czwartek, 22 maja 2014

Rozdział XI

Weekend minął mi bardzo przyjemnie oraz nadzwyczaj ciekawie. Miłe, sobotnie popołudnie z Linkinami, którego nie idzie zapomnieć dało mi dużo energii na poniedziałkowy dzień. 
Teraz siedzę sobie w sali lekcyjnej, na drugiej dziś matmie i zastanawiam się - co ja tu robię? Mogłam skorzystać z propozycji Chestera i nie iść dziś do szkoły. Na szczęście za pięć minut dzwonek i lunch. 
Jeszcze dwie minuty.
Ostatnie dziesięć sekund... i zadzwonił upragniony dzwonek. Ja tego nie wytrzymuje, a co mają powiedzieć nauczyciele, którzy mówią to samo od dwudziestu lat? Cholera, muszą mieć cierpliwość.
- Paula, idziesz z nami? - Zapytał Brian. To właśnie przed nim siedzę na matmie, a on usilnie próbuje ze mnie ściągać na testach. Nie przeszkadza mi to, bo matma jest dla mnie łatwa, no może nie wszystko, ale jednak jest łatwa i zrozumiała.
- Kto będzie? - Mało mnie to obchodziło, ale pewnych osób w szczególności nie toleruję, więc lepiej wiedzieć w co się pakuje.
- Tom, Ava, ja, Logan, Carla, Daniel, Lukas. Wbijamy do pizzerii naprzeciwko szkoły. Chodź z nami będzie fajnie. 
- Okej. - Poszłam z nimi. W sumie znałam ich wszystkich z jakiś zajęć. Logan, Tom i Ava chodzą ze mną na angielski. Carla na hiszpański, nie wiem po co ona na niego chodzi, skoro ma ten język we krwi, ale nie wnikam. Brian na matmę. Daniela poznałam na zajęciach ze sztuki, a Lukas jest ze mną w parze na zajęciach artystycznych. Wszyscy mamy razem zajęcia na chemii, gdzie moim partnerem jest Luk. Są zgraną paczką i często razem wychodzą, ja też w sumie mogłabym do nich należeć, ale wolę samotność. 
Po drodze, która była bardzo krótka śmialiśmy się z Lukasa, który zrobił jakiś przypał na fizie, ale nie interesowało mnie to zbytnio, jednak słuchałam i sama coś wtrącałam, aby nie było, że jestem inna. Tutaj nikt mnie nie znał, więc mogłam poudawać w szkole, iż lubię towarzystwo.
Zadzwonił mój telefon, kiedy wchodziliśmy właśnie do knajpy.
- Przepraszam, muszę odebrać. Dla mnie sałatka wegetariańska bez pieczywa. - Powiedziałam Brianowi, który poszedł złożyć zamówienie. 
- Halo? 
- Cześć skarbie. - Powitał mnie ciepły głos Cheza.
- Cześć. Co słychać?
- W sumie to nic ciekawego. Nudzi nam się.
- To przyjedźcie do mnie do szkoły, na pewno nie będziecie się nudzić. Pani Allen, ma zamiar zrobić doświadczenie na chemii, które niekoniecznie pójdzie po jej myśli i będzie dużo śmiechu. Na angielskim będziemy przerabiać "Romeo i Julia", będziemy improwizować. Wychowanie fizyczne minie nam w rytmach zumby oraz jakiś ćwiczeń z aerobiku. Będę się strasznie nudzić. 
- Nie idę do szkoły! - Krzyknął Joe.
- Skoro się nudzicie to przyjdźcie. Zrobicie zamieszanie i lekcje mi szybciej miną. 
- Zrobimy wejście smoka. - Powiedział szczęśliwy Brad, który zapewne zrobił głupią minę, bo wszyscy wybuchli śmiechem.
- Paula, chodź do nas. Później poromansujesz! - Powiedział Brian, który wyszedł po mnie.
- Już, chwila. - Przytaknął i znów wrócił do reszty znajomych. Popatrzyłam na nich przez szybę i pomachałam.
- Kto to był?
- Kolega, obecnie jestem na lunchu ze znajomymi ze szkoły.
- To nie przeszkadzamy. Rozpatrzymy pozytywnie twoją propozycję. 
- Zajęcia zaczynają się za pół godziny. Ja mam je w sali numer dziewięć. 
- Dobrze wiedzieć. Pa, kochanie.
- Pa. - Rozłączyłam się i wreszcie dotarłam na lunch. 
- Wreszcie przyszłaś. - Powiedział Lukas i zaczął zajadać się pizzą.
- Słyszeliście, że Linkini mają grać w tę sobotę u nas? - Rzuciła Ava, która była ich gorącą fanką. 
- Nie dało się nie słyszeć. Wybieracie się? - Zapytałam, na co oni przytaknęli.
- Musimy jeszcze skombinować bilety, a ty idziesz? 
- Mam taki zamiar. Spróbuję wam załatwić owe bilety. Nie powinno być trudno. - Zaczęłam obmyślać plan działania. Mogłam pójść do któregoś z chłopaków i poprosić o bilety dla moich znajomych, ale nie pójdę. Bilety są drogie, a oni nie wezmą ode mnie kasy. Muszę załatwić jeszcze pięć biletów. Ja się wkręcę jako dziennikarka, albo fotograf, więc nie potrzebuję. 
- Chezzy kręci z jakąś laską. Podobno ma około dwudziestki. - Wypraszam sobie, mam dopiero siedemnaście. - Ktoś ich razem widział, ale olał sprawę. Ta laska to musi mieć dobrze. - Rozmarzył się Logan.
- Co ty pieprzysz, to jego siostra. - Rozwinęła się zacięta gadka między Loganem, a Tomem. 
- A wy jak uważacie? - Rzuciłam do reszty.
- Tak napisali w prasie. - Powiedział spokojny Brian.
- Co?! - Boże, jeśli jest tam moje zdjęcie i ktoś się o tym dowie to już po mnie. Wszyscy będą dla mnie cholernie mili tylko dlatego, że jestem jego "siostrą".
- Przeczytaj sobie. Cholera, ta dziewczyna mogła iść bez kaptura, byśmy wiedzieli jak wygląda. - Do rąk dostałam gazetę i od razu zobaczyłam siebie na pierwszej stronie. Dziękuję Bogu, że założyłam bluzę Cheza, bo było zimno i naciągnęłam kaptur. Jeszcze żyję w ukryciu. Szybko spojrzałam na autora zdjęcia i artykułu, a później oddałam gazetę. Te dwa nazwiska skądś kojarzyłam, ale nie wiem skąd. Mamuśka będzie je znała. 
Reszta lunchu minęła nam przy spokojnych rozmowach o Linkinach. Ci ludzie mają zajawkę na ich punkcie, a nie wiedzą, że zadają się z osobą, która zna ich osobiście. Postanowiłam, że zrobię im niespodziankę i powiem chłopakom, aby zagrali jedną piosenkę dla nich. W sumie, to z nimi spędzam dużo czasu i staje się częścią ich grupy, która dla wszystkich jest zamknięta. Nikt tu nie może dołączyć, ani wyjść. Ja jestem jedyną, która kręci się wokół nich. 
Weszliśmy do szkoły, a ja kątem oka zauważyłam Cheza, wchodzącego do sekretariatu. Oni na serio przyszli do szkoły! Teraz chemia, jeśli wejdą to wszyscy popadają z wrażenia. 
Oby nie zrobili czegoś głupiego. - Prosiłam w myślach, ale znając moje szczęście, to Joe coś zrobi. 
Zaczęły się zajęcia. Pani Allen przygotowywała się do doświadczenia, a ja ciągle patrzyłam na drzwi. Po pięciu minutach, usłyszałam rozmowę za nimi, a po chwili drzwi się otworzyły. Wszedł nasz dyrektor, który postanowił coś ogłosić. 
- Do naszej szkoły, zawitała pewna grupa osób, którzy są waszymi idolami. Ruszyli z projektem, który ma dotrzeć do młodzieży w waszym wieku, dlatego panowie chcą przyjść na te zajęcia i pobyć uczniami. Proszę, nie naróbcie mi wstydu. - Zakończył wypowiedź i otworzył drzwi. Tam byli oni. Wszyscy zamarli, a później zaczęli piszczeć. Uśmiechnęłam się do nich przepraszająco i zaczęłam zachowywać się jak fanka. Przez piętnaście minut Linkini rozdawali autografy oraz krótko rozmawiali z fanami, a później zaczęła się lekcja. Chłopcy mięli dosiąść się do wolnych stolików, albo zająć miejsce przy uczniach. Postanowiłam ich pokierować, aby usiedli z moimi znajomymi. Tak też się stało. Chez dosiadł się do mnie i Lukasa, który gdzieś poszedł. 
- Projekt? - Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam.
- To był pomysł...
- Joe. - Dokończyliśmy razem, na co się krótko zaśmialiśmy.
- Jak tam twoja siostra się miewa? 
- Nie mam siostry? 
- Czyżby? - Odkręciłam się do tyłu i poprosiłam o gazetę od Av, a następnie mu ją dałam.
- Myślę, że dziennikarze wpieprzają się w nieswoje sprawy. 
- Jednak ta dziewczyna miała szczęście, że założyła kaptur, nie miałaby spokoju. 
- Postaram się, aby nie było takich niespodzianek.
- Miło. Jak długo zostaniecie?
- Jeszcze dwie lekcje i spadamy. Nasz menadżer się wkurzy, bo wyszliśmy tylko na chwilę. - Zaśmiałam się razem z nim. O tak, Mark lubił się denerwować. 
- Chez, mogę prosić cię o drobną przysługę?
- Oczywiście.
- Czy na sobotnim koncercie, moglibyście zagrać jedną piosenkę dla pewnych osób? 
- Myślę, że tak. Czyżby to ci, z którymi byłaś na lunchu?
- Tak. Oni są waszymi gorącymi fanami. Ich całe życie kręci się wokół was. To taki prezent dla nich ode mnie, ale nie mogą tego wiedzieć. Jeszcze nie powinni wiedzieć. 
- Okej, jakoś to rozegramy. - Naszą rozmowę przerwał wybuch. Moja pikawa, mało co nie stanęła. Spojrzeliśmy w stronę stanowiska nauczycielki i zobaczyliśmy Phoenix i Brada, którzy razem z nią stworzyli wybuch. Chłopakom podobało się mieszanie różnych mikstur. 
- Jestem jak Slughorn. Mistrz eliksirów! - Dumnie ogłosił Delson. Cała klasa zaczęła się śmiać.
- Brad, jeszcze dużo ci brakuje, aby być taki jak on. No wiesz, z wiekiem też musisz jeszcze poczekać. Chociaż zauważyłam już u ciebie siwe włosy. - Odezwałam się na co cała klasa na mnie popatrzyła. Cholera, powiedziałam to zbyt bez skrępowania.
- Siwe włosy?! Rob, powiedz, że ona żartuje. 
- Przykro mi. - Grobowa mina Roberta rozwalała.
Brad podszedł do mnie i groźnie na mnie spojrzał.
- Nie jesteś straszny. Chociaż - nie, nie jesteś.
- Pożałujesz, nawet Chez ci nie pomoże. - Powiedział na tyle cicho, aby reszta nie usłyszała.
- Pan mi grozi?! Jestem oburzona pańskim zachowaniem. - Nie wytrzymał i zaczął mnie łaskotać. 
- Nie... Pro...szzzz...e. Przessssstań. 
- Nie dosłyszałem, coś mówiłaś? 
- Ludzie, pomocy! - Krzyknęłam ile sił w płucach. Już nie wytrzymywałam. 
- Brad, odpuść. Zbyt bliski kontakt, ktoś tu jest zazdrosny. - Czy Joe, nie może siedzieć cicho? 
- Coś sugerujesz? - Rzucił wściekły Chez. Na szczęście zadzwonił zbawczy dzwonek i wszyscy opuścili salę. 
- Może mam panów zaprowadzić na następną lekcje? 
- Chętnie. Zdaje się, że mamy angielski. - Powiedział Mike, który ledwo co panował nad śmiechem. Udawanie, że się nie znamy było męczące i bardzo dziwne.
- Wspaniale! Ja też mam tę lekcję. Proszę za mną. - Ludzie zaczęli za nami iść, a my rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Chłopcy jeszcze rozdali trochę autografów, następnie weszliśmy do sali. 
- Wolne ławki to ta, ta i ta. - Pokazałam na miejsca, gdzie mogą usiąść i nie zakłócać zajęć, następnie zajęłam swoje miejsce w ławce na samym końcu. Przede mną siedział Brad z urażoną miną oraz David, który ciągle się śmiał z jego postawy.
Z zeszytu wyrwałam kartkę i napisałam do Brada, kilka prostych zdań. Taki tam wierszyk na poczekaniu, który zdążyłam wymyślić. 
Podałam mu ją, a on przeczytał i uśmiechnął się pod nosem.
- Okej, nie gniewam się.  Kobieto skąd ty wzięłaś te rymy? - Do sali wszedł nauczyciel, który wszystkich uciszył. 
- Witam, jak dobrze widzieć nowe twarze w tej klasie. Teraz zaczniemy omawiać naszą lekturę. Pierwszy akt zagra nam... - Zrobił tę pieprzoną pauzę, przez którą byliśmy zestresowani. Osobiście nie miałam oporów przed występowaniem, ale nie przed nimi. Nie przed swoim facetem. Na szczęście wygrał Caroline i Josha. Reszta klasy odetchnęła z ulgą. Oni zagrali ten akt, który nie był czymś specjalnym. Teraz nadeszła zmiana i jeszcze jedna zmiana, po której ja miałam grać Julie. Ludzie, dlaczego ja? W tym akcie miałam się pocałować z Romeo, który jeszcze nie został wybrany. 
W duchu się modliłam, aby nie był to żaden, z którym jestem w jakiś sposób powiązana. 
Stanęłam na scenie w sali teatralnej i gapiłam się na ludzi i Whita, który nie mógł się zdecydować. Nie wiem co będzie gorsze, pocałować kogoś, czy zrobić to na oczach swojego chłopaka. 
- Ja nie mogę. - Szepnęłam do wykładowcy.
- Inni mogli, to i ty sobie poradzisz.
- Nie pasuję do roli. Julia miała jasne włosy.
- To improwizacja, więc nie robi różnicy.
- Ja nie...
- Oczywiście, że zrobisz to. Chodzisz na zajęcia teatralne, więc wiesz jak trzeba odegrać rolę. - Przegrałam. Ostatecznym pomysłem, jaki wpadł mi do głowy, było omdlenie. - Wstrzymałam oddech, a później upadłam. Słyszałam krzyki nad moją głową. Jednak dalej udawałam. Poczułam silne ręce, które podnoszą mnie do góry. Zaniosą mnie do pielęgniarki. Silne ramiona nie przypominały rąk ucznia, dlatego uchyliłam delikatnie oko. A później otworzyłam je szerzej. 
- Proszę mnie postawić. Już jest wszystko dobrze. - Zapewniałam nauczyciela. Dobrze, że nie zrobił sztucznego oddychania.
- Wystraszyła mnie panna. - Postawił mnie na ziemię. 
- Dziękuję. Myślę, że powinien pan wrócić do klasy. Ja zaraz dołączę.
- Dobrze. - Odwrócił się i poszedł, a ja odtańczyłam taniec radości i zaczęłam iść do klasy. Zadzwonił dzwonek. Pobiegłam do sali. Szybo się spakowałam i poszukałam wzrokiem Linkinów. Kierowali się do wyjścia ze szkoły, więc do niech podbiegłam, przepychając się między fanami.
- Chez, mogę cię przytulić? - Zapytałam z błyskiem w oku. 
- Pewnie. - Przyciągnął mnie do siebie, a ja tak ufnie się w niego wtuliłam.
- Zobaczymy się wieczorem?
- Tak. Przyjadę po ciebie i zabiorę cię gdzieś.
- Czyżby randka? 
- Chyba jestem na nie za stary. Jednak dla ciebie, wszystko. Bądź gotowa na siódmą.
- Okej. - Wymieniliśmy kilka zdań między sobą. Później podeszłam do reszty Linków których też przytuliłam.
- Dzięki za urozmaicenie dnia. - Powiedziałam Mikowi.
- Spodobało mi się w twojej szkole, może jeszcze kiedyś wpadniemy.
- Na to liczę. - Kiedy z każdym się pożegnałam, oni sobie poszli, a mnie obstąpił cały tłum ludzi.
- Na prawdę go przytuliłaś?! Jesteś taka odważna. - Zaczęła nawijać Sisi, która nagle mnie polubiła. Na ratunek przyszli znajomi z lunchu i porwali mnie. Poszliśmy za szkołę, gdzie byliśmy sami. Usiedliśmy na trawie pod drzewem, a oni zaczęli się na mnie patrzyć.
- Paula, czy ty spotkałaś ich już kiedyś? - Zapytał Luk.
- Wiesz, gadałaś z nimi tak normalnie i nie krępowałaś się jak wszyscy. - Dorzuciła Ava, która bardzo szybko wyłapuje takie szczegóły.
- Kiedyś przeprowadzałam z nimi wywiad do gazety. Wiecie, moja mama pracuje w "Gwieździe" i załatwiła mi pracę. Napisałam jeden artykuł w wakacje, jak byli w trasie w Vegas.
- Nic nie mówiłaś. W sumie, gdybyśmy się dowiedzieli, na pewno pół szkoły by cię celebrowało. - Brian był na prawdę spoko. Zawsze próbował zrozumieć też drugą stronę.
- Tak też by było, dlatego nie chcę by wyszło to na światło dzienne. 
- Dlatego Mike się tak na ciebie patrzył. Boże jaki z niego przystojniak! - Zapiszczała Carla. 
- Chez patrzył na nią "tym" wzrokiem. Wpadłaś mu w oko.
-  Tom, serio tak na mnie patrzył? - Zaciekawiłam się i tak zleciała nam ostatnie godzina zajęć. Oni mówili jak to, chłopaki na mnie patrzyli i jakie mają spostrzeżenia, a ja się tylko głupkowato uśmiechałam. 
- Dziewczyny, my spadamy grać w kosza. - Oznajmił Brian i chłopaki poszli.
- Dziewczyny dziś mam randkę i nie mam w czym iść. Która idzie ze mną na zakupy? - Carla i Ava zgodziły się od razu, więc pojechaliśmy autem Car. 
- Co twój facet lubi?
- Lubi kiedy jestem kobieca, ale i delikatna jak dziewczynka. Różowy odpada. - Od razu ich odwiodłam od głupiego pomysłu.
- Gdzie idziecie?
- Nie wiem, Av. Spojrzał na mnie tylko tajemniczymi oczami.
- Może noc sam na sam? - Ruszyła śmiesznie brwiami.
- Nie. Jesteśmy cywilizowani i nie pieprzymy się na każdym spotkaniu.
- Klasyczny wypad do kina, albo do kawiarni?
- Carla, on jest zapewne wyjątkowy. Postaraj się wymyślić coś lepszego. - Ava jak zwykle miała rację. On jest wyjątkowy, ale nie wiedzą w jaki sposób. Przecież facet jak facet, tylko artysta. Wygląda jak facet. Zachowuje się jak facet. Jest jak inni, ale całkiem odmienny. Dla mnie jest wymarzonym ideałem. Zapewne jego fanki też uważają go za ideał, ale mimo wszystko jest ze mną. 
- Dziewczyny, nie mamy czasu się kłócić. Pomóżcie mi coś znaleźć. - Zganiłam ich, a później poszłyśmy do sklepu z sukienkami. Cóż, ceny były zabójcze, ale kreacje ładne.
- Ta? 
- Nie, Av ona nie pasuje do niej. 
- Ta? 
- Byłaby dobra, ale ten kolor? Mówiłam, że różowy odpada. 
- Ta. - Powiedziałyśmy wszystkie razem. Była idealne. Kobieca, ale i miała coś z dziewczęcej niewinności. Góra była w panterkę na cienkich ramiączkach, a dół był czarny, wielowarstwowy. Odsłaniała mi nogi z przodu, za to tył był do samej ziemi. Szybko ją przymierzyłam i muszę powiedzieć, że leżała na mnie idealnie. 
- Dziewczęta, łowy się udały! - Oznajmiłam wychodząc z przymierzalni. 
- Boże, jakaś ty śliczna. - Zapiszczała Carla. - Jeszcze buty i jesteś gotowa. 
- Chcę dziś założyć szpilki. 
- Zaraz ci znajdę odpowiednie. - Ruszyła na żer. Ja poszłam się przebrać w swoje ubrania. Spojrzałam na cenę i pokręciłam głową z aprobatą - 90$, to nie była jakaś wygórowana cena, ale mimo wszystko była droga. Dziewczyny przyniosły mi czarne szpilki na prawie dwudziestocentymetrowym obcasie. Zamierzyłam i znów były idealne. Kolejne 50$ poszło na buty. A jeszcze wszystkie dodatki? Wydam na ten strój dwieście dolców. 
- Biorę. - Poszłam do kasy i zapłaciłam. Facetka dziwnie się na mnie patrzyła, kiedy podawałam jej złotą kartę. Nienawidzę takich spojrzeń, które są zazdrosne. Zapłaciłam i postanowiłam, że więcej do tego sklepu nie powrócę. Dziewczyny musiały się już zmywać do domu, a ja jeszcze pochodziłam po galerii i dokupiłam potrzebne mi drobiazgi. Zbliżała się godzina siedemnasta, kiedy wsiadałam w taryfę. Dojechanie do domu zajęło mi dwadzieścia minut, a później zaczęłam się szykować do spotkania. Jakie szczęście, że nic mi nie zadali i nie muszę ślęczeć nad książkami. 
Zamieniłam kilka słów z mamą, następnie poszłam po prysznic. Odświeżyłam się, zrobiłam bardzo delikatny makijaż, którego prawie nie było widać, ale czułam się w nim kobieco. Na koniec się ubrałam w sukienkę oraz szpilki. Nie zdążyłabym, gdyby mama nie uprasowała mi stroju i nie pomogła z upięciem włosów. Ona również miała gdzieś wyjść wieczorem z Christopherem. W sumie, lubiłam tego gościa. Był opiekuńczy i nie trzymał się sztywno zasad, jednak jeszcze nie powiedziałam mamie, że chciałabym by on stał się członkiem naszej rodziny. Nie chciałam zapeszyć. 
Zostało mi pięć minut do spotkania z Chezem. Cieszyłam się jak dziecko, że znów go zobaczę, chociaż widzieliśmy się dziś. Był jedyną osobą, z którą chciałam być, a nie tylko bywać. Było mi z nim naprawdę dobrze. Dziękować Bogu, że zesłał mi go na mojej drodze. Pomyśleć, że zderzyliśmy się na koncercie rockowym. Moje myśli; ''Co za palant, a ja już miałam ciche nadzieje na znajomość. We wszystkich romansach mamy, kończy się to wspólną przyszłością - cóż, to nie książka, ale prawdziwa rzeczywistość, gdzie jak przystojny to albo głupi, zajęty lub gej. Szlak.'' - do dziś nie dociera do mnie, że skończyło się jak w tych romansach. Przecież to tylko wymysły jakiejś niepoprawnej romantyczki, a tu okazuje się, że prawda. Oczywiście moja historia jest inna niż wszystkie. Dlaczego? Bo jest tylko moja i nikt nie włoży do niej swoich pięciu centów. 
Kiedy zegar wybił godzinę siódmą, narzuciłam na siebie płaszczyk i wyszłam z domu. Chez był punktualny, ja zresztą też. Nie lubiłam na kogoś czekać, nie lubiłam nawet czekać na samą siebie. Wszystko musiało być idealnie. Zeszłam po schodach werandy i stanęłam oko w oko z ukochanym. Znów czułam szybsze bicie serca - zupełnie jak na pierwszym spotkaniu. Za każdym razem, kiedy był blisko moje serce wariowało. Tak cholernie na mnie działał, a to powinno być stanowczo zabronione.
- Witam. - Przywitałam się bardzo grzecznie.
- Witam. - Pochylił się i pocałował mój policzek. - To dla ciebie. - Podał mi bukiet kwiatów. Moich ulubionych czerwonych róż.
- Dziękuję, są piękne. - Powąchałam ich delikatnego zapachu. Boże on jest idealny, zbyt idealny. - To ja może włożę je do wazonu.
- Oczywiście. - Szybkim krokiem, w który wkładałam tyle wdzięku, poszłam do mieszkania. Mama widocznie podglądała, bo już czekała na mnie z wazonem. Włożyłam kwiaty i poszłam do niego. 
- To gdzie mnie zabierasz? 
- Zobaczysz w swoim czasie. 
- Tajemniczość to twoja bardzo mocna strona. - Powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Wiem. Bardzo pięknie wyglądasz. - Zarumieniłam się. Często mówi, że pięknie wyglądam, ale teraz podziałało z o wiele większą siłą.
- Dziękuję, ty również prezentujesz się dobrze.
Spojrzałam na jego z jednej strony prosty strój, a z drugiej tak idealny. Czarne jansy i koszula w kratę. Jak już mówiłam w myślach; idealny. 
Otworzył mi drzwi jak na dżentelmena przystało, kiedy wsiadłam on zajął miejsce za kierownicą. Ruszyliśmy.
- Jak podobał ci się dzisiejszy dzień w szkole? 
- Był ciekawy. Ludzie oszaleli na wasz widok. Jeszcze fakt, że otwarcie ze sobą rozmawialiśmy to już w ogóle dla nich szok. 
- Chyba zauważyłaś, że jesteśmy normalnymi ludźmi, no może nie zawsze. Każdy miewa jakieś swoje dziwactwa, więc co to za szok?
- Zdajesz sobie sprawę, że jesteście jedną z tych grup, które są znani wszystkim? Prawie wszystkim? - Poprawiłam się natychmiastowo, bo sama wcześniej ich nie znałam.
- Tak. Jednak sama przyznaj, że zachowuje się jak normalny facet. Wcześniej, kiedy nie wiedziałaś kim tak naprawę jestem, uważałaś mnie za gościa z marzeniami o karierze.
- Tak. Dla mnie nadal jesteś chłopakiem, który pragnie szczęścia. Jesteś dla mnie zwykłym facetem, a nie gwiazdą rocka. Jesteś moim szczęściem. Oczywiście, kiedy widzę cię na okładkach, albo w telewizji, czuję twój zawód, ale prywatnie jesteś dla mnie najważniejszy i nie jako mój idol, ale ktoś kogo pokochałam. - Popatrzyliśmy na siebie przez chwilę. On jął moją dłoń i w milczeniu dojechaliśmy do miejsca, w którym jeszcze nie byłam. Wysiedliśmy, a mnie owinęła morska bryza. 
- Zamknij oczy. - Zamknęłam je, a on ujął mnie pod ramię i zaczął prowadzić. Ufałam mu w stu procentach. 
- Twoja mama powiedziała, że bardzo lubisz takie miejsca. - Szepnął mi do ucha. Moja mama była w to zamieszana, nie wróżyło to niczego dobrego. Chociaż, ona zna mnie najlepiej, więc powinna wiedzieć i zapewne wie, co lubię i czego oczekuję. Teraz przypomniałam sobie naszą ostatnią rozmowę o wymarzonej randce. Podpuściła mnie.
- Musiałeś długo z nią współpracować. Teraz wiem, po co zadawała pytania o tym, jaką chcę mieć wymarzoną randkę. 
- Przynajmniej wpadnę w twoje gusta. - Pocałował mnie w kark, następni się zatrzymaliśmy. - Możesz otworzyć oczy. 
Delikatnie podniosłam powieki, a widok zaparł mi dech. 
- Jest pięknie. - Odwróciłam się do niego przodem i złożyłam namiętny pocałunek na jego ustach. 
Byliśmy na plaży gdzie przyszykowany był stolik dla dwojga i piękny zachód słońca. Wzdłuż ścieżki ułożone były lampiony oraz cała masa kwiatów. Było tak idealnie.
- W te przygotowania byli zaangażowani wszyscy Linkini. - Powiedział, kiedy usiedliśmy przy stoliku. Było moje ulubione jedzenie, mianowicie krewetki oraz homary. Jestem wegetarianką, ale nie jem tylko ssaków i ptaków, a to są owoce morza. 
Miło rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, aż zrobiło się chłodno oraz ciemno. Postanowiliśmy się przejść wzdłuż morza. Objęłam go i ruszyliśmy. Nagle usłyszałam śpiewy grajków ulicznych, więc postanowiłam z nimi zatańczyć. 
- Chez, miałbyś coś przeciwko, gdybym z nimi zatańczyła? 
- Nie. - Szybko zdjęłam buty i do nich dołączyłam. Zaczęli grać jakiś żywiołowy utwór, którego nigdy wcześniej nie słyszałam. Razem z nimi była mała dziewczynka, która tańczyła doskonale. Pokazała mi ruchy, byśmy mogły zatańczyć we dwie. Ludzie zaczęli się zbierać i klaskać, a my tańczyłyśmy. Chez patrzył na mnie z uśmiechem. Podeszłam w jego stronę i zatańczyłam dla niego, by później i on wirował ze mną na środku ulicy. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszej randki. Była cudowna. 
- Dziękuję za tak udany wieczór. Dziękuję, że mogłam go spędzić z tobą. - Rzekłam, kiedy wymykaliśmy się z tłumu. 
- Zdecydowanie ten wieczór jest wspaniały. Jesteś dziś taka radosna. 
- Ty jesteś powodem mojej radości. - Przystanęliśmy i zaczęliśmy się namiętnie całować. We mnie szalał ogień. 

_____
Witam,
Rozdział udało mi się już skleić w jakąś logiczną całość. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.
Cóż, jestem z dumna z tego postu. Wydaje mi się, że jest jednym z lepszych, który kiedykolwiek udało mi się napisać.

Pozdrawiam,
Pani Ciemności.

4 komentarze:

  1. Pierwsza :3 Jakie to przemiłe uczucie.
    No i co ja mam napisać? Wszystko pięknie, ładnie. Żadnych błędów. Oby tak dalej. Pozdrowienia i życzę weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszą mnie każde słowa pochwały, za które serdecznie dziękuję.
      Pozdrawiam, Pani Ciemności.

      PS. Również życzę Ci weny:)

      Usuń
    2. A tak przy okazji zapraszam do siebie ;) I usuń zabezpieczenie przed komentarzem. Proszę..

      Usuń
  2. Uuuuu i te namiętne pocałunki Pauli i Chestera chociaż podoba mi się też to jak na niego mówi Chazy świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń