Jeszcze został tydzień. Jeszcze te pieprzone siedem dni, po których wszystko się zmieni. Może wrócę, a może odejdę już na zawsze.
Siedziałam na tarasie i patrzyłam w przestrzeń. Pogoda dopisywała, a Chez bawił się z Jackiem. Byli tacy szczęśliwi. Jak oni zareagują, kiedy ich opuszczę? Lekarze wyraźnie powiedzieli: albo ja, albo dzieci - wybrałam te dwie istotki, które noszę pod sercem. Ja już zdążyłam zobaczyć dużo, a one nie miały okazji. Podjęłam słuszną decyzję, ale nikt nie wie, że ta ciąża jest zagrożona. Gdyby Chester się dowiedział, nie pozwoliłby mi na takie przedsięwzięcie. Gdyby dowiedziała się moja matka - to w sumie nie stałoby się nic wielkiego. Ona wie, że dzieci są najważniejsze. Zapewne pomogłaby Chesterowi. Pomoże mu, kiedy mnie zabraknie.
Uroniłam jedną łzę, którą szybko starłam. Nie chciałam płakać, a mimo to płaczę codziennie. Mimo tego, co działo się w moim życiu, ja nadal pragnę żyć. Jedak nie usunę dzieci i tak jest już za późno. Kocham je.
Boże, za co mnie tak karzesz? Czy mało przeżyłam w tym kilkunastoletnim życiu? Co zrobiłam źle? Gdzie popełniłam błąd?
Kogo ja oszukuję, już dawno przestałam wierzyć w Boga, w Kościół i siły wyższe. Przecież Bóg nie pozwoliłby mi cierpieć, nikomu by nie pozwolił.
Jego nie ma i nigdy nie było. - Kolejne łzy spłynęły po moim policzku, nie umiałam już ich hamować.
Spojrzałam na roześmianego Jacka, który chował się za drzewem, a Chez liczył i zaczął go szukać. Spędzanie czasu z synem sprawiło mu dużo przyjemności. Jack dobrze na niego wpłynął. Tylko jak długo będą mięli tak dobry nastrój?
- Smyku, wreszcie cię znalazłem. - Nasz syn zaczął się śmiać, kiedy Chester uniósł go w powietrzu i zrobił tzw. "samolocik".
- Nie chcę ich zostawiać. Nie w takim momencie. - Szepnęłam do siebie.
- Mamo, nie widziałaś mojej deskorolki? - Zapytał Ethan.
- Wydaje mi się, że zrobiłeś sobie z niej półkę w garażu. Jak się nie mylę, to na niej stoją puszki z farbą.
- Racja, zostawiłem ją tam. Dzięki.
- Nie ma za co. Wróć na piątą.
- Okej. - Uśmiechnął się i zniknął w domu. Znów wróciła melancholia. Jestem zmęczona udawaniem i tymi natrętnymi myślami. Jak ta dalej pójdzie, to umrę wcześniej, niż miałam zamiar.
- Chez, idę do domu. Wy też powinniście wracać. - Zawołałam do nich
- Jack, wracamy do mamy?
- Tak! - Odpowiedział chłopiec i ruszył biegiem w moją stronę. Tak trudno mi się będzie z nimi pożegnać. Pokochałam ich i nie chcę zostawiać tych wspaniałych mężczyzn. Nie chcę zostawiać mojej matki, dzieci i Cheza. Nie chcę.
- Kochane, czemu jesteś smutna? Coraz częściej się smucisz i płaczesz. Jest coś co powinienem wiedzieć? - Zapytał, a ja odwróciłam wzrok. Nie umiem mu kłamać prosto w oczy.
- Nie. Denerwuje się po prostu. Chodźmy do środka. - Zabrałam książkę i weszłam do pomieszczenia, a oni za mną.
- Jack, chodź umyjemy rączki.
- Ja z nim pójdę. - Zaproponował Chez. Uśmiechnęłam się i udałam do salonu na kanapę. Jak on zareaguje, kiedy dowie się prawdy? Z szafki przy kanapie wyjęłam zdjęcia USG. Te dwie istotki, które rozwijają się we mnie są takie wspaniałe. Potrafią sprawiać ogromny ból, kiedy kopią. Cały mój brzuch jest pokryty siniakami. Już za niedługo się to wszystko skończy.
- Kochanie, dlaczego nie mówisz mi prawdy? Przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Jeśli chcesz wiedzieć, to okej. Tylko nie osądzaj mnie i nie krzycz. Pamiętaj, że mimo wszystko ja zawsze będę w twoim sercu. - W tym momencie podjęłam najważniejszą decyzję w swoim życiu. - Widzisz, od kilku miesięcy wiem, że moja ciąża jest zagrożona. Lekarze mówią, że albo ja, albo dzieci. Nie widzą innego rozwiązania. Podjęłam decyzję, że... - Łzy popłynęły, ale dzielnie z nimi walczyłam. - Że to one mają przeżyć. Chez, proszę abyś zajął się nimi jak mnie zabraknie. Stwórz im prawdziwy dom nawet jeśli ich opiekunką będzie Sam - to niech tak będzie.
Milczeliśmy. Tak samo on, jak i ja nie wiedzieliśmy co mamy powiedzieć. Mi na sercu ulżyło, że powiedziałam mu, a on ... a on chyba nic nie czuł.
- Dlaczego nie powiedziałaś o tym wcześniej?
- Bo nie byłam na tyle odważna, aby ci to przekazać.
- Pomyślałaś, jak ja będę się czuł, kiedy odejdziesz? Pomyślałaś o dzieciach, o swojej matce?
- Myślałam nad wszystkim. Mimo wszystko, nie zmienię decyzji.
- Myślałem, że jestem dla ciebie kimś ważnym. Widocznie się pomyliłem. Gdybyś mnie kochała, nie pozwoliłabyś, aby nas związek się zakończył.
- Nie Chez. Gdybyś to ty mnie naprawdę kochał, nie robiłbyś mi wyrzutów i pozwolił odejść. Prawdziwą miłość poznaje się wtedy, gdy pozwalasz drugiej połówce odejść, nawet kosztem własnego szczęścia. Ja wiele razy pokazywałam, że mi zależy na tobie. Wybaczyłam ci najgorsze świństwa jakie mi zrobiłeś. Pozwoliłam ci odejść, abyś mógł poukładać sobie wszystko. Wróciłam, kiedy oboje tego potrzebowaliśmy. To ja zawsze walczyłam i nawet teraz to robię.
- Nie zostawiaj mnie samego, ja nie wytrzymam bez ciebie.
- Znajdziesz szczęście, oboje to wiemy. Szczęściem będą dla ciebie nasze pociechy. Wiesz przecież, że one cię potrzebują.
- Co mogę jeszcze zrobić, abyś zmieniła decyzję?
- Nic. Nikt nic nie może zrobić. To już jest postanowione. - Wtuliłam się w niego, a łzy płynęły i płynęły. Nie chciałam się uspokajać, bo to i tak by nic nie dało.
- Kocham cię, nigdy o tym nie zapomnij. - Szepnął mi do ucha. Doskonale wiedziałam, że jestem dla niego ważna. Może to tak cholernie bolało. Bałam się go zostawić, a jednocześnie nie chciałam, aby niewinne istoty cierpiały. One muszą żyć. Tego trzeba się trzymać.
- Nigdy nie zapomnę. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą, najważniejszym facetem w moim życiu. Zastąpiłeś mi przyjaciela, mojego ojca i stałeś się wyśmienitym narzeczonym. Dałeś mi wspaniałe chwile, które zawsze będę miała w sercu. Jesteś dla mnie ostoją, moim przeznaczeniem Chez. Nie wiem, jakbym poradził sobie bez ciebie. Na pewno już dawno bym się zatraciła. - Znów zaszlochałam w jego koszulę. Targały mną emocje, które kumulowałam w sobie od bardzo długiego czasu. One wreszcie znalazły upust i mogłam odejść z czystym sercem i sumieniem.
***
Obudziłam się w środku nocy z bólem brzucha. Czułam, że nadszedł czas. Nadszedł mój czas.
- Chez, obudź się. Musisz zawieźć mnie do szpitala. - Kiedy tylko to usłyszał, bardzo energicznie zerwał się z łóżka. Pospiesznie nakładał na siebie ubrania, ja się nie fatygowałam w ubieranie. Założyłam na siebie tylko satynowy, długi szlafrok. Skurcze nadchodziły coraz częściej, a mnie odeszły wody.
Chez obudził Ethana, aby zajął się Jackiem, a my poszliśmy do samochodu. Byłam już spakowana, więc nie było żadnych problemów z zbieraniem moich rzeczy.
Trzymałam się ostatkiem sił. Byłam coraz słabsza, nawet zaczęłam omdlewać, ale nie mogłam sobie na to pozwolić.
Dojechaliśmy do szpitala, nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje, słyszałam tylko różne głosy.
- Kochanie, dasz radę. Zrób to dla nas, proszę. - Ktoś złapał mnie za dłoń, zapewne był to Chez.
Był ze mną, był przy mnie w tych ostatnich minutach mojego życia. Byłam mu wdzięczna.
Na całym ciele czułam dreszcze i straszny chłód. Czy tak wygląda śmierć? Jeśli tak, to jestem gotowa.
Nie wiem ile się męczyłam, ale usłyszałam płacz dziecka. Byłam zbyt słaba, aby otworzyć powieki.
Znów podniesione głosy, krążyły wokół mnie. Opadłam z sił. To chyba koniec.
Świat stawał się coraz ciemniejszy, a ja przestawałam czuć. To koniec. Jestem gotowa, aby umrzeć. I nagle urwał się film.
_________
Przepraszam za opóźnienie, ale ostatnio żyję w biegu i się nie wyrabiam.
Pozdrawiam,
Lilith.
Cofam mój poprzedni komentarz! Cofam!
OdpowiedzUsuńTo jest mój ulubiony rozdział. Nie wiem czemu. Kiedy Chester dowiedział się o tej ciąży, to do gardła podeszła mi gula, a w oczach pojawiły się malutkie łezki. To było... Wow. Paula umrze? Oby nie (wiem, że wcześniej pisałam, że jej nie lubię, ale teraz... zrobiło mi się żal). ja nie chcę, żeby Chester cierpiał. Nie chcę :c
I cieszę się, że ty się cieszysz, bo napisałam na UIG. Jest to coraz gorsze, ale co tam.. Mało rozdziałów zostało, więc jest spoko :)
Pozdrawiam, weny, niech Chester nie będzie smutny i... tyle. :p
NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
OdpowiedzUsuńNie umieramy.
Nie.
Nie rób mitegonieee.
xD
Wenyy:CCC