niedziela, 5 października 2014

Epilog

Dziś nadszedł ten upragniony dzień, kiedy to miałam stać się mężatką. Od samego rana krzątałam się razem z moimi pięcioma druhnami. Dziewczyny Linkinów pomagały mi w przygotowaniach i chyba były bardziej zdenerwowane niż ja. Dlaczego mam aż sześć druhen? Nie mogliśmy się z Chesterem zdecydować, która para będzie naszymi światkami, tak więc postanowiliśmy, że wszystkie i oto zadowoliliśmy wszystkich. Dziewczyny były ze mną przy wyborze sukni, której Chez jeszcze nie widział na oczy, ale myślę, że mu się spodoba. Kobiety wybrały sukienki w żywych kolorach oraz o takim samym kroju.
Linsey ma sukienkę o kolorze fuksji, Susan - niebieską, Anna - zieloną, Monica - żółtą, a Heidi czerwoną. Faceci mięli garnitury, które były takie same. Aby Chester miał inny, ale nie pozwolił mi go zobaczyć. Już za kilka godzin i tak zobaczę.
- Paula, mamy mało czasu. Zostało nam trzy godziny, a ty jesteś w rozsypce. Siadaj, zaraz ułożę ci włosy. - Powiedziała Anna i zabrała się za czesanie i modelowanie. One już były prawie gotowe, zostało im tylko założyć sukienki. Teraz zaczęły się zajmować mną. Ich stres udzielił się również i mnie, z czego nie byłam zadowolona. Jutro wszystkie brukowce będą o nas pisać. Nienawidzę być w centrum uwagi. Miał być kameralny ślub i przyjęcie, a jednak nam się nie udało. Mamy tak wielu przyjaciół i duże rodziny. A takie wydarzenie jest jedno.
- Kochanie, nie denerwuj się. Będzie wszystko dobrze, chyba że on ucieknie spod ołtarza. Mike by go zabił, zresztą Joe również. - Pocieszała mnie Heidi.
- Chyba mi tego nie zrobi.
- Tylko żartuję. - Uśmiechnęła się do mnie, co podniosło mnie na duchu.
Po dwóch godzinach byłam bóstwem. Długa suknie sunęła za mną. Dziewczyny spisały się znakomicie. Suknia była prosta. Pierwsza warstwa była perfekcyjnie dopasowana do mojego ciała, ale za to koronkowa warstwa, swobodnie opadała. Sukienka nie miała ramiączek, a mimo to trzymała się idealnie i nie opadała. Nie pokazywała za wiele, co bardzo mi się podobało. Na koniec założyłam zwykłe, białe obcasy, aby mieć te kilka centymetrów więcej. Ludzie, sto sześćdziesiąt centymetrów to kara. W tych butach byłam wyższa o jakieś osiem centymetrów.
Moje długie włosy były upięte w dużego koka, a na głowie miałam kapelusik z woalką. Wyglądałam jak królowa. Makijaż podkreślał moje niebiesko-zielone oczy, które w tym momencie niebezpiecznie błyszczały. Byłam gotowa.
Po mnie przyjechał Christopher, który miał mnie wprowadzić do kościoła przed ołtarz. Mój ojciec nie zechciał się pojawić, mimo iż został zaproszony przeze mnie osobiście. Chciałam się z nim pojednać, a on znów stał się dla mnie oziębły. Trudno, może kiedyś zrozumie swój błąd.
Dziewczyny pojechały z szoferami, razem z moją mamą i dzieciakami. Jack i Sophia mięli przynieść nam obrączki. Ethan, postanowił stać z Aidenem i bliźniaczkami, które mimo, że miały dopiero dziesięć miesięcy, rozumiały bardzo dużo.
Weszłam do kaplicy przy Marszu Mendelskona. Kurczowo trzymałam się Chrisa, aby nie upaść. Spojrzałam na ołtarz, przy którym stał już Chester wraz z naszymi świadkami. Uśmiechał się do mnie zachęcająco. Emocje były tak duże, że chciało mi się krzyczeć.
- Opiekuj się nią. - Powiedział mężczyzna mojej mamy, podając moją dłoń Chesterowi.
- Oczywiście. - Ujął ją i pocałował.
Zaczęła się uroczystość. Patrzyłam głęboko w oczy mojemu mężowi i powiedziałam 'TAK'. Dzieci przyniosły obrączki. Chester delikatnie wsunął mi ją na palec, a później ja zrobiłam to samo.
Byłam szczęśliwa nie do opisania jak bardzo byłam szczęśliwa.
- Ogłaszam was mężem i żoną. - Oto zakończyliśmy w tym momencie jeden etap, a zaczęliśmy drugi. Będziemy już zawsze przy sobie i nic nas nie rozdzieli.
Wyszliśmy na zewnątrz, a ludzie zaczęli sypać nas ryżem i kwiatami.
Wszyscy składali nam życzenia, a paparazzi robili zdjęcia. Nawet mi to nie przeszkadzało.
- Pani Bennington, uczyniłaś Pana Benningtona najszczęśliwszym człowiekiem.
- Cała przyjemność po mojej stronie, mężu. - Pocałowaliśmy się, a wszyscy zaczęli klaskać.
Pojechaliśmy limuzyną do sali, którą wynajęliśmy.
Sala była urządzona z klasą. Fioletowo - biało - kremowe elementy dodawały szyku całej sali. Byliśmy jak para królewska.
Na środku stał tort. Tort był biały z niebieskimi różami oraz granatowymi wstążkami. Był idealny, tak samo jak nasz ślub.
Zaczęła się zabawa. Ciągle byłam wyrywana przez mężczyzn, a Chez przez kobiety, dopiero koło ósmej dostałam się w objęcia mojego ukochanego.
- Wiesz jak ja cię bardzo kocham? - Zapytał i pocałował mnie w usta.
- Wiem. Kocham cię równie mocno. Ten dzień jest dla mnie najwspanialszym dniem. Od dziś jesteśmy już na zawsze razem. Nic tego nie zmieni.
- Tak, nic tego nie zmieni. - Zatopieni w namiętnym pocałunku i kołyszący się w rytm muzyki, świętowaliśmy nasz ślub.
KONIEC.

______
Takim oto sposobem dobrnęliśmy do końca opowiadania.
Dziękuję wszystkim, którzy tu zaglądali, czytali i zostawiali po sobie miłe komentarze.

A TERAZ TROCHĘ STATYSTYK:
Blog został odwiedzony przez was 6295 razy.
Zostawiliście tu 136 komentarzy.

Jeszcze raz serdecznie dziękujemy za wasze wsparcie.
Jeśli chcielibyście dalej być z nami, to zapraszam na ANIOŁEK Z PIEKŁA RODEM.

Pozdrawiam,
Lilith.

sobota, 4 października 2014

Rozdział XXXIX

Dziś mija dwa tygodnie odkąd Chester znów pojechał na jakąś ważną trasę koncertową. To wypadło im tak nagle. Manager zadzwonił dzień po ich przyjeździe z dwumiesięcznego wyjazdu, że wieczorem mają być gotowi, bo jadą do Vegas. Z tego co wiem, to mięli jeszcze zacząć kręcić teledysk, a terminy zaczęły ich gonić. Jeśli musi jechać, to rozumiem. Przecież to jego praca, a ja się na nią zgodziłam.
Te dwa tygodnie były najbardziej pracowitymi tygodniami w moim życiu. Gdyby nie wyjazd Chestera, to razem załatwialibyśmy, a tak to wszystko spoczęło na mojej głowie. Wszystko już było uzgodnione wcześniej, ale mimo wszytko trzeba było poświęcić sporo uwagi na dopilnowanie szczegółów. Chciałam, aby było idealnie. Ślub miał być przypieczętowaniem naszych uczuć. Odrzuceniem tego wszystkiego co było złe, a skupieniu się na teraźniejszości i przyszłości. Takie postawiliśmy sobie zadanie na przyszłość.
Nadeszła właśnie upragniony dzień po tych dwóch tygodniach, kiedy Chester wróci z trasy. 
Od samego rana chodzę podekscytowana. Mieszkanie posprzątałam na perfekt. Ugotowałam znakomitą zapiekankę. Pierwszy raz mi się taka udała. To takie dziwne uczucie. Już nie raz Chez wracał z trasy, ale nigdy w związku z tym nie czułam takiego podniecenia. Nie wiem od czego to jest zależne, ale to uczucie jest mi takie obce, a jednocześnie dziwnie znajome. 
Mam przeczucie, że to będzie niezapomniany powrót. Moje przeczucia są nadzwyczaj prawdziwe i niezawodne. 
Już wiem skąd ten mój zachwyt. Dziś powiem Chesterowi o mojej sukni ślubnej! Na wybraniu odpowiedniej kreacji spędziłam długie godziny u krawcowej. Uszyła mi tę wymarzoną. Taką niepowtarzalną i tylko moją. Dziewczyny pomagały mi nieustannie. Pomagały mi w wybieraniu sali, kwiatów, muzyki, dekoracji. Czasami opiekowały się dzieciakami, abym mogła sobie odpocząć i spokojnie siedzieć u krawcowej. Anna, mimo, że na początku była sceptycznie nastawiona do mojego związku z Chesterem, to teraz była moją najlepszą przyjaciółką. Dziewczyny pozostałych Linkinów też byli dla mnie kimś ważnym, ale Anna zawsze potrafiła do mnie dotrzeć.
- Mamo, co się dzieje? - Zapytał Ethan troskliwie.
- Nic. Po prostu cieszę się, że Chester wraca.
- Zachowujesz się co najmniej dziwnie. To nie pierwszy raz kiedy przyjeżdża z trasy. Nigdy nie widziałem cię tak szczęśliwej.
- Chcę mu powiedzieć o wszystkim, co zrobiłam w sprawie naszego ślubu. Wiesz, że to dla mnie bardzo miły temat. 
- Okej. Miałabyś coś przeciwko, gdybym poszedł z Meggie do kina? 
- Nie. Lubię ją. Ma na ciebie dobry wpływ. - Uśmiechnęłam się do swojego syna. 
- Jej mama jest innego zdania. Powiedziała, że Meggie mnie zmieniła.
- Zmieniła cię, ale nie w zły sposób. Jesteście dobrymi przyjaciółmi i nikt nie może mieć na to wpływu, nawet dorośli. Wiesz, że gdybym poddała się na samym początku, to teraz nie było by mnie przy  Chesterze. Nie spotkałabym ciebie, nie miała dzieci. Zapewne pracowałabym w jakiejś korporacji, która nieustannie by mnie nudziła. A tak to mam życie pełne wrażeń i zwrotów akcji. Jest tak, bo podjęłam dobrą decyzję. Wy też musicie pokonać przeciwności losu. 
- Wiem. Postaram się. - Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Chwilę jeszcze porozmawialiśmy oraz pobawiliśmy się z dzieciakami, aż usłyszałam dźwięk samochodu. 
- Kochani, wrócił. - Ogłosiłam. Wzięłam bliźniaczki na ręce. Ethan, Jack i Sophia udali się za mną do wyjścia. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam TurnBus. 
Drzwi się otworzyły, a z niego wysiadł Mike. 
Popatrzyłam na niego i wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Ethan powstrzymywał się ostatkami sił, ale i on po chwili do mnie dołączył. Jack i Sophia podeszły do Shinody z uśmiechami na twarzy. 
- Mike, co ci się stało? - Powiedziałam między napadami śmiechu.
- Co się stało? - Powiedział przerażony.
- Włosy. Się. Stały. - Odpowiedział Ethan. 
- Co z nimi nie tak? - Dotykał się po całej głowie, a ja znów dostałam napad wesołości. 
- Wuju, dlaczego masz czerwone włosy? - Inteligentnie zauważyła dziewczynka. - Wyglądasz jak moja lalka.
- Przegrałem zakład. A tak w ogóle to cześć. - Uśmiechnął się do nas. Boże, Anna go jeszcze nie widziała. Zdziwi się, kiedy go zobaczy. Będą wyglądać jak bliźniaki. Ona też ma czerwone włosy i chyba nawet odcień się zgadza. Ile ja bym dała, aby zobaczyć jej minę.
- Cześć, cześć. - Odparłam. - Gdzie Chez?
- Boi się wyjść. 
- Co mu się stało? - Teraz to ja się przeraziłam. Miałam przeczucie.  Czułam, że coś jest nie tak.
- Zaraz zobaczysz. Chłopaki chodźcie. - Zawołał ich. 
Pierwszy wyszedł Brad. Był w nowej fryzurze. Ściął włosy i wyglądał bardzo dobrze. 
- Przestraszyłem się, kiedy powiedziałaś abym bał się zasypiać. Postanowiłem sam zająć się włosami, bo mógłbym skończyć jak Mike.
- Brad, dobrze wyglądasz. Całkiem przystojny z ciebie facet. - Puściłam do niego oczko.
- No wiesz co? Jakbym wcześniej nie był ciachem. - Zrobił urażoną minę. - Ja od zawsze jestem przystojny. Tu się nigdy nic nie zmieni.
- Masz rację. - Po chwili z autokaru wyszedł Rob. Przynajmniej on nic nie miał zrobione z włosami. Po kilku sekundach dołączył Joe, który również nic się nie zmienił. Później pojawił się David. Znów dostałam ataku śmiechu. Boże, co oni robili w tej trasie? Ja mogłam przyzwyczaić się, że on jest rud, ale nie niebieski! 
- Ty też... zakład? - Mówiłam trochę nieskładnie. On tylko przytaknął. To było przekomicznie śmieszne.
Na samym końcu pojawił się Chester. Miał on na głowie kaptur od bluzy. 
- Kochanie. - Podeszłam do niego z dzieciakami i mocno przytuliłam. Pocałował bliźniaczki w czoła, a mnie obdarował długim pocałunkiem. Następnie przywitał się z resztą rodzinki. 
- Tęskniłem za wami. - Wziął Lily i Liv na ręce. 
- Tata. - Powiedziała Lil, dotykając jego policzka. 
- Chez no pochwal się. - Ponaglał Mike. - Muszę zobaczyć jej minę. 
- Okej. - Wziął uspakajający oddech. Dziewczynki podał Joemu, który zaczął bawić się z bliźniaczkami. Chester zdjął kaptur, a tam ukazała mi się blond czupryna. 
- Nie, nie przegrałem zakładu. Po prostu zrobiłem to spontanicznie. - Ubiegł moje pytanie. Moja twarz nie wyrażała uczuć. Spodziewałam się gorszej rzeczy po słowach Mikea. Na mojej twarzy wykwitł nieśmiały uśmiech.
- Myślę, że dobrze wyglądasz jako blondyn. Spodziewałam się czegoś gorszego po tym, jak zobaczyłam Mika albo Phonixa.
- Naprawdę uważasz, że wyglądam dobrze? Bałem się, że ci się nie spodobam.
- Nie liczy się twój wygląd. Liczy się to, co masz do zaoferowania z serca.
Popatrzyliśmy na siebie z miłością. Byłam pewna, że dobrze zrobiłam wybaczając mu zdradę. Teraz, kiedy pokonaliśmy wszelki przeszkody, możemy być już tylko szczęśliwi.
Weszliśmy do domu, a chłopaki rozjechali się do swoich mieszkań i kobiet. Chester tak bardzo stęsknił się za dzieciakami, że nie mógł przestać się z nimi wygłupiać. Wesołe krzyki i śmiechy rozbrzmiewały w całym domu. Tak właśnie powinna wyglądać szczęśliwa rodzina.
Wieczorem, kiedy ułożyliśmy dzieci spać, zaczęłam opowiadać swojemu przyszłemu mężowi o wszystkim czego dokonałam. Jemu też zaczął udzielać się ten nastrój podekscytowania i strachu przed tak ważną dla nas uroczystością.

czwartek, 2 października 2014

Rozdział XXXVIII

Siedziałam sobie na werandzie i obserwowałam moje szkraby. Moje wspaniałe dzieci, które dały mi tyle szczęścia. 
One były dla mnie wszystkim, kiedy miałam złe samopoczucie, kiedy Chester wyjeżdżał na długie trasy koncertowe. Wtedy czułam, że nie jestem sama i to, że zawsze mam przy sobie jego cząstkę. 
Teraz widzę, ile radości dostałam od losu. Z biegiem lat dostrzegam, że warto było wybaczyć i dać się ponieść chwili. Co bym zrobiła, gdybym mu nie wybaczyła? Co by się teraz ze mną działo? Jak daleko bym zaszła bez Chestera? 
W mojej głowie pojawiały się coraz to nowsze pytania oraz coraz mniej odpowiedzi. Nie umiałam wyobrazić sobie przyszłości bez niego. On jest dla mnie wszystkim. To on jest moją pasją, która pochłania mnie doszczętnie. 
- Sophia, ostrożnie. Nie biegajcie na kamykach. - Słodka dziewczynka mnie posłuchała i zaczęła uciekać przed Jackiem w moją stronę.
- Mama. - Powiedziała Liv, która urwała dla mnie kwiatuszek. 
- Dziękuję słonko. - Pocałowałam ją w blond czuprynkę. Po chwili dołączyła do nas Lily. Próbowała wdrapać się na moje kolana, więc jej w tym pomogłam, a następnie wzięłam do siebie Liv.
- Mamo! Gdzie jesteś? - Usłyszałam głos Ethana.
- Na werandzie! - Po chwili do nas dołączył najstarszy podopieczny.
- Mogę iść z kumplami pograć w kosza?
- Tak, tylko proszę, abyś wrócił wcześniej. Nie chcę się o ciebie zamartwiać.
- Okej. Dasz mi kilka dolców?
- Weź sobie z portfela. Tylko zero alkoholu.
- Tak jest. 
- Ethan. - Lily wyciągnęła do niego dłoń. Chłopak wziął ją na ręce.
- Gdybyś nie była moją siostrą, to byłbym skłonny się z tobą umówić. - Zażartował, a później oddał mi małą. 
- Ethan, zachowuj się. Baw się dobrze. - Uśmiechnęłam się do niego, a on wyszedł. Ethan jest wspaniałym przyjacielem. W sumie nie różni nas jakaś specjalnie duża różnica wiekowa. 
Posiedziałam jeszcze trochę z dziećmi na dworze i udaliśmy się do domu. Postanowiłam coś ugotować. 
Lili i Liv były zmęczone, więc ułożyłam je do snu. Jack bawił się w salonie klockami, a Sophia rysowała. Ma wrodzony talent do rysowania. Aiden, mój daleki mały kuzyn, który przyjechał do LA do szkoły, uczył się do klasówki z matematyki. On jest zamkniętym w sobie chłopcem, ale widzę w nim bardzo duży potencjał. Rozumiemy się prawie, że bez słów. Oboje mięliśmy trudną przeszłość. On jest takim promyczkiem nadziei.
Zabrałam się za gotowanie. Dziś postawiłam na moje ulubione curry. Ah, gdyby Joe tu był. On uwielbia moje curry. 
Kiedy już miałam naszykowane wszystkie produkty, rozległ się dzwonek do drzwi. 
Poszłam otworzyć, a osobę, którą tam zobaczyłam wprawiła mnie w osłupienie. 
- Sam, co ty tutaj robisz? 
- Możemy porozmawiać, to jest dla mnie bardzo ważne. 
- Tak, wejdź. - Zaprosiłam ją do środka. Nie wiem dlaczego, ale czułam, że tak będzie lepiej.
- Sophia, Jack, Aiden idźcie do swoich pokoi. Aiden, miej na nich oko, dobrze?
- Dobrze. Muszę zrobić sobie przerwę. Zagramy w coś? - Zapytał dzieciaki, a one ucieszone poszły za nim na górę. 
- Przepraszam za bałagan, ale nie spodziewałam się dziś gości. Proszę, usiądź. - Wskazałam sofę, a ona tam spoczęła. Zebrałam szybko zabawki do wiklinowego kosza i usiadłam obok niej.
- Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. - Przytaknęłam. - Ja nie powinnam była w ogóle do ciebie przychodzić, ale nie umiem sobie z tym poradzić. Wszyscy dawni znajomi się ode mnie odwrócili przez to, że przespałam się z twoim facetem. Ja na prawdę nie myślałam, że to może tak bardzo cię boleć i brnęłam w to dalej. - Zaczęła płakać. Te wspomnienia bolały i mnie, ale nauczyłam się znosić ten ból. Wiedziałam, że tak będzie lepiej.
- Nie wracajmy do tego. Było, minęło.
- Właśnie nie minęło. Ja go kocham, nadal go kocham. Nie chcę z tobą walczyć, bo i tak przegram. On nic do mnie nie czuje, ale ja.... Ja nie daję sobie sama rady. Zawsze, kiedy was widzę czuję taki cholerny żal do samej siebie, że wtedy go zdradziłam. Nie chcę już cierpieć.
- Dlaczego mi o tym mówisz?
- Bo wiem, że mnie zrozumiesz. Jesteś dla niego naprawdę idealną drugą połówką. - Teraz już płakała na dobre. Mnie też było ciężko, kiedy dowiedziałam się, że nadal do niego coś czuje. 
Przytuliłam ją do siebie. Wiem jak to jest kochać kogoś, kto nie kocha ciebie. Płakałyśmy oboje.
- Sam, ja go nie zostawię. Nie mogę zniszczyć tego, co budowałam z nim przez tyle lat. Gdyby to było wcześniej, gdybym go nie poznała, ale nie teraz. Nie mogę, po prostu nie mogę. 
- To tak cholernie boli. 
- Wiem, oddychaj spokojnie. Zaparzę herbatę, to spokojnie porozmawiamy. Przykro mi, że nieszczęśliwie się zakochałaś. - Wstałam i skierowałam się do kuchni. Nastawiłam wodę i przygotowałam dwa kubki z herbatą, do jednego dodatkowo dosypałam melissy, aby choć trochę się uspokoiła. Po niecałych pięciu minutach wróciłam do salonu. Podałam jej napar. 
- Dlaczego w ogóle ze mną rozmawiasz? Jestem kochanką twojego faceta.
- Wina nie leży tylko po twojej stronie. Gdyby Chez tego nie chciał, nie zdradziłby mnie. Nie mogę obwiniać tylko ciebie. Ja czuję do was tylko żal, że tak mnie potraktowaliście. Chesterowi już wybaczyłam, tobie zresztą też. 
- Jesteś na prawdę wspaniałą dziewczyną. Zawsze, kiedy się spotykaliśmy, on miał cholerne wyrzuty sumienia. Nawet mówił o tobie jak o największym skarbie. Właśnie dlatego chciałam cię zniszczyć. To zawsze ja zaczynałam i to ja kończyłam. Chciałam poczuć, że zależy mu na mnie, że nie łączy nas tylko seks, ale coś więcej. Jednak się myliłam. Ty byłaś nie do zniszczenia. Wybaczałaś za każdym razem, za każdym razem do siebie wracaliście, a mnie odstawiał na bok. Tego dnia, kiedy nas zobaczyłaś, zrobiłam to specjalnie. Zobaczyłam, że zajeżdżasz pod dom samochodem i zaczęłam go całować. Uległ mi kolejny raz. Tego dnia, przyszłam powiedzieć, żeby wybrał między tobą a mną, a on wybrał ciebie. Nie wytrzymałam, nie potrafiłam odejść obojętnie od niego. Chciałam widzieć jak cierpisz. Chciałam, żebyś cierpiała tak samo jak ja. 
- Nie wracajmy do tego. 
- Jeśli teraz tego nie powiem, będę męczyła się do końca życia. - Przytaknęłam. - Z jakiejś gazety udało mi się przeczytać, że wasz związek legł w gruzach. Cieszyłam się tak cholernie, bo wiedziałam, że do mnie przyjdzie, a on nie przyszedł. Nie odbierał, nie odpisywał. Zerwał ze mną kontakt. Widziałam, że cierpi. Na tym koncercie, na którym cię przepraszał, ja stałam w tłumie. Patrzyłam z szyderczym uśmiechem na jego porażkę i twoją obojętność. Cieszyłam się, że rozdzieliłam was na zawsze. Sala opustoszała. Tłumy zaczęły wychodzić, a ja do niego podeszłam i chciałam go fałszywie pocieszać. Odtrącił mnie i zarządził kategoryczny koniec. Od tamtego czasu cierpię, że mu nie powiedziałam, że coś do niego czuję. Byłam skłonna wymyślić ciążę. Powiedzieć, że to on jest ojcem, przecież tak zrobiła Kate. Bo miała nadzieję, że do niej wróci, kiedy się dowie. A on nie odszedł od ciebie. Ona umarła, zostawiając mu niespodziankę, a ty przygarnęłaś Jacka.  
- Chwila, chcesz powiedzieć, że Jack nie jest jego synem?
- Tak. Kate była podobna do Cheza, znalazła kogoś podobnego do siebie i zrobiła sobie dziecko. Jakbyście byli bardziej uważni, zobaczylibyście, że on urodził się później niż powinien. Powiedziała Mikowi, że ukrywała przed Chesterem ciążę miesiąc, kiedy jeszcze byli w związku, prawda? Ona nie umiała dochować tajemnicy. Powiedziałaby mu od razu.
- Skąd o tym wiesz? 
- Szukałam wielu sposobów na popsucie waszego związku, aż natrafiłam na nią. Kiedyś się z nią przyjaźniłam, a później Chez wybrał ją, a nie mnie. Znienawidziłam Kate.
- Musiałaś czuć się okropnie. 
- Tak. Wiesz, że po rozmowie z tobą, zrozumiałam coś bardzo ważnego. Chester nigdy nie był dla mnie odpowiednim facetem. Zmarnowałam wiele lat na uzyskanie u niego jakichkolwiek względów. Nadal go kocham, ale nie mogę was rozdzielić. Jesteście sobie przeznaczeni i tak powinno pozostać już na zawsze.
- Dziękuję, za tę rozmowę. Ona dużo wniosła nie tylko w twoje życie, ale również i w moje. Mam nadzieję, że znajdziesz kogoś odpowiedniego i będziesz z nim szczęśliwa.
- Dziękuję. - Z naszych oczu popłynęły łzy. Płakałyśmy obydwie wtulone w siebie. Kochałyśmy jednego faceta, ale na różne sposoby. 
- Ja już muszę wracać, Chester zapewne zaraz wróci z trasy, a nie chcę go widzieć. 
- Przyjdź jeszcze kiedyś. Mimo, że był to bolesny temat, to miło mi się z tobą rozmawiało.
- Czas pokaże, czy będę miała na tyle odwagi by tu przyjść. Do zobaczenia. - Wstała z kanapy, a ja ją odprowadziłam do drzwi. 
Mimo, że na początku ją nienawidziłam, to teraz poczułam coś więcej. Chciała się tylko odegrać za to, że jej nie wyszło. 
Wróciłam do kuchni i dokończyłam curry. 
Następnie nakarmiłam dzieciaki, które teraz usiadły na kanapie, a ja zaczęłam grać na fortepianie. 
Muzyka mnie pochłonęła. Kiedy przyszedł Ethan, również dołączył się do mnie i zagraliśmy. Dzieci są uzdolnione muzycznie. Grając, zapomniałam o całym świecie. Dopiero, kiedy poczułam dłonie, które zasłaniają mi obraz, wróciłam do świata.
- Zgadnij, kto to? 
- Chez. - Odwrócił mnie na stołku w swoją stronę. Brakowało mi go przez te dwa miesiące. Podniósł mnie i mocno do siebie przytulił. Poczułam się wyśmienicie w jego objęciach.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam. - Łzy popłynęły po moich policzkach. Zawsze płakałam, kiedy odjeżdżał i kiedy wracał do mnie. Różnica tylko w tym, że raz ze smutku, a drugi raz ze szczęścia.
- Odpoczęłaś ode mnie.
- Nie lubię takiego odpoczynku. Mięliście wrócić dopiero jutro.
- Nie cieszysz się?
- Cieszę, ale nie zdążyłam ugotować czegoś specjalnego. Boże, dziękuję, że wróciłeś cały i zdrowy. 
- Tak. - Uśmiechnął się smutno. Coś się stało, coś poważnego. Wyswobodziłam się z jego objęć. Po chwili rzuciły się na nas dzieciaki. Byliśmy naprawdę szczęśliwą rodzinką po przejściach. Cieszę się, że wszystkie złe wspomnienia odeszły.
Miło nam minął cały wieczór. Chester mimo zmęczenia położył dzieciaki spać. Przeczytał im kolejny fragment ''Opowieści 1000 i jednej nocy''. Oni to uwielbiają, chociaż już znają tę książkę na pamięć. 
Leżałam w swoim łóżku i czekałam na mojego narzeczonego. Chciałam z nim porozmawiać o trasie i o spotkaniu z Sam. Nie mam zamiaru przed nim niczego ukrywać. 
Wreszcie przyszedł do mnie.
- Kochanie, wiesz, że ta trasa była tak bardzo męcząca, bo nie było cię przy mnie?
- Wiem. Jak udały się koncerty?
- Bardzo wyczerpujące, ale mam bardzo dużo energii, aby zająć się tobą. - Złożył pocałunek na moim obojczyku. Później zaczął wędrować w górę i dotarł do moich ust, a ja zaczęłam chichotać. 
- Chez, nie dzisiaj. Musimy poważnie porozmawiać.
- Źle się czujesz? - Zapytał z troską.
- Nie. Dziś jest duże prawdopodobieństwo, że mogę zajść w ciążę, a nie jestem jeszcze na to gotowa. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. Gdybyś znów była taka słaba jak po ostatniej ciąży, byłoby mi ciężko. Rozumiem i doceniam, że mi o tym powiedziałaś. 
- Dlaczego byłeś smutny, kiedy wspomniałam o powrocie do domu w dobrej formie? Jest coś, co powinnam wiedzieć?
- Podczas ostatnich koncertów za bardzo zaszalałem z chłopakami i znalazłem się w szpitalu, ale już nic mi nie jest. Muszę się tylko oszczędzać.
- To coś poważnego? Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie chciałem, abyś się o mnie martwiła. Wiem jak bardzo emocjonalnie podchodzisz do stanu mojego zdrowia. Jak już mówiłem, za mną jest lepiej. Mam tylko odpocząć, nie przemęczać się i chwilowo nie powinienem śpiewać. 
- Tak mi przykro. - Pocałowałam go. Śpiewanie jest dla niego wszystkim, a co jeśli już nigdy nie będzie mógł śpiewać? On się przecież załamie. 
- Chciałaś o czymś porozmawiać.
- Tak. Dziś była u nas Samantha. Rozmawiałyśmy trochę o tobie, o niej, o mnie.
- Czego ona od ciebie chciała?! Kurwa, przecież miała się już więcej nie wpieprzać w nasze życie!
- Nie krzycz, my tylko rozmawiałyśmy. Wiesz, że ona cię kocha? 
- Nie, nigdy tego od niej nie usłyszałem, ani nie odczuwałam.
- Jednak to prawda Chaz, ona cię kocha. Wiem, że nic do niej nie czujesz.
- Tylko to przyszła ci powiedzieć? 
Skłam. On nie może wiedzieć. To go dobije. - Powiedziała moja podświadomość. Serce też się z nią zgodziło. To chyba pierwszy raz.
- Tak. Nie bądź na nią zły. Ona została sama.
- Była suką.
- A ty się z nią pieprzyłeś. Proszę, więc nie mów, kto tu się źle zachował. Przecież to z nią mnie zdradzałeś. 
- Żałuję tego. 
- Wiem. Nie wracajmy do przeszłości. Chcę, abyś wiedział, że z Sam mam zamiar się kolegować i nic tego nie zmieni. 
- Jesteś dla wszystkich taka dobra. Kocham cię.
- Ja ciebie też, ja ciebie też. - Wtulona w jego tors, odpłynęłam do krainy Morfeusza.

_____
Kolejne rozdziały pojawią się: 4 i 5 października.