poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział XXXIV

- Zaczyna się budzić. To nie możliwe. - Słyszałam głos lekarza, tak przynajmniej mi się wydawało. Nie rozpoznawałam go. 
- Pacjentka ma mocny organizm. Czy słyszy mnie pani? 
- Tak. - Poruszyłam ustami, ale nie usłyszałam swojego głosu. Czułam się fatalnie. Bolało mnie ciało, a w szczególności dół brzucha. Czułam się taka, ociężała i bardzo zmęczona.
- Proszę zawołać lekarza. - Znów usłyszałam obcy głos. Powoli zaczęłam otwierać oczy, które wydawały się jakby były z ołowiu. Nie mogłam się poddać. Nie teraz.
Po wielokrotnych próbach, udało mi się. Zobaczyłam nad sobą wielu ludzi w białych kitlach. 
- Jak się pani czuje? 
- Dobrze. - Teraz usłyszałam swój głos. Był cichy, ale słyszalny. - Gdzie jest Chester? 
- Pani mąż już tu jedzie. Powinien za chwilę być. 
- Jak długo tu leżę?
- Trzy tygodnie. Pamięta pani co się stało?
- Rodziłam. Co z dziećmi?
- Ma pani śliczne córeczki. Są zdrowe i razem z pani mężem w domu. 
- Dziękuję. - Zamknęłam oczy. Byłam zmęczona. Potrzebowałam odpoczynku, ale mimo wszystko byłam szczęśliwa. Moje dzieci są całe, a ja żyję. 
Lekarze zadawali jakieś pytania, na które dzielnie odpowiadałam i wzięli mnie na jakieś badania. Z sekundy na sekundę czułam się lepiej. Wiadomości, które dostałam od lekarzy na temat moich dzieci i Cheza były pokrzepiające. Dla nich musiałam walczyć. Ciągle muszę walczyć. Całe życie to robię.
Kiedy zostałam przywieziona do sali, czekał tam na mnie komitet powitalny. 
- Mama! - Jack rzucił się na mnie i mocno przytulił. - Ale długo spałaś. Nawet ja tyle bym nie mógł. - Pocałowałam go w brązową czuprynę i mocno do siebie przygarnęłam. 
- Ja mam coś dla ciebie. - Podszedł do szafki i wziął do rąk rysunek. Przedstawiał on nas. Mnie, Cheza, Jacka, Ethana i dwie małe dziewczynki.
- To jesteś ty, to tata, Et, ja, Liv i Lily. Podoba ci się?
- Jest piękny. - Znów go pocałowałam. Teraz podszedł do mnie Ethan, który również mnie przytulił. 
- Bardzo nas wystraszyłaś. Nigdy nam tego nie rób. - Uśmiechnął się. Na końcu podszedł do mnie Chez z dwiema dziewczynkami. Podał mi je, a ja się popłakałam ze szczęścia. Liv i Lily, dwa szkraby, które sprawił, że byłam trzy tygodnie w śpiączce.
Były do siebie tak podobne, jak dwie krople wody. Dziewczynki spały. 
- Chester, wieź je ode mnie. Jestem jeszcze trochę nie w formie. - Posłusznie je wziął i włożył do wózka. Podniosłam się na łokciach, aby móc popatrzeć na całą moją rodzinkę. Kiedy Chester wrócił, ja bardzo mocno się do niego przytuliłam. 
- Kocham Cię. - Szepnęłam. On delikatnie mnie kołysał.
- Skarbie, jestem szczęśliwy, że walczyłaś.
- Myślałam, że to już koniec, a jednak wyszłam z tego. Już niedługo wypiszą mnie do domu. Będzie wszystko dobrze. 
- Wiem, skarbie. Te trzy tygodnie były dla mnie najdłuższym okresem w życiu. Za każdym razem, kiedy się budziłem, brakowało mi ciebie. Cokolwiek robiłem, myślałem o tobie. Nigdy więcej mnie nie zostawiaj samego. Nigdy. 
- Nigdy cię nie opuszczę. - Pocałował mnie bardzo namiętnie. Byliśmy spragnieni siebie. Bardzo długo trzymałam pożądanie na wodzy, a teraz coś pękło. Chciałam więcej i więcej. Po chwili się od siebie oderwaliśmy. Nie mogliśmy zapomnieć, że są tu nasze dzieci. Brakowało mi ich.
- Opowiedzcie, co robiliście podczas mojej niedyspozycji. - Zaczęłam temat. Chłopcy żywo opowiadali o wszystkim. Siedzieli u mnie może trzy, cztery godziny. Później przyszła moja mama i to ona umiliła mi czas. Nie była na mnie zła, ale odczuwałam od niej taką energię. Bardzo dużo czasu spędzała z chłopcami i noworodkami. Pomagała Chesterowi. Zresztą wszyscy Linkini byli z nim i nie pozwolili mu się załamać. 
Nastał wieczór. Wszyscy pojechali do domów, a ja zmęczona zasnęłam. 
Rano obudził mnie cichy głos, który szeptał do mnie miłe słówka. Od razu rozpoznałam Chestera. 
- Cześć skarbie. - Wymruczałam i przeciągnęłam się na łóżku. Muszę przyznać, że łóżka były wygodne, a sale nie przypominały szpitala.
- Witaj, słońce. - Dostałam buziaka w policzek, ale to mi nie wystarczało. Chciałam zów więcej. - Jak się dziś czujesz?
- Bardzo dobrze, mogłabym już wracać do domu. Gdzie dzieci?
- Twoja mama je wzięła do siebie. Kazała mi spędzić z tobą bardzo dużo czasu. 
- Ona kocha dzieci. Ani ona, ani Chris nie są tacy starzy. Może powinni się spiąć i powiększyć rodzinę? - Zasugerowałam, a mój narzeczony zaczął się śmiać.
- Albo mi się wydaje, albo właśnie dałaś przyzwolenie swojej matce na kolejne potomstwo. 
- Naprawdę to tak zabrzmiało? Chcę, żeby była szczęśliwa, skoro z moim ojcem jej się nie udało. Miałabym młodsze rodzeństwo. 
- Masz już jedną siostrę.
- Ona się nie liczy. Chez, jak sobie radziłeś? - Zmieniłam temat. W jego oczach dostrzegłam ból. Czułam, że nie najlepiej.
- Wiesz, kiedy powiedziałaś mi, że wybierasz dzieci zamiast swojego życia, było fatalnie. Kiedy byłem pod salą porodową, przypomniała mi się sytuacja sprzed parunastu miesięcy, kiedy Kate rodziła. Ona nie znaczyła dla mnie nic, a mimo wszystko bolało mnie kiedy odeszła. Postanowiłem sobie, że żadna kobieta nie będzie musiała przeze mnie wybierać. A nagle zjawiasz się ty i też stajesz przed wyborem. Znów chciałaś ocalić moje potomstwo, a nie siebie. Jeśli coś by ci się stało, ja nie podołałbym takiemu wyzwaniu. Lekarze codziennie mówili, że jest coraz gorzej, że nie ma sensu, abyś dalej walczyła. Nie zgodziłem się na odpięcie cię od aparatur, bo wierzyłem, że dasz radę. Cztery dni temu, twoje funkcje życiowe zmalały do minimum. Byłaś w stanie krytycznym. Wieczorem, zadzwonili do mnie, że wracasz do formy. Z samego rana przyjechałem, aby dowiedzieć się co się dzieje. Siedziałem z tobą, a ty nagle uścisnęłaś moją dłoń. Myślałem, że już będziesz się budzić, ale znów zaczęłaś słabnąć. Cierpiałem. Wczoraj lekarze zadzwonili, że się budzisz. To była dla mnie wspaniała wiadomość.
Łzy zaczęły cieknąć strumieniami. Nie umiałam ich zahamować. On tak dużo cierpiał i to przeze mnie. Dlaczego nie umiałam załagodzić jego bólu. Przecież mogłam od niego odejść, powiedzieć jakieś kłamstwo, a ból by był o wiele mniejszy. Mogłam inaczej to rozegrać, a nikt by nie ucierpiał. Bylibyśmy szczęśliwi, każdy w inny sposób, ale szczęśliwy. 
- Przepraszam. Tak bardzo mi przykro, że musiałeś tyle znosić. Nie powinno w ogóle do tego dojść. 
- Już jest dobrze. Już zawsze będziemy razem. Nikt i nic nas nie rozłączy.
- Wiem. - Złożyłam na jego ustach pocałunek. Może on był bardzo delikatny, ale zawierał moje uczucia. 
- Brakowało mi tego. Bardzo mi tego brakowało.
- Mnie też. Skąd pomysł na imię dla Liv? Byłam pewna, że będzie chłopiec i dziewczynka, a nie dwie bliźniaczki. 
- Chłopcy bardzo naciskali na to imię. Lily i Liv.
- Wreszcie doczekałam się córek. Chociaż, chciałabym mieć jeszcze większą rodzinę. Lubię jak jest w domu wesoło.
- Nie. Kolejna ciąża w twoim wykonaniu jest zbyt ryzykowna. Lekarze też są przeciwni. 
- Możemy zaadoptować jakiegoś brzdąca. Byłabym matką na pełen etat. 
- Kiedyś nad tym pomyślimy. Nie jesteś zmęczona?
- Ani trochę. Chętnie posłucham jak opiekowałeś się dziewczynkami i czy Jack nie jest zazdrosny. - Uśmiechnęłam się promiennie. Chez zaczął opowiadać jak próbował nakarmić Lily, a Liv zaczęła płakać. O tym, że Jack często się dąsał, bo nie był w centrum uwagi. Najbardziej rozbawiła mnie historia z Josephem, Mikiem i Bradem. Joseph robił za niańkę i ciągle gdzieś zabierał Jacka. Podobno miał z tego dużo zabawy. Bardzo polubił mojego najmłodszego syna. Mike, Brad i Ethan udali się do skateparku i próbowali szaleć na deskach. Rzeczywiście Brad dziwnie chodził, ale nie myślałam, że zaliczył mate na desce. 
***
(około dwóch miesięcy później)
Zaczęłam wracać już do zdrowia. Z dnia na dzień czułam się coraz lepiej i oprócz zajmowania się dziećmi odwiedzałam sierociniec. Ethan często jeździł tam ze mną, bo mimo wszystko przeżył tam sporo lat. Postanowiłam razem z Chesterem, że w bliższym czasie zaadoptujemy jakiegoś brzdąca. Nie koniecznie będzie musiał być noworodkiem, bo Jack chętnie by znalazł jakiegoś rówieśnika dla siebie. 
Właśnie tam poznałam Sophie, która była mniej więcej w wieku Jacka. Od razu się oni polubili, a nawet pani z sierocińca pozwoliła nam zabrać Sophie na weekend. Minęły już dwa miesiące od mojego porodu, a nadal czuję się słabo. Dziś będzie wyjątkowy dzień. Sophia będzie od dziś członkiem naszej rodziny. Są święta, chcę, abyśmy te święta spędzili w jeszcze większym gronie.
Chester załatwił wszelkie formalności, a ja z niecierpliwością czekałam na mojego aniołka. Już niedługo. 
Dziś Wigilia, którą mamy spędzić tylko Chester, ja, Jack, Ethan, Liv i Lily oraz Sophia. To będzie niezapomniany dzień dla nas wszystkich.
Mike już namalował portrety każdego z naszych dzieci na bombkach, które zgodnie z naszą tradycją zawisną na choince. 
Jack jest podekscytowany, nawet zgodził się pomóc posprzątać jego pokój i pomalować połowę ściany na fioletowy, który Sophia uwielbia. 
Chester jako przykładny ojciec, wykończył pokój naszych dzieci. Strona Sophii jet fioletowa i na niej są białe meble, zaś Jacka strona jest niebieska z zielonymi meblami. Po środku stoi fotel, w którym siedzi Chester czytając bajkę Jackowi. 
Jest znakomitym ojcem i narzeczonym. Cały czas się nami opiekuje i nie pozwala, abyśmy się źle czuli. 
W przyszłym roku, w sierpniu będę Panią Bennington. Jednak nie zrezygnuję ze swojego nazwiska. Paulina Anna Bennington Smith. Boże, jestem taka szczęśliwa. Moje marzenia zaczynają się spełniać. Już za jakiś czas, wszystko będzie jak w bajce. Już tak jest.
- A teraz zapraszamy, księżniczkę do środka. - Usłyszałam głos Cheza, który widocznie przybył z Sophie.
- Wujku, a ciocia będzie się cieszyła?
- Tak kochanie. Ona bardzo mocno cię kocha. - Drzwi się otworzyły, a do środka weszli Sophia z Chesterem.
- Witaj w domu, kochanie. - Pocałowałam ją w policzek i mocno do siebie przytuliłam. Jack również do nas podszedł, aby zabrać ją do pokoju. Słyszałam ich piski euforii, co oznaczało, że podoba im się w pokoju.
- Było ciężko z tą upartą kobietą?
- Tak. Ona jest straszna. Proszę okazać taki dokument, proszę coś podpisać.... Bla, bla, bla. Ile razy mam wypełniać takie zaświadczenia? Nie rozumiem jej. 
- Kochanie, nasza rodzina się powiększyła. Jestem szczęśliwa, że mogę pomagać tym bidnym dzieciom. 
- Jak byś mogła, zaadoptowałabyś wszystkie dzieci z sierocińców. Masz bardzo dobre serca. - Pocałował mnie. Lubię, kiedy to robi. Czuję się wtedy taka wesoła, promienieje radością.
- Jesteś głodny? Przygotowałam kurczaka w sosie słodko-kwaśnym.
- Chętnie zjem. Chociaż, chętnie wziąłbym cię tu i teraz.
- Szalejesz na starość. - Pokiwałam głową z aprobatą. On udał się do jadalni, a ja po obiad dla nas.
- Dzieciaki, chodźcie na obiad! - Zawołałam ich, a po chwili słyszałam tupotanie na schodach. Liv i Liliy poszły spać, w sumie to one bardzo dużo śpią. W sumie to dzieci.
W miłej atmosferze minął nam obiad. Sophia opowiadała o sobie i zaczęła bawić się z Jackiem.
Ja zabrałam się za przygotowywanie kolacji Wigilijne, a w tym czasie Chester opiekował się naszymi córkami. Było fantastycznie. W całym domu panowała magiczna atmosfera.
Kiedy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka, każde z dzieci zawiesiło swoją bombkę na choince. Nawet bliźniaczki wykazywały się aktywnością, jednak Chez im pomógł. 
Dużo rozmawialiśmy, wspominaliśmy zeszłoroczne święta, a później Sophia zagrała nam kolędę na fortepianie. Jack bardzo uważnie się jej przyglądał, a sam namalował obrazek, który postanowiliśmy oprawić w ramkę, aby przypominał nam ten czas, który wspólnie spędzamy. Ethan też pokazał swoje umiejętności grając na gitarze, a my wszyscy kolędowaliśmy.
Z wizytą wpadł również Mike z Anną, którym bardzo podobało się nasze magiczne i rodzinne spędzanie czasu.

____
Ten rozdział już dodany we właściwym czasie:)

Zapraszam na ''Aniołek z Piekła Rodem''. Tam już zostało dodane pięć rozdziałów:)

Pozdrawiam,
Lilith.

4 komentarze:

  1. "Chester jako przykładny ojciec..." - Nie wiem czemu, ale mnie to rozśmieszyło xD Nie wnikaj w moją psychikę xD
    Paula się obudziła, dobrze! Liv i Lily... ładnie. Joe jako niańka? Chyba niańko-ninja :D Mike i Brad jeżdżący na deskach. Czyli dwa pechy wybrały idealny dla nich sport (czujesz ten sarkazm, kochanie?). Moim zdaniem za dużo słodyczy (odezwała się ta, co na w ogóle jej nie pisze... i znowu sarkazm, kotku). Ale dobra, jest fajnie. Co jeszcze... Musze Cię powiadomić, że za chwilę ukaże się nowy rozdział na Numb. Może nie za chwilę, ale jeszcze dzisiaj :D Więc... pozdrawiam, weny i chęci do pisania, której ja nie mam :p

    OdpowiedzUsuń
  2. I z spamikiem to wjadę. Już jest rozdzialik na Numb ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww. Tak cieepło, rodzinnie, hepi itp. Normalnie rzygać tęczą, ale nie mogę, bo dobija mnie myśl, że muszę jeszcze nadrobić kilkanaście rozdziałóóów na innych blogach :C xD
    Mam nadzieję, że będzie teeraz bardzo dużo takich rozdziałów :) Weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Poproszę o więcej namiętnych i gorących momentów i zakończeń jak w rozdziale dwunastym i dziewiętnastym

    OdpowiedzUsuń