Jak się szybko uwiniemy, to odwiedzimy dziś babcię Evelin i dziadka Chrisa. Macie na to ochotę?
- Tak, ale ja nie mogę. Umówiłem się z Maggi na wypad do kina. - Powiedział Ethan.
- Wypad do kina, czy randka w kinie? 
- Randka? 
- Miło, że znalazłeś dziewczynę. Chętnie bym ją poznała. Zaproś ją kiedyś do nas na kolację, albo coś w tym stylu.
- Mamo... 
- Mój syn wyfruwa z gniazda, chcę wiedzieć z kim. Wiesz, że nie jestem taka stara, więc nie będę was zamęczać. Zresztą, zrobisz jak zechcesz. Wiedz, że jesteście miło widziani w tych progach. 
- Dzięki.
Po tej krótkiej rozmowie, zaczęło się wielkie sprzątanie. W sumie bardzo często sprzątam, aby zabić czas i nauczyć dzieciaki porządku. Chester się śmieje, że zostałam pedantką. To nie prawda, chociaż?
Wspólne sprzątanie było wspaniałą zabawą do której dzieciaki się przyłożyły. Jack i Sophia uporządkowali swoje zabawki oraz książki. Te rzeczy, którymi się nie bawili pozwolili mi zawieźć do Domu Dziecka, aby inne dzieci były szczęśliwe. 
Pluszaki postanowiłam oddać do pralni chemicznej po drodze do mojej mamy, a z powrotem miałam zamiar je odebrać. 
Kiedy skończyliśmy, nadeszła pora obiadu. Dziś serwowałam wegetariański gulasz, który smakował szkrabom. Ethan wybrał się do kina z tajemniczą Maggi. Mięli później pójść razem do jakiejś knajpy na kolację. 
Ja chciałam jeszcze coś załatwić na mieście, więc dzieciaki zawiozłam do dziadków, a sama udałam się do swojego starego mieszkania. 
Osobę, którą tam spotkałam byłam bardzo zaszokowana. Co on tam robił? Postanowiłam udawać, że go nie pamiętam, a może mnie nie pozna? On miał dobrą pamięć do twarzy, co nie było dla mnie dobrą wiadomością.
- Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? - Zapytałam jak gdyby nic. Na twarzy przyjęłam maskę obojętności, dobra jestem w aktorstwie.
- Kochanie, tak bardzo tęskniłem. - Chciał mnie przytulić, ale wykonałam dobry unik.
- Czy my się znamy? Przepraszam, ale nie kojarzę pana. 
- Paula, to ja Robert. 
- Przepraszam, znam tylko jednego Roberta, ale pan nie jest do niego podobny. 
- Kochanie, przyjechałem specjalnie dla ciebie. Zrozumiałem, że cię kocham.
- Proszę nie pleść głupot. Ja mam już narzeczonego. - Pokazałam mu pierścionek na lewej dłoni. Jego mina była bezcenna. 
- Ty z nim? On. Ty... Jak? 
- Coś się panu stało? - Ta zatroskana mina, która w rzeczywistości była tylko maską. On był mi już obojętny. Nie ważne, czy by się zabił czy umarł. Ja już go nie kochałam. 
- To prawda, że twoim chłopakiem jest Chester? Ten Chez?
- Nie wiem czy ten. Skąd pan tyle o mnie wie, czuję się osaczona przez pana. 
- Co się z tobą stało? - Dotknął mojej dłoni, a ja ją wyrwałam.
- Proszę mnie zostawić, będę krzyczała.
- Nikt cię nie usłyszy. Jak mogłaś mnie tak po prostu skreślić? Może to on coś ci zrobił?
- Proszę odejść, bo wezwę policję. 
- Kochanie, nie bądź dla mnie taka agresywna. Przecież mnie kochasz.
- Nie. Proszę odejść. - Odwróciłam się do niego placami i ruszyłam w stronę drzwi. Niestety nie zaszłam daleko, bo odwrócił mnie w swoją stronę i unieruchomił w żelaznym uścisku. Próbowałam się wyrwać, ale on był dla mnie za silny. 
- Puść mnie, przecież nic ci nie zrobiłam. Zostaw mnie w spokoju...
- Kochanie, to tylko ja. To ja Robert. Dlaczego mnie nie pamiętasz?
- Bo nie chcę cię pamiętać. Zniszczyłeś mi życie. Proszę, nie niszcz go teraz, kiedy zaczęło mi się wszystko układać. - Zelżył uścisk, co od razu wykorzystałam i uwolniłam się z jego uwięzi.
- Tak po prostu wymazałaś mnie ze swojej pamięci? Przecież mnie kochałaś. Zapewne nadal mnie kochasz.
- Nie, nie kocham. Byłaś dla mnie ważny kilka lat temu.  Teraz założyłam rodzinę i znalazłam wspaniałego mężczyznę, poznałam mnóstwo przyjaciół, skończyłam dobrą szkołę, nie niszcz tego. 
- Porozmawiajmy, na spokojnie. Pójdźmy na jakąś kawę, cokolwiek. 
- Nie mogę. Muszę wracać do dzieci. 
- Jak do dzieci?
- Normalnie, zostawiłam je ze swoją mamą. Może kiedyś jeszcze porozmawiamy. 
- Zbywasz mnie, prawda? Chcesz się mnie pozbyć?
- Jeśli tak to odebrałeś, to tak. Chcę się ciebie pozbyć. 
Weszłam do mieszkania i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Zakluczyłam się i osunęłam się po nich na podłogę. Nienawidzę go, za to wszystko co mi zrobił, za to, że się mną tylko bawił i za to, że mnie zdradził. Nienawidzę go za wszystko, co przez niego przeżyłam.
Weszłam do swojego pokoju na górze, który tak bardzo kochałam. Miałam zabrać z niego kilka rzeczy, które są mi potrzebne do zaliczenia ostatnich testów. Później może znajdę jakąś pracę. Mimo, że nie muszę tego robić i zapewne Chester nie podzieli mojego entuzjastycznego nastawienia do pracy, ale nie mam zamiaru całe życie być czyjąś utrzymanką.  
Zabrałam potrzebne książki, a kiedy otworzyłam szafę wyleciał z niej list, zaadresowany do mnie. Data wskazywała, że był on wysłany rok temu. 
Dlaczego ja nie odczytałam tej wiadomości? - Zadałam sobie pytanie, na które nie umiałam odpowiedzieć. 
Kiedy miałam otwierać wiadomość, zadzwonił mój telefon.
- Halo? - Zapytałam nie patrząc na wyświetlacz. Muszę zmienić nawyki.
- Paula, kiedy wrócisz? 
- Mamo, za kilka minut powinnam być. Miałam niespodziewanego gościa.
- Kogo?
- Roberta.
- A on nie jest w trasie z resztą?
- Nie ten Robert. 
- On?! Do cholery, czego on znów chciał?
- Nie wiem, mam to gdzieś. Co robią dzieciaki?
- Jack, Sophia i Chris poszli na spacer i po drobne zakupy. Lily i Liv obecnie śpią. Ethan dzwonił, żeby powiedzieć iż zaraz powinien u mnie być. Jego koleżanka się źle czuje i nie idą razem do kina. Będę miała wszystkie moje wnuki ze sobą.
- Muszę kończyć, za chwilę będę. - Pożegnałam się z rodzicielką. Zebrałam wszystkie rzeczy, po które przyjechałam i wyszłam na korytarz. Popatrzyłam jeszcze na zdjęcia, które tu wiszą, a później zajrzałam do swojego studia, które tak bardzo pokochałam, mimo iż bardzo krótko tu przybywałam. 
W tym pomieszczeniu cieszyłam się, że zobaczę Chestera na randce w poniedziałek i tu płakałam, kiedy nie chciałam, aby ktoś mnie słyszał. W tym pokoju przeżyłam bardzo dużo miłych wspomnień oraz tych bolesnych. 
Podeszłam do perkusji, która stała w rogu pokoju. Instrument, na którym wyżywałam się, kiedy nie wiedziałam jak pomieścić swój gniew i żal. 
Kolejny instrument to pianino, które dawało mi ukojenie w swoich delikatnych dźwiękach. Kolekcja gitar wiszących na ścianie miała wiele historii. Każda odegrała jakąś rolę w moim życiu. 
Otrząsnęłam się ze wspomnień i wyszłam z pomieszczenia, zamykając drzwi. Chciałam już wracać do dzieci, do swojej mamy, z którą muszę porozmawiać o tylu dla mnie ważnych sprawach. Potrzebuję się jej poradzić. Dawno ze sobą nie rozmawialiśmy otwarcie, bo zawsze były jakieś przeciwności losowe. Od dziś mam zamiar to poprawić. 
Wsiadałam do mustanga i ruszyłam do domu. Do nowego domu mojej mamy.
Droga nie była długa, ale bardzo nużąca. Odzwyczaiłam się od jazdy samochodem. Bardzo się odzwyczaiłam. Zazwyczaj jeździł Chester, a ja albo jechałam z nim, albo zostawałam w domu z dzieciakami. Cóż, potrzebujemy większego samochodu. 
Zaparkowałam pod domem Christophera. Cóż mięli na prawdę ładną posiadłość. Mama kochała ogród, gdzie mogła przesiadywać prawie, że cale dnie. Na prawdę się jej nie dziwię, bo zawsze, kiedy pogoda sprzyja i ja wychodzę do ogrodu, gdzie mogę siedzieć i siedzieć. Starzeję się, oj starzeję. 
- Mama! - Podbiegła do mnie Sophia. - Dziadek kupił nam cukierki. Wiesz, że on też je bardzo lubi? 
- Tak, skarbie. Proszę, abyście się zbytnio nimi nie najadali. Nie chcę, aby was rozbolały brzuszki.
- Dobrze. Idziesz z nami?
- Tak. - Złapałam ją za rączkę i ruszyłam w stronę Chrisa.
- Witaj. - Przytuliłam go. Był dla mnie jak ojciec, którego tak bardzo chciałam mieć. Nawet jako dorosła osoba potrzebuję dorosłego opiekuna. Chyba zawsze go potrzebowałam.
- Cześć, jakie ty masz urocze dzieciaki. - Zaczął je chwalić, a ja się uśmiechałam. Moje dzieci potrafiły się doskonale zachowywać w towarzystwie, miały wyrafinowane maniery, których nauczyły się dzięki Chesterowi i mnie. 
- Tak, to prawdziwe aniołki. Słyszałam, że zrobiłeś zakupy i kupiłeś cukierki. 
- Tak, powiem ci coś w sekrecie. - Podszedł do mnie i powiedział na ucho - Jestem od nich uzależniony. - Wybuchliśmy śmiechem. Być uzależnionym od cukierków, to o wiele lepsze rozwiązanie niż być uzależniony od jakiegoś świństwa. Sama przechodziłam różne stany, kiedy chciałam sięgnąć po kreskę, ale się powstrzymywałam. Tak samo nie sięgam po alkohol, czy inne wspomagacze. Jestem silna.
Weszliśmy do domu. Przywitałam się z moją mamą, która coś gotowała. Po zapachu poznałam, że to jej specjalność - spaghetti. Kobiety w mojej rodzinie zawsze dobrze gotowały, za co byłyśmy chwalone przez naszych facetów. Kobieta gotująca to podstawa w domu. 
Popołudnie minęło nam bardzo miło. Zegar wskazywał godzinę siódmą.
Chester powinien już dolecieć do Londynu. Powinien za chwilę zadzwonić,  może "napadli" na nich fani? W sumie to całkiem możliwe, zapewne nie może teraz dzwonić, a ja nie chcę mu przeszkadzać. 
Postanowiłam, że zostanę na noc u mamy razem z dzieciakami. Oni będę mięli taką odskocznię. Chociaż Ethan jutro ma iść do szkoły. Chyba za dużo opuszcza zajęć. Jednak nie narzekają na niego nauczyciele, uczy się całkiem dobrze, więc nie powinnam mieć z tym żadnego problemu. Przynajmniej nie buntuje się i nie sprawia problemów wychowawczych. Czasami myślę, że on jest starszy niż wskazuje na to jego rocznik. Umie zachować się jak dorosły i opiekuje się mną oraz moimi podopiecznymi. Jestem z niego bardzo dumna.
Zbliżała się ósma, a Chester nadal do mnie nie zadzwonił. Musiało coś się stać. Przecież miał zadzwonić od razu po wylądowaniu, abym się nie martwiła. Musiało stać się coś poważnego, ale w tedy zadzwoniliby do mnie ze szpitala, policji lub ktokolwiek by zadzwonił.
Pospiesznie uruchomiłam laptop i zaczęłam przeglądać wiadomości. Kiedy nic nie znalazłam, weszłam na godziny przylotów samolotów w Londynie. 
Według tego co tam pisało, samolot wylądował pomyślnie i o czasie. W takim razie, dlaczego on do mnie nie pisze? Dlaczego nie dzwoni? 
Nienawidzę, kiedy on jest gdzieś daleko i nie mam z nim kontaktu.
- Kochanie, co się dzieje? - Zapytała moja mama, która weszła do mojej sypialni.
- Chester nie dzwoni, a obiecał, że zadzwoni gdy tylko wyląduje. Martwię się o niego. - Pogładziłam jej dłoń, która spoczęła na moim ramieniu.
- Kotku, na pewno zadzwoni. Chester jest odpowiedzialny, może coś ich zatrzymało?
- Nie wiem. Mam cholernie złe przeczucia. 
-  To zadzwoń do niego. 
- Masz rację, muszę zadzwonić. - Szybko wzięłam telefon do ręki. Trzęsącymi się dłońmi wykręciłam numer do narzeczonego.
Gorączkowo czekałam aż odbierze. Pierwszy sygnał - nic. Drugi sygnał - nic. Trzeci, czwarty, piąty - nic. Szósty...
- Halo? - Odezwał się. 
- Witaj skarbie.
- Paula, właśnie miałem do ciebie dzwonić. Dopiero wypuścili nas z lotniska, zdajesz sobie sprawę z tego, że fani się na nas rzucili? Dosłownie.
- Całe szczęście. Te dwie godziny, które oczekiwałam na wiadomość, były męczarnią. Cholera, jestem tak bardzo przewrażliwiona na twoim punkcie.
- Przepraszam, że musiałaś się martwić o mnie. 
- Już będę spokojna. 
- Kocham cię.
- Też cię kocham Chazzy, bardzo cię kocham. Zapewne jesteś zmęczony. Połóż się spać.
- Nie jestem zmęczony. Mów, co u ciebie.
- Dobrze. Obecnie jestem u mamy z dzieciakami. Chris jest wspaniałym dziadkiem, Jack jest nim zauroczony. Sophia dużo czasu spędzała z babcią w ogrodzie. Posadziła nawet drzewko, które ma symbolizować naszą rodzinę. Bliźniaczki są bardzo spokojne. Ethan znów coś rysuje. 
- Mówisz to wszytko takim głosem, jakby coś się stało.
- Jest jedna sprawa, która nie daje mi spokoju. 
- Co się stało?
- Dziś miałam konfrontacje ze swoim byłym chłopakiem.
- Jak się po tym trzymasz?
- Chyba dobrze. Kiedy go zobaczyłam to spanikowałam. Udawałam, że go nie znam, a później po prostu uciekłam do mieszkania. Patrząc na niego, czułam tylko nienawiść, która nie chciała zniknąć. Miałam go głęboko w poważaniu.
- Zabiję tego gnoja. 
- Daj spokój, to nie ma sensu. Nie mam zamiaru odwiedzać cię za kratami. Nie myślmy teraz o Robercie. Porozmawiajmy lepiej o was. Powiadasz, że tłum się na was rzucił?
- Tak, czułem się tak dziwnie osaczony. Chłopaki z resztą też. A Brad, Boże, co on przeżył.
- Co mu się stało? - Zapytałam poważnie zmartwiona.
- Zniszczył sobie fryzuję. - W słuchawce usłyszałam śmiechy, co oznacza, że chłopcy siedzieli z nim.
- Wiesz jak ja je długo układałem? - Krzyknął BBB.
- Dziesięć minut, stary.  Dziesięć minut. - Odparł mu David. 
- Wiesz ile to jest w życiu takiego przystojniaka jak ja? W moim życiu każda sekunda jest ważna. - Chłopcy znów wybuchli śmiechem na jego marudzenie.
- Ja cię doskonale rozumiem. Młody, piękny, uzdolniony - to tak szybko przemija.
- Tak. A moje włosy i tak żyją własnym życiem. Do czego to doszło?
- Wiem, a może potrzebny ci fryzjer? Zmiana image, zazwyczaj dobrze robi gwiazdą. Ja znam świetnego fryzjera. 
- Rozważę tę propozycję. Już oddaje telefon  Chesterowi, bo chłopak zaczyna się bulwersować. Pa, mała.
- Jak tylko przyjedziesz, to wybiję ci tę małą z głowy. - Zagroziłam. - Bój się zasypiać, jestem zdolna do wielu rzeczy.
- Nie strasz Brada. - Usłyszałam głos swojego faceta. 
- Nie lubię jak ktoś nazywa mnie małą, to nie moja wina, że nie urosłam.
- Małe jest piękne i stworzone do wyższych celów, czy jakoś tak.
- Dobrze, ja już będę kończyła. Dzwoń często do mnie. Jack ma ci coś ważnego do powiedzenia. Kocham cię.
- Zadzwonię jutro. Też cię kocham, skarbie. Pa.
- Hej. - Rozłączyłam się.
Byłam już spokojna. Nic im się nie stało. Całe szczęście. Całkowicie spokojna, udałam się w objęcia Morfeusza.

2 komentarze:

  1. Nie umiem gotować, to źle? ;-;
    Biedny Brad, fryzura mu się zniszczyła xD nie no, chyba każda dziewczyna go rozumie w tej chwili.
    Czemu te dzieci są takie idealne? Niech coś zrobią :D i Ethan się zakochał? Uuu...
    Oby ten zły Robert nic nie zrobił. Bo złączę siły z Chesterem i razem zabijemy gnoja.
    A teraz pozdrawiam, dobranoc i weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej no miała być sielanka,a ta pizda wbiła.
    Weź idź już mi stąd.
    Znaczy
    nie idź
    bo musze czytać xDD
    ALE NO WEZ NIE PSUJ TAK PIEKNEJ SIELANKI NO TYLE PRZEZYLI XDD
    Weny xd

    OdpowiedzUsuń