Dziś nadszedł ten upragniony dzień, kiedy to miałam stać się mężatką. Od samego rana krzątałam się razem z moimi pięcioma druhnami. Dziewczyny Linkinów pomagały mi w przygotowaniach i chyba były bardziej zdenerwowane niż ja. Dlaczego mam aż sześć druhen? Nie mogliśmy się z Chesterem zdecydować, która para będzie naszymi światkami, tak więc postanowiliśmy, że wszystkie i oto zadowoliliśmy wszystkich. Dziewczyny były ze mną przy wyborze sukni, której Chez jeszcze nie widział na oczy, ale myślę, że mu się spodoba. Kobiety wybrały sukienki w żywych kolorach oraz o takim samym kroju.
Linsey ma sukienkę o kolorze fuksji, Susan - niebieską, Anna - zieloną, Monica - żółtą, a Heidi czerwoną. Faceci mięli garnitury, które były takie same. Aby Chester miał inny, ale nie pozwolił mi go zobaczyć. Już za kilka godzin i tak zobaczę.
- Paula, mamy mało czasu. Zostało nam trzy godziny, a ty jesteś w rozsypce. Siadaj, zaraz ułożę ci włosy. - Powiedziała Anna i zabrała się za czesanie i modelowanie. One już były prawie gotowe, zostało im tylko założyć sukienki. Teraz zaczęły się zajmować mną. Ich stres udzielił się również i mnie, z czego nie byłam zadowolona. Jutro wszystkie brukowce będą o nas pisać. Nienawidzę być w centrum uwagi. Miał być kameralny ślub i przyjęcie, a jednak nam się nie udało. Mamy tak wielu przyjaciół i duże rodziny. A takie wydarzenie jest jedno.
- Kochanie, nie denerwuj się. Będzie wszystko dobrze, chyba że on ucieknie spod ołtarza. Mike by go zabił, zresztą Joe również. - Pocieszała mnie Heidi.
- Chyba mi tego nie zrobi.
- Tylko żartuję. - Uśmiechnęła się do mnie, co podniosło mnie na duchu.
Po dwóch godzinach byłam bóstwem. Długa suknie sunęła za mną. Dziewczyny spisały się znakomicie. Suknia była prosta. Pierwsza warstwa była perfekcyjnie dopasowana do mojego ciała, ale za to koronkowa warstwa, swobodnie opadała. Sukienka nie miała ramiączek, a mimo to trzymała się idealnie i nie opadała. Nie pokazywała za wiele, co bardzo mi się podobało. Na koniec założyłam zwykłe, białe obcasy, aby mieć te kilka centymetrów więcej. Ludzie, sto sześćdziesiąt centymetrów to kara. W tych butach byłam wyższa o jakieś osiem centymetrów.
Moje długie włosy były upięte w dużego koka, a na głowie miałam kapelusik z woalką. Wyglądałam jak królowa. Makijaż podkreślał moje niebiesko-zielone oczy, które w tym momencie niebezpiecznie błyszczały. Byłam gotowa.
Po mnie przyjechał Christopher, który miał mnie wprowadzić do kościoła przed ołtarz. Mój ojciec nie zechciał się pojawić, mimo iż został zaproszony przeze mnie osobiście. Chciałam się z nim pojednać, a on znów stał się dla mnie oziębły. Trudno, może kiedyś zrozumie swój błąd.
Dziewczyny pojechały z szoferami, razem z moją mamą i dzieciakami. Jack i Sophia mięli przynieść nam obrączki. Ethan, postanowił stać z Aidenem i bliźniaczkami, które mimo, że miały dopiero dziesięć miesięcy, rozumiały bardzo dużo.
Weszłam do kaplicy przy Marszu Mendelskona. Kurczowo trzymałam się Chrisa, aby nie upaść. Spojrzałam na ołtarz, przy którym stał już Chester wraz z naszymi świadkami. Uśmiechał się do mnie zachęcająco. Emocje były tak duże, że chciało mi się krzyczeć.
- Opiekuj się nią. - Powiedział mężczyzna mojej mamy, podając moją dłoń Chesterowi.
- Oczywiście. - Ujął ją i pocałował.
Zaczęła się uroczystość. Patrzyłam głęboko w oczy mojemu mężowi i powiedziałam 'TAK'. Dzieci przyniosły obrączki. Chester delikatnie wsunął mi ją na palec, a później ja zrobiłam to samo.
Byłam szczęśliwa nie do opisania jak bardzo byłam szczęśliwa.
- Ogłaszam was mężem i żoną. - Oto zakończyliśmy w tym momencie jeden etap, a zaczęliśmy drugi. Będziemy już zawsze przy sobie i nic nas nie rozdzieli.
Wyszliśmy na zewnątrz, a ludzie zaczęli sypać nas ryżem i kwiatami.
Wszyscy składali nam życzenia, a paparazzi robili zdjęcia. Nawet mi to nie przeszkadzało.
- Pani Bennington, uczyniłaś Pana Benningtona najszczęśliwszym człowiekiem.
- Cała przyjemność po mojej stronie, mężu. - Pocałowaliśmy się, a wszyscy zaczęli klaskać.
Pojechaliśmy limuzyną do sali, którą wynajęliśmy.
Sala była urządzona z klasą. Fioletowo - biało - kremowe elementy dodawały szyku całej sali. Byliśmy jak para królewska.
Na środku stał tort. Tort był biały z niebieskimi różami oraz granatowymi wstążkami. Był idealny, tak samo jak nasz ślub.
Zaczęła się zabawa. Ciągle byłam wyrywana przez mężczyzn, a Chez przez kobiety, dopiero koło ósmej dostałam się w objęcia mojego ukochanego.
- Wiesz jak ja cię bardzo kocham? - Zapytał i pocałował mnie w usta.
- Wiem. Kocham cię równie mocno. Ten dzień jest dla mnie najwspanialszym dniem. Od dziś jesteśmy już na zawsze razem. Nic tego nie zmieni.
- Tak, nic tego nie zmieni. - Zatopieni w namiętnym pocałunku i kołyszący się w rytm muzyki, świętowaliśmy nasz ślub.
KONIEC.
______
Takim oto sposobem dobrnęliśmy do końca opowiadania.
Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali, czytali i zostawiali po sobie miłe komentarze.
A TERAZ TROCHĘ STATYSTYK:
Blog został odwiedzony przez was 6295 razy.
Zostawiliście tu 136 komentarzy.
Jeszcze raz serdecznie dziękujemy za wasze wsparcie.
Jeśli chcielibyście dalej być z nami, to zapraszam na ANIOŁEK Z PIEKŁA RODEM.
Pozdrawiam,
Lilith.
Pamiętny koncert
dzień, który zmienił nasze życie na zawsze...
niedziela, 5 października 2014
sobota, 4 października 2014
Rozdział XXXIX
Dziś mija dwa tygodnie odkąd Chester znów pojechał na jakąś ważną trasę koncertową. To wypadło im tak nagle. Manager zadzwonił dzień po ich przyjeździe z dwumiesięcznego wyjazdu, że wieczorem mają być gotowi, bo jadą do Vegas. Z tego co wiem, to mięli jeszcze zacząć kręcić teledysk, a terminy zaczęły ich gonić. Jeśli musi jechać, to rozumiem. Przecież to jego praca, a ja się na nią zgodziłam.
Te dwa tygodnie były najbardziej pracowitymi tygodniami w moim życiu. Gdyby nie wyjazd Chestera, to razem załatwialibyśmy, a tak to wszystko spoczęło na mojej głowie. Wszystko już było uzgodnione wcześniej, ale mimo wszytko trzeba było poświęcić sporo uwagi na dopilnowanie szczegółów. Chciałam, aby było idealnie. Ślub miał być przypieczętowaniem naszych uczuć. Odrzuceniem tego wszystkiego co było złe, a skupieniu się na teraźniejszości i przyszłości. Takie postawiliśmy sobie zadanie na przyszłość.
Nadeszła właśnie upragniony dzień po tych dwóch tygodniach, kiedy Chester wróci z trasy.
Od samego rana chodzę podekscytowana. Mieszkanie posprzątałam na perfekt. Ugotowałam znakomitą zapiekankę. Pierwszy raz mi się taka udała. To takie dziwne uczucie. Już nie raz Chez wracał z trasy, ale nigdy w związku z tym nie czułam takiego podniecenia. Nie wiem od czego to jest zależne, ale to uczucie jest mi takie obce, a jednocześnie dziwnie znajome.
Mam przeczucie, że to będzie niezapomniany powrót. Moje przeczucia są nadzwyczaj prawdziwe i niezawodne.
Już wiem skąd ten mój zachwyt. Dziś powiem Chesterowi o mojej sukni ślubnej! Na wybraniu odpowiedniej kreacji spędziłam długie godziny u krawcowej. Uszyła mi tę wymarzoną. Taką niepowtarzalną i tylko moją. Dziewczyny pomagały mi nieustannie. Pomagały mi w wybieraniu sali, kwiatów, muzyki, dekoracji. Czasami opiekowały się dzieciakami, abym mogła sobie odpocząć i spokojnie siedzieć u krawcowej. Anna, mimo, że na początku była sceptycznie nastawiona do mojego związku z Chesterem, to teraz była moją najlepszą przyjaciółką. Dziewczyny pozostałych Linkinów też byli dla mnie kimś ważnym, ale Anna zawsze potrafiła do mnie dotrzeć.
- Mamo, co się dzieje? - Zapytał Ethan troskliwie.
- Nic. Po prostu cieszę się, że Chester wraca.
- Zachowujesz się co najmniej dziwnie. To nie pierwszy raz kiedy przyjeżdża z trasy. Nigdy nie widziałem cię tak szczęśliwej.
- Chcę mu powiedzieć o wszystkim, co zrobiłam w sprawie naszego ślubu. Wiesz, że to dla mnie bardzo miły temat.
- Okej. Miałabyś coś przeciwko, gdybym poszedł z Meggie do kina?
- Nie. Lubię ją. Ma na ciebie dobry wpływ. - Uśmiechnęłam się do swojego syna.
- Jej mama jest innego zdania. Powiedziała, że Meggie mnie zmieniła.
- Zmieniła cię, ale nie w zły sposób. Jesteście dobrymi przyjaciółmi i nikt nie może mieć na to wpływu, nawet dorośli. Wiesz, że gdybym poddała się na samym początku, to teraz nie było by mnie przy Chesterze. Nie spotkałabym ciebie, nie miała dzieci. Zapewne pracowałabym w jakiejś korporacji, która nieustannie by mnie nudziła. A tak to mam życie pełne wrażeń i zwrotów akcji. Jest tak, bo podjęłam dobrą decyzję. Wy też musicie pokonać przeciwności losu.
- Wiem. Postaram się. - Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Chwilę jeszcze porozmawialiśmy oraz pobawiliśmy się z dzieciakami, aż usłyszałam dźwięk samochodu.
- Kochani, wrócił. - Ogłosiłam. Wzięłam bliźniaczki na ręce. Ethan, Jack i Sophia udali się za mną do wyjścia. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam TurnBus.
Drzwi się otworzyły, a z niego wysiadł Mike.
Popatrzyłam na niego i wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Ethan powstrzymywał się ostatkami sił, ale i on po chwili do mnie dołączył. Jack i Sophia podeszły do Shinody z uśmiechami na twarzy.
- Mike, co ci się stało? - Powiedziałam między napadami śmiechu.
- Co się stało? - Powiedział przerażony.
- Włosy. Się. Stały. - Odpowiedział Ethan.
- Co z nimi nie tak? - Dotykał się po całej głowie, a ja znów dostałam napad wesołości.
- Wuju, dlaczego masz czerwone włosy? - Inteligentnie zauważyła dziewczynka. - Wyglądasz jak moja lalka.
- Przegrałem zakład. A tak w ogóle to cześć. - Uśmiechnął się do nas. Boże, Anna go jeszcze nie widziała. Zdziwi się, kiedy go zobaczy. Będą wyglądać jak bliźniaki. Ona też ma czerwone włosy i chyba nawet odcień się zgadza. Ile ja bym dała, aby zobaczyć jej minę.
- Cześć, cześć. - Odparłam. - Gdzie Chez?
- Boi się wyjść.
- Co mu się stało? - Teraz to ja się przeraziłam. Miałam przeczucie. Czułam, że coś jest nie tak.
- Zaraz zobaczysz. Chłopaki chodźcie. - Zawołał ich.
Pierwszy wyszedł Brad. Był w nowej fryzurze. Ściął włosy i wyglądał bardzo dobrze.
- Przestraszyłem się, kiedy powiedziałaś abym bał się zasypiać. Postanowiłem sam zająć się włosami, bo mógłbym skończyć jak Mike.
- Brad, dobrze wyglądasz. Całkiem przystojny z ciebie facet. - Puściłam do niego oczko.
- No wiesz co? Jakbym wcześniej nie był ciachem. - Zrobił urażoną minę. - Ja od zawsze jestem przystojny. Tu się nigdy nic nie zmieni.
- Masz rację. - Po chwili z autokaru wyszedł Rob. Przynajmniej on nic nie miał zrobione z włosami. Po kilku sekundach dołączył Joe, który również nic się nie zmienił. Później pojawił się David. Znów dostałam ataku śmiechu. Boże, co oni robili w tej trasie? Ja mogłam przyzwyczaić się, że on jest rud, ale nie niebieski!
- Ty też... zakład? - Mówiłam trochę nieskładnie. On tylko przytaknął. To było przekomicznie śmieszne.
Na samym końcu pojawił się Chester. Miał on na głowie kaptur od bluzy.
- Kochanie. - Podeszłam do niego z dzieciakami i mocno przytuliłam. Pocałował bliźniaczki w czoła, a mnie obdarował długim pocałunkiem. Następnie przywitał się z resztą rodzinki.
- Tęskniłem za wami. - Wziął Lily i Liv na ręce.
- Tata. - Powiedziała Lil, dotykając jego policzka.
- Chez no pochwal się. - Ponaglał Mike. - Muszę zobaczyć jej minę.
- Okej. - Wziął uspakajający oddech. Dziewczynki podał Joemu, który zaczął bawić się z bliźniaczkami. Chester zdjął kaptur, a tam ukazała mi się blond czupryna.
- Nie, nie przegrałem zakładu. Po prostu zrobiłem to spontanicznie. - Ubiegł moje pytanie. Moja twarz nie wyrażała uczuć. Spodziewałam się gorszej rzeczy po słowach Mikea. Na mojej twarzy wykwitł nieśmiały uśmiech.
- Myślę, że dobrze wyglądasz jako blondyn. Spodziewałam się czegoś gorszego po tym, jak zobaczyłam Mika albo Phonixa.
- Naprawdę uważasz, że wyglądam dobrze? Bałem się, że ci się nie spodobam.
- Nie liczy się twój wygląd. Liczy się to, co masz do zaoferowania z serca.
Popatrzyliśmy na siebie z miłością. Byłam pewna, że dobrze zrobiłam wybaczając mu zdradę. Teraz, kiedy pokonaliśmy wszelki przeszkody, możemy być już tylko szczęśliwi.
Weszliśmy do domu, a chłopaki rozjechali się do swoich mieszkań i kobiet. Chester tak bardzo stęsknił się za dzieciakami, że nie mógł przestać się z nimi wygłupiać. Wesołe krzyki i śmiechy rozbrzmiewały w całym domu. Tak właśnie powinna wyglądać szczęśliwa rodzina.
Wieczorem, kiedy ułożyliśmy dzieci spać, zaczęłam opowiadać swojemu przyszłemu mężowi o wszystkim czego dokonałam. Jemu też zaczął udzielać się ten nastrój podekscytowania i strachu przed tak ważną dla nas uroczystością.
czwartek, 2 października 2014
Rozdział XXXVIII
Siedziałam sobie na werandzie i obserwowałam moje szkraby. Moje wspaniałe dzieci, które dały mi tyle szczęścia.
One były dla mnie wszystkim, kiedy miałam złe samopoczucie, kiedy Chester wyjeżdżał na długie trasy koncertowe. Wtedy czułam, że nie jestem sama i to, że zawsze mam przy sobie jego cząstkę.
Teraz widzę, ile radości dostałam od losu. Z biegiem lat dostrzegam, że warto było wybaczyć i dać się ponieść chwili. Co bym zrobiła, gdybym mu nie wybaczyła? Co by się teraz ze mną działo? Jak daleko bym zaszła bez Chestera?
W mojej głowie pojawiały się coraz to nowsze pytania oraz coraz mniej odpowiedzi. Nie umiałam wyobrazić sobie przyszłości bez niego. On jest dla mnie wszystkim. To on jest moją pasją, która pochłania mnie doszczętnie.
- Sophia, ostrożnie. Nie biegajcie na kamykach. - Słodka dziewczynka mnie posłuchała i zaczęła uciekać przed Jackiem w moją stronę.
- Mama. - Powiedziała Liv, która urwała dla mnie kwiatuszek.
- Dziękuję słonko. - Pocałowałam ją w blond czuprynkę. Po chwili dołączyła do nas Lily. Próbowała wdrapać się na moje kolana, więc jej w tym pomogłam, a następnie wzięłam do siebie Liv.
- Mamo! Gdzie jesteś? - Usłyszałam głos Ethana.
- Na werandzie! - Po chwili do nas dołączył najstarszy podopieczny.
- Mogę iść z kumplami pograć w kosza?
- Tak, tylko proszę, abyś wrócił wcześniej. Nie chcę się o ciebie zamartwiać.
- Okej. Dasz mi kilka dolców?
- Weź sobie z portfela. Tylko zero alkoholu.
- Tak jest.
- Ethan. - Lily wyciągnęła do niego dłoń. Chłopak wziął ją na ręce.
- Gdybyś nie była moją siostrą, to byłbym skłonny się z tobą umówić. - Zażartował, a później oddał mi małą.
- Ethan, zachowuj się. Baw się dobrze. - Uśmiechnęłam się do niego, a on wyszedł. Ethan jest wspaniałym przyjacielem. W sumie nie różni nas jakaś specjalnie duża różnica wiekowa.
Posiedziałam jeszcze trochę z dziećmi na dworze i udaliśmy się do domu. Postanowiłam coś ugotować.
Lili i Liv były zmęczone, więc ułożyłam je do snu. Jack bawił się w salonie klockami, a Sophia rysowała. Ma wrodzony talent do rysowania. Aiden, mój daleki mały kuzyn, który przyjechał do LA do szkoły, uczył się do klasówki z matematyki. On jest zamkniętym w sobie chłopcem, ale widzę w nim bardzo duży potencjał. Rozumiemy się prawie, że bez słów. Oboje mięliśmy trudną przeszłość. On jest takim promyczkiem nadziei.
Zabrałam się za gotowanie. Dziś postawiłam na moje ulubione curry. Ah, gdyby Joe tu był. On uwielbia moje curry.
Kiedy już miałam naszykowane wszystkie produkty, rozległ się dzwonek do drzwi.
Poszłam otworzyć, a osobę, którą tam zobaczyłam wprawiła mnie w osłupienie.
- Sam, co ty tutaj robisz?
- Możemy porozmawiać, to jest dla mnie bardzo ważne.
- Tak, wejdź. - Zaprosiłam ją do środka. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że tak będzie lepiej.
- Sophia, Jack, Aiden idźcie do swoich pokoi. Aiden, miej na nich oko, dobrze?
- Dobrze. Muszę zrobić sobie przerwę. Zagramy w coś? - Zapytał dzieciaki, a one ucieszone poszły za nim na górę.
- Przepraszam za bałagan, ale nie spodziewałam się dziś gości. Proszę, usiądź. - Wskazałam sofę, a ona tam spoczęła. Zebrałam szybko zabawki do wiklinowego kosza i usiadłam obok niej.
- Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. - Przytaknęłam. - Ja nie powinnam była w ogóle do ciebie przychodzić, ale nie umiem sobie z tym poradzić. Wszyscy dawni znajomi się ode mnie odwrócili przez to, że przespałam się z twoim facetem. Ja na prawdę nie myślałam, że to może tak bardzo cię boleć i brnęłam w to dalej. - Zaczęła płakać. Te wspomnienia bolały i mnie, ale nauczyłam się znosić ten ból. Wiedziałam, że tak będzie lepiej.
- Nie wracajmy do tego. Było, minęło.
- Właśnie nie minęło. Ja go kocham, nadal go kocham. Nie chcę z tobą walczyć, bo i tak przegram. On nic do mnie nie czuje, ale ja.... Ja nie daję sobie sama rady. Zawsze, kiedy was widzę czuję taki cholerny żal do samej siebie, że wtedy go zdradziłam. Nie chcę już cierpieć.
- Dlaczego mi o tym mówisz?
- Bo wiem, że mnie zrozumiesz. Jesteś dla niego naprawdę idealną drugą połówką. - Teraz już płakała na dobre. Mnie też było ciężko, kiedy dowiedziałam się, że nadal do niego coś czuje.
Przytuliłam ją do siebie. Wiem jak to jest kochać kogoś, kto nie kocha ciebie. Płakałyśmy oboje.
- Sam, ja go nie zostawię. Nie mogę zniszczyć tego, co budowałam z nim przez tyle lat. Gdyby to było wcześniej, gdybym go nie poznała, ale nie teraz. Nie mogę, po prostu nie mogę.
- To tak cholernie boli.
- Wiem, oddychaj spokojnie. Zaparzę herbatę, to spokojnie porozmawiamy. Przykro mi, że nieszczęśliwie się zakochałaś. - Wstałam i skierowałam się do kuchni. Nastawiłam wodę i przygotowałam dwa kubki z herbatą, do jednego dodatkowo dosypałam melissy, aby choć trochę się uspokoiła. Po niecałych pięciu minutach wróciłam do salonu. Podałam jej napar.
- Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz? Jestem kochanką twojego faceta.
- Wina nie leży tylko po twojej stronie. Gdyby Chez tego nie chciał, nie zdradziłby mnie. Nie mogę obwiniać tylko ciebie. Ja czuję do was tylko żal, że tak mnie potraktowaliście. Chesterowi już wybaczyłam, tobie zresztą też.
- Jesteś na prawdę wspaniałą dziewczyną. Zawsze, kiedy się spotykaliśmy, on miał cholerne wyrzuty sumienia. Nawet mówił o tobie jak o największym skarbie. Właśnie dlatego chciałam cię zniszczyć. To zawsze ja zaczynałam i to ja kończyłam. Chciałam poczuć, że zależy mu na mnie, że nie łączy nas tylko seks, ale coś więcej. Jednak się myliłam. Ty byłaś nie do zniszczenia. Wybaczałaś za każdym razem, za każdym razem do siebie wracaliście, a mnie odstawiał na bok. Tego dnia, kiedy nas zobaczyłaś, zrobiłam to specjalnie. Zobaczyłam, że zajeżdżasz pod dom samochodem i zaczęłam go całować. Uległ mi kolejny raz. Tego dnia, przyszłam powiedzieć, żeby wybrał między tobą a mną, a on wybrał ciebie. Nie wytrzymałam, nie potrafiłam odejść obojętnie od niego. Chciałam widzieć jak cierpisz. Chciałam, żebyś cierpiała tak samo jak ja.
- Nie wracajmy do tego.
- Jeśli teraz tego nie powiem, będę męczyła się do końca życia. - Przytaknęłam. - Z jakiejś gazety udało mi się przeczytać, że wasz związek legł w gruzach. Cieszyłam się tak cholernie, bo wiedziałam, że do mnie przyjdzie, a on nie przyszedł. Nie odbierał, nie odpisywał. Zerwał ze mną kontakt. Widziałam, że cierpi. Na tym koncercie, na którym cię przepraszał, ja stałam w tłumie. Patrzyłam z szyderczym uśmiechem na jego porażkę i twoją obojętność. Cieszyłam się, że rozdzieliłam was na zawsze. Sala opustoszała. Tłumy zaczęły wychodzić, a ja do niego podeszłam i chciałam go fałszywie pocieszać. Odtrącił mnie i zarządził kategoryczny koniec. Od tamtego czasu cierpię, że mu nie powiedziałam, że coś do niego czuję. Byłam skłonna wymyślić ciążę. Powiedzieć, że to on jest ojcem, przecież tak zrobiła Kate. Bo miała nadzieję, że do niej wróci, kiedy się dowie. A on nie odszedł od ciebie. Ona umarła, zostawiając mu niespodziankę, a ty przygarnęłaś Jacka.
- Chwila, chcesz powiedzieć, że Jack nie jest jego synem?
- Tak. Kate była podobna do Cheza, znalazła kogoś podobnego do siebie i zrobiła sobie dziecko. Jakbyście byli bardziej uważni, zobaczylibyście, że on urodził się później niż powinien. Powiedziała Mikowi, że ukrywała przed Chesterem ciążę miesiąc, kiedy jeszcze byli w związku, prawda? Ona nie umiała dochować tajemnicy. Powiedziałaby mu od razu.
- Skąd o tym wiesz?
- Szukałam wielu sposobów na popsucie waszego związku, aż natrafiłam na nią. Kiedyś się z nią przyjaźniłam, a później Chez wybrał ją, a nie mnie. Znienawidziłam Kate.
- Musiałaś czuć się okropnie.
- Tak. Wiesz, że po rozmowie z tobą, zrozumiałam coś bardzo ważnego. Chester nigdy nie był dla mnie odpowiednim facetem. Zmarnowałam wiele lat na uzyskanie u niego jakichkolwiek względów. Nadal go kocham, ale nie mogę was rozdzielić. Jesteście sobie przeznaczeni i tak powinno pozostać już na zawsze.
- Dziękuję, za tę rozmowę. Ona dużo wniosła nie tylko w twoje życie, ale również i w moje. Mam nadzieję, że znajdziesz kogoś odpowiedniego i będziesz z nim szczęśliwa.
- Dziękuję. - Z naszych oczu popłynęły łzy. Płakałyśmy obydwie wtulone w siebie. Kochałyśmy jednego faceta, ale na różne sposoby.
- Ja już muszę wracać, Chester zapewne zaraz wróci z trasy, a nie chcę go widzieć.
- Przyjdź jeszcze kiedyś. Mimo, że był to bolesny temat, to miło mi się z tobą rozmawiało.
- Czas pokaże, czy będę miała na tyle odwagi by tu przyjść. Do zobaczenia. - Wstała z kanapy, a ja ją odprowadziłam do drzwi.
Mimo, że na początku ją nienawidziłam, to teraz poczułam coś więcej. Chciała się tylko odegrać za to, że jej nie wyszło.
Wróciłam do kuchni i dokończyłam curry.
Następnie nakarmiłam dzieciaki, które teraz usiadły na kanapie, a ja zaczęłam grać na fortepianie.
Muzyka mnie pochłonęła. Kiedy przyszedł Ethan, również dołączył się do mnie i zagraliśmy. Dzieci są uzdolnione muzycznie. Grając, zapomniałam o całym świecie. Dopiero, kiedy poczułam dłonie, które zasłaniają mi obraz, wróciłam do świata.
- Zgadnij, kto to?
- Chez. - Odwrócił mnie na stołku w swoją stronę. Brakowało mi go przez te dwa miesiące. Podniósł mnie i mocno do siebie przytulił. Poczułam się wyśmienicie w jego objęciach.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam. - Łzy popłynęły po moich policzkach. Zawsze płakałam, kiedy odjeżdżał i kiedy wracał do mnie. Różnica tylko w tym, że raz ze smutku, a drugi raz ze szczęścia.
- Odpoczęłaś ode mnie.
- Nie lubię takiego odpoczynku. Mięliście wrócić dopiero jutro.
- Nie cieszysz się?
- Cieszę, ale nie zdążyłam ugotować czegoś specjalnego. Boże, dziękuję, że wróciłeś cały i zdrowy.
- Tak. - Uśmiechnął się smutno. Coś się stało, coś poważnego. Wyswobodziłam się z jego objęć. Po chwili rzuciły się na nas dzieciaki. Byliśmy naprawdę szczęśliwą rodzinką po przejściach. Cieszę się, że wszystkie złe wspomnienia odeszły.
Miło nam minął cały wieczór. Chester mimo zmęczenia położył dzieciaki spać. Przeczytał im kolejny fragment ''Opowieści 1000 i jednej nocy''. Oni to uwielbiają, chociaż już znają tę książkę na pamięć.
Leżałam w swoim łóżku i czekałam na mojego narzeczonego. Chciałam z nim porozmawiać o trasie i o spotkaniu z Sam. Nie mam zamiaru przed nim niczego ukrywać.
Wreszcie przyszedł do mnie.
- Kochanie, wiesz, że ta trasa była tak bardzo męcząca, bo nie było cię przy mnie?
- Wiem. Jak udały się koncerty?
- Bardzo wyczerpujące, ale mam bardzo dużo energii, aby zająć się tobą. - Złożył pocałunek na moim obojczyku. Później zaczął wędrować w górę i dotarł do moich ust, a ja zaczęłam chichotać.
- Chez, nie dzisiaj. Musimy poważnie porozmawiać.
- Źle się czujesz? - Zapytał z troską.
- Nie. Dziś jest duże prawdopodobieństwo, że mogę zajść w ciążę, a nie jestem jeszcze na to gotowa. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Gdybyś znów była taka słaba jak po ostatniej ciąży, byłoby mi ciężko. Rozumiem i doceniam, że mi o tym powiedziałaś.
- Dlaczego byłeś smutny, kiedy wspomniałam o powrocie do domu w dobrej formie? Jest coś, co powinnam wiedzieć?
- Podczas ostatnich koncertów za bardzo zaszalałem z chłopakami i znalazłem się w szpitalu, ale już nic mi nie jest. Muszę się tylko oszczędzać.
- To coś poważnego? Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie chciałem, abyś się o mnie martwiła. Wiem jak bardzo emocjonalnie podchodzisz do stanu mojego zdrowia. Jak już mówiłem, za mną jest lepiej. Mam tylko odpocząć, nie przemęczać się i chwilowo nie powinienem śpiewać.
- Tak mi przykro. - Pocałowałam go. Śpiewanie jest dla niego wszystkim, a co jeśli już nigdy nie będzie mógł śpiewać? On się przecież załamie.
- Chciałaś o czymś porozmawiać.
- Tak. Dziś była u nas Samantha. Rozmawiałyśmy trochę o tobie, o niej, o mnie.
- Czego ona od ciebie chciała?! Kurwa, przecież miała się już więcej nie wpieprzać w nasze życie!
- Nie krzycz, my tylko rozmawiałyśmy. Wiesz, że ona cię kocha?
- Nie, nigdy tego od niej nie usłyszałem, ani nie odczuwałam.
- Jednak to prawda Chaz, ona cię kocha. Wiem, że nic do niej nie czujesz.
- Tylko to przyszła ci powiedzieć?
Skłam. On nie może wiedzieć. To go dobije. - Powiedziała moja podświadomość. Serce też się z nią zgodziło. To chyba pierwszy raz.
- Tak. Nie bądź na nią zły. Ona została sama.
- Była suką.
- A ty się z nią pieprzyłeś. Proszę, więc nie mów, kto tu się źle zachował. Przecież to z nią mnie zdradzałeś.
- Żałuję tego.
- Wiem. Nie wracajmy do przeszłości. Chcę, abyś wiedział, że z Sam mam zamiar się kolegować i nic tego nie zmieni.
- Jesteś dla wszystkich taka dobra. Kocham cię.
- Ja ciebie też, ja ciebie też. - Wtulona w jego tors, odpłynęłam do krainy Morfeusza.
_____
Kolejne rozdziały pojawią się: 4 i 5 października.
wtorek, 30 września 2014
Rozdział XXXVII
Już minął tydzień, odkąd Chester pojechał w trasę. Dni mijają mi spokojnie. Nie spotkałam już więcej Roberta za co jestem wdzięczna siłą wyższym, że nie kazali mi na niego patrzeć.
Jestem cholernie zmęczona. Nawet nie wiem czym. Może po prostu bardzo tęsknię za Chezem. Myślałam, że kiedyś się przyzwyczaję do tych wyjazdów, ale jest coraz gorzej. Nie wiem jak długo tak wytrzymam, jednak nie mogę pozwolić aby zrezygnował z tego, co kocha. Nie mogę kazać mu wybierać, bo i tak wybierze mnie, a jeśli by tego nie zrobił? Nie, on wybrałby mnie.
- Mama, pójdziemy na spacer? - Zapytał Jack.
- Oczywiście. Ubieraj buty i wołaj Sophie. Ja ubiorę bliźniaczki.
- Dziękuję. - Pobiegł po swoją siostrę, a ja jak wspomniałam - ubrałam Lily i Liv, które wesoło gaworzyły. Włożyłam je do wózka. Starsze dzieciaki wyszły z salonu i ładnie brały buty.
- Ethan?! - Zawołałam najstarszego syna.
- Tak? - Zaszedł do mnie na dół.
- Idziemy na spacer, chcesz się wybrać z nami?
- Mogę iść. A później pomożesz mi w fizyce?
- Tak. To się zbieraj. - Nastolatek ubrał kurtkę i trampki, a później pomógł młodszemu rodzeństwu. Udaliśmy się więc na długi spacer do parku, który miał nas wszystkich odstresować. Usiadłam na ławce i patrzyłam na dzieciaki, które biegały po placu zabaw. Bliźniaczki bawiły się grzechotkami, a Ethan siedział obok mnie.
- Wydaje mi się, że jesteś zmęczona. - Zaczął rozmowę. Tak, byłam zmęczona, ale nie chciałam, aby to było aż tak widoczne.
- Nie. Po prostu zastanawiam się co u Linkinów. Jeśli dobrze kojarzę, to oni właśnie grają kolejny koncert. Jeszcze sześć tygodni i wracają.
- Tęsknisz za nim, prawda?
- Tak. Jest dla mnie bardzo ważny, tak samo jak wy. Boję się, że coś może się stać.
- Dadzą radę. Wiesz, że w przyszłym tygodniu będę grał mecz? Musimy pokonać jeden zespół z Green, aby dostać się na stanowe mistrzostwa.
- Jak mogłabym nie wiedzieć? Mam nawet zamiar się tam wybrać. Chyba nie narobię ci obciachu przy znajomych.
- Daj spokój. Rozproszysz naszą konkurencję.
- Co za bojowe zadanie. - Zaśmialiśmy się. Ethan uśmiechał się promiennie i czasem na mnie spoglądał takim wzrokiem, jakby chciał mi coś powiedzieć, albo zapytać. Jako stateczna kobieta, zaczęłam się zastanawiać o co mu mogłoby chodzić. On ma dopiero piętnaście lat, a jest już taki dorosły. Ja w tym wieku również taka byłam, co w sumie wyszło mi na dobre. Mam już wspaniałą rodzinę, przyszłego męża, pracę i kochane dzieci. Czego mogę chcieć jeszcze?
- Paula, mam do ciebie pytanie. - Przytaknęłam i skierowałam na niego oczy. - W szkole jest kilku moich znajomych, którzy grają na jakiś instrumentach. Czy uważasz, że ja też dobrze gram na fortepianie?
- Tak. Jesteś bardzo uzdolnionym chłopakiem, z czego jestem niezmiernie dumna. Dlaczego zadałeś to pytanie?
- W szkole jest taka dziewczyna, Alex. Jest ona siostrą Meggie. Ostatnio usłyszała jak na lekcji grałem "Numb", wiesz ludzie od razu zareagowali, bo w sumie ta piosenka jest świeża. Niektórzy jeszcze nie mięli okazji, jej usłyszeć. W klasie była Alex i zapytała, czy nie chciałbym pograć z nimi w takim garażowym zespole. Wiesz, mógłbym w ten sposób zaimponować Meggie, która też tam gra, w sumie to śpiewa. Wszyscy mnie chwalili, że gram dobrze, a nauczycielka chyba dostała palpitacji. Mógłbym grać z nimi?
- Kochanie, tę decyzję musisz podjąć sam. Mi nie przeszkadza, że chcesz dołączyć się do jakiegoś zespołu, tym bardziej, że wiesz jak w naszej rodzinie muzyka jest wszechobecna. Masz moje pozwolenie jeśli o to ci chodzi. Nie mam prawa zabronić ci czegoś, czego kochasz.
- Załóżmy, że będę z nimi grał. Z tym się wiąże kolejne pytanie. Jeśli ja do nich dołączę, będzie nas ośmioro, co oznacza brak miejsca w garażu.
- Wiesz, a jeślibyście prowadzili próby w moim starym mieszkaniu? Wiesz, mieszkanie jest na lekkim odludziu, chociaż ostatnio wprowadziło się jakieś małżeństwo niedaleko naszego domu. Studio jest dźwiękoszczelne, co oznacza, bak problemów z sąsiadami. Instrumenty są tam w dobrym stanie. Jeśli chcesz, możemy nawet dziś po południu tam pojechać, aby wszystko sprawdzić.
- Chciałem zapytać, czy moglibyśmy tam ćwiczyć, ale ubiegłaś mnie z tym pytaniem.
- Nawet nie będę się martwiła, że gdzieś się możecie włóczyć. Tylko jest kilka zakazów, których musicie przestrzegać.
- Wiem. Czyli mogę zebrać grupę, abyśmy razem zobaczyli pomieszczenia?
- Tak. Twoje rodzeństwo dziś się wybiera do babci. Christopher zabiera Jacka i Sophie na ryby, a moja mama chce się zająć bliźniaczkami.
- To zadzwonię do znajomych i się z nimi umówię. Trzecia będzie ci odpowiadać?
- Tak. - Uśmiechnęłam się. Ethan poszedł dzwonić, a ja zawołam dwójkę urwisów.
- Sophia, Jack musimy zbierać się do domu. Dziadek ma po was przyjechać.
- Na ryby! - Ucieszył się Jack.
- Tak synu. To co, wracamy?
- Tak. - Podniosłam się z ławki. Ethan skończył rozmawiać i do nas dołączył.
- Będą wszyscy na nas czekać.
- Super. A teraz chodźmy do domu. - Sophia zaczęła się skarżyć, że bolą ją nóżki, dlatego nastolatek wziął ją na plecy. Wyglądało to bardzo uroczo.
Droga powrotna nie zajęła nam dużo czasu. Bliźniaczki się obudziły i zaczęły gaworzyć. W domu je nakarmiłam, a później zaczęłam się z nimi bawić. Christopher zabrał małe szkraby na wędkowanie i obiecał odwieźć je do domu za trzy godziny. Nie wiem, czy oni tyle wytrzymają łowiąc ryby. Ja bym nie wytrzymała tam piętnaście minut. Przyjechała z nim również moja mama, która była zadowolona, że znów może poczuć się młodo i zajmować dziewczynkami. W sumie ona nadal jest młoda. Kocham ją i raczej to się nigdy nie zmieni.
- Dziękuję mamo, że zgodziłaś się z nimi zostać. Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła. Chris jest wspaniałym dziadkiem i dobrym ojcem. Chciałabym, aby był z tobą już na zawsze.
- Mam nadzieję, że ze mną zostanie. Wiesz, że my się jeszcze nie kłóciliśmy? Jesteśmy dla siebie idealni.
- Wiem mamo. Muszę już jechać. Postaram się szybko wrócić.
- Do zobaczenia. - Wyszłam razem z Ethanem i udałam się do naszego samochodu. Chłopak ciągle się uśmiechał.
- Wiesz, że kiedy moi znajomi cię rozpoznają, zaczną się pytania?
- Przecież jestem tylko stateczną matką z wspaniałymi dziećmi i przyszłym mężem. Kotku, wiesz przecież, że to z kim mieszkasz nie może mieć wpływu na twoje otoczenie. Wiem, że tego kim jest twój prawny opiekun nie da się wiecznie ukrywać. Tym bardziej, że nigdy się z tym nie ukrywaliśmy. Pamiętasz, twój pierwszy mecz i to zdziwienie, kiedy pojawiłam się na nim z Chesterem? Te spojrzenia w naszą stronę, gdy podszedłeś do nas?
- Pamiętam. Większość myślała, że on po prostu przyszedł popatrzeć, a ty miałaś okulary, więc jakoś specjalnie nie kojarzyli faktów.
- Tak było tylko na początku, później pojawiliśmy się w gazecie. Tylko ktoś nie koniecznie dobrze zdał relację reporterom i powiedział, że jesteś moim bratem. Nikt nie podejrzewał, że jesteśmy twoimi opiekunami.
- Wiem mamo. Po prostu nie chcę mieć znajomych, którzy patrzą na to kim są moi rodzice, a nie patrzą na to kim jestem ja.
- Chester zrobił to samo, kiedy mnie okłamywał. Bał się, że będę z nim tylko dla sławy, a nie z miłości. Ja jestem tolerancyjna i w sumie nigdy nie zależało mi na jego pieniądzach. Nie chcę, abyś ty również popełnił ten błąd. Nie możesz ich okłamywać. Pamiętaj, że prawdziwi przyjaciele będą z tobą zawsze, niezależnie od wszystkich czynników, jakie będą na was wpływać z zewnątrz.
- A jeśli teraz też wzięli mnie tylko dlatego, że znam Linkinów?
- Jeśli to zrobili, to wiedz, że są prawdziwymi głupcami. Pamiętaj, aby nie okazywać im jak bardzo na nas możesz polegać. Obserwuj ich, jak się w stosunku do ciebie zachowują. Jeśli uznasz, że robią to tylko dla sławy, wtedy będziesz mógł od nich odejść z czystym sumieniem. Nigdy nie sprowadziłeś do domu żadnego z kumpli oprócz Sama. Jest on dobrym przyjacielem i raczej nie liczy na sławę, bo nigdy nie wprasza się niepotrzebnie, nie obserwuje nas. Jest twoim kumplem, któremu możesz ufać.
- Tak, masz rację. Sam jest moim kumplem i ufam mu. Jest ze mną zawsze, kiedy go potrzebuję. Nawet wtedy gdy odeszłaś od Chestera on przy mnie był.
Dotarliśmy do mojego dawnego mieszkania. Czekało tam na nas siedmioro dzieciaków, mniej więcej w wieku Ethana.
- Siema. - Powiedział jakich chłopak i przybił piątkę z moim synem. - Dzień dobry, pani. - Grzecznie się przywitał i podał mi dłoń.
- Dzień dobry. Wejdźmy może do środka. - Zaproponowałam. Ethan otworzył drzwi i przepuścił mnie oraz dziewczyny. Za nami weszła reszta chłopaków i mój syn.
- Dzień dobry wszystkim. - Powiedziałam, kiedy znaleźliśmy się w salonie.
- Dzień dobry. - Odpowiadali, jeden przez drugiego.
- Usiądźmy. - Wskazałam na kanapy. - Jestem Paulina Smith, a wy?
- To jest Meggie, Michael, Simon, Christian, Elizabeth, Carol, a ja jestem Alex. - Zwróciłam wreszcie na nią oczy. Wyglądała na najstarszą z grona. Była ładną dziewczyną.
- Miło mi was poznać. Ethan mówił, że tworzycie zespół i potrzebujecie miejsca na próby. Postanowiłam udostępnić wam studio, ale są pewne warunki, które musicie zadeklarować się spełnić.
- Dobrze, na pewno je spełnimy. - Odpowiedziała Alex i od razu wiedziałam, że to ona jest liderem. - Co to za warunki?
- Ten dom jest dostępny dla was o każdej porze dnia i nocy. Jednak nie chciałabym, abyście sprowadzali tutaj jakiś obcych ludzi. Kolejną sprawą jest dbanie o niego. Proszę, abyście po sobie sprzątali oraz utrzymywali jakiś porządek w domu oraz w jego obrębie. Oczywiście całe wyposażenie jest do waszej dyspozycji oprócz pokoi, które są zamknięte. Do nich nie macie wstępu. W zasadzie to są dwa pokoje, do których nie macie prawa wejść. Pozostała część domu jest dla was. Jestem pesymistycznie nastawiona do używek różnego kalibru, więc proszę takowych tu nie spożywać.
- To są tylko te warunki?
- Tak. Mam nadzieję, że nie zaniedbacie szkoły.
- Dziękuję, pani Smith. Jest pani jedynym rodzice z naszej paczki, który popiera nasze zainteresowanie muzyką. Jestem pani wdzięczna, za to, że możemy tutaj ćwiczyć.
- Nie ma za co, kochana. Zawsze wspieram ludzi w ich wyborach. Cieszę się, że muzyka was interesuje i chcecie rozpocząć własną działalność. Chodźcie teraz do studia. - Podniosłam się z fotela i skierowałam się na piętro, a w zasadzie na strych. Otworzyłam zakluczone drzwi i pozwoliłam młodzieży wejść do środka.
- Boże, tu są wszystkie instrumenty, których potrzebujemy! - Powiedziała zadowolona Meggie. Podeszła do Ethana i pocałowała go w policzek. Jak dobrze widzieć takie uśmiechnięte buzie.
- Spójrzcie, ta gitara wygląda jak gitara Gersa! Boże, tam jest jego autograf.
- To jest jego gitara Michael. Powiedział z dezaprobatą Ethan.
- Instrumenty w gablotach są nie do użytku. To są instrumenty, które na prawdę należały do jakiegoś artysty muzycznego. W gablocie po lewo, znajduje się gitara BBB, a obok niej bas Davida z Linkin Park. Instrumenty, które znajdują się za dźwiękoszczelną ścianą, są do użytku. Możecie na nich ćwiczyć, ale najpierw musicie je nastroić. - Uśmiechnęłam się do nich zachęcająco. - Ściany w tamtej części pokoju są dźwiękoszczelne. Sami sprawdźcie. - Alex weszła do środka, zamknęła drzwi i krzyknęła z całej siły, a my nic nie słyszeliśmy.
Podeszłam do konsolety i przecpyknęłam jeden z przycisków, dzięki któremu dźwięk był słyszany również i tutaj, ale o wiele ciszej niż tam.
- Proszę pani, czy tego studia pani używała kiedyś? - Zagadnęła Meggie.
- Tak, ale przez bardzo krótki czas. Teraz oddaję je w wasze ręce.
- Zagra coś pani?
- Tak. - Weszłam do pokoju dźwiękoszczelnego, szybko nastroiłam gitarę i zaczęłam grać 'Papercut'. Rozbrzmiały pierwsze nuty, a kiedy zaczęłam śpiewać, dołączyła do mnie Meggie. Oddałam jej głos, a ja tylko grałam. Ma dziewczyna talent.
- Dawno nie grałam na gitarze. - Powiedziałam, kiedy nikt się nie odzywał i tylko na mnie patrzyli.
- Ma pani talent. - Powiedziała Alex.
- Dziękuję. Teraz wy pokarzcie to, co już umiecie. Ja się trochę pobawię i nagram wasze wykonanie. Proszę, abyście nastroili swoje instrumenty. Chcę was usłyszeć.
- Zagramy 'Runaway'. Christian zaśpiewasz. Meggie, pomożesz w chórkach. - Alex zarządziła, a wszyscy jej posłuchali. Każdy zaczął majstrować przy swoim instrumencie, a po chwili byli gotowi do grania. Ethan stanął obok mnie i patrzył na dziewczynę jak na cudo. Chłopak na prawdę się w niej zakochał, on chyba też nie jest jej obojętny.
- Gotowi? - Zapytałam, a oni przytaknęli. - Zaczynamy za 3... 2... 1... Start...
Zabrzmiały pierwsze nuty. Podrasowałam trochę ścieżkę dźwiękową, aby dźwięk był jeszcze bardziej zbliżony do oryginału. Chester koniecznie musi to usłyszeć. Jeszcze dziś wieczorem do niego zadzwonię i wyślę mu ten utwór.
Dzieciaki są na prawdę dobrzy w tym co robią. Trzeba ich wspierać. Często takie szkolne brzdękanie okazuje się czymś wspaniały.
- Mamo, oni są dobrzy w tym co robią.
- Wiem. Co myślisz o tym, aby LP usłyszało ich cover?
- Myślę, że to mógłby być bardzo dobry start dla nas. Dzięki. - Uśmiechnął się i znów zaczął wpatrywać się w Meggie.
- Skoro ona ci się tak podoba, to może zaprosisz ją do nas? Na przykład w sobotę mogłaby zjeść z nami obiad, albo kolację. - Zaproponowałam. Chciałabym ją lepiej poznać. Meggie, bardzo ładne imię, chociaż kojarzy mi się ze straszną lafiryndą. Za czasów, kiedy mieszkałam w Anglii, miałam znajomą o tym imieniu. Była suką, to mało powiedziane. Jakoś nigdy nie żywiłam do niej sympatii.
_______
A ja się wcale nie chwalę, ale jadę na dwutygodniową wymianę do Rosji! Wreszcie odwiedzę swoją Moskwę. Ostatni raz byłam tam osiem lat temu. O.o - szok po prostu.
Tak więc, z okazji, że wyjeżdżam już w przyszłą środę (8.10) to postaram się dodać rozdziały przed moim wyjazdem. Nie ma sensu odkładać tego na mój powrót, bo zapewne będę miała zaległości w tematach w mojej szkole, a tego nie chcę.
Boże, jak ja dziękuję mojemu przeznaczeniu, że mogę się tam udać. Naprawdę nie ma nic lepszego niż powrót chociaż na kilka dni do rodzinnego miasta.
To tyle z wiadomości.
Rozdział 37 został już dodany, a przed nami jeszcze trzy rozdziały i koniec.
Mam nadzieję, że nie zawiodę na sam koniec.
Pozdrawiam,
Lilith.
PS: Zapraszam na "ANIOŁEK Z PIEKŁA RODEM" :)
niedziela, 28 września 2014
Rozdział XXXVI
- Tylko proszę, bądź ostrożny. Uważajcie na siebie, nie pakujcie się w żadne kłopoty. Pisz i dzwoń jak najczęściej. - Żegnałam się z Chesterem, który właśnie miał wsiadać do turnbusa.
- Te dwa miesiące będą naprawdę długie bez ciebie. Już mi ciebie brakuje.
- Nie lubię pożegnań. Zawsze się na nich rozklejam.
- Ja też ich nie znoszę. - Przytulił mnie do siebie. Pożegnał się jeszcze z dzieciakami, a Ethanowi kazał się mną opiekować. W sumie Ethan zawsze to robił, kiedy on wyjeżdżał. Jest kochanym synem.
Szybko pożegnałam się z chłopakami i oni ruszyli, a ja znów zostałam sama z piątką dzieci.
Te dwa miesiące miną szybko, muszą minąć szybko.
- Kochani, a teraz idziemy do domu. Kto pomoże mamie w sprzątaniu? - Sophia podniosła dłoń do góry, a za nią Jack. Ethan zadeklarował, że posprząta swój pokój i zajmie się bliźniaczkami.
- Jesteście kochani. Jak się szybko uwiniemy, to odwiedzimy dziś babcię Evelin i dziadka Chrisa. Macie na to ochotę?
- Tak, ale ja nie mogę. Umówiłem się z Maggi na wypad do kina. - Powiedział Ethan.
- Wypad do kina, czy randka w kinie?
- Randka?
- Miło, że znalazłeś dziewczynę. Chętnie bym ją poznała. Zaproś ją kiedyś do nas na kolację, albo coś w tym stylu.
- Mamo...
- Mój syn wyfruwa z gniazda, chcę wiedzieć z kim. Wiesz, że nie jestem taka stara, więc nie będę was zamęczać. Zresztą, zrobisz jak zechcesz. Wiedz, że jesteście miło widziani w tych progach.
- Dzięki.
Po tej krótkiej rozmowie, zaczęło się wielkie sprzątanie. W sumie bardzo często sprzątam, aby zabić czas i nauczyć dzieciaki porządku. Chester się śmieje, że zostałam pedantką. To nie prawda, chociaż?
Wspólne sprzątanie było wspaniałą zabawą do której dzieciaki się przyłożyły. Jack i Sophia uporządkowali swoje zabawki oraz książki. Te rzeczy, którymi się nie bawili pozwolili mi zawieźć do Domu Dziecka, aby inne dzieci były szczęśliwe.
Pluszaki postanowiłam oddać do pralni chemicznej po drodze do mojej mamy, a z powrotem miałam zamiar je odebrać.
Kiedy skończyliśmy, nadeszła pora obiadu. Dziś serwowałam wegetariański gulasz, który smakował szkrabom. Ethan wybrał się do kina z tajemniczą Maggi. Mięli później pójść razem do jakiejś knajpy na kolację.
Ja chciałam jeszcze coś załatwić na mieście, więc dzieciaki zawiozłam do dziadków, a sama udałam się do swojego starego mieszkania.
Osobę, którą tam spotkałam byłam bardzo zaszokowana. Co on tam robił? Postanowiłam udawać, że go nie pamiętam, a może mnie nie pozna? On miał dobrą pamięć do twarzy, co nie było dla mnie dobrą wiadomością.
- Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? - Zapytałam jak gdyby nic. Na twarzy przyjęłam maskę obojętności, dobra jestem w aktorstwie.
- Kochanie, tak bardzo tęskniłem. - Chciał mnie przytulić, ale wykonałam dobry unik.
- Czy my się znamy? Przepraszam, ale nie kojarzę pana.
- Paula, to ja Robert.
- Przepraszam, znam tylko jednego Roberta, ale pan nie jest do niego podobny.
- Kochanie, przyjechałem specjalnie dla ciebie. Zrozumiałem, że cię kocham.
- Proszę nie pleść głupot. Ja mam już narzeczonego. - Pokazałam mu pierścionek na lewej dłoni. Jego mina była bezcenna.
- Ty z nim? On. Ty... Jak?
- Coś się panu stało? - Ta zatroskana mina, która w rzeczywistości była tylko maską. On był mi już obojętny. Nie ważne, czy by się zabił czy umarł. Ja już go nie kochałam.
- To prawda, że twoim chłopakiem jest Chester? Ten Chez?
- Nie wiem czy ten. Skąd pan tyle o mnie wie, czuję się osaczona przez pana.
- Co się z tobą stało? - Dotknął mojej dłoni, a ja ją wyrwałam.
- Proszę mnie zostawić, będę krzyczała.
- Nikt cię nie usłyszy. Jak mogłaś mnie tak po prostu skreślić? Może to on coś ci zrobił?
- Proszę odejść, bo wezwę policję.
- Kochanie, nie bądź dla mnie taka agresywna. Przecież mnie kochasz.
- Nie. Proszę odejść. - Odwróciłam się do niego placami i ruszyłam w stronę drzwi. Niestety nie zaszłam daleko, bo odwrócił mnie w swoją stronę i unieruchomił w żelaznym uścisku. Próbowałam się wyrwać, ale on był dla mnie za silny.
- Puść mnie, przecież nic ci nie zrobiłam. Zostaw mnie w spokoju...
- Kochanie, to tylko ja. To ja Robert. Dlaczego mnie nie pamiętasz?
- Bo nie chcę cię pamiętać. Zniszczyłeś mi życie. Proszę, nie niszcz go teraz, kiedy zaczęło mi się wszystko układać. - Zelżył uścisk, co od razu wykorzystałam i uwolniłam się z jego uwięzi.
- Tak po prostu wymazałaś mnie ze swojej pamięci? Przecież mnie kochałaś. Zapewne nadal mnie kochasz.
- Nie, nie kocham. Byłaś dla mnie ważny kilka lat temu. Teraz założyłam rodzinę i znalazłam wspaniałego mężczyznę, poznałam mnóstwo przyjaciół, skończyłam dobrą szkołę, nie niszcz tego.
- Porozmawiajmy, na spokojnie. Pójdźmy na jakąś kawę, cokolwiek.
- Nie mogę. Muszę wracać do dzieci.
- Jak do dzieci?
- Normalnie, zostawiłam je ze swoją mamą. Może kiedyś jeszcze porozmawiamy.
- Zbywasz mnie, prawda? Chcesz się mnie pozbyć?
- Jeśli tak to odebrałeś, to tak. Chcę się ciebie pozbyć.
Weszłam do mieszkania i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Zakluczyłam się i osunęłam się po nich na podłogę. Nienawidzę go, za to wszystko co mi zrobił, za to, że się mną tylko bawił i za to, że mnie zdradził. Nienawidzę go za wszystko, co przez niego przeżyłam.
Weszłam do swojego pokoju na górze, który tak bardzo kochałam. Miałam zabrać z niego kilka rzeczy, które są mi potrzebne do zaliczenia ostatnich testów. Później może znajdę jakąś pracę. Mimo, że nie muszę tego robić i zapewne Chester nie podzieli mojego entuzjastycznego nastawienia do pracy, ale nie mam zamiaru całe życie być czyjąś utrzymanką.
Zabrałam potrzebne książki, a kiedy otworzyłam szafę wyleciał z niej list, zaadresowany do mnie. Data wskazywała, że był on wysłany rok temu.
Dlaczego ja nie odczytałam tej wiadomości? - Zadałam sobie pytanie, na które nie umiałam odpowiedzieć.
Kiedy miałam otwierać wiadomość, zadzwonił mój telefon.
- Halo? - Zapytałam nie patrząc na wyświetlacz. Muszę zmienić nawyki.
- Paula, kiedy wrócisz?
- Mamo, za kilka minut powinnam być. Miałam niespodziewanego gościa.
- Kogo?
- Roberta.
- A on nie jest w trasie z resztą?
- Nie ten Robert.
- On?! Do cholery, czego on znów chciał?
- Nie wiem, mam to gdzieś. Co robią dzieciaki?
- Jack, Sophia i Chris poszli na spacer i po drobne zakupy. Lily i Liv obecnie śpią. Ethan dzwonił, żeby powiedzieć iż zaraz powinien u mnie być. Jego koleżanka się źle czuje i nie idą razem do kina. Będę miała wszystkie moje wnuki ze sobą.
- Muszę kończyć, za chwilę będę. - Pożegnałam się z rodzicielką. Zebrałam wszystkie rzeczy, po które przyjechałam i wyszłam na korytarz. Popatrzyłam jeszcze na zdjęcia, które tu wiszą, a później zajrzałam do swojego studia, które tak bardzo pokochałam, mimo iż bardzo krótko tu przybywałam.
W tym pomieszczeniu cieszyłam się, że zobaczę Chestera na randce w poniedziałek i tu płakałam, kiedy nie chciałam, aby ktoś mnie słyszał. W tym pokoju przeżyłam bardzo dużo miłych wspomnień oraz tych bolesnych.
Podeszłam do perkusji, która stała w rogu pokoju. Instrument, na którym wyżywałam się, kiedy nie wiedziałam jak pomieścić swój gniew i żal.
Kolejny instrument to pianino, które dawało mi ukojenie w swoich delikatnych dźwiękach. Kolekcja gitar wiszących na ścianie miała wiele historii. Każda odegrała jakąś rolę w moim życiu.
Otrząsnęłam się ze wspomnień i wyszłam z pomieszczenia, zamykając drzwi. Chciałam już wracać do dzieci, do swojej mamy, z którą muszę porozmawiać o tylu dla mnie ważnych sprawach. Potrzebuję się jej poradzić. Dawno ze sobą nie rozmawialiśmy otwarcie, bo zawsze były jakieś przeciwności losowe. Od dziś mam zamiar to poprawić.
Wsiadałam do mustanga i ruszyłam do domu. Do nowego domu mojej mamy.
Droga nie była długa, ale bardzo nużąca. Odzwyczaiłam się od jazdy samochodem. Bardzo się odzwyczaiłam. Zazwyczaj jeździł Chester, a ja albo jechałam z nim, albo zostawałam w domu z dzieciakami. Cóż, potrzebujemy większego samochodu.
Zaparkowałam pod domem Christophera. Cóż mięli na prawdę ładną posiadłość. Mama kochała ogród, gdzie mogła przesiadywać prawie, że cale dnie. Na prawdę się jej nie dziwię, bo zawsze, kiedy pogoda sprzyja i ja wychodzę do ogrodu, gdzie mogę siedzieć i siedzieć. Starzeję się, oj starzeję.
- Mama! - Podbiegła do mnie Sophia. - Dziadek kupił nam cukierki. Wiesz, że on też je bardzo lubi?
- Tak, skarbie. Proszę, abyście się zbytnio nimi nie najadali. Nie chcę, aby was rozbolały brzuszki.
- Dobrze. Idziesz z nami?
- Tak. - Złapałam ją za rączkę i ruszyłam w stronę Chrisa.
- Witaj. - Przytuliłam go. Był dla mnie jak ojciec, którego tak bardzo chciałam mieć. Nawet jako dorosła osoba potrzebuję dorosłego opiekuna. Chyba zawsze go potrzebowałam.
- Cześć, jakie ty masz urocze dzieciaki. - Zaczął je chwalić, a ja się uśmiechałam. Moje dzieci potrafiły się doskonale zachowywać w towarzystwie, miały wyrafinowane maniery, których nauczyły się dzięki Chesterowi i mnie.
- Tak, to prawdziwe aniołki. Słyszałam, że zrobiłeś zakupy i kupiłeś cukierki.
- Tak, powiem ci coś w sekrecie. - Podszedł do mnie i powiedział na ucho - Jestem od nich uzależniony. - Wybuchliśmy śmiechem. Być uzależnionym od cukierków, to o wiele lepsze rozwiązanie niż być uzależniony od jakiegoś świństwa. Sama przechodziłam różne stany, kiedy chciałam sięgnąć po kreskę, ale się powstrzymywałam. Tak samo nie sięgam po alkohol, czy inne wspomagacze. Jestem silna.
Weszliśmy do domu. Przywitałam się z moją mamą, która coś gotowała. Po zapachu poznałam, że to jej specjalność - spaghetti. Kobiety w mojej rodzinie zawsze dobrze gotowały, za co byłyśmy chwalone przez naszych facetów. Kobieta gotująca to podstawa w domu.
Popołudnie minęło nam bardzo miło. Zegar wskazywał godzinę siódmą.
Chester powinien już dolecieć do Londynu. Powinien za chwilę zadzwonić, może "napadli" na nich fani? W sumie to całkiem możliwe, zapewne nie może teraz dzwonić, a ja nie chcę mu przeszkadzać.
Postanowiłam, że zostanę na noc u mamy razem z dzieciakami. Oni będę mięli taką odskocznię. Chociaż Ethan jutro ma iść do szkoły. Chyba za dużo opuszcza zajęć. Jednak nie narzekają na niego nauczyciele, uczy się całkiem dobrze, więc nie powinnam mieć z tym żadnego problemu. Przynajmniej nie buntuje się i nie sprawia problemów wychowawczych. Czasami myślę, że on jest starszy niż wskazuje na to jego rocznik. Umie zachować się jak dorosły i opiekuje się mną oraz moimi podopiecznymi. Jestem z niego bardzo dumna.
Zbliżała się ósma, a Chester nadal do mnie nie zadzwonił. Musiało coś się stać. Przecież miał zadzwonić od razu po wylądowaniu, abym się nie martwiła. Musiało stać się coś poważnego, ale w tedy zadzwoniliby do mnie ze szpitala, policji lub ktokolwiek by zadzwonił.
Pospiesznie uruchomiłam laptop i zaczęłam przeglądać wiadomości. Kiedy nic nie znalazłam, weszłam na godziny przylotów samolotów w Londynie.
Według tego co tam pisało, samolot wylądował pomyślnie i o czasie. W takim razie, dlaczego on do mnie nie pisze? Dlaczego nie dzwoni?
Nienawidzę, kiedy on jest gdzieś daleko i nie mam z nim kontaktu.
- Kochanie, co się dzieje? - Zapytała moja mama, która weszła do mojej sypialni.
- Chester nie dzwoni, a obiecał, że zadzwoni gdy tylko wyląduje. Martwię się o niego. - Pogładziłam jej dłoń, która spoczęła na moim ramieniu.
- Kotku, na pewno zadzwoni. Chester jest odpowiedzialny, może coś ich zatrzymało?
- Nie wiem. Mam cholernie złe przeczucia.
- To zadzwoń do niego.
- Masz rację, muszę zadzwonić. - Szybko wzięłam telefon do ręki. Trzęsącymi się dłońmi wykręciłam numer do narzeczonego.
Gorączkowo czekałam aż odbierze. Pierwszy sygnał - nic. Drugi sygnał - nic. Trzeci, czwarty, piąty - nic. Szósty...
- Halo? - Odezwał się.
- Witaj skarbie.
- Paula, właśnie miałem do ciebie dzwonić. Dopiero wypuścili nas z lotniska, zdajesz sobie sprawę z tego, że fani się na nas rzucili? Dosłownie.
- Całe szczęście. Te dwie godziny, które oczekiwałam na wiadomość, były męczarnią. Cholera, jestem tak bardzo przewrażliwiona na twoim punkcie.
- Przepraszam, że musiałaś się martwić o mnie.
- Już będę spokojna.
- Kocham cię.
- Też cię kocham Chazzy, bardzo cię kocham. Zapewne jesteś zmęczony. Połóż się spać.
- Nie jestem zmęczony. Mów, co u ciebie.
- Dobrze. Obecnie jestem u mamy z dzieciakami. Chris jest wspaniałym dziadkiem, Jack jest nim zauroczony. Sophia dużo czasu spędzała z babcią w ogrodzie. Posadziła nawet drzewko, które ma symbolizować naszą rodzinę. Bliźniaczki są bardzo spokojne. Ethan znów coś rysuje.
- Mówisz to wszytko takim głosem, jakby coś się stało.
- Jest jedna sprawa, która nie daje mi spokoju.
- Co się stało?
- Dziś miałam konfrontacje ze swoim byłym chłopakiem.
- Jak się po tym trzymasz?
- Chyba dobrze. Kiedy go zobaczyłam to spanikowałam. Udawałam, że go nie znam, a później po prostu uciekłam do mieszkania. Patrząc na niego, czułam tylko nienawiść, która nie chciała zniknąć. Miałam go głęboko w poważaniu.
- Zabiję tego gnoja.
- Daj spokój, to nie ma sensu. Nie mam zamiaru odwiedzać cię za kratami. Nie myślmy teraz o Robercie. Porozmawiajmy lepiej o was. Powiadasz, że tłum się na was rzucił?
- Tak, czułem się tak dziwnie osaczony. Chłopaki z resztą też. A Brad, Boże, co on przeżył.
- Co mu się stało? - Zapytałam poważnie zmartwiona.
- Zniszczył sobie fryzuję. - W słuchawce usłyszałam śmiechy, co oznacza, że chłopcy siedzieli z nim.
- Wiesz jak ja je długo układałem? - Krzyknął BBB.
- Dziesięć minut, stary. Dziesięć minut. - Odparł mu David.
- Wiesz ile to jest w życiu takiego przystojniaka jak ja? W moim życiu każda sekunda jest ważna. - Chłopcy znów wybuchli śmiechem na jego marudzenie.
- Ja cię doskonale rozumiem. Młody, piękny, uzdolniony - to tak szybko przemija.
- Tak. A moje włosy i tak żyją własnym życiem. Do czego to doszło?
- Wiem, a może potrzebny ci fryzjer? Zmiana image, zazwyczaj dobrze robi gwiazdą. Ja znam świetnego fryzjera.
- Rozważę tę propozycję. Już oddaje telefon Chesterowi, bo chłopak zaczyna się bulwersować. Pa, mała.
- Jak tylko przyjedziesz, to wybiję ci tę małą z głowy. - Zagroziłam. - Bój się zasypiać, jestem zdolna do wielu rzeczy.
- Nie strasz Brada. - Usłyszałam głos swojego faceta.
- Nie lubię jak ktoś nazywa mnie małą, to nie moja wina, że nie urosłam.
- Małe jest piękne i stworzone do wyższych celów, czy jakoś tak.
- Dobrze, ja już będę kończyła. Dzwoń często do mnie. Jack ma ci coś ważnego do powiedzenia. Kocham cię.
- Zadzwonię jutro. Też cię kocham, skarbie. Pa.
- Hej. - Rozłączyłam się.
Byłam już spokojna. Nic im się nie stało. Całe szczęście. Całkowicie spokojna, udałam się w objęcia Morfeusza.
czwartek, 25 września 2014
Rozdział XXXV
Nastał kolejny wieczór. Dziś, wyjątkowo spędzam go sama z dziećmi. Chciałam, aby Chez się rozerwał i wyszedł gdzieś z kolegami. Nie może przecież ciągle przy mnie czuwać jak pies. Oboje tego potrzebujemy.
Najgorsze jest to, że ja nadal nie wróciłam do wcześniejszej formy. Czasami myślę, że sama się wykańczam. Nie chcę zostawiać moich wspaniałych dzieci. Liv, Lily, Jack, Ethan i Sophia. Piątka uroczych dzieci. Moich dzieci.
Ethan zaczyna opuszczać dom. Teraz wyjechał na dwutygodniową kolonię do Francji razem z klasą. Dobrze, że czuje się znakomicie w towarzystwie swojej klasy i rówieśników. W sumie, to nigdy z nim nie miałam większych problemów. Jest wyjątkowy.
Sophia i Jack, są jak najlepsi przyjaciele. Ciągle bawią się razem. Są dla siebie stworzeni.
Liv i Lily, kochane bliźniaczki, które bardzo, ale to bardzo są skonsolidowane ze sobą. Jak jedna zaczyna płakać, po chwili druga dołącza. Jedna się śmieje, druga robi to samo. Męczące jest opiekowanie się bliźniakami, ale ja lubię być tak zmęczona.
- Sophia, Jack kładziemy się spać, dobrze?
- Ciocia jeszcze chwilę.
- Kochana, jutro będziecie mięli cały dzień na zabawy. Pójdziemy na plac zabaw z ciocią Car i Av, dobrze?
- Tak. - Grzecznie pomaszerowali na górę, a ja za nimi.
- Przeczytasz bajkę?
- Oczywiście Jack, ale najpierw musicie położyć się wygodnie do łóżeczek, nakryć kołderką i dopiero zacznę czytać. - Szkraby położyły się do łóżeczek, a ja zaczęłam czytać ''Opowieści 1000 i jednej nocy".
Po niecałej półgodzinie oni już spali, a ja wymknęłam się do salonu.
Zebrałam zabawki, porozrzucane po całym pokoju, a później wzięłam prysznic. Zegar wskazywał dziewiątą, co oznacza, że mój narzeczony powinien za chwilę wrócić. W każdym razie miał wrócić koło dziesiątej.
Usiadłam na sofie i zagłębiłam się w własnej lekturze. Kocham czytać, tak samo jak być mamą, ale na to pierwsze nie mam czasu. Czasami tylko w wieczory, albo kiedy dzieci śpią. Zaniedbałam swoje wykształcenie literackie, aj.
W drzwiach, przekręcił się zamek, to znak, że Chez przyszedł już do mieszkania. Niezwykle punktualny.
- Cześć skarbie. - Cmoknęłam go, kiedy do mnie podszedł.
- Cześć, bardzo miłe powitanie. - Pogłębił pocałunek. Pociągnęłam go za koszulkę i wylądował na mnie. Potrzebuję takich pieszczot.
- Jak się bawiłeś z kumplami?
- Dobrze, ale to już nie to co kiedyś. Ciągle myślałem o tobie i o twoim samopoczuciu. Chłopaki ze mną nie wytrzymają za długo.
- Nie potrzebnie się martwiłeś. Ja mam się świetnie, dzieci już śpią.
- Mam cię tylko dla siebie, powiadasz? - Uśmiechnęłam się kusząco. Pocałował mnie w kącik ust, a później zszedł niżej, aż do mojej szyi. Ubóstwiałam te pieszczoty.
- Może przejdziemy do sypialni? Będzie nam wygodniej.
- Tak, pójdźmy do sypialni. - Podnieśliśmy się z sofy i idąc bardzo blisko siebie. W sypialni znów Chez przejął kontrolę i znalazłam się pod nim.
- Kochanie, na pewno dobrze się czujesz?
- Tak, chcę tego.
- Ostatnio byłaś taka słaba i .... - Postanowiłam mu przerwać, kładąc palec na jego wargach.
- Jeśli będę się źle czuła, albo będzie mnie boleć, po prostu powiem. Nie jestem masochistką i nie znoszę bólu. - Przejęłam inicjatywę i zaczęłam go namiętnie całować, a przy okazji ściągać jego koszulę. Brakowało mi tego.
Zatopiliśmy się w namiętnym tańcu naszych ciał, emocji i dusz. Połączyliśmy się w każdej sferze życia i byliśmy nierozerwalną jednością. Staraliśmy się, aby ten ogień rozszedł się na nas dwoje, aby każde odczuwało taką samą przyjemność. Było nam bajecznie.
***
- O czym myślisz, kotku? - Zapytałam swojego faceta. Chciałam się z nim zabawić. Dzieci spały, był w sumie późny wieczór.
- Myślę o wszystkim i nurtuje mnie jedno ważne pytanie.
- Powiedz jakie to pytanie, a chętnie na nie odpowiem. - Szepnęłam mu na ucho, a później przygryzłam płatek ucha. Zaczęłam składać pocałunki na jego barkach.
- Za co mnie kochasz? - Uśmiechnęłam się nieznacznie i dalej składałam pocałunki.
- To takie ważne pytanie?
- Tak.
- Zastanawiałeś się za co ty mnie kochasz? Jest tysiące powodów, za co cię kocham i kolejne tysiące za co cię nienawidzę. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Może gdybym się nad tym głębiej zastanowiła, dałabym sensowną odpowiedź.
- Kocham cię za wszystko. Za wyrozumiałość, stanowczość, za nasze dzieci, za to, że mimo upadków pomagasz mi się podnieść. Kocham cię, za wybaczenie mi błędów, które popełniłem i za zrozumienie, że kiedyś znów coś zrobię źle. Po prostu ciebie nie da się nie kochać. - Pocałował mnie w szyję, aż dostałam przyjemnych dreszczy.
- Za bardzo mi słodzisz, chociaż to bardzo miłe.
- Moja królowa. Moja pani. Mój cały świat. - Mówił między pocałunkami. Było mi błogo. Już zaczęłam ściągać jego koszulkę, gdy usłyszałam pukanie do naszych drzwi.
- Udawajmy, że śpimy to sobie pójdą. - Zaproponował Chester, a ja pacnęłam go z otwartej dłoni w ramię.
Poszłam otworzyć drzwi, za którymi stała Sophia z pluszakiem.
- Ciociu, śni mi się bardzo zły sen. Mogę spać z wami?
- Oczywiście. - Podałam małej dłoń i zaprowadziłam ją do naszego łóżka.
- Wujo nie będzie miał mi tego za złe?
- Nie skarbie, a jeśli będzie marudził wyślemy go na kanapę do salonu. - Uśmiechnęła się i położyła na środku. Była taka słodka. Jej płomieniste, rude włosy, które zawsze układały się swoim życiem były niezwykłe. Blada twarzyczka kontrastowała z głębokozielonymi oczami.
Przytuliłam ją do siebie i zaczęłam nucić kołysankę. Zawsze to usypia moje dzieci, a przy okazji i Cheza.
Chester musi być cholernie zmęczony, dużo pracuje w studio, a już niedługo, a w zasadzie to już we wtorek jadą w trasę koncertową. Kolejne dwa miesiące go nie będzie w domu. Tak bardzo tęsknię, kiedy go przy mnie nie ma. Do naszego ślubu zostało niecałe sześć miesięcy, które spędzę na przygotowywaniu uroczystości, dobieraniu sukni i wszystkiego co związane z moim wielkim dniem. Już nie mogę się doczekać, kiedy stanę się Panią Bennington, a jednocześnie mam pewne obawy. Co jeśli Chester mnie zdradzi? Pewnie znów mu wybaczę, ale nie jestem pewna, czy będę umiała z nim żyć. W sumie ostatnio nic dziwnego się nie działo. Nie kłócimy się, on nie zwraca żadnej uwagi na inne kobiety, ale ja czuję się tak inaczej. Może to tylko moje urojenia, ale czuję jakiś wewnętrzny niepokój związany z moim życiem. Nie mogę o tym nikomu powiedzieć, bo nie chcę ich martwić, ale moja intuicja mnie nigdy nie zawodzi. Może to coś z dziećmi, a może ze mną? Nie wiem i nie chcę na razie wiedzieć.
Z takimi rozmyśleniami zasnęłam.
Rano obudził mnie zapach świeżej kawy. Cudowny aromat, który rozniósł się po całym pomieszczeniu, dawał wspaniałe pobudzenie.
Zeszłam z łóżka i przeciągnęłam się jak kotka.
Odsunęłam rolety, aby do pomieszczenia wpuścić trochę światła. Pogoda, mimo, że był dopiero luty, była w miarę przyzwoita. Czasami padało, ale dużo świeciło słońca.
Przykryłam małą Sophie, a sama zeszłam na dół.
Tam przy kuchence stał Chester z Ethanem, którzy coś zawzięcie gotowali i dyskutowali na temat koszykówki. Chłopcy ubóstwiają ten sport i zawsze kiedy mają czas, grają w koszykówkę. Nawet reszta Linków się do nich dołącza. Miło, że znaleźli wspólny język. Są jak prawdziwy ojciec i syn. Jak jeden mąż.
Chyba mnie nie zauważyli. Paula Ninja w akcji.
- Okej, ja pójdę ją obudzić. Chcę, aby poczuła się wyjątkowo.
- Chester, ona zawsze była, jest i będzie wyjątkowo się czuła. Po prostu spędzaj z nią więcej czasu.
- Wiesz, że jestem z wami tyle, ile tylko mogę. Muszę pracować.
- Wiem i doceniam to co dla nas robisz, ale może dałoby się skrócić ten czas pracy, przynajmniej w weekendy.
- Masz rację, staję się pracoholikiem tak jak Mike. Nie mogę być taki jak Mike.
- Dzięki. - Ethan poklepał go po ramieniu, a ja się uśmiechnęłam. Kiedy obydwaj się odwrócili w moją stronę, podskoczyli spanikowani.
- Już wstałaś?! Miałem dopiero cię budzić. Cholera i niespodziankę wzięło w diabli. - Marudził Chester.
- Długo tam stoisz?
- Wystarczająco, aby usłyszeć waszą poważną rozmowę.
- Mama Ninja w akcji. Twoje skradanie jest niebezpieczne. - Powiedział Ethan, który do mnie podszedł.
- Wesołego dnia Miłości. - Rzekł mój syn i mocno się do mnie przytulił.
- Dziś walentynki. Kompletnie zapomniałam. - Speszyłam się, bo nic nie miałam dla swojego narzeczonego.
- My pamiętaliśmy. To ja idę na górę, przypilnuję resztę, aby wam nie przeszkadzali. Macie pół godziny. - Chłopak powiedział z uśmiechem i znacząco spojrzał na Cheza. O co im chodzi?
- Może to takie niedojrzałe, ale czy zostaniesz moją Walentynką? - Uśmiechnęłam się kiedy Chester zadał mi to pytanie. Zachował się jak kompletny małolat, a nie facet po przejściach.
- Tak, zostanę twoją Walentynką. - Pocałowałam go bardzo namiętnie, a on odwzajemnił ten gest. Podniósł mnie do góry, aby było nam wygodniej. Zatopiliśmy się w namiętnym tańcu naszych języków. Swoje dłonie wplotłam w jego włosy i zamruczałam wprost w jego usta.
Bardzo podoba mi się ten dzień. Byłam szczęśliwa.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - Powiedział dumnie i zaniósł mnie do kuchni.
- Mam się bać? Nienawidzę niespodziankę. - Znów zaczęłam marudzić.
- Ta ci się spodoba. - Ostrzegł i znów się do mnie uśmiechnął. Miał bardzo ładny uśmiech, który udzielał się również mnie.
- To dla ciebie, abyś zawsze pamiętała, że cię kocham i zawsze jestem całym sercem z tobą. Noś go zawsze przy sobie. - Na szyi zawiesił mi naszyjnik z serduszkiem, który się otwierał. W środku było nasze wspólne zdjęcie.
- Chester, zawsze o tobie pamiętam. Kocham cię i nic tego nie zmieni. Przepraszam, że nic dla ciebie nie mam, chociaż już dawno oddałam ci swoje serce.
- Dałaś mi więcej, niż mogłem chcieć. Dałaś mi miłość, szczęście, rodzinę oraz najlepszego przyjaciela. Nawet Mike mnie tak nie rozumie jak ty. - Z moich oczu popłynęły łzy. Tak bardzo się wzruszyłam, jeszcze nigdy nie powiedział mi tylu słów, które wyrażały jego uczucia. Często mówi do mnie miłe słówka, ale to co powiedział teraz, przerosło moje oczekiwania.
- Powiedziałem coś nie tak? - Zapytał ze smutkiem. Płacz zdławił mój głos i nie mogłam powiedzieć ani słowa. On mocno mnie do siebie przygarnął i tulił, a kiedy się już uspokoiłam mogłam wreszcie powiedzieć, dlaczego tak bardzo płakałam.
- Po prostu wzruszyłam się twoim wyznaniem. Znów emocje wzięły nade mną górę.
- I tak cię kocham, nie zależnie od twojego charakteru i wytrzymałości emocjonalnej.
_______
Coraz większymi krokami zbliżamy się do końca opowiadania:)
Pozdrawiam,
Lilith.
poniedziałek, 22 września 2014
Rozdział XXXIV
- Zaczyna się budzić. To nie możliwe. - Słyszałam głos lekarza, tak przynajmniej mi się wydawało. Nie rozpoznawałam go.
- Pacjentka ma mocny organizm. Czy słyszy mnie pani?
- Tak. - Poruszyłam ustami, ale nie usłyszałam swojego głosu. Czułam się fatalnie. Bolało mnie ciało, a w szczególności dół brzucha. Czułam się taka, ociężała i bardzo zmęczona.
- Proszę zawołać lekarza. - Znów usłyszałam obcy głos. Powoli zaczęłam otwierać oczy, które wydawały się jakby były z ołowiu. Nie mogłam się poddać. Nie teraz.
Po wielokrotnych próbach, udało mi się. Zobaczyłam nad sobą wielu ludzi w białych kitlach.
- Jak się pani czuje?
- Dobrze. - Teraz usłyszałam swój głos. Był cichy, ale słyszalny. - Gdzie jest Chester?
- Pani mąż już tu jedzie. Powinien za chwilę być.
- Jak długo tu leżę?
- Trzy tygodnie. Pamięta pani co się stało?
- Rodziłam. Co z dziećmi?
- Ma pani śliczne córeczki. Są zdrowe i razem z pani mężem w domu.
- Dziękuję. - Zamknęłam oczy. Byłam zmęczona. Potrzebowałam odpoczynku, ale mimo wszystko byłam szczęśliwa. Moje dzieci są całe, a ja żyję.
Lekarze zadawali jakieś pytania, na które dzielnie odpowiadałam i wzięli mnie na jakieś badania. Z sekundy na sekundę czułam się lepiej. Wiadomości, które dostałam od lekarzy na temat moich dzieci i Cheza były pokrzepiające. Dla nich musiałam walczyć. Ciągle muszę walczyć. Całe życie to robię.
Kiedy zostałam przywieziona do sali, czekał tam na mnie komitet powitalny.
- Mama! - Jack rzucił się na mnie i mocno przytulił. - Ale długo spałaś. Nawet ja tyle bym nie mógł. - Pocałowałam go w brązową czuprynę i mocno do siebie przygarnęłam.
- Ja mam coś dla ciebie. - Podszedł do szafki i wziął do rąk rysunek. Przedstawiał on nas. Mnie, Cheza, Jacka, Ethana i dwie małe dziewczynki.
- To jesteś ty, to tata, Et, ja, Liv i Lily. Podoba ci się?
- Jest piękny. - Znów go pocałowałam. Teraz podszedł do mnie Ethan, który również mnie przytulił.
- Bardzo nas wystraszyłaś. Nigdy nam tego nie rób. - Uśmiechnął się. Na końcu podszedł do mnie Chez z dwiema dziewczynkami. Podał mi je, a ja się popłakałam ze szczęścia. Liv i Lily, dwa szkraby, które sprawił, że byłam trzy tygodnie w śpiączce.
Były do siebie tak podobne, jak dwie krople wody. Dziewczynki spały.
- Chester, wieź je ode mnie. Jestem jeszcze trochę nie w formie. - Posłusznie je wziął i włożył do wózka. Podniosłam się na łokciach, aby móc popatrzeć na całą moją rodzinkę. Kiedy Chester wrócił, ja bardzo mocno się do niego przytuliłam.
- Kocham Cię. - Szepnęłam. On delikatnie mnie kołysał.
- Skarbie, jestem szczęśliwy, że walczyłaś.
- Myślałam, że to już koniec, a jednak wyszłam z tego. Już niedługo wypiszą mnie do domu. Będzie wszystko dobrze.
- Wiem, skarbie. Te trzy tygodnie były dla mnie najdłuższym okresem w życiu. Za każdym razem, kiedy się budziłem, brakowało mi ciebie. Cokolwiek robiłem, myślałem o tobie. Nigdy więcej mnie nie zostawiaj samego. Nigdy.
- Nigdy cię nie opuszczę. - Pocałował mnie bardzo namiętnie. Byliśmy spragnieni siebie. Bardzo długo trzymałam pożądanie na wodzy, a teraz coś pękło. Chciałam więcej i więcej. Po chwili się od siebie oderwaliśmy. Nie mogliśmy zapomnieć, że są tu nasze dzieci. Brakowało mi ich.
- Opowiedzcie, co robiliście podczas mojej niedyspozycji. - Zaczęłam temat. Chłopcy żywo opowiadali o wszystkim. Siedzieli u mnie może trzy, cztery godziny. Później przyszła moja mama i to ona umiliła mi czas. Nie była na mnie zła, ale odczuwałam od niej taką energię. Bardzo dużo czasu spędzała z chłopcami i noworodkami. Pomagała Chesterowi. Zresztą wszyscy Linkini byli z nim i nie pozwolili mu się załamać.
Nastał wieczór. Wszyscy pojechali do domów, a ja zmęczona zasnęłam.
Rano obudził mnie cichy głos, który szeptał do mnie miłe słówka. Od razu rozpoznałam Chestera.
- Cześć skarbie. - Wymruczałam i przeciągnęłam się na łóżku. Muszę przyznać, że łóżka były wygodne, a sale nie przypominały szpitala.
- Witaj, słońce. - Dostałam buziaka w policzek, ale to mi nie wystarczało. Chciałam zów więcej. - Jak się dziś czujesz?
- Bardzo dobrze, mogłabym już wracać do domu. Gdzie dzieci?
- Twoja mama je wzięła do siebie. Kazała mi spędzić z tobą bardzo dużo czasu.
- Ona kocha dzieci. Ani ona, ani Chris nie są tacy starzy. Może powinni się spiąć i powiększyć rodzinę? - Zasugerowałam, a mój narzeczony zaczął się śmiać.
- Albo mi się wydaje, albo właśnie dałaś przyzwolenie swojej matce na kolejne potomstwo.
- Naprawdę to tak zabrzmiało? Chcę, żeby była szczęśliwa, skoro z moim ojcem jej się nie udało. Miałabym młodsze rodzeństwo.
- Masz już jedną siostrę.
- Ona się nie liczy. Chez, jak sobie radziłeś? - Zmieniłam temat. W jego oczach dostrzegłam ból. Czułam, że nie najlepiej.
- Wiesz, kiedy powiedziałaś mi, że wybierasz dzieci zamiast swojego życia, było fatalnie. Kiedy byłem pod salą porodową, przypomniała mi się sytuacja sprzed parunastu miesięcy, kiedy Kate rodziła. Ona nie znaczyła dla mnie nic, a mimo wszystko bolało mnie kiedy odeszła. Postanowiłem sobie, że żadna kobieta nie będzie musiała przeze mnie wybierać. A nagle zjawiasz się ty i też stajesz przed wyborem. Znów chciałaś ocalić moje potomstwo, a nie siebie. Jeśli coś by ci się stało, ja nie podołałbym takiemu wyzwaniu. Lekarze codziennie mówili, że jest coraz gorzej, że nie ma sensu, abyś dalej walczyła. Nie zgodziłem się na odpięcie cię od aparatur, bo wierzyłem, że dasz radę. Cztery dni temu, twoje funkcje życiowe zmalały do minimum. Byłaś w stanie krytycznym. Wieczorem, zadzwonili do mnie, że wracasz do formy. Z samego rana przyjechałem, aby dowiedzieć się co się dzieje. Siedziałem z tobą, a ty nagle uścisnęłaś moją dłoń. Myślałem, że już będziesz się budzić, ale znów zaczęłaś słabnąć. Cierpiałem. Wczoraj lekarze zadzwonili, że się budzisz. To była dla mnie wspaniała wiadomość.
Łzy zaczęły cieknąć strumieniami. Nie umiałam ich zahamować. On tak dużo cierpiał i to przeze mnie. Dlaczego nie umiałam załagodzić jego bólu. Przecież mogłam od niego odejść, powiedzieć jakieś kłamstwo, a ból by był o wiele mniejszy. Mogłam inaczej to rozegrać, a nikt by nie ucierpiał. Bylibyśmy szczęśliwi, każdy w inny sposób, ale szczęśliwy.
- Przepraszam. Tak bardzo mi przykro, że musiałeś tyle znosić. Nie powinno w ogóle do tego dojść.
- Już jest dobrze. Już zawsze będziemy razem. Nikt i nic nas nie rozłączy.
- Wiem. - Złożyłam na jego ustach pocałunek. Może on był bardzo delikatny, ale zawierał moje uczucia.
- Brakowało mi tego. Bardzo mi tego brakowało.
- Mnie też. Skąd pomysł na imię dla Liv? Byłam pewna, że będzie chłopiec i dziewczynka, a nie dwie bliźniaczki.
- Chłopcy bardzo naciskali na to imię. Lily i Liv.
- Wreszcie doczekałam się córek. Chociaż, chciałabym mieć jeszcze większą rodzinę. Lubię jak jest w domu wesoło.
- Nie. Kolejna ciąża w twoim wykonaniu jest zbyt ryzykowna. Lekarze też są przeciwni.
- Możemy zaadoptować jakiegoś brzdąca. Byłabym matką na pełen etat.
- Kiedyś nad tym pomyślimy. Nie jesteś zmęczona?
- Ani trochę. Chętnie posłucham jak opiekowałeś się dziewczynkami i czy Jack nie jest zazdrosny. - Uśmiechnęłam się promiennie. Chez zaczął opowiadać jak próbował nakarmić Lily, a Liv zaczęła płakać. O tym, że Jack często się dąsał, bo nie był w centrum uwagi. Najbardziej rozbawiła mnie historia z Josephem, Mikiem i Bradem. Joseph robił za niańkę i ciągle gdzieś zabierał Jacka. Podobno miał z tego dużo zabawy. Bardzo polubił mojego najmłodszego syna. Mike, Brad i Ethan udali się do skateparku i próbowali szaleć na deskach. Rzeczywiście Brad dziwnie chodził, ale nie myślałam, że zaliczył mate na desce.
***
(około dwóch miesięcy później)
Zaczęłam wracać już do zdrowia. Z dnia na dzień czułam się coraz lepiej i oprócz zajmowania się dziećmi odwiedzałam sierociniec. Ethan często jeździł tam ze mną, bo mimo wszystko przeżył tam sporo lat. Postanowiłam razem z Chesterem, że w bliższym czasie zaadoptujemy jakiegoś brzdąca. Nie koniecznie będzie musiał być noworodkiem, bo Jack chętnie by znalazł jakiegoś rówieśnika dla siebie.
Właśnie tam poznałam Sophie, która była mniej więcej w wieku Jacka. Od razu się oni polubili, a nawet pani z sierocińca pozwoliła nam zabrać Sophie na weekend. Minęły już dwa miesiące od mojego porodu, a nadal czuję się słabo. Dziś będzie wyjątkowy dzień. Sophia będzie od dziś członkiem naszej rodziny. Są święta, chcę, abyśmy te święta spędzili w jeszcze większym gronie.
Chester załatwił wszelkie formalności, a ja z niecierpliwością czekałam na mojego aniołka. Już niedługo.
Dziś Wigilia, którą mamy spędzić tylko Chester, ja, Jack, Ethan, Liv i Lily oraz Sophia. To będzie niezapomniany dzień dla nas wszystkich.
Mike już namalował portrety każdego z naszych dzieci na bombkach, które zgodnie z naszą tradycją zawisną na choince.
Jack jest podekscytowany, nawet zgodził się pomóc posprzątać jego pokój i pomalować połowę ściany na fioletowy, który Sophia uwielbia.
Chester jako przykładny ojciec, wykończył pokój naszych dzieci. Strona Sophii jet fioletowa i na niej są białe meble, zaś Jacka strona jest niebieska z zielonymi meblami. Po środku stoi fotel, w którym siedzi Chester czytając bajkę Jackowi.
Jest znakomitym ojcem i narzeczonym. Cały czas się nami opiekuje i nie pozwala, abyśmy się źle czuli.
W przyszłym roku, w sierpniu będę Panią Bennington. Jednak nie zrezygnuję ze swojego nazwiska. Paulina Anna Bennington Smith. Boże, jestem taka szczęśliwa. Moje marzenia zaczynają się spełniać. Już za jakiś czas, wszystko będzie jak w bajce. Już tak jest.
- A teraz zapraszamy, księżniczkę do środka. - Usłyszałam głos Cheza, który widocznie przybył z Sophie.
- Wujku, a ciocia będzie się cieszyła?
- Tak kochanie. Ona bardzo mocno cię kocha. - Drzwi się otworzyły, a do środka weszli Sophia z Chesterem.
- Witaj w domu, kochanie. - Pocałowałam ją w policzek i mocno do siebie przytuliłam. Jack również do nas podszedł, aby zabrać ją do pokoju. Słyszałam ich piski euforii, co oznaczało, że podoba im się w pokoju.
- Było ciężko z tą upartą kobietą?
- Tak. Ona jest straszna. Proszę okazać taki dokument, proszę coś podpisać.... Bla, bla, bla. Ile razy mam wypełniać takie zaświadczenia? Nie rozumiem jej.
- Kochanie, nasza rodzina się powiększyła. Jestem szczęśliwa, że mogę pomagać tym bidnym dzieciom.
- Jak byś mogła, zaadoptowałabyś wszystkie dzieci z sierocińców. Masz bardzo dobre serca. - Pocałował mnie. Lubię, kiedy to robi. Czuję się wtedy taka wesoła, promienieje radością.
- Jesteś głodny? Przygotowałam kurczaka w sosie słodko-kwaśnym.
- Chętnie zjem. Chociaż, chętnie wziąłbym cię tu i teraz.
- Szalejesz na starość. - Pokiwałam głową z aprobatą. On udał się do jadalni, a ja po obiad dla nas.
- Dzieciaki, chodźcie na obiad! - Zawołałam ich, a po chwili słyszałam tupotanie na schodach. Liv i Liliy poszły spać, w sumie to one bardzo dużo śpią. W sumie to dzieci.
W miłej atmosferze minął nam obiad. Sophia opowiadała o sobie i zaczęła bawić się z Jackiem.
Ja zabrałam się za przygotowywanie kolacji Wigilijne, a w tym czasie Chester opiekował się naszymi córkami. Było fantastycznie. W całym domu panowała magiczna atmosfera.
Kiedy na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka, każde z dzieci zawiesiło swoją bombkę na choince. Nawet bliźniaczki wykazywały się aktywnością, jednak Chez im pomógł.
Dużo rozmawialiśmy, wspominaliśmy zeszłoroczne święta, a później Sophia zagrała nam kolędę na fortepianie. Jack bardzo uważnie się jej przyglądał, a sam namalował obrazek, który postanowiliśmy oprawić w ramkę, aby przypominał nam ten czas, który wspólnie spędzamy. Ethan też pokazał swoje umiejętności grając na gitarze, a my wszyscy kolędowaliśmy.
Z wizytą wpadł również Mike z Anną, którym bardzo podobało się nasze magiczne i rodzinne spędzanie czasu.
____
Ten rozdział już dodany we właściwym czasie:)
Zapraszam na ''Aniołek z Piekła Rodem''. Tam już zostało dodane pięć rozdziałów:)
Pozdrawiam,
Lilith.
Subskrybuj:
Posty (Atom)