wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział XXVII

Podjechałam pod szpital. Bałam się tam wejść. Odetchnęłam i weszłam. W sumie nie miałam wyjścia. Nie chciałam aby coś stało się moim pociechą. Lekarze mi pomogą. Nam pomogą - poprawiłam się w myślach. 
W recepcji się przedstawiłam i pielęgniarka zabrała mnie do sali selekcji. Miałam tam poczekać na doktora Harrisa. Na sali leżało w sumie sześć osób. Był jakiś chłopak ze złamaną nogą, ale nie widziałam jego twarzy, bo ciągle kręcili się tam lekarze i pielęgniarki. Widocznie to było coś poważniejszego niż zwykłe złamanie. Współczuję biedakowi. 
- Pani Smith, dobrze, że pani przyszła. Zabierzemy panią do osobnej sali. Tam się pani rozpakuje, przebierze i zrobimy badania. 
- Dobrze. - Wstałam z łóżka i poszłam za lekarzem. Znaleźliśmy się w sali, w której już leżałam tego dnia, kiedy dowiedziałam się o ciąży. W tej sali przeżyłam zarówno te miłe jaki i te niechciane wspomnienia. 
Rozpakowałam się, a później przebrałam w koszulę do spania. Pojawiła się pielęgniarka, która przygotowała mnie do badań, a następnie pobrała mi krew. Zostałam przewieziona do gabinetu ginekologicznego. Zrobili mi jeszcze USG. Moje kruszynki wyglądały wspaniale. Były takie małe, ale za to bardzo ruchliwe.
- Jakim sposobem chce pani rodzić? - Zapytał doktor Harris, który jest moim lekarzem prowadzącym.
- Myślałam o naturalnym, ale nie jestem pewna czy dam radę.
- Cóż, poród w pani wieku może trwać nawet dziewiętnaście godzin. Cesarka zajmie nam pół godziny. Jest pani teraz osłabiona, a jeśli nie wróci pani do formy, będziemy musieli użyć drugiego wyjścia. 
- Rozumiem. Jeśli będzie taka potrzeba, to może być wykonana cesarka. A co z moimi wynikami?
- Cóż, ma pani anemię i to widocznie od dłuższego czasu. Podamy pani kroplówkę. 
Musi pani odpocząć. Jest pani przemęczona. 
- Zdaję sobie z tego sprawę. 
- Czy stosuje się pani do zaleceń?
- W zasadzie tak. Nie noszę nic ciężkiego, często odpoczywam, nie chodzę zbyt długo. Czułam się już coraz lepiej.
- Dobrze. Siostra zaraz się panią zajmie. - Przytaknęłam. On wyszedł. Chciało mi się płakać. To wszystko było takie trudne. 
Daj sobie pomóc. Ja zawsze ci pomogę.
Znów odezwał się głos. Popadam w paranoje, jeszcze tego mi brakuje.
Nie. Jesteś silna. Damy sobie radę ze wszystkim. Przemyśl sprawę Chestera. 
Tu nie ma o czym myśleć. To już skończony etap.
Kłamiesz. Pamiętasz dzień, kiedy go poznałaś? Pamiętasz swoje myśli i pragnienia? Co czułaś? Wasz pierwszy pocałunek. Wasze długie rozmowy telefoniczne, kiedy żadne z was nie chciało się rozłączyć. Pamiętasz łzy, kiedy Mike wpadł do jego domu z furią? Pamiętasz chwile, kiedy siedziałaś sama w święta, a on zamartwiał się o Kate? Wiesz, że zawsze miał na myśli ciebie? Ona go nie obchodziła. Chciał, abyś ty się dobrze czuła. 
Pieprzył się z Sam. To nie był jeden wyskok. Okłamywał mnie i to nie jeden raz. A ja mu tak cholernie wierzyłam. - Odpowiedziałam sama do siebie? Nie byłam pewna co do swoich myśli. Miałam wrażenie, że ten głos jest mi dziwnie znajomy. Może kiedyś już go słyszałam, ale to przecież niemożliwe. Nigdy nie rozmawiałam sama ze sobą. 
Brr. 
Leżąc na łóżku szpitalnym z kroplówką, zaczęłam z nudów czytać książkę. Boże, kiedy ja cokolwiek czytałam? Zapewne bardzo dawne temu. 
Naszła mnie ochota na coś odmiennego, coś co nie wiąże się nijak ze światem realnym. Takim sposobem czytałam 'Dracule' Brama Stokera. Często sięgałam do niej w dzieciństwie, tak samo jak i w czasach buntu. Zawsze odrywałam się z nią od tego wszystkiego, co mnie przytłacza. Od tej nudnej rzeczywistości. 
Książka mnie tak pochłonęła, że przeczytałam prawie połowę lektury. Przyszła pielęgniarka, która odpięła ode mnie kroplówkę witaminową. Czułam się o wiele lepiej. Widocznie potrzebowałam tego wszystkiego. 
Miałam już wychodzić z sali, kiedy odezwał się mój telefon. Dzwonił ktoś ze szkoły Ethana. 
- Halo? 
- Z tej strony Mikelson, wychowawca Ethana. Czy rozmawiam z panią Smith?
- Tak. 
- Mamy pewien problem z Ehanem.
- Co się stało? - Pobladłam. Boże, znów zaczyna się komplikować.
- Wraz z jego kolegą Simonem gdzieś zniknęli. Nie wrócili na noc. - Zaczęłam płakać. Mój syn zaginął.
- Jak to zaginęli? Przecież mieliście ich pilnować. 
- Proszę być spokojnemu, patrole ich szukają. 
- Mój syn zaginął, a pan każe mi być spokojnym?  Proszę mi podać adres, zjawię się najszybciej jak tylko będę mogła.
Pan Mikelson podał mi dokładny adres. Czeka mnie podróż do Oregonu. Może powinnam powiadomić Chestera? Przecież ma prawo wiedzieć, a ja nie wiem dokładnie kiedy wrócę. 
- Proszę mnie informować na bieżąco.
- Oczywiście. - Bez pożegnania rozłączyłam się. To było zbyt trudne jak dla mnie. 
Trzęsącymi się dłońmi wybrałam numer do Chestera. Nie odbierał.
On nigdy nie odbiera, kiedy jet mi potrzebny. Spróbowałam kolejny raz, tym razem się udało.
- Paula, coś się stało?
- Tak. To nie jest sprawa na telefon. Mógłbyś przyjechać do szpitala?
- Już tu jestem. Coś się stało?
- Przyjdź do sali sto osiem. - Usiadłam załamana na swoim łóżku. Po chwili do sali wszedł on. 
- Paula, co się dzieje? 
- Ethan zginął. Chester, co ja mam zrobić? - Objął mnie ramieniem i przytulił do swojej piersi. Mimo, że czułam do niego urazę, to w tej chwili było nieistotne. Potrzebowałam jego bliskości.
- Jak to zaginął? 
- Nie wrócił na noc wraz z Simonem do hotelu. Muszę tam jechać. Nie mogę siedzieć tu bezczynnie. 
- Nie pojedziesz sama, to ponad tysiąc mil. Dlaczego tu jesteś? 
- Mam badania. - Mówiłam już coraz spokojniej. Jego obecność działała na mnie kojąco. - Dlaczego ty tu jesteś?
- Jason miał wypadek. 
- Gdzie Jack? 
- Z Anną. Nie miej mi tego za złe, proszę. - Przytaknęłam.
- Chez, ja muszę działać. - Szepnęłam pewnym głosem. Nie mogę tak siedzieć, jestem za niego odpowiedzialna.
- Paula, Ethan jest w Oregonie. Samolotem nie polecisz w takim stanie, a samochodem jest za daleko. Wezmę ze sobą Mika i polecimy do tego ośrodka. Wiesz, że nie puszczę cię, abyś jechała taki kawał drogi.
- Dobrze. Obiecaj mi, że przywieziesz go całego. 
- Obiecuję, maleńka. - Jeszcze raz mnie do siebie przytulił. Kołysał mnie w ramionach. Tak bardzo tego potrzebowałam. Tak bardzo chciałam, aby już nigdy mnie nie wypuszczał z objęć i nigdy więcej mnie nie zranił.
_____
Fanfary, nowy (drętwy) rozdział został napisany z wielkim trudem, ale został napisany.

Hej, 
Pojawił się nowy rozdział, który nie należy według mnie do najlepszych. Jest nudny jak flaki z olejem, ale kolejne rozdziały powinny być o wiele lepsze. Trzeba spiąć dupę i pisać jak najwięcej i najszybciej nowe fragmenty. Rozdziały powinny pojawiać się już regularnie od 01.09.2014 r. 

Inna informacja!
Z dziewczynami założyłyśmy nowy blog: http://blogerkacompanyaniolekzpieklarodem.blogspot.com/ - Tak, to jest własnie nasze opowiadanie "Aniołek z Piekła Rodem".
Prolog opowiadania pojawi się dnia 02.09.2014 r. w godzinach 18:00 - 19:00.
Tak więc, zapraszam. 

Pozdrawiam,
Lilith.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Coś z innej beczki:)

Witam,
Dziś od samego rana czytam i komentuję wasze opowiadania. Chyba przeczytałam już wszystko, co miałam do przeczytania, a jeśli jeszcze o kimś zapomniałam to bardzo przepraszam i zapewniam, że dokończę.

Z informacji czysto blogowych, ogłaszam, że wszystko przepadło. Nie uda się nic odzyskać, a co z tym idzie muszę się zmobilizować do napisania kolejnych części od nowa.
Przynajmniej nie muszę pisać tego sama, bo Pani Ciemności zadeklarowała się mi pomóc, a w raz z nią jeszcze kilku moich znajomych. Tak więc każdy tworzy coś od siebie i prawdopodobnie zostanie mi tylko zredagowanie tego do jednolitej ciągłości.

Wczoraj/Dziś otrzymałam zalążek pomysłu ze Stanów. O tak, Kamilla zadeklarowała się coś napisać jako 'dodatkową pracę semestralną' - koleżanka wczuła się w rolę i dała zezwolenie na publikowanie jej fragmentów na naszym blogu. Do pomocy obrała sobie Pani Ciemności i może ja coś się dołączę do nowego opowiadania.
Tak więc, pojawi się już niedługo coś zupełnie z innej beczki. 
Zapowiada się, że będzie to jakieś opowiadanie z czarnymi charakterami, wyścigami, gangami oraz tajnymi służbami specjalnymi, gdzie to Mike Shinoda odegra dużą rolę. Pojawi się raczej dużo zboczonych scen i tekstów. Znajdzie się też kilka wątków erotycznych (tak sądzę). Rozważyłyśmy pozytywnie napisanie czegoś o Chesterze Seksoholiku i nawet w naszym planie pisania jest dużo napalonego Cheza:) ( Vilen Everett - szykuj się na bardzo zboczonego Chestera)
Zachęcam do czytania takiego miksu charakterów i pomysłów.

I pytanie do was: CZY NOWE OPOWIADANIA MA POJAWIĆ SIĘ NA TYM, CZY NA ZUPEŁNIE NOWYM BLOGU? 
Proszę o w miarę szybką odpowiedź, bo musimy zacząć się jakoś organizować.

Jeśli wszystko dobrze pójdzie to rozdział 'Pamiętnego Koncertu' zostanie dodany już w okolicach środy. 
Dziękuję za wsparcie i motywację, to naprawdę bardzo dużo pomaga i sprawia, że ma się jakąkolwiek ochotę do robienia czegokolwiek.

I na koniec mała prośba,
Jeśli macie jakieś wizje tego, co w tym opowiadaniu może się stać lub co chcielibyście, aby się stało to proszę, abyście mi o tym napisali. Postaramy się, aby wszyscy byli zadowoleni i znaleźli coś dla siebie.
(Słowa, które kazała mi przekazać P. Ciemności)

Pozdrawiam, życzę ładnej pogody (u mnie jest koszmarna) i rozsądnego wykorzystania ostatniego tygodnia wakacji:)
Ja jak na razie nie mogę ich inaczej spędzić niż leżąc na sofie z nogą na poduchach i wykorzystywaniu rodziny;). Oby wam się nic nie stało, bo podobno ja i moje słowa przynoszą cholernego pecha i nawet dzieciom urodzonym w niedziele szkodzę.
Lilith & Company.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Ogłoszenie! - Coś, co mi się nie podoba.

Witam was z wielkim żalem i smutkiem,
Nie będę dziś się rozpisywała, bo mam cholernego doła i to już sytuacja nie do opanowania w tej chwili.
Mieliście kiedyś takie coś, co zwie się 'brakiem weny', a później nagłe olśnienie?
No właśnie, dostałam takiego porządnego kopa energii i pomysłów. 
Odpalam laptopa, a tam czarny ekran O.O .
Pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy, to - co się znów spieprzyło? 
A więc, wszystkie dane z komputera zniknęły. Nie ma kompletnie nic. 
Wszystkie opowiadania, muzyka, filmy, zdjęcia zostały USUNIĘTE. A co z tym idzie? Wszystkie rozdziały 'Pamiętnego koncertu' zniknęły. Nie ma nic. Nie wiem kiedy cokolwiek odzyskam. Wszystkie rozdziały (do 45) poszły gdzieś i chyba nie wrócą - tak twierdzi facet z serwisu -,-. 
W obecnej chwili mam doła. Jestem wkurzona na cały świat. Nie będzie nowych rozdziałów do czasu, aż odzyskam te stare, albo się ogarnę i zacznę pisać nowe/stare od początku. 
Z tej bezsilności aż się spłakałam, bo już miałam praktycznie napisany cały ciąg historii i myślałam nad epilogiem. 
Bo paczemu ja nie zrobiłam kopii na pendriva, albo jakiejkolwiek kopii?! 

Tak więc, jedyne co mi zostaje to zawiesić bloga, aż do odwołania. Bo nie ma sensu pisania chwilowo czegoś od początku, jeśli jest się zbyt zdenerwowanym. 
Może za jakiś czas, pojawi się coś, ale nie wiem dokładnie kiedy. 
Co się z tym wiąże? - Nie będę zaglądać znów na żadne blogi. Przepraszam, ale to jest w tej chwili ponad moje siły.

Do zobaczenia kiedyś tam, 
Pozdrawiam,
Lilith.

środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział XXVI

Nadszedł kolejny dzień, który zapowiadał się źle już od samego rana. Siedziałam na kanapie i ciągle myślałam o wszystkim. Dziś przyjedzie Chester po Jacka. Chester. Tak cholernie mi go brakuje, a mimo wszystko nie jestem w stanie do niego wrócić. On nawet nie stara się ze mną nawiązać dialogu. On po prostu czasem dzwoni, a ja odkładam słuchawkę. Jest mi ciężko. Wiem, że Chez wie co u mnie, bo Mike mnie czasami odwiedza. Jednak Chester i nasz związek to temat tabu. Nie rozmawiamy o tym, bo ja już nie mam siły. 
Ethan. Ethan jest kochanym synem. Zajmuje się mną i swoją nauką. Odnosi sukcesy sportowe i jestem z niego dumna. Bardzo dumna. Jest dla mnie wsparciem w trudnych momentach. Gdyby go przy mnie nie było, byłoby mi bardzo ciężko.
Jack - rośnie jak na drożdżach. Pyta ciągle gdzie tata, ale zręcznie omijam te tematy. Chyba rozumie, że nie chcę o tym rozmawiać. 
Nadal mieszkam w swoim dawnym mieszkaniu, bo mama przeprowadziła się do Christophera i widzę jak przy nim promienieje. Jestem szczęśliwa, że znalazła szczęście, którego ja nie odkryłam. 
A teraz pojawił się kolejny problem. Moje badania znów źle wyszły. Chcą abym poszła do szpitala, ale jak? Co zrobię z Jackiem i Ethanem? Moja mama chętnie by się nimi zajęła, ale ja nie chcę. Nie mogę obarczać ją swoimi problemami. Jest jeszcze Chez. Na pewno mógłby zabrać chłopców na tydzień, może dwa. A jeśli jest z Sam? Jeśli ona tego nie chce, to nie mogę się narzucać. Cóż, może muszę odpocząć. Zmęczenie bierze nade mną górę, a przecież nie mogę się poddać. Muszę być silna. 
Co ja mam ze sobą zrobić?  Nie umiem leżeć na kanapie i gapić się w telewizor. Tym bardziej, że co chwilę podają jakieś plotkarskie wiadomości. Nienawidzę plotek. 
Ethan na obozie, Jack z Christopherem w wesołym miasteczku, a ja siedzę od godziny i nie robię nic. 
Muszę się przejść. Ta. Pójdę się przejść, spotkam dziennikarzy i znów pojawią się plotki. Mam gdzieś ich wszystkich. Nie mogę siedzieć zamknięta w czterech ścianach, to jeszcze gorzej na mnie działa. 
Zadzwonił mój telefon. 
- Halo? 
- Czy tu pani Paulina Smith? - Zapytał mężczyzna.
- Tak. O co chodzi?
- Dzwonię ze szpitala w sprawie pani wyników badań.
- Tak, są fatalne. Nie idę do szpitala. - Od razu zapowiedziałam.
- Nie, tu nie o to chodzi. W recepcji był błąd. Nie dostała pani swoich wyników, tylko pani Amandy Smith. Bardzo przepraszam za ten błąd. Czy mogłaby pani odebrać swoje wyniki, a te nam przywieźć? 
- Tak, oczywiści. Za jakąś godzinę powinnam być.
- Dobrze, dziękuję.
- Do widzenia. - Rozłączyłam się. Przez trzy dni, żyłam w strachu, że moja ciąża jest zagrożona, a tu się okazuje, że to był błąd? Porządny opieprz by się przydał recepcjonistce. Nigdy więcej takiego stresu. 
Podniosłam się z sofy i udałam do kuchni, aby zabrać swoje wyniki. Wzięłam kartki i udałam się do samochodu. 
- Widzicie skarby, jednak nic wam nie jest. Jesteście cali i zdrowi. - Dotknęłam brzucha. Wsiadłam do swojego mustanga i powoli udałam się do szpitala.
Miałam nadzieję, że moja ciąża przebiega prawidłowo. Albo nie chcę wiedzieć. Tak byłoby lepiej dla mnie. Nie denerwowałabym się. 
Dwadzieścia minut później byłam już na miejscu. Zabrałam wyniki i udałam się do recepcji. 
- Dzień dobry, jestem umówiona z doktorem Harrisem. 
- Pani nazwisko? - Zapytała pielęgniarka. Była to starsza kobieta, która widocznie lubiła swój zawód.
- Smith. Paulina Smith. - Dopowiedziałam dla jasności. Miałam dosyć pomyłek.
- Tak. Doktor czeka. Gabinet osiemnasty.
- Dziękuję. - Poszłam pod wskazany gabinet. Zapukałam, a następnie weszłam. 
- Witam. Mam wyniki. - Podałam papier.
- Cóż, pani Smith przepraszamy za zamieszanie. - Spojrzał na moje badania i na mnie. Pokręcił głową z rezygnacją. - Musimy panią zatrzymać na obserwacjach. Badania pani Amandy były złe, ale pani są o wiele gorsze. Ma pani przemęczony organizm, za mało witamin. I chcemy zrobić nowe badania. Na tę chwilę, potrzebuje pani ciągłej opieki lekarskiej. 
Łzy zakręciły się w moich oczach.
- Jak długo musiałabym zostać? 
- Tydzień, to minimum. Chce pani narazić te dwie istoty, które nosisz pod sercem? Jeśli nie chcesz tu zostawać dla swojego dobra, to zrób to dla bliźniaków. Tak będzie dla was najlepiej.
- Dobrze, w sobotę rano pojawię się w szpitalu. 
- Rozumiem. Cieszę się, że pani wreszcie zmądrzała i chce zawalczyć o siebie i dzieci. Na dziś to wszystko.
- Dziękuję, do widzenia. - Podałam dłoń lekarzowi, a później wyszłam. Świat stał się zamazany. Łzy przysłaniały mi wszystko. Tak cholernie boję się o swoje dzieci. Co jeśli będę musiała je usunąć? Co się wtedy ze mną stanie, ja przecież nie dam rady. Jak ja to wytłumaczę Chesterowi? Boże, przecież nie możesz mnie tak karać. Ja też mam prawo aby być szczęśliwym. 
Kiedy już się uspokoiłam, pojechałam do domu. Najchętniej zakopałabym się w ciepłym kocu i odizolowała od wszelkich problemów. Gdzie się podziałam dawna ja? Przecież zawsze umiałam walczyć, a teraz? Teraz chcę powiesić białą flagę. Mam dosyć. Chociaż, zapewne jeszcze więcej spieprzy się w moim życiu.  Zawsze tak jest. 
Panie, jeśli tu jesteś, spraw, abym zaznała chociaż odrobiny spokoju. Pomóż mi to wszystko przetrwać. - Posłałam cichą modlitwę, ale ona i tak zapewne nie przyniesie mi ukojenia
Podjechałam pod mieszkanie. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Postanowiłam się spakować już na sobotę, aby później się ze wszystkim nie śpieszyć.
Zegarek wskazywał czwartą. 
- Dlaczego Christopher jeszcze nie przywiózł Jacka? 
Wybrałam jego numer, a po chwili odebrał.
- Tak?
- Cześć Chris, kiedy przywieziesz Jacka? Chester ma po niego za dwie godziny przyjechać. 
- Paula, już za chwilę będziemy. Twoja mama nie chciała nas wypuścić z domu, dopóki nie zjedliśmy obiadu. Uparta baba. - Zaśmiał się. 
- Okej. Czekam. - Rozłączyłam się. 
O tak, moja mama jest uparta. Nie zjesz - nie wyjdziesz. Przez tyle lat się nic nie zmieniła. 
Wzięłam z szafy małą walizkę i spakowałam podstawowe rzeczy, które mi się przydadzą. 
Christopher przywiózł Jacka, który był niezmiernie zadowolony z zabawy. 
- Kochana, Jack to aniołek. Evelin kazała cię zaprosić do nas na obiad. Po za tym, mogłabyś u nas zamieszkać przez kilka dni, abyś nie siedziała sama.
- To bardzo miło, ale ja już mam plany na ten tydzień. Powiedz, że na pewno przyjadę do was.
- Coś się dzieje? - Popatrzył na mnie troskliwym wzrokiem. Patrzył prawdziwie ojcowskim wzrokiem. Nigdy takiego nie spotkałam w swoim życiu. Ojciec nigdy tak na mnie nie spojrzał, ani nie spytał czy wszystko dobrze. Był dupkiem.
- Nie. Po prostu umówiłam się ze znajomymi, że spędzimy trochę czasu razem. Przeproś ją ode mnie.
- Dobrze, że chcesz gdzieś wyjść. Wracasz do siebie.
- Tak. - Skłamałam mu prosto w oczy. Nie wracam do siebie. Jest ze mną coraz gorzej. Boli mnie serce, a dusza jest rozbita na małe kawałeczki.
- To dobrze. Ja muszę już wracać. Dzwonili z wydawnictwa. No nawet dnia z rodziną nie można spokojnie spędzić. - Pokręcił głową z aprobatą. Na pożegnanie mocno mnie do siebie przytulił i odjechał. 
Jack był widocznie zmęczony bo zasnął w moich ramionach. Nie mogę go budzić, a po niego ma przyjechać Chester. Będę musiała z nim porozmawiać. Jeśli się nie zgodzi zająć Jackiem przez tydzień, będę musiała zostać w domu. Nie powiem mamie, że muszę iść do szpitala. 
W kuchni zrobiłam sobie herbatę, którą bardzo szybko wypiłam. Byłam załamana. Wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Zostałam z tym sama.
Nie jesteś sama, masz mnie. Zawsze jestem z tobą.
Usłyszałam głos, bardzo delikatny głos. Był wszechogarniający. Przeszył mnie dreszcz.
Dlaczego się mnie boisz? Nie skrzywdzę cię. Jesteś cząstką mnie.
Kolejne zdanie. Zwariowałam. Jeszcze tego mi brakowało. 
Możesz mi zawierzyć swoje problemy. Musisz się odprężyć. Niech twoje problemy przeją na mnie. Ja będę je o wiele lepiej znosić i dawkować ci je tak, abyś się nie przemęczała. Chestera zostawię ci już teraz.
Poczułam coś. Poczułam się lekko. Pierwszy raz od kilku dni mogłam spokojnie odetchnąć. Myśli nie kotłowały się w mojej głowie. Wszystko było na swoim miejscu.
- Dziękuję. - Szepnęłam, chociaż nie wiedziałam do kogo to mówię. Straszne.  Rozmawiam sama ze sobą. 
Przeraźliwy dzwonek wyrwał mnie z zamyślenia. Zapewne Chester przyjechał po swojego syna.
Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Nie myliłam się. Zobaczyłam go. Był taki zmęczony, ale chował to wszystko pod maską.
- Cześć. Wejdź. - Powiedziałam cicho. Nie chciałam obudzić swojego syna, a i mój głos nie pozwalał mi na głośniejszy ton.
- Cześć. - Przeszliśmy do kuchni.
- Jack przed chwilą zasnął, nie chcę go na razie budzić, a ja muszę z tobą porozmawiać. - Wrócił mi już normalny głos. Usiedliśmy. -  Napijesz się czegoś?
- Nie. Jak się czujesz? 
- Dobrze, a ty?
- Też. - Nieszczerze się uśmiechnął, zresztą ja też. 
- Chez, wiem, że uzgadnialiśmy iż weźmiesz Jacka na weekend, ale czy byłoby problemem, aby został u ciebie do przyszłej niedzieli? Niespodziewanie wyskoczyło mi kilka spraw do załatwienia. Ale jeśli nie, to rozumiem. 
- Nie. Może być u mnie przez cały tydzień. Coś się stało?
- Nie. Przepraszam, że mówię to dopiero dziś. - Znów posłałam mu uśmiech, ale nadal unikałam jego spojrzenia. Dopóki nie spojrzałam w jego oczy, udawałam silną. Ale tylko do czasu. Kiedy wyjdzie, zaleję się łzami. 
- Nic się nie stało. Paula, co się z nami stało? Kiedyś mogliśmy rozmawiać ciągle, nikt się nie martwił, że powie coś nie tak, a teraz?
- Teraz się zmieniliśmy. Nie umiem mówić o czymkolwiek z tobą otwarcie. 
- A jeśli dałabyś mi jeszcze jedną szansę? 
- Nie jestem już zainteresowana taką opcją. Mam kogoś. - Wypaliłam. Kłamałam. Przelotnie spojrzałam na niego i zobaczyłam ból. Nie poczułam się z tym lepiej, ale nie chciałam drążyć tematu przebaczenia.
- Masz kogoś? - Zapytał, nie rozumiejąc.
- Mam. 
- Nie możesz mieć nikogo. - Powiedział ze złością.
- Mamy takie same prawa. Skoro ty możesz pieprzyć Sam, ja mogę mieć faceta.
- Nie chcę aby on wychowywał mojego syna. Zabieram Jacka do siebie. - Tym zdaniem wyprowadził mnie z równowagi. Nie ważne, że go kochałam. On nie ma prawa mi zabierać Jacka.
- I co zrobisz później? Kto się zajmie Jackiem, kiedy będziesz w pracy, kiedy pojedziesz w trasę? Ona będzie się nim zajmować? Jak długo? Ty odejdziesz z Linkinów? I kim będziesz? Jack i Ethan, są dla mnie kimś ważnym. Nie pozwolę ci zabrać Jacka.
- On jest moim synem, a ty dla niego jesteś obca. 
- Skoro jestem dla niego obca, to dlaczego pozwalałeś mi z nim zostawać, kiedy wychodziłeś? Dlaczego nie zabrałeś go do Samanthy, skoro ona nie jest dla ciebie obca. Powiem ci dlaczego, bo ona go nie będzie chciała. Ona liczy tylko na seks z tobą. Nic więcej od niej nie dostaniesz. 
- Nie jestem z nią. To się skończyło. Jeśli będzie trzeba odejdę od Linkinów. Chyba, że do mnie wrócisz.
- Popieprzyło cię do reszty. To już było i nie wróci. Sam do tego doprowadziłeś. 
- Wiem, nie jest mi z tym dobrze. Wciąż cię kurwa kocham, ale do ciebie to nie dociera. 
- Zbyt wiele razy mnie zwodziłeś. Zrozumiesz to kiedyś. Ja mam dosyć tego, że zawsze kiedy coś spieprzysz mówisz, że to naprawisz, że już nigdy nie będę przez ciebie krzywdzona i co? Znów dajesz ponieś się swoim żądzą! 
Naszą kłótnię przerwał płacz Jacka. Poszłam do niego. 
- Kochanie, tata po ciebie przyjechał. Cieszysz się, że spędzisz z nim cały tydzień? - Zapytałam synka. Nie byłam teraz pewna, czy to dobry pomysł, aby on pojechał do Chestera. Co jeśli nie będzie chciał mi go oddać?
- Tak. Tata. - Chłopiec się uśmiechnął i momentalnie przestał płakać. Podał mi rączkę, którą ujęłam i razem poszliśmy powoli do kuchni. 
Chester już się uspokoił. Wiedział, że mam rację, a każde sprzeciwienie się mi, działa na jego niekorzyść. Nie jest w stanie się opiekować Jackiem tak samo jak nie będzie umiał odejść z zespołu. Już to przerabialiśmy.  
Nakarmiłam syna, pożegnałam się z nim i pojechał do Chestera. Było mi ciężko, kiedy musiałam go pożegnać, chociaż wiedziałam, że tylko na kilka dni. Jednak mimo wszystko, to był dla mnie cios nożem i przekręcenie go o trzysta sześćdziesiąt stopni. 
Wzięłam prysznic, położyłam się w łóżku i z bezsilności zaczęłam płakać. Nic mi nie pozostało. 

_____
Cześć i czołem,
Przeczytałam wasz sugestie w komentarzach i postanowiłam z nich skorzystać:) 
Będzie coś z depresją Chestera, a w sumie już jest i tu uwaga: PANI CIEMNOŚCI TO NAPISAŁA...
Jako, że ja kompletnie nie mam pojęcia o stanach depresyjnych, więc się do tego nie garnęłam zbyt chętnie. Ale już rozdział jest.
Kolejna sprawa Jason. Jego też umieścimy w kilku fragmentach. Będzie taką czarną owcą, którą będzie zazdrosny facet chciał zabić. (Muahahaha)
W dalszej lub bliższej przyszłości idealny synek coś namąci, coś nielegalnego. Zbyt idealizują Ethana...
Jak już mogliście zobaczyć pojawił się tajemniczy głos... Będzie go więcej. Będzie strasznie, chociaż z tym powinnam poczekać do Halloween. 
U państwa Shinodów też się coś zadzieje. 
I chyba to są moje najbliższe plany na kolejne rozdziały.

A tak na koniec, założyli mi usztywnienie, dali zastrzyki i normalnie boli mnie brzuch. Co to za diabelskie wynalazki tych lekarzy O.o ?!
Wracam do Polski już 18 sierpnia. Tym razem lot bez przesiadek. Przy sprzyjających warunkach to około dziewiętnastu godzin ciągłego lotu. 

Rozmyślałam nad Chesterem seksoholikiem i muszę przyznać, że pisanie scenariuszy porno mi nie idzie. Chociaż gdybym tak bardzo się w sobie spięła to bym coś napisała. A może jakaś dobra znajoma mi pomoże?

Jeszcze coś. Czytam wasze opowiadania, ale nie nadążam komentować. 
Zobaczyłam jakąś Bennode i Bourdonne. Co tu się wyprawia podczas mojej nieobecności? No nie spodziewałam się ;D

Pozdrawiam was ze słonecznego LA,
Lilith.

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział XXV

Hej!
Z góry przepraszam za rozdział, który jest równie zły jak moje samopoczucie. Pani Ciemności wspominała, że rozdziały będą dodawane od połowy sierpnia, ale cóż... Jako, że ja - człowiek, który kocha pakować się w kłopoty - skręciłam kostkę to jestem uziemiona w łóżku przynajmniej na tydzień. Lekarze nie chcą założyć mi gipsu, ani żadnego stabilizatora, bo mam spuchniętą nogę. Wygląda ona jak noga słonia. Więc leżę sobie, piszę, cholernie się nudzę, a pogoda jest iście fenomenalna to dodaję rozdział. Jednak są też plusy:
plus pierwszy - mam czas, aby poczytać wasze blogi i komentować;
plus drugi - mam czas, aby napisać kilka rozdziałów bądź niegramotnych fragmentów;
plus trzeci - Pani Ciemności jest na moje każde zawołanie (hahaha; pomęczę ją; ona się kiedyś zemści PS. Zawsze to robi);
plus czwarty - jestem ciągle senna (nafaszerowana lekami przeciwbólowymi);
plus piąty - nie muszę nic robić;
plus szósty - ciągle ktoś do mnie przychodzi;
plus siódmy - nie spiekę się na słońcu (no chyba że przez szybę O.o);
Na tym się kończą plusy moich zacnych wakacji. 
A miało być tak pięknie, 
A tu nie...
Ale jakby mogły mi minąć wakacje bez żadnej katastrofy? No ja się pytam - JAK?

Okej, więcej nie zanudzam i dodaję rozdział.
W tym rozdziale pojawi się dużo Mika i mam taki pomysł, aby było go więcej. Chwilowo Chestera zepchniemy na dalszy plan... 
Może też Jason zacznie się pojawiać i mieszać (mam dużo pomysłów i zastanawiam się, który scenariusz wybrać) PS. Chętnie posłucham waszych sugestii ;)

Na koniec pozdrawiam z wygodnego łóżka:)

Rozdział XXV:
Kilka dni później, do drzwi mojego domu zapukał Mike z moimi zakupami. Mike mnie wspiera. Czasami robi dla mnie większe zakupy, abym się nie przemęczała i za wszelką cenę próbuje mnie rozśmieszyć. 
- Cześć kochana. - Zaniósł torby do kuchni.
- Cześć. Dziękuję, że zrobiłeś dla mnie te zakupy. 
- Nie ma za co.  Anna też chciała abym coś dla niej kupił, więc nie było problemu. - Usiadł przy stole, a ja zaczęłam rozpakowywać torby.
- Napijesz się czegoś? Wyglądasz koszmarnie.
- Bo tak się czuję. Kawy. Nie spałem całą noc.
- Przemęczysz się. Zmęczony facet to zły facet w łóżku. Anna nie będzie miała pożytku z ciebie. - Ruszyłam brwiami i zaczęłam obserwować jego dziwną reakcję. Musiał być naprawdę zmęczony, skoro jeszcze tego nie rozkminił. 
Wstawiłam wodę na ten napój bogów, który postawiłby go na nogi. 
- Chłopaki mnie wykańczają. W ogóle ostatnio między nami jest bardzo napięta atmosfera. - Spojrzał na mnie wymownie, więc od razy domyśliłam się, że chodzi o Chestera. - David pojechał w trasę ze swoim zespołem i szukamy basisty. To takie wkurzające, kiedy brakuje jakiegoś elementu i wszystko się sypie.
- Wiem o czym mówisz i co próbujesz mi w ten sposób przekazać. - Wyłapałam drugie dno jego wypowiedzi. - Wiedz tylko, że nie zamierzam wracać. David wróci do was, już za cztery tygodnie. Zobaczysz, że nie będzie mógł się wami nacieszyć. - Zalałam gorącą wodą jego kawę i swoją ziołową herbatę. 
- Jak się trzymasz? - Zapytał, kiedy usiadłam naprzeciwko niego.
- Dobrze. Jestem tylko zmęczona.
- On też tak mówi. - Mój wzrok był w stanie zabić, dlatego szybko zmienił temat. - Jason ma przyjechać do Stanów w tym tygodniu. 
- Bardzo często was odwiedza. 
- Tak. Jednak cieszę się z tego powodu. Mama też się cieszy.
- Każda matka cieszy się na widok swojego syna. Wiem o czym mówię. 
- No tak, ty już wychowujesz dwójkę, a kolejna dwójka ma już niedługo się zjawić. Zawsze chciałem mieć dużo dzieci. Czułbym się takim prawdziwym facetem.
-  Kochany, jeszcze ich naprodukujesz. Dzieci to marzenie, każdej kobiety. A jak pojawią się niespodziewanie, to już w ogóle kosmos.
- Dobrze, że podchodzisz do życia optymistycznie. Brad miał dziś ze mną przyjechać, ale pokłóciliśmy się. Znów. - Rzucił zirytowany. -  Jak będziemy się tak zachowywać, to Linkin Park zakończy swoją pracę wcześniej, niż zaczęło.
- To przez moje odejście, prawda? - Przytaknął. - Nie możecie wpieprzać się w nasze życie. To była moja decyzja, z której jestem zadowolona. Brakuje mi go, ale idzie się przyzwyczaić.
- On jest nie do wytrzymania. Ciągle stroi humory i wyżywa się na wszystkich. Mamy go dosyć... - Jego wypowiedź została przerwana płaczem Jacka. Poszłam po niego do salonu i zaczęłam kołysząc w ramionach. 
- Kochanie, już się wyspałeś? Teraz pójdziemy do kuchni i do wuja Mika, tak?
- Mike? - Zapytał, przecierając oczy.
- Tak. - Odpowiedziałam z uśmiechem. Jack tak bardzo przypominał swojego ojca. Te same oczy i uśmiech.
Weszłam z chłopcem do kuchni. Podałam go Minodzie
- Cześć, młody. 
- Cześć. - Chłopiec posłał nieśmiały uśmiech mężczyźnie, o on go odwzajemnił. Lubię, kiedy Mike się uśmiecha. Pojawiają się mu zawsze takie słodkie zmarszczki w okolicach oczu, a uśmiech sięga uszu. Spike jest dobrym przyjacielem nie tylko Chestera, ale i moim. Zawsze się dogadujemy i możemy otwarcie porozmawiać. Miło, że mnie odwiedza, chociaż zapewne to sprawka Chestera, aby wiedzieć co u mnie. 
- Mogłabym cię trochę wykorzystać, skoro już tu jesteś? - Zrobiłam słodkie oczka do Shinody. Popatrzył na mnie i przytaknął.
- Zdjąłbyś mi tamto pudełko? - Wskazałam na karton, który leżał na najwyższej półce w kuchni. - Dałabym sobie radę sama, ale ostatnio pojawił się u mnie lęk wysokości, a nie chcę, aby Ethan po niego sięgał. 
- Jasne. Lubię być wykorzystywany przez ciebie. - Posłał mi flirciarski uśmiech, na który zareagowałam chichotem. Zachowuję się jak nastolatka - moja świadomość wywróciła oczami.
- Dziękuję. - Rzuciłam sarkastycznie. Swojemu snowi przygrzałam zupkę, aby go nakarmić. 
- To pudełko jest ciężkie, co ty tam trzymasz?
- Nie pamiętam. Jak jeszcze mieszkałam w Anglii i miałam może sześć lat, to moja mama kazała mi coś do niego włożyć, ale nie pamiętam co. Powiedziała, że da mi go kiedy będę gotowa lub skończę siedemnaście lat, a jednak mi go nie dała. Dziś rano sobie o nim przypomniałam.
- Taki wehikuł czasu?
- Tak, chyba tak. - Posłałam wdzięczny uśmiech, kiedy w moje dłonie dotarło to czarne pudełko.
- Jack chodź zjemy zupkę. - Wsadziłam go w krzesełko i podałam łyżeczkę. Chłopiec powoli nabierał pomarańczową papkę i jadł. 
- Paula, ja nie chcę się wtrącać w wasze życie, ale czy nie mogłabyś porozmawiać z Chesterem? 
- Boję się tej konfrontacji. Nie czuję się wystarczająco silna, a nie mogę się stresować. To zalecenia od lekarza, których staram się przestrzegać. 
- Zapewne też powinnaś odpoczywać więcej, a tego raczej nie robisz.
- To już inna kwestia. Mike, jak sobie to wyobrażasz? Spotkam się z nim, porozmawiamy - o czym? Zakończył nasz związek w ciągu kilku chwil. Przecież to nie ja zawsze nawalałam. Okej, nie byłam nigdy idealna, ale on też taki nie był. Wybaczałam bardzo dużo, a teraz nie umiem. 
Dlaczego się okłamujesz? Kochasz go, a każda sekunda bez niego, zbliża cię wielkimi krokami do śmierci. Pragniesz, aby był przy tobie cały czas. Nie ważne, że się tyle razy na nim zawiodłaś. - Głosik mojego sumienia, był męczący. Wygarnął mi wszystko, o czym pragnęłam zapomnieć. Nienawidzę swojego sumienia. 
- Nie jesteś do tego przekonana. Okej, nie musicie do siebie wracać, ale nie mogłabyś z nim tylko porozmawiać? Dać mu pięć minut na wyjaśnienia?
- Gdybym dała mu te pięć minut, wybaczyłabym mu wszystko. Jestem zbyt słaba w jego obecności. Jeśli by mu zależało, ale tak bardzo to starałby się do mnie dotrzeć. Nie przysyłałby ciebie na przeszpiegi. Mike, to sprawa miedzy mną a nim. Nie mieszajcie się, bo się jeszcze bardziej pokomplikuje. 
- Okej. Nie wracajmy do tego, nigdy. 
- Cieszę się, że mnie zrozumiałeś. Teraz ty opowiedz, co u Anny?
- Zapracowana. Ciągle na mnie cięta. Jednak nie zamieniłbym jej na żadną inną. Chcę się jej oświadczyć. - Czy mi się wydaje, czy Pan Shinoda się zarumienił? 
- Koniecznie musisz to zrobić. Boże, Anna będzie taka szczęśliwa. - Upiłam łyk ziołowej herbaty. Na moim palcu nadal widniał pierścionek zaręczynowy od Chestera. Nie umiałam go kolejny raz zdjąć. Gdzieś w głębi serca wiedziałam, że kiedyś do niego wrócę. Może nie za chwilę, ale na pewno wrócę. 
- Nie wiem, czy będzie ze mną szczęśliwa. Kocham ją, ale moja praca jej się niekoniecznie podoba. Ciągle wyjeżdżam, a ona zostaje sama. Boję się, że nie zapewnię jej wszystkiego, czego będzie potrzebować. 
- Mike, jeśli nie byłaby z tobą szczęśliwa, to nie mieszkalibyście razem. Nie byłaby o ciebie zazdrosna i nie denerwowałaby się kiedy wyjeżdżasz w trasę, albo siedzisz długo w studio. Chester był ze mną wo tyle lepszej sytuacji, że wiem, jak długo tworzy się jedną piosenkę i jak bardzo to wyczerpuje energię. Zawsze, kiedy długo nie wracał, bałam się, że coś się stało. Jako, że uczyłam się psychologii, to wiem, że nerwami nic nie zdziałam, dlatego znajdowałam sobie jakieś zajęcia.
- Naprawdę myślisz, że ona czeka, aż się jej oświadczę?
- Tak, tak właśnie myślę. Koniecznie spróbuj. - Pokrzepiająco się do niego uśmiechnęłam. 
Mike to dorosły facet, a czasami zachowuje się jak dziecko. Każdy facet to dziecko. To bardzo mądra sentencja. - Znów odezwało się sumienie. Ten cholerny głosik sprawia, że czuję iż mam problemy psychiczne.
Jeszcze się zdziwisz jaki potrafię być irytujący, skarbie. - Och, zamknij się na Boga. Mam dzieci do odchowania, muszę się nimi zaopiekować, a nie wąchać kwiatki od spodu.
- Mogłabyś z nią porozmawiać i podpytać tak trochę o mnie? - Moją wewnętrzną kłótnię przerwał głos Spika.
- Jasne. Koniecznie muszę z nią porozmawiać. Przeprowadzę taki mały wywiad na twój temat. - Dokończyliśmy swoje napoje i jeszcze chwilę porozmawialiśmy, a później Mike pojechał do domu.  
Pobawiłam się w salonie z Jackiem i zastanawiałam się, co będzie dalej. On nie radzi sobie beze mnie, a ja bez niego. Moje serce mi ciągle podpowiada, że go kocham. To takie skomplikowane. 
- Wróciłem! - Otwieranie drzwi, brzęk kluczy i głos Ethana oderwały mnie od myśli. 
- Jesteśmy w salonie! - Odkrzyknęłam, podając Jackowi kolejny klocek do naszej dziwnej, aczkolwiek ciekawej budowli. - Jak w szkole?
- Lepiej nie mówić. Jest strasznie. Wszyscy plotkują na wasz temat i czytają te bzdury w gazetach. - Chłopak podał mi cztery gazety, gdzie na pierwszych stronach byłam ja z Chesterem. 
- Jaki mają zapłon. Już minęło osiem dni od tych wydarzeń, a dopiero teraz jest o tym głośno. - Przejrzałam wzrokiem po tych bzdurach. Już miałam odkładać je na stolik, kiedy moją uwagę przykuł jeden artykuł. Na zdjęciu był Chester ze mną, a na zdjęciu obok Chez z Samanthą. Zaczęłam czytać?
"Naszą uwagę, przykuł kolejny nieudany związek Benningtona (26l.) - frontmana grupy Linkin Park. Czyży Chester powracał do dawnych znajomości oraz swojej wieloletniej znajomej Samanthcie (25l)? Co się stało z jego obecną narzeczoną? 
Jak donoszą nasi reporterzy, Paulina Smith (19l.) wyprowadziła się z domu muzyka. Zabrała jego syna Jacka oraz nowo adoptowanego chłopca. Zamieszkała razem z nimi na obrzeżach Los Angeles. Większość od pierwszych chwil wiedziało, że ten związek nie ma racji bytu. Dziewczyna pochodząca z dobrej, angielskiej rodziny oraz całkowicie sprzeczny z jej poprzednim życiem, rockman, nie byli w stanie tego podtrzymać. Nieciekawa historia Benningtona, nie pozwala mu na spokojne życie u boku młodej kochanki. 
Chcieliśmy porozmawiać z członkami zespołu, ale byli nieuchwytni. Postaramy się bardziej naświetlić sprawę.
A. J. Roice.''
- Dziennikarze zaczynają się wpieprzać. Jest coraz gorzej. - Spojrzałam na Ethana. Wiedział, że te plotki to dla mnie cios w plecy, ale nic nie mógł na to poradzić. To są po prostu brukowce, którzy nie mają swojego życia. 
Postaram się załagodzić tę sprawę i porozmawiam z naczelnikiem tej gazety. Nie mam zamiaru być obsmarowywana w mediach!
- Mamo, nie przejmuj się. Za jakiś czas sprawa przycichnie, a oni wszystko sprostują. - Położył ciepłą dłoń na moim ramieniu. Byłam tym wszystkim przytłoczona. 
- Postaram się. Jesteś głodny? Ugotowałam dziś spaghetti. - Pokręcił głową.
- Nie jestem głodny. Mamo odpocznij, a ja zajmę się Jackiem. Jesteś zmęczona. 
- Za chwilę wrócę. - Wzięłam swój telefon i poszłam do studia. Zamknęłam drzwi, a później wybrałam numer mojej mamy. Ona już doskonale wiedziała o tych plotkach. Pocieszała mnie i postanowiła zająć się tą sprawą. Christopher zna redaktora tej plotkarskiej gazety i ma z nim porozmawiać, a mi nie każą się tym martwić. Posłucham ich rady i oleję to. Nie, nie umiem tego olać. Muszę porozmawiać z nim. Muszę zadzwonić do Chestera. 
Wiedziałam, że ta rozmowa będzie jedną z trudniejszych rozmów w moim życiu, tym bardziej, że nie rozmawiałam z nim od mojej wyprowadzki. 
- Halo? - Usłyszałam bardzo smutny głos. Nie umiałam się odezwać.
- Paula, to ty? Paula. - Znów milczałam. Wzięłam uspakajający oddech i wreszcie zdołałam wydusić słowa.
- Cześć, Chester. Ja dzwonię bo, chodzi o te gazety. 
- Czytałaś? - Był zbulwersowany. Zawsze tak reagował, kiedy brukowce pisali bzdury. Nic się nie zmienił.
- Przejrzałam je tylko. Chcę tylko powiedzieć, że nie mam zamiaru się tym przejmować. Kiedyś przecież się znudzą.
- Paula, redaktorzy to hieny. Nie zostawią na tobie, ani jednej, suchej nitki.
- Przeżyję. Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę, nie wkurzaj się na Linkinów. Oni chcą tylko pomóc. 
- Skąd wiesz? 
- Nieważne. Nie mieszaj spraw prywatnych z zawodowymi. 
- Postaram się. Mogę zabrać Jacka i Ethana na weekend? - Czułam jego błagalny głos. W wyobraźni widziałam jego minę, którą zawsze robił, kiedy czegoś ode mnie chciał. 
- Nie mam zamiaru utrudniać ci spotkań z synem. Ethan wyjeżdża za dwa dni na obóz koszykarski. Wróci dopiero w przyszły piątek. 
- Rozumiem. - Między nami zapanowała chwila ciszy. - Przyjadę po Jacka w piątek koło szóstej, może być?
- Tak. Cześć. - Rozłączyłam się i zaczęłam płakać. Nie hamowałam emocji, musiałam je z siebie wyrzucić.
To boli, nie umiem zapomnieć o tym co nas łączyło. Jednak nie jestem jeszcze w stanie wrócić. Ile razy można znosić upokorzenia z jego strony? Ciągle coś jest nie tak. Moje serce krwawi, jest całe w bliznach i ranach, które bardzo często pękają i znów bolą. Mam dosyć wszystkiego. Gdybym nie miała dzieci, to już dawno bym ze sobą skończyła. Jednak dla nich muszę być silna, muszę się postarać. 
Otarłam łzy, wzięłam uspokajający oddech i poszłam do chłopców. Oni dokańczali budowlę z klocków. 
- Mamo, co jest w tym pudełku? 
- Nie wiem, Ethan. Jak chcecie to możemy go otworzyć, nawet i teraz. - Poszłam do kuchni po czarny karton i położyłam go na stoliku do kawy. Jack wdrapał się na moje kolana, a Ethan usiadł obok. Otworzyłam wieczko, a tam znalazłam lalkę. Lalka miała takie same oczy jak ja i podobne rysy twarzy. Ubrana była w niebieską sukienkę. Tę sukienkę kojarzyłam. Dostałam ją od babci i bardzo lubiłam w niej chodzić. Z tyłu była wiązana na kokardę, która zawsze się rozwiązywała. Włosy lalki były w odcieniu karmelu i złota, które zostały związane w warkocz. 
- Ta lalka jest ładna. Trochę przypomina ciebie. 
- Mi też się tak wydaje. - Wyjęłam ją z pudełka. Była ciężka i prawdopodobnie porcelanowa. Nigdy takiej nie widziałam.
- Tu jest jakiś list, albo znaczki. - Spojrzałam na zwój. Wzięłam go do ręki i odwiązałam tasiemkę. Zaczęłam przyglądać się japońskim znaczkom.
''Ta lalka jest tobą, a ty nią. Jesteście połączone.''- Odczytałam napis. Niżej już było napisane po angielsku.
''Każdy człowiek ma swoją historię i swoją lalkę. Ona została przywieziona z Japonii, a ma na imię Shinchō-sa - to znaczy Rozwaga. Ona ma ci przypominać, że jesteś indywidualnością. Twój dziadek kazał ją zrobić specjalnie dla ciebie. Jesteście podobne. Według japońskiej kultury, ta lalka już wybrała dla ciebie przyszłość. Musisz to poczuć. 
Chciałam, abyś zawsze, kiedy będziesz przechodziła kryzys, oddała go lalce. Ona podobno uśmierza cierpienia.
Twoja Babcia."
Nie rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi. Jakaś przepowiednia i te słowa babci. Czyży dziadek wierzył w moc laleczkę? W sumie zawsze lubił zajmować się dziwnymi sprawami. Tak bardzo chciałabym zapytać się jej o tę lalkę, ale już nie ma na świecie mojej babci. Nie ma też dziadka, a moja mama nie wierzy w nadprzyrodzone moce. Kiedyś sama się wszystkiego dowiem.
- Cóż, myślę, że powinnam ją włożyć do pudełka i schować. Chyba jeszcze nie dorosłam do zdobycia mocy tej zabawki. - Powiedziałam do chłopców i włożyłam wszystko do pudełka. Włożyłam go do szafy. 
Ethan poszedł odrobić lekcję, a Jack zasnął. 
Miałam teraz chwilę dla siebie, aby się zastanowić nad swoim życiem i tą przepowiednią. ''Ta lalka jest tobą, a ty nią. Jesteście połączone.'' - japońska kultura zawiera bardzo dużo, dziwnych przepowiedni, ale ta to już jakiś nonsens. Jak może ta lalka pomóc mi w życiu? To przecież tylko lalka. 
Chrzanić lalkę i ten napis. 
Posprzątałam w salonie, kuchni oraz łazienkach. Oczyściłam swój umysł i nawet nie zauważyłam, kiedy zegar pokazał dziesiątą w nocy. 
Wzięłam prysznic i kładąc się na łóżko, wróciły wspomnienia i myśli o Chesterze. Ja tak bardzo go kocham, ale nie umiem żyć razem z nim.
Łzy popłynęły. Nie hamowałam ich, bo nie było sensu.

piątek, 1 sierpnia 2014

Oto, wejście SMOKA (gong) - wchodzę Ja... + Rozdział XXIV

Oto, wejście SMOKA (gong) - wchodzę Ja... 

W taki oto sposób, chcę do Was powrócić! Jednak się nie bójcie, nie mam zamiaru odbierać fachu Lilith, która naprawdę się wczuła w to co robi. Jestem Wam wdzięczna, ale jednocześnie przerażona. Ona wciągnęła się w to co robi i chyba, a raczej na pewno odkryła swoją pasję. Zmieniliście mi przyjaciółkę ;(. 
Na początku, witam Was serdecznie. Cóż, nie było mnie tutaj od 30 maja. Czyli już upłynęły dwa miesiące odkąd pojawił się ostatni mój wpis. 
Może przejdę do sprawy, dla której właśnie dziś to ja, a nie Lilith dodaje post. 
Otóż, kiedy przebywałam na wyspie Wolin równe 22 dni, przemyślałam dużo aspektów swojego życia. Stwierdziłam, że nie mogę kumulować negatywnej energii w sobie, bo nawet studia, które podjęłam, nie sprawiają, że oderwałam się od wszystkiego co było w przeszłości. Jeśli się postaram, to w tym roku rozpocznę studia w USA, a dokładniej w  University of California, Los Angeles. Kiedyś chciałam tu studiować z moją kuzynką, ale moje życie się skomplikowało. W tamtym tygodniu razem z Lilith tam byłyśmy i w sekretariacie dowiedziałam się bardzo dużo interesujących rzeczy. Musiałabym się przenieść z naszego uniwersytetu w Warszawie, co nie jest problemem dla mojej (chyba) nowej uczelni. Oczywiście na wstępie zdawałabym jakieś egzaminy, które nie powinny być dla mnie trudnością. 
Kiedyś Shinodowa, zapytała Lilith, po co pojechałam na tę wyspę. (Nie zrozum mnie źle, nie jestem zła, obrażona ani nic podobnego), moja przyjaciółka odpowiedziała bardzo, ale to bardzo ogólnikowo. Ma rację, jestem specjalistką od dobierania sobie złego towarzystwa, wpadania w problemy i wybierania najgorszych facetów pod słońcem (ale oni są tacy pociągający...ah). Więc, moim problemem były i w pewnym stopniu nadal są nałogi, a w szczególności jeden, przez którego wylądowałam na Wolin. Dlatego, postanowiłam powrócić do Was z jakimś nowym opowiadaniem. Mam już kilka pomysłów i są one realizowane w różny sposób. Jedno już prawie skończyłam i jest ono coś na wzór pamiętnika, ale z naszymi kochanym Linkinami!:) Pozostałe też zawierają jakieś fragmenty z nimi. 
Dokładnie jeszcze nie wiem, kiedy pojawią się pierwsze części. Jednak mam nadzieję, że już niedługo.

Na blogu pojawiają się nowi czytelnicy, co niezmiernie buduje fascynację Lil. Miło, że spodobała się wam nasza twórczość. Czasami na skrzynce meilowej odbieram wiadomości od Anonimowych czytelników, którzy domagają się szybszego dodawania postów. Myślę, że Lilith dodaje je jak najszybciej. Wena nie zawsze przychodzi na nasze zachowanie. Są wakacje, trzeba odpocząć, nabrać sił na szkołę, pracę i wgl. na jesienne dni:)
Już na zakończenie, chcę Was pozdrowić z Los Angeles, które przez rok naprawdę się zmieniło. Więcej wieżowców, korporacji, firm, blokowisk, slamsów, a coraz mniej zieleni w parkach. W tym mieście przeżyłam miłe, niecałe dwa lata. Jednak kiedyś to miasto wydawało się moim wymarzonym miejscem, a teraz w sumie nie czuję tu nic. Pozostały tylko wspomnienia, które zostawiły znaczący odcisk na moim życiu. Jednak studiowanie w tym mieście jest moim nowym, chwilowym celem w życiu.
Tak więc, gorąco Was pozdrawiam. Życzę w sumie wszystkiego, czego tylko pragniecie z głębi serca. Życzę Wam również miłego wieczoru. Hucznych imprez i wspaniałych chłopaków lub dziewczyn.
Kurczę, ta zmiana czasowa jest utrudnieniem. Ja mam środek dnia, a wy już późny wieczór.
Jeszcze raz pozdrawiam, życzę weny,
Pani Ciemności.

PS. Lilith wygrzewa się na leżaku i jest bardzo czerwona. Przypomina wielką malinę. Na szczęście ja zostałam biała. A niech się smaży, jak nie chciała słuchać. Buahahaha.
Lilith, Was każe pozdrowić, więc POZDRAWIAM! ;).

PSS. A i jeszcze jedno, Lilith się wyprodukowała z kolejnym rozdziałem Pamiętnego Koncertu, tak więc dodaję fragment. Pozostałe rozdziały będą dodawane od połowy sierpnia do końca października (tyle powiedziała Lil).

I jeszcze jedna moja prośba: NIE ZABIJAJCIE MI LILITH, MIMO, ŻE SOBIE NA TO ZASŁUŻYŁA. Wiem, że opisała swoją śmierć, przy której jej pomagałam:) Mamy podobne upodobania. 
Już nie zanudzam, bo wyjdziecie wcześniej zanim weszliście. 

JEST JESZCZE COŚ WAŻNEGO!
Jak podoba wam się Przystanek Woodstock?! Byłam tam już dwa razy i w przyszłym roku może się wybiorę. My od dziś zaczynamy tydzień z Hip-hopem. Na plaży w Santa Monica będą tłumy, a pogoda nam sprzyja:)

Rozdział XXIV; 
Obudziłam się z samego rana. Byłam w miarę wypoczęta, a jednak nie. Wczorajsze wydarzenia wróciły jak bumerang ze zdwojoną siłą. 
Wyszłam z łóżka. Za dwadzieścia minut muszę obudzić Ethana, do szkoły. Szybko się uwinęłam z poranną toaletą i poszłam na dół, aby zrobić mu śniadanie. 
Na dole zobaczyłam Cheza z Ethanem jak coś zawzięcie gotowali.
- Cześć wam. - Przywitałam się i wymusiłam uśmiech. 
- Cześć Paula. - Powiedział Chez. Wyglądał jakby nie przespał z pół nocy. 
- Mamuś, dziś sam pójdę do szkoły.
- Dobrze. - Podeszłam do ekspresu i zrobiłam sobie kawę. W sumie nie wiem dlaczego ją zrobiłam, skoro i tak jej nie wypiję. Czyżby przyzwyczajenie?
- Zrobiliśmy ci z tatą śniadanie. - Dostałam eleganckie śniadanie. Najbardziej podobała mi się babeczka, na której pisało "Uśmiechnij się". Łatwo napisać, ale ciężej wykonać.
Posłałam im kolejny wymuszony uśmiech.
- Dziękuję. - Resztę śniadania spędziliśmy w ciszy. Po dwudziestu minutach Ethan poszedł do szkoły, a ja zaczęłam sprzątać po śniadaniu.
- Ja to zrobię. - Przerwał ciszę Chez, a następnie wziął ode mnie talerze. Udałam się do salonu, w którym wróciły kolejne wspomnienia z ubiegłego dnia. Znów łzy napłynęły mi do oczu i nie było możliwości by je zahamować. 
- Paula, chcę z tobą porozmawiać. - Odwróciłam wzrok i chciałam opuścić salon, aby nie widział jak bardzo mnie boli. Chez postanowił mnie zatrzymać, a ja próbowałam się wyrwać. Uderzyłam pięściami w jego tors, a on nie zważając na zadawany mu ból, tulił mnie do siebie. 
Teraz łzy płynęły strumieniami. Nawet nie miałam sił się wyrywać.
- Już dobrze. Kochanie, kolejny raz cię przepraszam. Proszę, abyś mi wybaczyła. Ja nie mogę bez ciebie żyć, tak samo jak ty beze mnie. Nadal mnie kochasz i podświadomie chcesz, być tutaj ze mną.
- Skąd wiesz, czego chcę i skąd pewność, że nadal cię kocham? - Powiedziałam, kiedy się już uspokoiłam.
- Przeczytałem twój pamiętnik. 
- Przeczytałeś mój pamiętnik? - Zapytałam z niedowierzaniem i znów zaczęłam płakać. Nie kontrolowałam już swoich emocji. 
- Tak. Wiedz, że nie pozwolę ci odejść. Będę o ciebie walczył.
- Trzeba było zacząć robić to wcześniej. Ja już nie mam siły. Ciągle mnie ranisz i znów obiecujesz, że się poprawisz, a nadal tego nie zrobiłeś. Wyjadę z dziećmi jeszcze dziś po południu. Więcej mnie nie zobaczysz. Możesz odwiedzać dzieci kiedy tylko zechcesz. - Wyszłam z salonu i skierowałam się do swojej sypialni, aby zacząć się pakować. Miałam dobre pół godziny, zanim obudzi się Jack. 
- Nie możesz mnie zostawić. Jeśli nie będzie ciebie, to i mnie. - Odwrócił mnie w swoją stronę. Nie chciałam nawet na niego patrzeć. 
- Nie masz prawa mi rozkazywać i czegokolwiek zabraniać. - Krzyknęłam na niego wyrywając dłoń z jego uścisku. 
- Proszę, nie zostawiaj mnie. - Padł przede mną na kolana, tuląc się do mojego brzucha. 
- Masz racje, że cię kocham. Jednak jak długo można walczyć? Ciągle ratuję nasz związek. Niszczę wszystkie przeszkody, aby dać ci szczęście, a ty co? Znów prosisz o przebaczenie? Chester, ciągle robisz to samo. Jestem już odporna.
- Jeśli mnie naprawdę kochasz, to mi wybaczysz.
- Jeśli mnie naprawdę kochasz, to pozwolisz mi odejść. Wyczerpałeś ostatnią szansę, jaką ci podarowałam.
- Jeśli odejdziesz, ja sam sobie nie poradzę. Uzależniłem się od ciebie i żaden odwyk mi nie pomoże. Zawdzięczam ci tak dużo. Zmieniłaś mnie na lepszego człowieka, nie zważałaś na nic, tylko zawsze byłaś dla mnie wsparciem i zawsze mogłem na ciebie liczyć. Nawet, jeśli cię nie doceniałem, ty i tak przy mnie kroczyłaś. Dałaś mi tak dużo szczęścia, a teraz chcesz to wszystko zabrać? Proszę, byłem totalnym dupkiem, egoistą i kretynem, to tobie udało się mnie zmienić. Nie chcę cię stracić i będę walczył o ciebie.
Patrzyłam w jego smutne oczy i płakałam. Bardzo bolało mnie udawanie twardej kobiety, która chce odejść od swojego mężczyzny. Może i chciałam go zostawić, ale nie byłam na tyle silna. Nie mogłam zrezygnować, a powinnam. 
- Jeśli zostanę, to co wtedy? - Powiedziałam łamiącym się głosem. Usiadłam obok niego na podłodze i patrzyłam w jego oczy.
- Zmienię się. Będę się starał, abyś nigdy przeze mnie nie płakała.
- To jest tak cholernie trudne. Chcę zostać, ale się boję, że kolejny raz będę płakać. 
- Nie chcę ci obiecywać, że nie doprowadzę cię do łez. Wiesz, że mam trudny charakter i nieciekawą historię. Nie jestem pewien swoich decyzji, ale będę się starał. Zawsze i wszędzie będę się starał, abyś zawsze się uśmiechała. 
- Wiedz, że nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Nie wiem, na ile ci pozwolę. Jak na razie, będziemy zachowywać się jak przyjaciele. Więcej nie jestem w stanie teraz ci dać. - Szepnęłam, a później wtuliłam się w jego ramię. Chłonęłam go, jednocześnie płacząc z swojej bezsilności. 
- Już, spokojnie. Będę się starał, abyś znów mi zaufała i dała nam drugą szansę. Tylko nie płacz. 
- To wszystko tak dużo mnie kosztuje. Tyle nerwów i łez przenika przeze mnie, a mimo to nie potrafię cię znienawidzić i odejść. Jestem tą pieprzoną, niepoprawną romantyczką i ciągle cierpię przez własną głupotę. Muszę z tym wszystkim skończyć. - Szepnęłam. Chez delikatnie mnie do siebie przytulał i kołysał w ramionach. Potrzebowałam tego, nawet nie byłam w stanie się oprzeć jego czułemu dotykowi. 
Później spędziliśmy w miarę miłe popołudnie na rozmowach, aż do czasu, kiedy dostałam telefon ze szkoły Ethana i zostałam do niej wezwana.
- Chester, wezmę ze sobą Jacka, bo chciałabym mu kupić jakieś ubrania. 
- Dobrze. Mam zamiar siedzieć w domu.
- Okej, kocham cię. - Cmoknęłam go szybko w policzek. Ubrałam Jacka i siebie, a później ruszyłam do szkoły.
- Ciekawe co on wymyślił. Nauczycielka była bardzo zdenerwowana i tajemnicza. - Powiedziałam do chłopca, na co on się zaśmiał.
Po kilku minutach byłam pod gmachem budynku. Weszłam razem z synem i skierowałam się do pokoju dyrektora. W poczekalni siedział Ethan i jego kolega Simon. Mieli niewyraźne miny i siniaki.
- Coście znów wykombinowali? - Zapytałam, patrząc na nich krytycznie. 
- Drobne spięcie. Już sobie wyjaśniliśmy. - Powiedział Simon, patrząc na syna.
- On ma ci coś do powiedzenia. - Rzucił wściekle mój przybrany syn.
- Chciałem panią przeprosić. Nie powinienem źle mówić na pani temat. Nie wiedziałem, że pani jest zastępczą matką Ethana. Jeszcze raz przepraszam. 
- Dobrze. Mimo wszystko, chcę wiedzieć co powiedziałeś.
- Że jest pani suką, mimo wszystko kręcisz z jednym z Linkinów. 
- To z kim się spotykam, nie powinno być tematem do waszych rozmów. 
Na korytarz wyszła nauczycielka, z którą rozmawiałam przez telefon i zaprosiła nas do gabinetu. Rodzice Simona już byli w środku. 
- Chcę powiedzieć, że  nie będę akceptowała takiego zachowania. Razem z radą pedagogiczną postanowiliśmy zawiesić Simona i Ethana na czas nieokreślony. 
- Gdzie to miało miejsce?
- Na korytarzu szkolnym. Nie chcą powiedzieć o co się tak pokłócili. - Odpowiedziała pani profesor.
- Na korytarzu szkolnym? Czy nie powinno być jakiś dyżurów, które zapobiegły by takiemu rozwojowi akcji? 
- Tak, ale...
- Ale nikogo nie było na na dyżurze, prawda? - Spuściła oczy. - Ta wina nie leży tylko po stronie chłopców. Wy również zawiniliście. Jesteście jedną z lepszych szkół stanowych, a ja nie chcę was oczernić i sprawić problemów. Jednak zawieszenie jest za ostrym posunięciem w tej sprawie. Jeśli zostaną zawieszeni, to może się pani pożegnać z posadą. 
- To może uznamy, że tej sprawy nie było? - Zaproponowała. Popatrzyłam na rodziców Simona, którzy wdzięcznie na mnie spoglądali.
- Oczywiście. Miło się z panią rozmawia. Zabieram Ethana do domu. - Wstałam z krzesełka, a reszta razem ze mną. Wyszliśmy na korytarz.
- Bardzo pani dziękuję, za wstawienie się za moim synem. Nie chcę, aby miał jakiekolwiek problemy w tak młodym wieku. 
- Doskonale rozumiem, sama chcę, aby Ethan miał dobrą opinię. - Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, a później każdy rozszedł się do swoich obowiązków. 
- Nie jesteś na mnie zła? 
- Kochanie, stanąłeś w obronie mojego mienia, dlatego nie jestem zła. Wiesz, pojedziesz ze mną na zakupy. 
- Okej. Dziękuję. - Przytulił się do mnie i wziął ode mnie Jacka. 
- Mam bardzo szaloną myśl i chcę ją zrealizować. - Powiedziałam po chwili.
- Jaką? 
- Pojedziemy na lody czekoladowe z podwójną posypką i polewą. Tak strasznie mam na nie ochotę. 
- Mi pasuje! - Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do centrum handlowego. Na początku poszliśmy coś zjeść i na lody, a później zrobiliśmy zakupy. Świetnie bawiłam się z chłopcami.
Kiedy już miałam już parkować pod mieszkaniem, zobaczyłam jak drzwi się otwierają, a w nich stoi Chez z jakąś kobietą i się namiętnie całują. Z piskiem opon odjechałam.
Kolejny raz mnie zdradził. 
- Mamo, wszystko będzie dobrze. Ułożysz sobie życie. - Uspokajał mnie Ethan. Uśmiechnęłam się do niego. Byłam silna i nie uroniłam ani jednej łzy. Mój telefon zaczął dzwonić, a ja  nie miałam zamiaru z nikim rozmawiać. 
- Pojedziemy do mojej mamy. Jutro nas spakuję i może gdzieś wyjedziemy na tydzień albo dwa. - Nikt się nie odezwał. Jack spał, a Ethan zaciskał dłonie w pięści. Był bardzo zdenerwowany. 
Po kilku minutach zaparkowałam przed domem mojej mamy. 
Zadzwoniliśmy do drzwi, a ona nam otworzyła.
- Witajcie, co za miła niespodzianka. - Powitała nas entuzjastycznie, ale później spoważniała, kiedy zobaczyła moją minę. - Wejdźcie.
- Mamo, możemy dziś u ciebie przenocować? 
- Oczywiście. - Weszliśmy do środka. Zaniosłam Jacka do mojej dawnej sypialni. nadal słodko spał, więc nie chciałam go budzić.
- Ethan, rozgość się. Odrób lekcje, a później odpocznij trochę. 
- Oczywiście. Mamo, jest mi przykro. - Mocno się do mnie przytulił. Mimowolnie łzy popłynęły po moim policzku. 
- Damy sobie radę, bo jak nie my, to kto? - Ucałowałam go w czoło i wyszłam z pokoju.
Zeszłam do mamy, aby się jej pożalić. Chciałam znów poczuć się tą małą dziewczynką i mieć takie prowizoryczne problemy, a nie poważne problemy w związku. 
- Teraz mi opowiedz, co się stało. - Naszykowała mi gorącą czekoladę, która zawsze mi pomagała się uspokoić.
- Chez mnie zdradził, kolejny raz to zrobił. - Rozpłakałam się już na dobre. Przytuliłam się do niej i wszystko jej opowiedziałam od samego początku. Ona uważnie mnie słuchała. Widziałam jak cierpi razem ze mną.
- Dlaczego on mi to zrobił? A ja naiwna jeszcze dziś mu wszystko wybaczyłam. - Znów popłynęły łzy. Byłam tym wszystkim zmęczona i bardzo znudzona. 
- Kochanie, to skończony dupek, jeśli wybrał inną zamiast ciebie.
- Ale ja nadal go kocham. Doskonale wiem, że jeśli mnie przeprosi, ja mu wybaczę kolejny raz. Nie chcę tego, ale to jest silniejsze ode mnie. Co ja mam teraz zrobić? 
- Nie możesz być tak krzywdzona. On jest twoim drugim facetem i wiem, jak bardzo go kochasz, ale nie pozwól się krzywdzić. 
- Nie umiem być stanowcza. Jest mi z tym cholernie ciężko. Zawiodłam Ethana, Jacka i bliźniaki. Zniszczę im rodzinę, kiedy odejdę.
- Nie, mamo. Jeśli ty będziesz cierpieć, nam też będzie ciężko. Jesteś wspaniałą matką oraz zawsze byłaś idealną kobietą dla każdego faceta. - Ethan podszedł do mnie i usiadł obok.
- Tak bardzo chciałam ci zapewnić dobrą rodzinę, ale znów mi nie wyszło. 
- Nie mogłem trafić do lepszej opiekunki, niż ty. - Przytulił mnie.